POCHWAŁA "DONOSICIELSTWA"
z dnia: 2010-02-07


Nie, nie - nic z tego, czego można by się spodziewać po tytule newsa. Żadne teczki, żaden IPN. Tu będzie mowa o "donosicielstwie chwalebnym". Ludzie są różni - jedni pół zycia by oddali, aby zaistnieć w mediach, inni skromniutko robią swoje. Tak  się składa, ze dokonania tych drugich najczęściej są więcej warte. Teraz mam na myśli skromny, a wielki samotny rejs Andy Lepiarczyka na niewielkim jachciku o żartobliwej nazwie "Mighty Chicken" czyli  "Potężnym Kurczaku" (30 stóp). 
Główna, a więc "źródłowa" zasługa, znalezienia się rejsu Andego w zasięgu opinii publicznej, "na łamach" oraz w końcu na liście nagród, należy do mieszkającego również w Kanadzie, polskiego żeglarza z Łodzi Jerzego Łubisza, znanego dawnymi laty w Polsce pod ksywą  "Mrówa".
Bez "Mrówy"  pewnie by się stało, tak jak skromnie zamyślał nasz dzisiejszy Laureat - cicho i prywatnie. To on "zadenuncjował" naszego dzisiejszego Laureata -  zawiadomiając kapitana Jerzego Knabe o trwającym wówczas jeszcze rejsie Andrzeja, spowodował wyjazd Jerzego do Kanady, co skutkowało ilustrowanym newsem w oknach internetowych Subiektywnego Serwisu Informacyjnego (13 i 25 maja 2009) oraz "ZAGLI" i dalej przedstawienie tej kandydatury Jury Konkursu.
Subiektywny Serwis Informacyjny jest szczególnie łasy na takie "donosy". To dzięki takim mailom wyłowiono wielu skromnych skipperów do róznych wyróznień, a zwłaszcza do Nagród "ZAGLI" w konkursach "REJS ROKU". Drodzy Czytelnicy -  pomagajcie w łowach skromnisiów.
        
Jerzy Łubisz jako "Mrówa"                                           "Mrówa" jak meksykański rebeliant "Generał Zapata" 
 
Oto czego dowiedziałem się o "donosicielu"  bezpośrednio od Andrzeja Lepiarczyka
: "Jurka Lubisza (Mrowę) spotkalem niedlugo po przyjezdzie do Kanady (1982) w Edmonton przez wspolnych znajomych. "Mrowa" lepiej znany wsrod tutejszej Polonii jako "Kapitan", przez krotki czas pracowal jako edmontonski taksowkarz, ale wkrotce przekwalifikowal się na rybaka i przeprowadzil do Victorii na Vancouver Island.. Od wielu lat ma wlasny kuter rybacki. Ludomir Mączka, jak byl w Vancouver, wyplynal z "Mrowa" na polow ryb. W drodze powrotnej nabieral z rufy wode do wiaderka i wypadl za burte. "Mrowa" byl na mostku i o niczym nie mial pojęcia, kiedy ktos zacząl wywolywac jego kuter przez krotkofalowke aby sobie przeliczyl ile ma zalogi na pokladzie... Ludek byl juz wyratowany przez inny powracajacy kuter i wkrotce Ludek byl z powrotem z "Mrową".
Mieszkający w Londynie Jerzy Knabe oraz Maciej Gumplowicz (pierwszy polski rejs dookola Hornu ze wschodu na zachod na s/y "Konstany Maciejewicz" 1973) to kumple "Mrowy" jeszcze z Polski. Tak się zlozylo że byli z odwiedzinami u "Mrowy" jak ja wrócilem z rejsu i zatrzymalem się w Victorii. Cala trojka "Mrowa", Maciek i Jurek byla takze w Vancouver na moim powitaniu w WVYC. Jurek zrobil ze mna wywiad, który opublikowaly "ZAGLE". W ten sposob bez żadnego mojego udzialu zostalem nominowany do krajowych nagród
."
Andy, Michelle i Maciek
Andrzej do Polski  niestety teraz nie przyjedzie. Dostąpiłem zaszczytu odebrania jego nagrody w Dworze Artusa. Zamieszczam kilka fotek - osób "zamieszanych" w nagrodę dla Andrzeja.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1366