POŁOWĘ TRASY POD ZAREFOWANYM GROTEM
z dnia: 2010-02-21
Dziś o pożytku wynikajacym z zeglugi pod zarefowanym grotem oraz przestroga przed wiarą w ustalony harmonogram. Dostałem od Andego ciekawą płytkę DVD z zapisem fotografii i filmem nakręconym podczas rejsu. Podczas oglądania - momentami czułem się jak podczas lektury "powieści" Adlarda Colsa. Ucieszyło mnie potwierdzenie wyznawanego (i głoszonego) przez lata przekonania, że mały grot to wcale nie wolniej, a wiele spokojniej.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
==================================
Zeglarskie pozegnania sa trudniesze dla zostawionych na brzegu zon, narzeczonych i kochanek. Ostatecznie, Michele zadecydowala ze zaoszczedzi sobie widoku "Mighty Chicken" znikajacej za horyzontem. Przez ostatni tydzien probowalismy udawac ze wyplywam jedynie na lokalne regaty i ze za kilka dni bede z powrotem. W rezultacie zawiodlem grono przyjaciol, ktorzy sie szykowali na uroczystosc pozegnania. Zamiast ceremonialu, Michele poszla do pracy jak zazwyczaj. Chwile pozniej, Jacek Kromka, moj wieloletni kolega, podrzucil mnie do klubowej przystani. Bez niepotrzebnych slow uscisnelismy dlonie. Jacek oddal ostatnia cume i tak wyruszylem w samotny rejs dookola swiata.
Z dobrym wiatrem juz drugiego dnia wczesnym wieczorem bylem na otwartym Pacyfiku. Krol Neptun przeegzaminowal mnie bez zwloki. Prognoza pogody rozleciala sie w drobiazgi. Coast Guard wydal ostrzezenie dla malych jednostek. Przez kilka godzin dryfowalem w absolutnej ciszy, a w miedzyczasie silniejszy niz sie spodziewano niz z frontem, nadciagal duzo wczesniej. Po polnocy wialo juz solidne 40 wezlow, z rekordowymi podmuchami 52 wezlow. Plynac jedynie pod sztormowym fokiem, przez trzy dni "Mighty Chciken" walczyla z dziesiecio metrowa fala o utrzymanie dystansu od niebezpiecznych wybrzezy Stanu Waszyngton i Stanu Oregon.
Nastepne 29,000 mil morskich byly o wiele przyjemniejsze. Na kazdy etap wyplywalem jak wczesniak, dwa lub trzy tygodnie przed zalecanym sezonem. Passaty byly tak przyjazne jak to wynikalo z podrecznikow zeglarskich i dmuchaly nawet odrobine mocniej. Nie przesadze, jezeli powiem ze polowe trasy "Mighty" pokonala pod zrefowanym grotem. Przyladek Dobrej Nadzieii powital mnie jednym z najladnieszych dni calego rejsu. Tuz przed Panama powialo znowu na dwa dni, ale morze nie rozgniewalo sie na calego. Chyba tylko po to aby jeszcze raz zakpic ze mnie na sam koniec, najgorsza pogode Krol Neptun zarezerwowal na ostatnie 1,300 mil. Pewny siebie ze za dziesiec dni bede w domu rozpoczalem przedwczesne przygotowania do ostatniego ladowania, kiedy wszystko obrocilo sie do gory nogami. Oberwalo mi sie niezle. Dziewiec (9) nizy z frontami, jeden za drugim i ze zlego kierunku. Dzien po dniu predkosc wiatru dochodzila do sily sztormu. Z ostatnich dziesieciu dni zrobilo sie dwadziescia, ale wierze ze dzieki temu udalo mi sie uciec od dwu sztormow o pelnej sile. Jedzac resztki zelaznych porcji do Victorii dotarlem dziesiec dni po konserwatywnie przepowiedzianym terminie powrotu, plynac jakby z Alaski chociaz wyruszylem z Honolulu. Na Victorii potrzebowalem tydzien odpoczynku zanim podnioslem zagle na ostatni srodladowy etap do Vancouver.
Andrzej Lepiarczyk
|