GDY WŁADZA ZACZYNA INTERESOWAĆ SIĘ ŻEGLARSTWEM
z dnia: 2010-11-16


Doświadczenie mojego długiego żywota (Bogu niech będą dzięki!) mówi, że jak ktoś zaczyna się tobą interesować, to jest to zła wróżba dla ciebie. Jak dzwoni do mnie jakaś panienka " z telefonów"  i oferuje tańszą taryfę, to jej odpowiadam - miła pani, od przekrętów specjalistą  to jestem ja. No bo jak dzwoni, ponosi koszty impulsów, to znaczy że chce moich pieniędzy. Koniec. Nie ze mną takie numery ... :-)
To by tyle było mego subiektywnego wstępu.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
______________________________ 
 
CZYŻBY GROZIŁ NAM NOWY MONOPOL?
13 Listopada SALA KONFERENCYJNA D - pawilon 7 Targi Boatshow Poznań
12.30 - 13.30 Propozycja stopni żeglarzy zawodowych.
- prowadzący Magdalena Jabłonowska, Dyrektor Departamentu Bezpieczeństwa Żeglugi, Ministerstwo Infrastruktury oraz Alfred Naskręt, Dyrektor Szkoły Morskiej w Gdyni.
---------------------------
Ten krótki komunikat, na długo przed tym spotkaniem, wywołał w środowisku burzliwą dyskusję. Nawet bez znajomości tego, co zechce powiedzieć kpt. Magdalena Jabłonowska, pomysł (wprowadzenie odrębnych stopni dla żeglarzy zawodowych), generalnie odsądzono od czci i wiary. Część opinii poświęcona jest obawie, że za tymi działaniami Szkoły Morskiej kryje się chęć zmonopolizowania rynku szkoleniowego w Polsce. Do tego wątku powrócę na koniec, ponieważ problemy żeglarstwa zawodowego są mi obce i nawet kibicując tej grupie zawodowej kolegów żeglarzy, niewiele mogę zdziałać. Ale jak słyszę słowo monopol, to moja uwaga napina się w najwyższym stopniu.
Co mnie jednak w największym stopniu zaniepokoiło? Otóż kilka nazwisk, jednoznacznie kojarzonych z liberatorami i mających swoje zasługi w tym zakresie, zdecydowanie występuje przeciwko dzieleniu żeglarstwa zawodowego i rekreacyjnego (przyjemnościowego). Piszą tak, choć muszą znać stanowisko urzędników życzliwie patrzących na postulaty bezpatencia. Sam posiadam takie stanowisko kompetentnej osoby z MI, uzyskane w trakcie wymiany korespondencji.
Osoba ta pisze; zdaje pan sobie sprawę, że jeśli mają zostać zniesione obowiązkowe uprawnienia do prowadzenia jachtów w żegludze rekreacyjnej, to konsekwencją tego jest wprowadzenie takiego obowiązku dla ludzi zawodowo zajmujących się żeglarstwem. Nie chodzi oczywiście o zawodowych regatowców a o ludzi zarabiających na prowadzeniu jachtów.
Czy zdaję sobie sprawę, odpowiedziałem, że oczywiście. To jest logiczne i ma swoje oparcie w przepisach innych, bardziej doświadczonych krajów. Tyle o tej wymianie poglądów. Dla mnie jest też oczywistym, że zgłaszanie takich postulatów o nie dzieleniu żeglarstwa na zawodowe i rekreacyjne, zamyka drogę do dalszych, stopniowych postępów w liberalizacji przepisów żeglarskich w Polsce. Nasuwa się tu powiedzenie: daj kurze grzędę .....
Ale mam poważniejszy problem. Nie pojmuję absolutnie motywów takiego stanowiska. Na finiszu walki o liberalizację, po znalezieniu części ludzi nam życzliwych w kręgach ustawodawczych, mogących udzielić pomocy, stawiamy tak niezrozumiały warunek transakcji wiązanej. Nikt mnie nie przekona, że żeglarz uprawiający żeglarstwo (jachting), chce walczyć o przywileje innej grupy zawodowej, narażając własny interes i sukces ostateczny walki prowadzonej od wielu już lat. Zdanie części opinii środowiska, że domaganie się nie dzielenia żeglarzy na rekreacyjnych i zawodowych absolutnie nie wpłynie na losy liberalizacji, uważam za naiwne i odrzucające rzeczywistość.
Zastanawiający też jest fakt, że absolutnie nie notuję głosów ze strony najbardziej zainteresowanej, czyli ludzi, których te przepisy dotkną bezpośrednio. Czyżby zdawali sobie sprawę z logiki problemu?! Równie zastanawiający jest fakt walki na śmierć i życie o ideę traktowania przez niektóre osoby obu grup jednakowo.
Wracam do problemu wyrażonego w tytule. W tej całej dyskusji jestem z tymi, którzy upatrują w tym pomyśle chęć uzyskania monopolu przez Szkołę Morską. tego wykluczyć nie można, ale jest na to prosta rada. Zamiast obrażać Panią kpt. M. Jabłonowską, - słać jej swoje pomysły, aby w ew. akcie prawnym wymienić wszystkie znane (zweryfikowane dla warunków polskich) certyfikaty zagraniczne a w tym i Szkołę Morską. I będzie po monopolu. Mam przekonanie, że w takim kierunku pójdą prace w MI i w tym Departamencie. My zajmijmy się naszymi sprawami, a one toczą się i zależą od pewnego Departamentu w MSiT. To jest „nasza racja stanu” a kolegom zawodowcom, skoro chętka, kibicujmy. Stawianie na szali naszego sukcesu takiego argumentu – nie dzielić - (brzmi pięknie i znajomo), jest, moim zdaniem, działaniem na szkodę liberalizacji.
Zbigniew Klimczak
_____________________________
Co na ten temat na portalu "SAIL-HO"pisze kpt. Jacek Kijewski:
 
