RODZIME CHARTERY
z dnia: 2010-11-14


Korespondencja Mariusza Wiącka dotyczy problemu który na szczęście gaśnie samoistnie. Czas robi swoje. Wynajmowanie starych, wyeksploatowanych jachtów, zwłaszcza klubowych musi skutkować takim obrotem sprawy jak opisał Mariusz poniżej. Ja się jednak dziwię, że taki stary wyga liczy, że wszystko mu się uda, że pójdzie dobrze. Nie ma prawa!

Znany Wam wszystkim kapitan Marian Lenz powiada - jak coś może pójść źle, to napewno tak pójdzie.

A tak na marginesie - gdzie te czasy kiedy chłopaki potrafili się whalsować do Łeby przy południowym wietrze? Gdzie te czasy kiedy inni z zablokowanym rumplem "Jupitera" potrafili wejść do zatoczki "Neptuna" i zacumować gdzie trzeba - operując tylko żaglami?

No tak - te czasy już odeszły bezpowrotnie. Zawsze się wzruszamy wspominając dawne czasy (i dzierwczyny).

A jak tam tym razem było z kamizelkami?

Żyjcie wiecznie!

d'Jorge

_______________________________________________

 Drogi Don Jorge.

 Pod moim kibelkowym raportem był jeden wpis zachęcający do korzystania z polskich portów. Nie odpowiedziałem wtedy bo czekałem aż rozwiąże się pewien problem. Wyczarterowaliśmy dwa jachty, jednym z nich był Opal pod ładną nazwą "Wars". Jachty cumowały na przystani w Gdyni. Gdy odbierałem Cartera, to jego właściciel tak z przekąsem mówił no na "Warsie" będą mieć kłopoty z silnikiem – licho pali.

Gdy kolega odbierał jacht, do silnika o godzinie 13 miał się zjawić mechanik – do godz. 15 go nie było. Silnik jakoś odpalił i „armadą wyruszyliśmy” w podróż do Gdańska.  Nie było problemów do soboty, kiedy  silnik odpalił z dużym trudem

            Rano w niedzielę silnik nie dał znaku życia. Rozrusznik nie kręcił. Próba uzyskania pomocy od armatora  zakończyła się stwierdzeniem panie ale ja do Petersburga tym OPALEM wchodziłem bez silnika. Człowiek od razu zrobił się mały przygnieciony tak wielkimi dokonaniami. 

Flauta  i jak tu płynąć z Górek Zachodnich do Gdyni.?  Koledzy doczłapali się do portu jachtowego na 18 wieczór, a i to dlatego że  pomogli im dobrzy ludzie z "Czarnego Delfina". Zamiast wyjechać o godzinie 14, ruszyliśmy o 20. Dla osób idących rano w poniedziałek do pracy  nie była to zbyt miła perspektywa aby po 10 godzinach jazdy gonić do roboty na 7.

 

            . Czy to nie jest dziwne, aby po sześciokrotnym odpaleniu silnika zużyć rozrusznik?   Przez 10 lat byłem szefem utrzymania ruchu i wiem po jakim czasie eksploatacji padały tego typu urządzenia. Przy odbiorze nie było człowieka odpowiedzialnego za jacht (o tym fakcie poinformował nas że go nie będzie telefonicznie). Nikt nam nie oddał kaucji. Usiłujemy odzyskać całą tysiąc złotową kaucję. Opiekun jachtu z ramienia klubu stwierdza że silnik był nieumiejętnie uruchamiany i dlatego rozrusznik padł i z tego  powodu 250 zł  nam potrąci

Po kilku dniach poinformowano nas że 250 zł za naprawę rozrusznika się należy (tyle to realnie kosztuje).. Z takim postawieniem sprawy nie zgodziliśmy się  i czekaliśmy od 11 października do 12 listopada na decyzję zarządu, która oskubanie nas podtrzymała w mocy.   Po miesiącu resztę kaucji przelano na konto. Tyle moja subiektywna relacja.

Czy może być inaczej? 

            Przed kilku laty w mieście Wieck,  gdzieś około godziny 8 rano podpłynęła polska załoga na Bavarii pod banderą niemiecką. Młody człowiek zapytał się mnie czy nie wiem gdzie tu jest serwis silników. Wskazałem mu drogę do kapitanatu portu. Co się okazało że nawalił im silnik – jeden z wtryskiwaczy  zaczął lać paliwem i śmierdziało pod pokładem. Armator nakazał udać się do Wieck i tam skontaktować się z serwisem który on poinformuje o sprawie. W portowym biurze nikt im nie umiał pomóc, ale.. po pól godzinie przy jachcie zjawił się policjant który pomógł załodze w kontakcie z serwisantem. (już to widzę oczyma wyobraźni bosman w gdyńskim porcie  dzwoni po policjanta a ten pomaga znaleźć żaglomistrza niemieckiej załodze)

            Drugi obrazek tym razem z Mazur.  Część opisywanej załogi z "Warsa" pływa szuwarowo bagiennie.  Wyczarterowali na mazurskich wodach 9 metrową kolubrynę. W trakcie rejsu nawaliła im pompa wody zaburtowej – poinformowali o tym problemie armatora.  On  się zapytał gdzie teraz są, na drugi dzień rano przyjechał i wymienił wadliwą część.

            Wnioski moje są takie że na polskim wybrzeżu oferta czarterowa jest  mała,  stąd ta dyktatura. Dlaczego tak się dzieje to  SSI stara się to od lat wyjaśnić – i jest to pytanie bardziej niż retoryczne.

Mariusz  

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1590