EWA SKUT O KOLEJNYM ZIMNYM REJSIA
z dnia: 2006-08-06


Rejsy w rejony podbiegunowe to poważne żeglowanie. Co prawda "przesiadkowe", ale gdy urlopu nie starcza to nie ma co wybrzydzać. Północ jest piękna, surowa, groźna i stawia wyśrubowane wymagania załogom i jachtom. Dostałem korespondencję od znanej Wam już wrocławskiej żeglarki Ewy Skut. To korespondencja specjalnie dla Czytelników naszego okienka. Ewa przysłała mnóstwo ciekawych fotografii - zwalajac na mnie przykry obowiązej ich selekcji. Ręce mi drżały, ale nóż zrobił swoje. Te fotki, które widzicie poniżej musiały zostać skompresowane :-(

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

______________

Drogi Jurku,
Zgodnie z obietncą przysyłam relację z naszych północnych pływań, mam nadzieję, że nie za długą. Wrażeń i przygód było wiele, wystarczyłoby na wiele stron.
Przy okazji chciałabym wyjaśnić czytelnikom Twojej strony, że "Panorama" nie krąży między Tromso a Spitsbergenem (kpt. Czyszek …). Do tej pory odbył się tylko jeden rejs w tamtą stronę, potem popłynęła do Murmańska (kpt. Adam Danecki ), obecnie kpt. Jerzy Kosz płynie na północ, następnie kpt.Remigiusz Trzaska popłynie do Ziemi Franciszka Józefa i na końcu kpt. Adam Tomaszewski przyprowadzi jacht do Polski.

EWA

________________________
Tym razem Arktyka!
Wrocławską specjalnością stały się wyprawy żeglarskie w rejony polarne zarówno antarktyczne jak arktyczne. S/y Panorama pod dowództwem kapitana Piotra Kuźniara powróciła z kolejnej (po Antraktydzie 2005) wyprawy poza koło polarne, tym razem północne (20.06 – 18.07.2006).

        

kapitan                                                                                 Ewa

Zaokrętowaliśmy się w Narwiku w dniu 20 czerwca przejmując jacht od załogi Wojciecha Radziuna, który doprowadził nam jacht z Bergen. Stamtąd musieliśmy udać się do Tromso po zamówioną broń niezbędną do lądowania na Svalbardzie i już nic nie stało na przeszkodzie płynięcia na północ. Sprzyjały nam południowe wiatry i po 3 dniach zobaczyliśmy Spitsbergen. Po okążeniu pól lodowych następnego dnia weszliśmy do Hornsundu (26.06.2006) odwiedzając Polską Stację PAN z zimową załogą pod kierownictwem Andrzeja Grotha, która czekała z utęsknieniem na m/s Horyzont i nową załogę. Sam Hornsund był wolny od lodu, lecz istniała groźba, że płynący z południa pak zamknie nam drogę podwrotu, więc cały pobyt w zatoce i na stacji trwał ok. 6 godzin, w ciągu którego uzupełniliśmy paliwo zostawione nam przez załogę Baranówki i wysłaliśmy ostatnią wiadomość do Wrocławia – przez najbliższe 3 tygodnie nie będzie z nami kontaktu.

 

Popłynęliśmy na północ wzdłuż zachodniego wybrzeża Spitsbergenu przy słabych wiatrach, dopływając 28 czerwca do Kaffioyry. Tam rzuciliśmy kotwicę i wybraliśmy się na wycieczkę na lodowiec Waldemara i Arantsmark. Przedtem odwiedziliśmy stację toruńską (niestety jeszcze pustą), w której pobliżu Ryszard przeszkolił nas ze strzelania z broni. Po północy wróciliśmy z wycieczki (zaletą pływań polarnych jest to, że im dalej jest się na północy, tym słońce całą dobę wyżej wisi nad horyzontem) i skierowaliśmy się na północ do Randfjorden (29 czerwca świętowaliśmy dwoma tortami imieniny kapitana i pierwszego). Rano 30 czerwca pozostawiliśmy grupę lądową (Włodek, Gosia, Dorcia, Rychu) w Raudfjorden, z planem dotarcia do Liefdefjorden. W trójkę popłynęliśmy na północ, okrążając Spitsbergen na S od wyspy Amsterdamøya. W cieśninie Danskøya (dziś Virgohamna) oglądaliśmy miejsce startu balonem Andreego na biegun N na początku XX wieku. Przy wejściu do Woodfjorden spotkaliśmy jacht holenderski, statek wycieczkowy norweski oraz rosyjski statek badawczy. Wieczorem wpłynęliśmy do Liefdefjorden (odnoga Woodfjorden), gdzie podjęliśmy grupę lądową. Następnie skierowaliśmy się do Bockfjorden (też odnoga Woodfjorden), gdzie rano rzuciliśmy kotwicę, aby udać się, na kąpiel do ciepłych źródeł, wędrując przez kwitnącą tundrę. Wróciliśmy koło północy i po odejściu z kotwicowiska popłyneliśmy w kierunku wyspy Moffen. Lądowanie na wyspie jest zabronione (ścisły rezerwat), więc po dopłynięciu na odległość 50 m oglądaliśmy morsy i niedźwiedzie, niestety tylko przez lornetkę. Następnie skierowaliśmy się w kierunku drugiej co do wielkości wyspy Svalbardu – Nordaustlandet. Tam wylądowaliśmy na Kapp Rubin, gdzie spotkaliśmy renifery. Stamtąd udaliśmy się na północ, do granicy lodów. Zazdrosna północ tym razem otworzyła się i przepuściła nas aż do 82 równoleżnika. Zjawisko jakie zaobserwowaliśmy było zadziwiające: lód ułożył się dokładnie na tym równoleżniku. Płynąc wzdłuż lodów znaleźliśmy miejsce, które pozwoliło nam tą granicę pokonać. I tak 04 lipca o godzinie 2230 osiągnęliśmy szerokość 82 stopnie 00,24 minuty N (nie pobity rekord Polski jest 82 stopnie 02 minuty N Janusza Kurbiela na Vagabond’eur w 1991 r. – nagroda Rejs Roku 1991). Mgła i temperatury poniżej zera spowodowały oblodzenie olinowania, relingów. Nawet banderka na topie bezanmaszu zamarzła.
 
