Po 32 godzinach, cumujemy w Burgsvik Gasthamn. W stosunku do locyjki „Gotland – przewodnik dla żeglarzy” zmieniło się niewiele, jachty gości cumują do falochronu zachodniego, falochron pływający jest na swoim miejscu i tylko rękawa wiatrowego nie zaobserwowaliśmy. A z nowości w SW narożniku portu pojawiło się stanowisko dla ratowniczego RIB-a. Foldery i mapki turystyczne dostępne u bosmana.
Po zasłużonym odpoczynku płacimy za postój (120 SEK), oglądamy pobieżnie miejscowość, na tutejszym campingu jemy obiad i wracamy na łódkę. I tylko tłumy plażowiczów burzą wizerunek sielanki, ale nie ma się czemu dziwić – przecież jest piękne, niedzielne popołudnie.
Następnego dnia rano ruszamy do Visby. Wiatr zmienny, więc częściowo na silniku, częściowo na żaglach przechodzimy między Stora Karlso i Lilla Karlso. W południe jest już tak gorąco, że nie potrafimy odmówić sobie przyjemności kąpieli w morzu, a do portu wchodzimy po 1600. Znajdujemy jedno wolne miejsce w basenie jachtowym YA, między wielkimi „motopompami”. Głośno, gwarno, ciasno, a w dodatku mamy wrażenie, że trafiliśmy w środek jakiejś prywatnej imprezy... Na pomost wystawione są stoliki, krzesełka, grille.
Marina bardzo ekskluzywna, toalety na karty, a rachunek – w naszym przypadku 200 SEK za dobę – pokrywa się przy opuszczaniu Visby. Wi-Fi niestety płatne dodatkowo – 60 SEK za 24h. Ale na plus obsłudze zaliczamy podniesienie polskiej flagi.
Jak się okazuje mamy drobną, acz uciążliwą awarię silnika. Poluzowany filtr paliwa na skutek drgań przetarł się i ropa ścieka do zęzy. Próbujemy go kleić, ale ostatecznie kupujemy filtr uniwersalny, który jako tako pasuje, choć już do końca rejsu mamy z nim problemy.
Naprawy zatrzymują nas w porcie jeden dzień, a w międzyczasie zwiedzamy miasto, a właściwie tylko najstarszą jego część, czyli Innerstad. Odwiedzamy punkt informacji turystycznej, jemy obiad naprzeciwko katedry S:t Katarina i robimy drobne zakupy. Spacer po porcie ujawnia pierwszą polską jednostkę spotkaną w czasie tego rejsu, jacht „Cedar”.
Następnego dnia opuszczamy basen YA, na stacji benzynowej uzupełniamy braki w paliwie i przestawiamy się do basenu YB, gdzie jest jakoś tak spokojniej.
Miasto jest przepiękne, ale ten gwar i tłumy turystów to nie dla nas, więc jak tylko udaje się dojść do porozumienia z silnikiem, płacimy za postój, sprawdzamy prognozę pogody, ściągamy aktualne GRIB-y i około 0400 rano wychodzimy z portu. W główkach mijamy się z wchodzącym do portu jachtem „Merkury”, czyli „zaliczamy” już drugie polskie spotkanie.
Początkowo, zgodnie z prognozami, mamy mokrą halsówkę pod 5-6B, a po południu wiatr słabnie i odkręca na SE. W Vastervik cumujemy po 16. Robimy szybki klar, obiad i w miasto. Vastervik jest piękne! Przyznajemy, że oglądaliśmy je dość pobieżnie, ale to, co widzieliśmy bardzo nam się podobało. Śliczne, zadbane kamieniczki, równe chodniki, przystrzyżone trawniki, fontanna w zatoce morskiej, most zwodzony, ruiny zamku...
W porcie polskich jachtów oczywiście nie ma, dzwonimy więc do znajomych, którzy według naszej wiedzy kręcą się po Bałtyku, celem zorganizowania jakiegoś spotkania. Niestety, „Bury Kocur 3” jeszcze w Górkach, żółta Giga „Dino” w Jastarni, a „Tadzio” (balastowo – mieczowa Antila 24) z samotnikiem na pokładzie ... na Alandach! Jak widać ze spotkania nici :(
Następnego dnia ruszamy na południe. Do upatrzonej w przewodniku zatoczki mamy jakieś 20 Mm. W wąskich przejściach na silniku, na szerszych rozlewiskach na żaglach i po kilku godzinach docieramy do wąskiej cieśniny Djupesund, która wprowadza nas do cichej i dobrze osłoniętej zatoczki Bredvik na półwyspie Skavdo. Kotwica z rufy, cumy dziobowe do sosenki i kamienia... Pięknie! Kąpiemy się w ciepłym morzu, pływamy pontonem po okolicy, spacerujemy po skałach.
Następnego dnia rano ruszamy na południe, na wyjściu ze szkierów spotykamy polski jacht „Mechatek II” (trzeci jacht pod biało-czerwoną banderą), wpływamy w Kalmarsund, mijamy Figeholm i po kilku godzinach niespiesznej żeglugi schodzimy z wyznaczonego pławami toru i skręcamy do wcześniej wytypowanej na podstawie przewodnika zatoczki na wyspie Stora Kattelso. Ciągła kontrola głębokości i już po chwili cumujemy dziobem do skał. Śliczna zatoczka i to tylko 6,5 Mm na północ od Oskarshamn. I powtórka z rozrywki: kąpiemy się w ciepłym morzu, pływamy pontonem po okolicy, spacerujemy po skałach.
