CUI BONO ?
z dnia: 2013-04-23


News traktuje o artykule niejakiej Miry Suchodolskiej, która w internecie przedstawia się tak: dziennikarz, socjolog, politolog, wykładowca. I talej nieskromnie: jestem świetnym dziennikarzem i jeszcze lepszym redaktorem. Znam się na socjologii, psychologii, makroekonomii, hotelarstwie (technik hotelarz primo voto), polityce. Pracowałam w Super Expressie, Newsweeku, Polsce the Times, Dzienniku Gazecie Prawnej (o radiu nie wspomnę). Umiem zarządzać zespołem i w miękki sposób wypruwać z niego flaki. Nawet jak zwalniam, to mnie lubią. Zarabiam na siebie od 18.r.ż. Cel: zarządzanie zespołem, który jest większy niż 100 osób (wyzwanie).
Tyle redakcji pewnie dlatego że Panii Mira pozwala sobie pisywać o sprawach, o których nie ma nawet zielonego  pojęcia. Jakoś mi się wydaje, że tym razem popełniła artykuł na konkretne zamówienie. W starozytnym Rzymie mottem tropienia każdego występku byłó pytanie: "w czyim interesie".
Pani Mira nie raczyła zapytać promotorów liberalizacji żeglarstwa o zdanie. Pani Mira uważa, że sprawę zna lepiej niż Rada Armatorska SAJ, w której sklad wchodzą bardzo doswiadczeni kapitanowie jachtowi (w tym jeden - zawodowy). Natomiast sprawę chyba omówiła z Funiem.
Pani Mira była też pewnie na wagarach, kiedy w szkole podawano wzór E = m x V2./2  Pani Mira ponoć jest  wykładowcą. Mój Boże - współczuję jej studentom.
Wakacje Autorce radzę spędzić w Szwecji. To rozszerzy jej horyzonty.
A teraz przeczytajcie kpiarską polemikę Andrzeja Colonela Remiszewskiego.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------------
Szalona kobieta przy kompie
W wydawałoby się, poważnej gazecie („Dziennik Gazeta Prawna” z 22 kwietnia 2013 nr 78/3468), pełniąca, wydawałoby się, poważną funkcję sekretarza redakcji Mira Suchodolska popełniła tekścik, który trudno potraktować poważnie. I na tym można by zakończyć, gdyby nie jeden kłopot. Otóż nieszczęsny „Dziennik Gazeta Prawna” ma renomę organu poważnego, czytują go ludzie poważni, na stanowiskach, którzy nie mogąc znać się na wszystkim, z tego źródła uzupełniają swoją wiedzę o świecie, polityce i prawie. I dlatego milczeć nie można.
Komentarz opublikowany na stronie 2 pod tytułem „Szalone dzieci na wodzie” to mieszanina bredni i kłamstwa!
Suchodolska komentuje liberalizacyjny efekt rozporządzenia w sprawie uprawiania turystyki wodnej podpisanego niedawno przez minister Muchę. Zaczyna od pochwalenia rządu za tendencje do deregulacji gospodarki i zaraz przestrzega, że czasem deregulacja może przynieść większe szkody, niż uciążliwość prawa. Jako przykład powołuje hipotetyczną możliwość zniesienia prawa jazdy dla osobówek, z pozostawieniem go dla kierowców tirów. Uznaje zniesienie obowiązku patentowego w 2008 roku za taką, cyt.: „głupotę” (już pomińmy, że pisze o „łódkach o długości burty nieprzekraczającej 7,5 m”. Na końcu tekstu pojawia się mimochodem informacja o „białym szkwale, który w 2007 roku zabił na jeziorach mazurskich 12 osób”.
     
Artykuł Pani Miry Suchodolskiej                                                                         Ileż to forsy można zrobić na patentach.                  Fot. Marian Lenz.
.
Żeby nie pozostawić niedomówień, brednią jest porównywanie energii kinetycznej pojazdów drogowych i jachtów oraz intensywności ruchu na drogach i na wodzie, nawet na zatłoczonych Mazurach. Nie będę udzielał Suchodolskiej bezpłatnych  korepetycji z fizyki, niech wróci do szkoły z pożytkiem dla siebie i dla czytelników, za moich czasów było to w materiale z fizyki w klasie VI podstawówki.
Kłamstwem jest insynuacyjne sugerowanie związku między „bezpatenciem”, a ilością ofiar tzw. „białego szkwału”. Ponieważ pamięć ludzka jest ulotna, a czytają nas coraz młodsi ludzie, to przypomnę, że wszyscy sternicy jachtów, które uległy wypadkom tamtego dnia na Mazurach, mieli ówcześnie obowiązujące uprawnienia i patenty.
Będę nudny ale przypomnę, że zgodnie z informacjami publikowanymi w mediach w ubiegłym sezonie na Mazurach nie było ani jednego wypadku śmiertelnego związanego bezpośrednio z żeglowaniem, że Policja i WOPR oficjalnie potwierdziły, że nie obserwują pogorszenia stanu bezpieczeństwa, mimo obowiązującego od czterech lat rozluźnienia przepisów i częściowego zniesienia patentów.
Dalej będę nudny i przypomnę, że hekatomby żeglarzy nie przeżywają także kraje sąsiednie, w których leniwe władze, nie zadbały o to by ich obciążyć obowiązkiem zdawania egzaminów. Za to w niektórych z tych krajów, gazeta publikująca taki bełkot, straciłaby zaufanie czytelników. Tak jak właśnie straciła moje.
Zadbam o nie wznowienie prenumeraty.
Andrzej Colonel Remiszewski
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2192