MŁODSZY KAPITAN W INNYM MIEJSCU STAWIA AKCENT
z dnia: 2011-01-01
Adam Woźniak i Jacek "Jacenty" Kijewski w jednym stali domku. To znaczy w ... gdyńskim YK "Stal". Nie da się ukryć, że Adam mógłby by być ojcem Jacka. Żeglarstwo się zmienia i te zmiany najlepiej rozumieją młodzi. Starzy natomiast mają pamięć.
Adam "Adaśku" Jacek "Jacenty"
Na marginesie newsów "Pogoda w nawigacji morskiej" (26 grudnia 2010) oraz poniższego tekstu pojawia się szczegół dotyczący "papierów" jachtów. W moich latach tym finalnym, a obowiązkowym" była "Karta Bezpieczeństwa". Do dziś uważmam ten dokument za wyjątkowo szkodliwy. Już dawno, dawno temu porównywałem go do niesławnej pamięci "Karty pływackiej". Dlaczego? A dlatego, że związek między orzeczeniem, a rzeczywistością zazwyczaj był zupełnie przypadkowy. Niektórym tworzył złudzenia, że są bezpieczni lub że coś umieją.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
_____________________________________________
Drogi Jerzy, Po pierwsze, gdybyśmy nie wysyłali wojska do Afganistanu, to być może nie trzeba by konsulów, by ratować rodaków, których tam porwano. W sumie nie widzę nic dziwnego w tym, że Państwo musi posprzątać tam, gdzie nabałaganiło. Po drugie, gdyby nasze Państwo nie wysyłało śmigłowców do Afganistanu, to mogłoby kupić śmigłowce dla SAR. Obecnie zabezpieczenie SAR jest poniżej wszelkich standardów, za co życiem raz po raz płacą ludzie morza. Najczęściej rybacy. Ale to na marginesie.
A teraz "uwag kilka wróbla Ćwirka", czy jakoś tak to było:
- "Mistral" nie ma kategorii C. Głównie dlatego, że nie przechodził certyfikacji zgodnie z RCD, bo niby po co :) To, co ma w papierach, wynika z "widzimisia" urzędnika, nie wiem, z PZŻ-tu czy z PRS-u, i z niczego więcej. Mój "Sven" miał w papierach 5B, mimo, że Bałtyk parę razy przepłynął, a kiedyś (i to samotnie) wyszedłem nim w 45 węzłów. Zdolności jachtu a kategoria wg RCD to zupełnie różne sprawy. Widywałem "mazurskie koromysła" zgodne z B (a w wersji "morskiej" z A), które nie powinny NIGDY wypłynąć poza Tałty. Po prostu kwity RCD należy traktować jako zło konieczne i nigdy się nimi nie sugerować. "Mistral" jest przykładem w drugą stronę - wyposażony w dobrą załogę przeżyje wszystko. Niezależnie, ile mu urzędas w KB wstemplował.
- "Kmicic" to konstrukcja z podobnych czasów, jak "Wielkopolska". Projekt Cartera ma już chyba z 40 lat... Jerzy Salecki wspomina o 1967 roku. Dodajmy do tego badziewne wykonanie w polskich stoczniach... Może porzucenie "Levantera", łódki również wiekowej, choć wg już nowszej koncepcji, by uzupełniło rozważania? W sumie trudno znaleźć przykład porzuconej łódki współczesnej konstrukcji. Może dlatego, że mało ich w Polsce jeszcze pływa? "Kmicic" miał też szczęście, że go nie wyrzuciło na brzeg. "Bloom" (nie mylę nazwy?), też Carter, został wyrzucony na brzeg litewski. Nie radził sobie wcześniej (o ile wiem, obluzowanie balastu, zdarzające się Carterom). Ewakuacja z "Rzeszowiaka" była modelowym przykładem "akcji niepotrzebnej", zwłaszcza, że silnik pozostał sprawny.
- współczesne jachty wcale tak źle sobie nie radzą ze złą pogodą. Pływałem Bavarią 50 przy 45 węzłach, Oceanisem 411 przy jakiejś ósemce (wiatromierz był popsuty), również Oceanisem 393. Jeżeli tylko daje się redukować żagle odpowiednio do pogody i pomóc sobie silnikiem (a również nie ma zbyt stromej fali), to jest całkiem znośnie.
- współczesne jachty mają kilka udogodnień. Po pierwsze, autopilot. Zupełnie serio zwalnia jedną osobę z moknięcia za kółkiem. Po drugie, szprycbuda. Siedzi się w suchym i zacisznym miejscu (nie zapominajmy o obserwacji!!!). Oba udogodnienia może nie pomogą nam przy 11 B, ale zanim to 11 B nastanie, zapewnią komfort przy 6 B, 7 B i pewnie 8 B. Czyli załoga "wejdzie w sztorm" bardziej wypoczęta i mniej wystraszona. Kolejnym udogodnieniem jest webasto. Dzięki niemu jest sucho (nie musi być ciepło). W młodych latach, gdy pływałem na "Copernicusie", najbardziej cierpiałem właśnie od bycia ciągle mokrym. Rybackie "gumy" ciekły jak sito, suche rzeczy kończyły się drugiego dnia... No właśnie, kolejnym udogodnieniem są współczesne sztormiaki. Oddychający, dobry sztormiak (używam Prorainer Defender, ale w zasadzie każdy nowoczesny i markowy będzie dobry) zapewnia komfort nawet w złych warunkach. Wszystko to powoduje, że zachowujemy siły na te najcięższe warunki.
- sprawny i mocny silnik. Na Bavarii 50 miałem "pod maską" 80 koni... cała stajnia, w zasadzie maszt i żagle mogłyby nie istnieć. Bardzo zmienia to całe planowanie rejsu (jeżeli "ZAWSZE" mamy możliwość zrobienia choć 3-4 węzłów naprzód). Zwłaszcza, że z 10 lat żeglowałem zupełnie bez silnika, to i różnicę widzę.
- szybkość jachtów. Zupełnie inaczej planujemy przejście, jeżeli jacht może zrobić 3 węzły, a inaczej - jak 8.
W kontekście powyższych uwag "8 Beauforta" przestają być "straszne". Stają się "nieprzyjemne", wymagają "starannego i ostrożnego planowania". Ale nie są zabójcze. Może dlatego określenie "storm" warto stosować, za anglojęzycznymi, dopiero od 10 B? Żeby uniknąć pojęć "sztorm na Śniardwach" (czyli pow. 4B) czy podobnych...
Oczywiście pchać się w sztorm jest mało sensowne. Raczej przeżyjemy, ale jak zniszczymy żagiel za 6 tys. zł, to po co? Dlatego planowanie meteo ma wielką przyszłość. Współczesność dostarcza nam do tego coraz lepszych narzędzi. Ja Czytelnikom polecę świetną zabawkę: http://www.zygrib.org/ - program pod Linuksa, ale ma i wersję Windows. W dobie powszechnego internetu, WiFi i nawet komórek z przeglądarkami nic nas nie zwalnia ze sprawdzenia pogody - i uwzględnienia jej przed wyjściem. A nawet w dziwnych krajach nawet McDonaldy miewają bezpłatne WiFi. Nie trzeba jeść tego paskudztwa, wystarczy usiąść pod parapetem z komórką czy notebookiem...
Pozdrawiam Jacek Kijewski
|