Drogi Jerzy!
Nie ukrywam, że zaskoczyłeś mnie kategorycznym żądaniem, żebym to właśnie ja podsumował dyskusję, jaka się zaczęła po opublikowaniu na Twoich "łamach" wyników poszukiwań Ryszarda Pluteckiego. Takie podsumowanie – to coś pomiędzy usiłowaniem samobójstwa, rzucaniem grochem o ścianę a pracą Syzyfa.
Ryszard Plutecki popełnił błąd już na wejściu. Myślał zapewne, że jak przejrzy źródła historyczne – odkryje „prawdziwą historię regat, kapitana i pucharu”. (Wymaga to – rzecz jasna - przyjęcia założenia, że dotychczasowa, powszechnie znana wersja zdarzeń jest nieprawdziwa). W rzeczywistości zaś
podjął walkę z legendą, a ta nigdy nie kończy się sukcesem.
Kilka przykładów z różnych szuflad:
Julian Ordon – Sugestywny wiersz Mickiewicza spowodował, że cały naród wie, iż Ordon, w powstaniu listopadowym, wysadził redutę (i siebie) na warszawskiej Woli. A prawda jest inna: Ordon wcale nie zginął. Żył jeszcze długo w Dreźnie, Szkocji, Paryżu, potem wyjechał do Włoch i walczył w oddziałach Garibaldiego. Zmarł śmiercią samobójczą we Florencji niemal 40 lat po „śmierci” na Woli. Po sprowadzeniu zwłok skremowano je. Grób Ordona jest na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, obok grobów Konopnickiej, Zapolskiej, Grottgera. Ale w narodzie dalej powszechna jest świadomość, że Ordon – na reducie.
Józef Piłsudski – przykład dobrego katolika. Słyszałem nawet kiedyś w radio, jak jeden z biskupów wychwalał jego głęboką religijność . Tymczasem Piłsudski był indyferentny religijnie i dwa razy zmieniał wyznanie. Kiedy Watykan nie zgodził się na jego ślub z nie-katoliczką i w dodatku rozwódką, bez wahania zmienił wyznanie na ewangelicko-augsburskie.
Ale w powszechnym przekonaniu – wzorowy katolik.
Stajnia na „Pogorii” – W 1980 roku władza odczuwała silne zapotrzebowanie na dopieprzenie komuś z ówczesnego establishmentu. Idealnym kandydatem był ówczesny prezes Radiokomitetu, Maciej Szczepański. „Solidarność” na Woronicza machnęła gazetkę ścienną, na której wywieszono tekst, że ten wredny prezes, na pieniądze Radiokomitetu (czytaj – nasze) zbudował sobie luksusowy jacht z marmurami, basenem i stajnią dla konia. Następnego dnia te pierdoły przedrukowała „Trybuna Ludu”. Nawiasem mówiąc, był to chyba jedyny przypadek, kiedy „Trybuna” pisała to samo, co „Solidarność” he, he, he.
No i naród uwierzył. W całości! Tyle, że jedni powoływali się na autorytet „Solidarności” a inni na autorytet „Trybuny”. A ja, naiwny, zmieniając załogi z Bractwa Żelaznej Szekli, usiłowałem co tydzień przekonać na Skwerze Kościuszki tłum paru tysięcy turystów, że tu nijakiej stajni nie było i nie ma. Naród wiedział swoje. Przecież „Solidarność” (albo „Trybuna”) wie lepiej niż jakiś tam kapitan „Pogorii”. A kiedy w Kołobrzegu, na uroczystości 20-lecia „Zawiszy” namówiłem fotografa wczasowego, żeby wprowadził na pokład „Pogorii” kucyka, a ja – przebrany za kapitana – udzieliłem wywiadu Telewizji Gdańskiej (karmiłem konika kostkami cukru klęcząc, bo kucyk był „sitting dog size”), tzw. szeroka publiczność z tym większym przekonaniem twierdziła, że na „Pogorii” jest koń, bo przecież telewizja go pokazywała. Zygmunt Choreń, który też bezskutecznie walczył ze stajnią, chciał mi podobno zrobić kęsim za ten głupi dowcip.
I mojżeszowskie 40 lat nic tu nie pomoże. Kolejne pokolenia będą sobie przekazywać sensacyjną wiadomość, że kiedyś na „Pogorii” była stajnia. I koń!
To są wszystko rzeczy do sprawdzenia. Są jednak i takie, które chyba nigdy nie będą wyjaśnione. Na przykład śmierć Władysława III. Powszechnie wiadomo, że zginął w obronie wiary chrześcijańskiej pod Warną. To co robi jego grobowiec w Madalena do Mar na Maderze?