Powoli kończą się nam zapasy, więc następnego dnia ruszamy „do cywilizacji”. Już od rana widać,zbliżającą się burzę, ale mimo to wypływamy z nadzieją, że zdążymy do portu. Nie zdążyliśmy – potężna ulewa i wichura łapie nas około 1,5 Mm od Oskarshamn i zapędza awaryjnie do prywatnej przystani Kolbergavik. Wejście między skały w warunkach niemal zerowej widoczności jest stresujące, ale szczęśliwie cumujemy do burty dużego, miejscowego jachtu i przeczekujemy nawałnicę.
Po wszystkim ruszamy do Mariny Badholmen w Oskarshamn. Cumujemy między Y-bomami, płacimy 130 SEK za postój i idziemy po zakupy. Następnego dnia pogoda deszczowa i wietrzna, więc dalej zwiedzamy miasto i suszymy łódkę po wczorajszej burzy – mokre są sztormiaki, kamizelki ratunkowe, ubrania, buty, wykładziny, materace....
Kolejny skok do Kalmaru zajmuje nam cały dzień i po dotankowaniu paliwa cumujemy w Marinie Olandshamnen. Wcześniej, jeszcze przed mostem, wymieniamy pozdrowienia z załogą ostatniej polskiej łódki spotkanej w Szwecji, Albin Vegi o imieniu „Iga”.
W Kalmarze stoimy dwa dni, korzystamy z płatnego Wi-Fi (20 SEK za 24h), zwiedzamy miasto, uzupełniamy zapasy. Spacerujemy po rozległym porcie, w którym stoją jednostki różnych bander: oczywiście Szwedzi, Duńczycy, Norwegowie, Finowie, Niemcy, Holendrzy, a także Rosjanie, Litwini, Belgowie, a nawet po jednym jachcie francuskim i szwajcarskim (!). I tylko jedna łódka z Polski – nasza...
Do Bergkvary ruszamy przy ładnej, słonecznej pogodzie i niewielkim zachmurzeniu. Początkowo płyniemy ostrym bajdewindem, by po południu uruchomić silnik i wejść do portu podejściem północnym, zostawiając po lewej burcie latarnię Garpen. W Bergvarze odpoczywamy, uzupełniamy zaopatrzenie, zwiedzamy okoliczne wysepki i rozlewisko Angaskaren pontonem, a także jedziemy autobusem do Karlskrony, aby dostarczyć na pokład promu 1/3 naszej załogi, która musi już wracać do domu.
Pozostałej dwójce też kończą się urlopy, a na Bałtyku sztorm 9B... Dopiero po dwóch dniach ruszamy w okrojonym składzie do pięknego Kristianopel, skąd we wtorek rano, po zatankowaniu wody, naładowaniu akumulatorów i sprawdzeniu prognozy radiowej oraz internetowej (płatne Wi-Fi) ruszamy do Polski. Pod szwedzkimi brzegami pogoda śliczna, tylko wiatr słabiutki. Podejmujemy decyzję, żeby iść prosto do Helu.
Nasze plany weryfikuje nadane przez Witowo Radio ostrzeżenie o sztormie, odebrane nad ranem. Decydujemy się zawinąć do Władysławowa. Cumujemy w tężejącym już wietrze i ulewnym deszczu. Klarujemy łódkę i czekamy na korzystne meteo dwa dni, zajadając się dorszami i flądrami w lokalnych smażalniach. Możemy sobie na to pozwolić, bo jesteśmy zwolnieni z opłaty portowej z powodu ostrzeżenia o sztormie.
Wreszcie w piątek 29 lipca, po wysłuchaniu prognoz pogody i konsultacjach z sąsiednimi załogami, ruszamy do Górek Zachodnich, mimo ostrzeżenia o silnym wietrze z NW. Prognozy oczywiście się nie sprawdzają co do kierunku wiatru i mamy halsówkę pod 5B. W Górkach meldujemy się wczesnym popołudniem.
Jeszcze tego samego dnia kładziemy maszt i w sobotę ruszamy z łódką na przyczepie do Jadwisina, gdzie wodujemy naszego „Gema”.
Po tegorocznym rejsie zostały nam wspaniałe wspomnienia i zdjęcia przepięknych miast, miasteczek, wysp, skał i zatoczek, a także mocne postanowienie, żeby w niedalekiej przyszłości zwiedzić te podobno najpiękniejsze szkiery – między Vastervik, a Sztokholmem.
Przepłynęliśmy trochę ponad 600 Mm w czasie czterech lipcowych tygodni i był to nasz najpiękniejszy bałtycki rejs do tej pory. I mimo pięknej pogody i pięknych rejonów, w ciągu trzech tygodni pobytu w Szwecji, spotkaliśmy raptem cztery polskie jachty...
Pozdrawiamy wszystkich, do zobaczenia na Bałtyku i Zalewie Zegrzyńskim!
Załoga s/y „Gem”:
Irena, Andrzej i Wojtek Matz
P.S.
Zdjęcia z tego rejsu, podobnie jak ze wszystkich poprzednich rejsów jachtu „Gem”, dostępne są na stronie
http://picasaweb.google.pl/VoytasL