STOPNIE ZAWODOWE DLA ŻEGLARZY
 Przy okazji targów "Boatshow" w Poznaniu odbyła się konferencja, na której p. Magdalena Jabłonowska (Ministerstwo Infrastruktury) oraz kpt. Alfred Naskręt (dyrektor prywatnej Szkoły Morskiej z Gdyni) przedstawiali założenia nowego systemu uprawnień do odpłatnego prowadzenia jachtów. Wprowadzone mają być uprawnienia na wzór brytyjskich, czyli w rodzaju master 200 gt i master 3000 gt. Wymogi mają być spore, m.in. na początek 6 miesięcy w morzu, zaś od oficera na żaglowcach: prawdopodobnie 24 miesiące w morzu. Do tego spełnienie wymogów STCW w zakresie kursów. Systemem mają być objęte jachty, których załoga otrzymuje wynagrodzenie za pływanie.

Komentarz odredakcyjny:
- po pierwsze, regulacje te poważnie zaostrzają istniejące dziś wymogi i z pewnością przyczynią się do wzrostu kosztów szkolenia żeglarskiego i rejsów, co ograniczy dostęp do żeglarstwa zwłaszcza młodzieży. Mimo iż p. Jabłonowska obiecuje, że "nie pozwoli", by jachty zostały w portach - wszak jednak nic od zezwolenia p. Jabłonowskiej nie zależy. Warto też zauważyć, że wg oferty Szkoły Morskiej obecnie kurs Master of yachts 200 GT offshore kosztuje 2000 euro + koszt egzaminu i certyfikatu (ok. 2 tys. zł).
- po drugie, dotąd przepisy (a co za tym idzie, Urzędy Morskie) skutecznie blokowały drogę przejścia z żeglarstwa do żeglugi handlowej. O ile do stażu wymaganego na stopień oficerski (w marynarce handlowej) liczyło się obstukiwanie rdzy, a nawet mieszkanie na zacumowanym statku - to ani godzina stażu jachtowego, nieważne z jak trudnych warunków czy kapitańskiego, nie była przez urzędy morskie uwzględniana. Wymóg dokumentów oficerskich zgodnych z STCW eliminuje z rynku kadry żeglarskie na rzecz (emerytowanych?) marynarzy z floty handlowej, przynajmniej do czasu, kiedy żeglarze zdobędą właściwy staż (i środki finansowe na pokrycie kosztów kursu i egzaminu). Pewnym plusem jest uznanie stażu z jachtów do projektowanych uprawnień - nie jest jednak jasne, czy staż ten będzie uznany przy staraniu się o uprawnienia zawodowe. - po trzecie, sytuacja, w której koncepcję prezentują: Magdalena Jabłonowska, przedstawiciel ministerstwa infrastruktury i autor aktów prawnych (w tym tego niesławnego o błękitnych okładkach dzienników jachtowych) oraz Alfred Naskręt, dyrektor prywatnej szkoły morskiej, w obecnej chwili jedynej w Polsce firmy prowadzącej szkolenia zalecanego systemu, budzi poważny niepokój.
- po czwarte, ani BIP, ani plan legislacyjny Ministerstwa Infrastruktury nie przewidują prac nad takimi przepisami. Zwłaszcza, że "na tapecie" są projekty Ustawy o pracy na morzu, Ustawy o pracy na morskich statkach handlowych i zmianie Kodeksu morskiego. Zapowiedź, że szczegóły proponowanych przepisów będą dostępne nie w oficjalnym publikatorze ministerstwa, a na stronie morska.edu.pl (strona WWW prywatnej szkoły morskiej) budzą zdziwienie
Jacek Kijewski.
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1592