Katarzynę Rembarz kołem łamałem pół roku. Spławiała mnie obiecankami - "jutro". Chodziło o news - co tam słychać na północnym Bałtyku. Wreszcie go mamy!
Autorka korespondencji
.
Relacja jest lakoniczna, ale przeselekcjonowane (pardon) fotografie, mam nadzieję - skutecznie tekst podpierają. Sami zobaczcie - Skandynawia to jest to !
Tylko ognisk na kamieniach nie rozpalajcie!
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
==============================================
Rejs zaczęliśmy na lotnisku w Rębiechowie 16 lipca i wtedy też wreszcie wszyscy się poznaliśmy. Lecieliśmy w czwórkę. Piątym miał być kapitan czekający na nas na jachcie w Turku, gdzie dopłynął z poprzednią załogą. Archipelag wysp wyglądał pięknie już z okien samolotu. Jacht stał w marinie w centrum miasta, nie daleko muzeum morskiego. Dojazd z lotniska byłby bezproblemowy, gdybyśmy wysiedli na właściwym przystanku. Ponieważ nie można było się dogadać z kierowcą, a jedynym słowem, które wzbudziło błysk zrozumienia w jego oku było „marina”, wysiedliśmy przy hotelu „Marina” o trzy przystanki za wcześnie. Ciągnąc bagaże, pilotowani telefonicznie przez Grzegorza, dotarliśmy jakoś do jachtu, niektórzy resztką sił.

Następny dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie i wybraliśmy się do położonego niedaleko Naantali, jednego z najstarszych miast w Finlandii, obecnie znanego głównie jako siedziba Muminków. Początkowo chcieliśmy tam płynąć, lecz wysokość naszego masztu przekraczała możliwości okolicznych mostów. Miejscowość okazała się ładnym, kameralnym kurortem, a park Muminków przereklamowaną atrakcją dla czterolatków. Jako że pomysł odwiedzenia Muminków był mój, zostałam psychicznie zmuszona do wejścia i zapłacenia prawie 30 euro za bilet, podczas gdy pozostali stwierdzili, że poczekają na mnie na pobliskiej plaży i że przebywanie w sąsiedztwie słynnych trolli oraz moja relacja wystarczą im w zupełności. Aby zwiedzanie było kompletne nazajutrz zwizytowaliśmy jeszcze muzeum morskie w Turku, które na szczęście nie sprawiło nam zawodu i jest godne polecenia. Przeciągający się postój i zajęcia zupełnie nie związane z żeglarstwem źle wpłynęły na samopoczucie Leszka, który pierwszy raz był w rejsie. Zaczął on mianowicie wątpić w to czy zapisał się na właściwą imprezę i podejrzewam, miał już opracowany potajemny plan powrotu. Wypłynęliśmy jednak po obiedzie.
Plan rejsu w zarysach był taki: płynąć po północnej stronie Archipelagu, jeśli się uda to do Maarienhaminy, a wracać stroną południową aż do Hanko. Stamtąd skok przez morze do Górek. Chcieliśmy nocować głównie przy wyspach, jak najmniej korzystać z portów i marin.

Pogoda dopisywała. Na pierwszym postoju wieczorem kąpaliśmy się w morzu, a temperatura wody wynosiła 23 st. C, co wydawało mi się ewenementem. Nigdy przedtem nie odważyłam się wykąpać w Skandynawii. Woda była zawsze lodowata.
Cumowaliśmy dziobem do wyspy, a z rufy rzucaliśmy kotwicę. W niektórych miejscach były umocowane w skałach kółka cumownicze, ale nie zawsze. Na Hålskärs widzieliśmy oznaczone farbą na skale miejsca dobre do podejścia, o dobrej głębokości. Te wszystkie oznaczenia można nazwać „prywatnymi”, ponieważ nie ma o nich informacji w żadnej locji. Po prostu trzeba wiedzieć. Generalnie przy wyborze miejsca do kierowaliśmy się mapą i echosondą oraz obserwacjami i prognozą. Nasz jacht miał nieco ponad 2m zanurzenia. Dwukrotnie podczas noclegów mieliśmy problemy z kotwicą. Za pierwszym razem wystarczyło podebranie liny kotwicznej. Natomiast za drugim kotwica po prostu puściła i trzeba było się nagle ewakuować w środku nocy. „Śniadecki” to duży i ciężki jacht i sytuacja na początku wcale nie wyglądała wesoło. Dlatego radzę jednak, albo trzymać wachtę kotwiczną, albo wychodzić co jakiś czas i sprawdzać.
Po drodze z Turku do Maarienhaminy odwiedziliśmy wyspy Hålskärs i Ulversö, a w drodze z Maarienhaminy do Hanko wyspy Kokär, Aspö, Björkö i port Väno.
Na Kokär staliśmy w porcie, a na Björkö krótko do prywatnego pomostu po wschodniej stronie. W Hålskärs, Ulversö i Aspö do wyspy.
Wszystkie miejsca polecam oprócz Björkö, gdzie są drapieżne komary i choć zachwalają ją przewodniki, to moim zdaniem nie zasługuje ona na to. Zdecydowanie sympatyczniejsza jest sąsiednia Aspö. Przyroda na wyspach jest surowa i dzika. Przepiękne są skały i wielkie głazy. Małe porciki też warto odwiedzić.

Rejs trwał od 16 (wylot) do 27 lipca. Z Turku wyszliśmy 18.07 wczesnym popołudniem, a do Hanko weszliśmy 24.07 pod wieczór. Z Hanko wyszliśmy 25.07 przed południem, a w Górkach stanęliśmy 27.07 wieczorem.
Generalnie pogoda była dobra, ale aby zrealizować nasz plan musieliśmy niektóre odcinki pokonywać na silniku. W drodze do Górek przez pierwszą dobę wiatr był słaby i kręcił. W prognozie kapitan wysłuchał, że na sąsiednim akwenie warunki są dla nas znacznie lepsze i gdy tam dotarliśmy chwyciliśmy wiatr północny, który rozwiał się do 6-7B i z nim najpierw pod spinakerem, a potem „na motyla” na dużej genui dolecieliśmy do Górek.
tekst i foto - Katarzyna Rembarz
Pomocne linki:
http://www.turku.fi/Public/default.aspx?contentid=21072&nodeid=8111
http://www.finnboat.fi/en/index.html
http://www.balticyachting.com/
http://www.midnightsunsailing.fi/frontpage.htm
http://www.kasnas.com/main.php?menuID=252