SAMOTNY ZAJĄC DO CZYTELNIKÓW SSI
z dnia: 2012-08-06
Edward "Gale" Zajac - nasz podopieczny Odyseusz zakończył wreszcie przeszło dwumiesięczną samotna tułaczkę po Atlantyku. Wielki to wyczyn starszego pana (dostanie mi się za ten epitet). Cieszymy się ogromnie, gratulujemy. Edward juz wykąpany, wyspany i .... niepoprawny. Poniżej oprócz podziękowań przeczytacie, że się spieszy na krajowe regaty. Zamiast dziękować za cudowne ocalenie - niepoprawnie wystawia na próbę wyrozumiałość Pana Boga. We wtorek (jutro) wyrusza po niego i "Holly" konwój drogowy - prowadzony przez Jerzego Plewę.
A teraz jeszcze moje 3 grosze - nie pomnieszając męstwa Edwarda - przypominam: nic by z tego nie było gdyby nie dynamizm, poświecenie i ofiarność Komitetu Opieki nad SAMOTNYM ZAJĄCEM NA OCEANIE, a zwłaszcza jego Prezesa (oby zył wiecznie! ).
Ciekawym jak publiczni Patroni Medialni - "ŻAGLE" i "RADIO GDASK" rozpropagują dokonania Edwarda.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=================================
Drogi Przyjacielu - Don Jorge Pogoda w Breście niezbyt przyjazna; zaraz po moim przypłynięciu zepsuła się silne wiatry, pochmurno, często deszcz. Nie daje się wysuszyć mokrych rzeczy ani zrobić porządku na jachcie. Najchętniej wyniósłym wszystko na szeroką keję i obok wypoczywał na słoneczku... A podobno w środę ruszamy na powrotną trasę. Gdzie - zdecyduję dopiero wczasie postoju w Dortmundzie, gdzie będę chciał sprawdzić instalację elektryczną i driver. Stamtą albo do Ustki, albo do Świnoujśna Puchar Poloneza. Pozdrowienia Edward
================================= Drodzy Przyjaciele
Tym razem piszę na lądzie, we francuskim porcie Brest. Tutaj w sobotę zakończył się mój rejs. Właściwie nasz rejs, bo wysyłając codzienne sprawozdania starałem się, abyście mogli w nim możliwie najpełniej uczestniczyć.
Ostatnie godziny rejsu były wyjątkowo udane. To tak, jakby Neptun chciał mi wynagrodzić te wszystkie sztormy, którymi mi w prezencie przysyłał, szczególnie w ostatnim tygodniu. Po nocy z wtorku na środę, kiedy to pogoda sprowadziła mnie i HOLLY chyba do granic wytrzymałości, następne dni nie były już tak straszne. Dla małej łódki nadal jednak był to sztorm utrudniający normalne żeglowanie. Jest przecież oczywiste, że zupełnie inne są kryteria pogodowe dla jachtu 6-metrowego, a inne dla dla 2 czy 3 razy większego.
Jeszcze sobotni poranek nie wróżył nic dobrego, chociaż światło latarni na poziomie horyzontu dodało trochę optymizmu. Całą noc spędziłem przy rumplu. Fatalna awaria rozładowała akumulatory i wyłączyła AIS – a ruch na podejściu do Brestu był duży. Cały czas w zasięgu wzroku było kilka statków, w tym również pracujące rybackie. No i chciałem przepłynąć trochę mil, aby rano być bliżej portu.
Wysoka fala, wiatr gwiżdżący różne melodie zależnie od natężenia, no i mokro, na zmianę mżawka lub ulewa. Dobrze, że księżyc w pełni i nawet gdy schował się za chmury, to było jaśniej.
Światła latarni zobaczyłem koło piątej rano. To dodaje sił; jest nadzieja, że przed nocą schowam się w porcie. Jednak do lądu jeszcze daleko....
Kolejna ulewa wpędza mnie pod pokład; mam już dość moknięcia. Nieważne, że jacht ustawiony w dryf pod żaglami płynie w innym kierunku – ja muszę zdjąć przemoczone ubrania i ubrać coś suchego. No i wypić gorącą kawę, bo brak snu coraz bardziej daje się we znaki. I tak postępuję parę razy – gdy pojawia się deszcz ja przeczekuję go pod pokładem a HOLLY grzecznie płynie na wiatr.
Zbliżało się południe a ja nadal nie widziałem lądu. Jednak nastąpiła zmiana pogody. Widocznie Neptun uznał, że wystarczająco dał mi w kość i nadszedł czas, aby zakończenie rejsu zostawiło mi miłe wspomnienia. Wiatr zelżał na 3-4 B, pojawiło się słońce, pokropiły ostatnie krople deszczu. Zrobiło się ciepło. Fale też szybko uspokajały się.
Zamglony ląd zobaczyłem już w przyjemnej scenerii: było ciepło, wczasowo i HOLLY pod rozwiniętą genuą pełnym wiatrem płynęła w kierunku klifowych wybrzeży. Pozbyłem się kilku warstw wilgotnych ubrań. Działała już zwykła komórka.
Pojawił się nowy problem – prąd pływowy. Z podanych mi informacji wynikało, że trafię na odpływ i bez pomocy motorówki nie wejdę do portu. Właściwie wejdę, ale odpływ wypluje mnie; jest pełnia księżyca, skok pływu może przekroczyć 6 metrów, prąd pływowy 4 do 6 węzłów. Mój silniczek Mercury 3,3 KM daje na spokojnej wodzie szybkość ok 3 węzłów …
Ekipa organizacyjna w Polsce prowadzi negocjacje w sprawie załatwienia holu, a ja tymczasem mijam boję podejściową u wejścia do cieśniny prowadzącej do portu. Widzę po pochyleniu boi, że jest jeszcze przypływ, który trzeba wykorzystać – włączam silnik. Przy następnej boi widać wyraźnie, że natężenie przypływu zwiększa się. Miałem trochę praktyki pływowej w Holandii. GPS pokazuje szybkość ponad 6 węzłów. Zawiadamiam kolegów, że pomoc motorówki niepotrzebna, wchodzę samodzielnie.
Do mariny MOULIN BLANC jest jednak kilka mil. Widać ją dopiero w ostatniej chwili. Przy zewnętrznej kei jest wolne miejsce, cumy odbiera para z angielskiego jachtu. Zaskoczeni i jednocześnie pełni uznania, bo czytali o JESTER i nie spodziewali się zobaczyć jednego z uczestników w Breście.
Cumy i szpringi obłożone – rejs zakończony. Przepłynąłem po Atlantyku, z Plymouth na Azory i z Azorów do Brestu, prawie 4 tysiące mil morskich. Sądzę, że założenia tego rejsu zostały spełnione, że mimo trudnej pogody i licznych awarii dopłynąłem do celu i powróciłem na kontynent. Za te atlantyckie serdecznie dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w realizacji tego rejsu. Lista tych osób jest długa. Dziękuję też zespołowi, który z lądu opiekował się moim rejsem. Mogę tu zauważyć, że mimo zaangażowania skromnych środków, mieliśmy codzienną łączność telefoniczną. W licznych awariach zawsze było jakieś rozwiązanie zastępcze: HOLLY nadal ma sprawne światła nawigacyjne, nadal jest łączność, działa pompa zenzowa. Nawet silniczek, kąpany w oceanicznej fali przez 24 dni rejsu, zapalił bez problemu, jak nowy.
Dla mnie najważniejszym osiągnięciem tego rejsu jest jednak spotkanie wielu wspaniałych ludzi. I to jest chyba najważniejsze przesłanie, jakie otrzymałem z tego rejsu – solidarność żeglarska – niezależnie jakiej jesteś narodowości i jakim jachtem żeglujesz.
Pozdrawiam wszystkich
Edward Gale Zając
_____________________________

|