A dzisiejsze badania historyczne? Trzeba je robić tak, żeby na końcu wyszła sensacja. Jeśli wnioski nie zgadzają się z faktami – tym gorzej dla faktów! Kilkanaście lat temu, wracając z Gdyni słuchałem w samochodzie radia. Dwójka nawiedzonych dziennikarzy śledczych (w tym ta, która zachwyciła prezydenta czerwonym strojem) podekscytowanymi głosami oznajmiła światu swoje odkrycie. Odkryli oni mianowicie, że w rejsie „Zawiszy” dookoła świata niejaki Wachowski (z zawodu kapciowy) nagle wysiadł w Singapurze, a po trzech miesiącach niespodziewanie wsiadł w Nachodce. Wniosek dziennikarzy był oczywisty: Wachowski to agent! Ja wiedziałem, dlaczego Wachowski to wsiadał, to wysiadał, ale mnie nikt nie pytał. Bo i po co? A nuż okazałoby się, że nie ma w tym żadnej sensacji. Tylko czy udałoby się wtedy wydać książkę „Kim pan jest, panie Wachowski?”
Wróćmy jednak do naszych baranów. Ryszard przyjął metodę badawczą, która nazywa się „Może ktoś coś wie, może jak poszperam tu i ówdzie, to coś znajdę”. W rezultacie odkrył to, co wiedzą wszyscy: Regaty były, Prechitko wygrał, Kronenkompass dostał. No i – zgodnie z obecnym „tryndem” – wyciągnął wniosek: ”Jeden wielki mit - czyli jedna wielka bzdura.”
Znaczy – no, Prechitko wygrał. I na tym koniec!
A co można było osiągnąć przy takiej metodzie badawczej i takim wnioskowaniu?
Argument, że Robert Hoffman jest niewiarygodny, z powodu skoligacenia z Prechitką jest - delikatnie mówiąc – zabawny.
Niewiarygodni są również dla niego Piotr Mroczek i Rafał Krause – bo to koledzy z klubu.
Jeśli traktować takie argumenty serio – to ja jestem niewiarygodny, kiedy piszę coś o „Zawiszy Czarnym”. Otóż przodek mojej nieżyjącej już Żony (panieńskie nazwisko Tuliszka), Janusz Tuliszka z Tuliszkowa, herbu Dryja, kasztelan kaliski, peregrynował z Zawiszą Czarnym na sobór w Konstancji. Zawisza był specjalnym wysłannikiem króla, a Tuliszka – jego zastępcą. Potem razem z Zawiszą walczył pod Grunwaldem i za zasługi Jagiełło mianował go starostą gdańskim. Fakt, że było to ponad 600 lat temu – nie ma znaczenia. Wniosek a la Plutecki: Zbierajewski jest skoligacony z kumplem Zawiszy Czarnego, ergo – jak coś pisze o „Zawiszy Czarnym” – jest niewiarygodny.
Poza tym – zgodnie z zasadą polskiego kotła w piekle – jeśli ktoś czegoś dokonał, trzeba to zdezawuować. Mówiąc kolokwialnie – dokopać mu!
Kiedy Henio Jaskuła opłynął samotnie świat, byli tacy, którzy usiłowali udowodnić, że niczego nie opłynął. Pokręcił się jakiś czas za Kanarami, a potem wrócił.
Kiedy jedna pani opłynęła świat – inna pani robiła wszystko, żeby udowodnić, że to było inaczej.
Kiedy portal ”myzeglarze” zapowiedział wywiad ze mną na temat „Zobaczyć morze”, jakaś anonimowa panienka twierdziła, że to lipa, bo ona słyszała (!), że rejsy z niewidomymi organizuje ktoś inny, a nie Zbierajewski.
W sumie – Podziwiam Ryszarda Pluteckiego za to, że włożył w to ogromną pracę. Nie, nie powiem, że wykonał kawał ciężkiej, solidnej i nikomu niepotrzebnej roboty. Ta robota była potrzebna i to z kilku powodów:
Po pierwsze – wywołała ogromne, niespotykane dotąd (przynajmniej w witrynie Kulińskiego) zainteresowanie historią żeglarstwa.
Po drugie - poszerzyła naszą wiedzę o „Korsarzu”, regatach, Prechitce i zasłużonym dla polskiego żeglarstwa PKM-ie.
Po trzecie – pozwoliła na dotarcie do kilku nieznanych wcześniej dokumentów (chociażby do wyników regat opublikowanych przez Niemców – patrz link przysłany przez Basię Sontowską). Ryszardzie, jeśli jeszcze nie masz dosyć i krytyka PT Kolegów (w tym i moja) jeszcze Cię nie zdołowała - szukaj dalej!
Tylko rób to mając na względzie zakończenie noweli Konopnickiej „Jak to ze lnem było”:
„Kazałeś go topić? Dobrześ uczynił, bo jego łodyżki w wodzie odmięknąć muszą. Kazałeś go z wody precz cisnąć? Dobrześ uczynił, bo go trzeba suszyć. Po moknięciu owym kazałeś go kijami z paździerzy obić? Dobrześ uczynił, bo tę złą paździerz obić trzeba z łodygi, żeby ją uprawić. Kazałeś je zaś powtórnie kijami obijać? I toś dobrze uczynił, bo do trzeciej skóry len obić trzeba i kijem go wyłamać, żeby do włókna się dostać. Kazałeś mnie do lochu wrzucić? I toś dobrze uczynił, bo mnie tam żywiła dobra dziewczyna, którą-m oto nauczył, jak się włókno lniane przędzie i na płótno tka. A toś tylko źle uczynił, żeś to wszystko robił w gniewie i nie z wyrozumienia, ale z zapalczywości.”