Na południe wróciliśmy przez morze Barentsa. 06 lipca dopłynęliśmy do wyspy Kvitoya, gdzie po bliskim spotkaniu z niedźwiedziem okrążyliśmy ją i popłynęliśmy w kierunku wyspy Edgeoya. Morze Barentsa nie jest przychylne dla żeglarzy: teperatury bliskie zera, mgła i śnieg. 8 lipca wylądowaliśmy na małej, płaskiej wysepce Halvamaneoya (na południe od Edgeoya), gdzie oglądaliśmy stare chatki wielorybnicze i ptactwo. Wieczorem następnego dnia dotarliśmy do Stormbuchty (Sorkapp), gdzie po północy zostawiliśmy grupę lądową u ponóża Olsokbreen z zamiarem dojścia za dwa dni do Hornsundu. Jacht popłynął dalej do Dunoysundet pod Hyttevika, gdzie złożyliśmy wizytę we wrocławskiej stacji Baranówka pod lodowcem Werenskiolda zabierając na pokład dwóch hydrologów i geomorfologa. Wspomagając ich w badaniach terenowych wpłynęliśmy do Burgerbuchty (odnoga Hornsundu), gdzie pod Gualem oraz Krykkjestupet pobierali próbki. Stamtąd popłynęliśmy do Stormbuchty, gdzie miejscem badań miały być ciepłe źródła. Tu niespodziewanie czekała na nas grupa lądowa, która powróciła z wyprawy, ponieważ gęsta mgła nie pozwoliła im zrealizować celu. Wieczorem ze wszystkimi na pokładzie powróciliśmy do Hornsundu. Tym razem zakotwiczyliśmy przy stacji PAN, gdzie po prawie trzech tygodniach wzięliśmy prysznic, przesłaliśmy informacje do Polski i spędziliśmy miły wieczór na terenie stacji. Następnego dnia rano (12 lipca) popłynęliśmy w głąb Hornsundu, gdzie wylądowaliśmy pod Gnalberget (kolonie ptaków). Następnie przepłynęliśmy pod lodowiec Paierlbreen w zatoce Veste Burgerbuchta. Tam widzieliśmy bieługę (biały wieloryb), odkryliśmy nowe źródło, które obecni na pokładzie hydrolodzy zbadali, wzięli próbki i zanotowali pozycję. Oczywiście nie odbyło się bez sesji fotograficznej i filmowej, zwłaszcza że na chwilę wyszło słońce. Hornsund jest esensją Svalbardu. Jest tu wszystko: góry, lodowce, tundra, ptactwo, zwierzaki. Wieczorem ponownie dotarliśmy do Dynoysundet gdzie wyokrętowaliśmy naszych naukowców oraz złożyliśmy wieczorną wizytę w Baranówce. 13 lipca był dniem powrotu na południe. 16 lipca wpłynęliśmy do fjordów blisko Tromso. Zakotwiczyliśmy w Grunnfjorden na wyspie Ringvassoy, gdzie klarowaliśmy jacht, łowiliśmy ryby oraz spędziliśmy ostatnie chwile z dala od cywilizacji. Wieczorem 17 lipca wpłyneliśmy do Tromso, gdzie następnego dnia odebrała od nas jacht załoga kapitana Adama Daneckiego.

 

Podsumowując: przepłynęliśmy ok. 2500 Mm (w tym połowę na silniku), temperatura powietrza wahała się od -2 do 5 stopni C, wewnątrz jachtu było o 2-3 stopni cieplej, w sumie mieliśmy ok. 1,5 dnia słońca. Przyroda, zwierzęta i rośliny pozostawiły niezapomniane wrażenia. W wyprawie wzięli udział: Piotr Kuźniar (kapitan), Piotr Michałowski, Ewa Skut, Włodzimierz Szczęsny, Dorota Basara, Małgorzata Wojtaczka, Ryszard Marcjoniak.

Załączam kilka zdjęć oraz mapkę wyprawy.

Pozdrawiam serdecznie

Ewa

______________________

Rywalizujemy w nowej edycji rankingu - kliknij obok:  

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=146