PAWEŁ PLUS TRZY KOBIETY
z dnia: 2013-07-20
Paweł Oska z żoną Justyną i córkami popłynał kanałami i rzekami z Amsterdamu do Port St. Luis nad Śródziemnym. I teraz, kiedy do nas pisze te słowa, w kabinie upał niemal tropikalny. Pisze, że to lubi, a za to ceny w porcikach francuskich ponoć są niższe niż w Szwecji. Tak, tak - Szwecja drożeje :-(
Nie jest to rutynowe "spędzanie urlopu", ale całkiem poważny rejs rodzinny obliczony na dwa lata.
To pierwsza korespondencja. Liczymy na kolejne.
Dobre przykłady są cenne, bo mobilizujące.
Pamiętajcie o kamizelkach !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
.
-----------------------------------
Drogi Jerzy, siedzę w mesie w której temepratura osiągnęła już pewnie ze 35 stopni C. Od jakiegoś czasu zbieram się do napisania tekstu na SSI o innym rodzaju pływania od tego który szanujesz i propagujesz. Bo i dzieci i kobiety i ciepłe wody…:) Niekoniecznie sztormiaki, kalosze i niedźwiedzie mięso, ale z to wypoczynek, zwiedzanie i propagowanie - zaszczepianie morza młodym, czy może małym ludziom.
Idea wypłynięcia na południowe morza marzyła mi się od lat. Teraz po latach bałtyckich i innych niekoniecznie ciepłych, kiedy leciałem sfinalizować umowę do Amsterdamu przmknęła mi po głowie myśl - może teraz? Teraz, kiedy lecę do Oscara przejąć wyszukaną łódkę. To chyba najlepsza okazja. Jest kwiecień 2012 roku, przede mną cały maj, czerwiec i wakacje. Praca da się ułożyć jakoś … Może teraz jest ten moment aby uderzyć na południe. Nie na krótki czarter ale na naprawdę długi rejs. Bo przecież 4 miesiące to kawał czasu!
I stało się. Okręt przejęty pod Amsterdamem. Dwa tygodnie przygotowań i wraz żoną Justyną i z dziećmi - 4-letnią Antoniną i 11 letnią Zosią ruszamy w rejs marzeń dla nas. Trasa wiedzie poprzez morze Północne do Hoek van Holland, gdzie po wielu perypetiach kładziemy maszt. Dalsza droga to rzeka Maas, Holandia, Belgia i Francja do Toul. Stamtąd kanałami a potem rzekami Saoną i dzikim Rodanem nad morze Śródziemne do Port St. Louis.
Wybór trasy śródlądowej świadomy, z dziećmi i chęcią turystycznego poznania. Na znaną mi trasę Biskajsko - Giblartarową nie zdecyzdowaliśmy się z powodu nieprzewidywalności czasowej. Pamiętam jak w 2007 roku siedzieliśmy w Cherbourgu czekając na przejście kolejnego niżu. Ruszyliśmy w końcu i z bardzo szorstką pogodą i akcją ratunkową ewakuacji śmigłowcem Romka ze złamaną nogą 100Mm od La Coruny w końcu dotarliśmy do Hiszpanii. Smiały wytelepany, my również. Roman 4 miesiące w szpitalu w Hiszpani. Wspomnienia pomogły w decyzji …
W końcu 20 lipca 2012 po 6 tygodniach śródlądzia i 350 śluzach (trzysta pięćdziesiąt!) i wielu przygodach. wchodzimy na słone wody "Śródziemia" w Port St Louis. Gorąco i powolnie. Po dość szybkiej żegludze w kanałach tu wszystko spowalnia 5-krotnie.
 Powoli wchodzimy w rytm tutejszego życia. Zaczynamy niespieszną żeglugę wzdłuż francuskiego płd. wybrzeża. Mnóstwo zatok, portów praktycznie w każdej chwili w zasięgu ręki, lazurowa woda i niskie ceny w marinach (niższe niż w Szwecji). Podobnie z cenami żywności o knajpach nie wspominając. Poprzez Marsylię, Wyspy Hyeres, Toulon, St. Torpez docieramy do Nicei. A stąd jednym skokiem na Korsykę a potem Elbę aż do podrzymskiego Fiumicino, gdzie łódka zostaje na zimę. W ostatnim etapie płyną ze mną Tomek, mój szwagier z synem Jankiem.
W kwietniu 2013 roku w składzie pierwotnym - "dziewczyńskim" lecimy dalej - na podneapolitańską Procidę. Potem już tylko z Tomkiem na Sycylię i do Grecji - na Wyspy Jońskie - główny cel dwuletniego rejsu.
Można powiedzieć - zwykły rejs południowy. Dla mnie jednak wyjątkowy. Z dziećmi, eksploracyjny, z dogłębnym poznaniem miejsc w których stajemy.
Nie byliśmy pierwsi, ani odkrywczy. Z przyjemnością czytałem o wyprawie BIMSI i dwuletnim rejsie z Bałtyku na południe. Po drodze spotkaliśmy na 32 stopowym jachcie Staszka i Kaśkę w rejsie z Chorwacji do Polski. Nic może nie było by w tym dziwnego, gdyby nie to, że Kaśka była w momencie spotkania w Awinionie w 5 miesiącu ciąży … Dzisiaj mała Magda to super żeglarka:)
Tak więc nie byliśmy pierwsi, ale spróbowaliśmy żeglarstwa rodzinnego, wyprawowego z całym szeregiem problemów i kłopotów po drodze i ze swoją specyfiką. Byliśmy już po wielu rodzinnych rejsach bałtyckich na to przygotowani, jednak wiele nas zaskoczyło w wielu sytuacjach trzeba było improwizować.
Siedzę więc w mesie gdzie temperatura osiąga już pewnie ze 40 stopni i myślę, że było wspaniale! A przecież wszystko to dzieje się nadal!
Są różne oblicza żeglarstwa. Da się to Drogi Jerzy robić też rodzinnie. Satysfakcja jest gwarantowana. A prafrazując pewną reklamę: szczęście dzieci - bezcenne:)
z gorącymi pozdrowieniami! Justyna, Antosia, Zosia i Paweł Oska
-- Pozdrawiam
Paweł Oska
|
|