W swoich poszukiwaniach już natrafiłeś i zapewne natrafisz w przyszłości na wiele „paździerzy”. Obijaj je, obijaj i jeszcze raz obijaj, bo paździerzy ci u nas dostatek.
Ale „już dość narzekań i gderań”, jak mówiła pieśń masowa. Czas na prawdziwą recenzję! Śpiewaną!
Czy znasz, Drogi Jurku szantę „Whiskey in the jar”? Prawdę mówiąc – nie jest to żadna szanta, tylko irlandzka pieśń biesiadno-pijacka. Ot, taki irlandzki „Bal na Gnojnej”, ale od kiedy Andrzej Mendygrał napisał polskie słowa „Siedzieliśmy pod jodłą i dobrze nam się wiodło”, ta mendygrałka u nas uchodzi za szantę.
Jest to utwór popularny na świecie i wykonywany w różnych wersjach. „Metallica” zrobiła z tego niemal hard rock, Thin Lizzy – powolną, liryczną balladę. Ja zaś wolę wersję klasyczną, w wykonaniu „The Dubliners”. Posłuchaj:
http://www.youtube.com/watch?v=46EXY4oP1Do&feature=related Złapałeś melodię i rytm? No to – rebiata, pajechali!
BALLADA O „KORSARZU”
Był "Korsarz", łódka mała, co dzielnie się spisała,
Regaty słynne Zoppot-Kiel bez trudu raz wygrała.
Zwycięzcą Tadek został, bo konkurentom sprostał,
W nagrodę piękny puchar, zwany "Kronenkompass" dostał.
Więc trzeba dać mu w dziób, co myśli sobie...
Niech pływa tylko Zoppot-Hel i kajak ma za łódź!
Nie bity Tadek w ciemię, wiec puchar w PKM-ie
Zostawił, by żeglarskie miało co oglądać plemię.
I wszyscy oglądali, i puchar podziwiali,
W "Danziger Neue Presse" jednak nic nie napisali.
Więc trzeba dać im w dziób, co myślą sobie...
Masz puchar? No to telewizję i gazety sproś!
Lecz ktoś się widać nie bał i puchar im za..kosił.
Może to zwykły menel był, a może jakiś pedał.
Z innego ktoś tam jachtu, a może ktoś z Wehrmachtu.
Nie pilnowany puchar był, więc nikt nie krzyknął "Achtung!"
Więc trzeba dać im w dziób, co myślą sobie...
Bo teraz, panie, dokumentu i pucharu brak!
Już mnóstwo lat minęło, od czasu, kiedy wcięło
Ten Kronenkompas, no i wreszcie coś się dziać zaczęło.
- Zbyt długo było cicho - powiedział pewien Rycho.
Nie można też wykluczyć, że on wypił coś, z zagrychą...
Więc trzeba dać mu w dziób, co myśli sobie..
Niech pije, ale później nie zawraca głowy nam!
Tak więc rzeczony Rysiek powiedział "Zdaje mi się,
Żem Neostrady dziecię, więc sprawdziłem w Internecie,
A tam pucharu nie ma, więc wszystko to jest ściema.
Czyli te wieści o pucharze - to pieprzenie nie na temat".
Więc trzeba dać mu w dziób, co myśli sobie...
Bo czasem nie ma w Internecie - a w realu jest!
Nie bacząc na wakacje, rozpoczął Rysiek akcję.
Poprosił wiele osób: "Proszę, spiszcie swe relacje".
Urbaniak go olała, Murawska dała ciała,
Sontowska link do źródeł wnet na tacy mu podała.
Więc trzeba dać jej w dziób, co myśli sobie...
Niech siedzi cicho, niech nie daje żadnych linków nam!
A Robert Hoffman rzecze: - "Opanuj się, człowiecze!
Do historycznych badań bardzo kiepskie masz zaplecze.
Z rozumem żeś się rozstał? Wszak "Korsarz" puchar dostał!
Więc daj se siana i od rana nie rób ze mnie osła!"
Więc trzeba dać mu w dziób, co myśli sobie...
Nie będzie krytykował nas ten wredny Robert H.!
Zaś Ryszard mówi: "Hola! Nie róbmy tu przedszkola!
Ten Hoffman to jest blagier, to Prechitki zięć czy szwagier,
Nażarty czy też głodny, jest on niewiarygodny.
Więc siana sobie damy i Hoffmana już skreślamy.”
Więc trzeba dać mu w dziób, co myśli sobie...
Bo te badania zrobił, niczym sławny IPN!
--------------------------------------------
Jak myślisz, Jurku, czy już wszyscy się na mnie obrazili?
Sam tego chciałeś!
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski