RADY EWOLUUJĄCYCH SZUWAROWCÓW - EWY i WALDEMARA
z dnia: 2010-08-10
To mi się podoba! O tym jachcie i o tej załodze był już kiedyś news w okienku SSI. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tegoroczny miał już rozmiar 6 tygodni. Walor uzytkowy tego newsa polega na:
- dobrym przykładzie Ewy i Waldemara
- łagodnej, permanentnej, edukacyjnej ewolucji szuwarowo-morskiej
- praktycznych radach
- propagowaniu kamizelek
- prudentnym harmonogramie rejsu
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
_____________________________
Szanowny Don Jorge; Zachęcony newsem Pana Witalisa Plewy śpieszę donieść, że "Ewa 3" (Antila 22) też szczęśliwie wróciła na Zalew Zegrzyński. Oto krókie sprawozdanie i kilka reminiscencji (więcej oraz galeria fotek będzie póżniej na stronie klubowej www.jkpwwolica.waw.pl - powiadomię). 1. Z powodu powodzi przewieżliśmy się na Małe Dąbie i tam zwodowali oraz sklarowali 24 czerwca. 2. Trasa w zarysie to: Trzebież - Wolgast (Ziemitz - uroczy porcik) - Stralsund (Altefahr - tez uroczy z widokiem na Stralsund) - Gedser (jednym skokiem) - Klintholm - Bogeskov - Kopenhaga (syrenka w Chnach - niech to cholera) -Helsigoer (z Królową przepłwającą jachtem i biciem z zabytkowych armat) - Roskilde (super wszystko) - dalej (na raty oczywiście) dookoła Zelandii i powrót na Moen (do Stege) - okrążenie Moen do Horboelle - Guldborg Sund - znowu Gedser - skok do Vitte (tłok straszny i drogo, ale musieliśmy przeczekać złą pogodę) - Ralswiek (Maurowie przeklinają Stortebeckera 7 dni w tygodniu o ósmej wieczorem) - Kloster - okrążenie Rugii - Sassnitz (gdzie znowu staliśmy z powodu złej pogody, ale za to spędziliśmy miły wieczór z Panem Witalisem i jego małżonką) - kotwicowisko koło Thiessow - znowu Ziemitz (zawsze "nasze" miejsce jest wolne) - Usedom - Trzebież - Małe Dąbie. Tam załadunek na lawetę i powrót "w szuwary" warszawskie 7 sierpnia. 3. Sporo jeżdziliśmy rowerami (własnymi schowanymi w "specjalnej" bakiście) - naprawdę warto mieć rowery na łódce. 4. Trochę (7 nocy) kotwiczyliśmy w głębokich zatokach (lubimy pływać). 5. Dobrze zbudowaną i przygotowaną lódką balastowo - mieczową można pływać przy wietrze nawet 5 B do pełnego bajdewindu. Halsować można jeszcze przy 4B - potem akcja traci sens. Przy 4 B "z połówki" robiliśmy 6 knotów (GPS) niemal bez przechyłów. 6. Warto mieć dobry silnik (mamy pociągową Yamahę 8 KM - ratowała nas kilka razy przed dodatkowymi emocjami) i należy prowadzić (szczególnie przy niezbyt pewnej pogodzie) staranną nawigację (my papierowo - elektroniczą) z przewidywaniem schronienia na wypadek nieprzewidzianego popsucia się pogody (trafiło nas to chyba 3 krotnie). 7. Sądzimy, że można pływać w miarę bezpiecznie taką łódką pod warunkiem:
a) zachowania zdrowego rozsądku i elementarnych zasad bezpieczeństwa;
b) starannej analizy prognoz pogody;
c) realnej oceny własnych umiejętności i możliwości sprzętu;
d) zapasu czasu umożliwiającego żeglugę dzienną i przeczekanie złej (niebezpiecznej dla takiej łódki) pogody (sztormy lubimy oglądać jadąc rowerami brzegiem i ciesząc się, że w porcie czeka sucha ciepła łodka i zimne piwko). 8. Zaletą "mieczówki" jest (przy dobrej pogodzie) odporność na mielizny. Naprawdę super jest stanąć na mieliżnie 2 mile od brzegu i kąpać sie w wodzie do talii/pasa - to są emocje tylko dla "szuwarowców".
 I to by było na tyle.
Żyj wiecznie, oczywiście nie zdejmując kamizelki.
Dodatkowe pozdrowienia dla wszystkich ewoluujących szuwarowców.
Ewa Dziduszko i Waldemar Ufnalski
(Jachtklub Politechniki Warszawskiej).
_________________________
|