GDZIE LIBERALIZM MA SIE SPOTKAĆ Z REALIZMEM ?
z dnia: 2007-02-02


Zbigniew Klimczak pisze o szkoleniu, a ściślej o szkołach żeglowania. Pojawia się też teza, "że jak nic się nie zmieni to PZŻ  sam pozostanie sam ze swoim złym systemem szkolenia". I bardzo dobrze, najwyższy czas na profesjonalizm, nawet przy zelowaniu butów. Spoko, klient nie jest frajerem.

Do tego wswzystkiego historyczne ciekawostki: fotki z żeglarskiego szkolenia na jeziorku Pogoria w roku 1956.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge 

____________________

Nie zawsze było tak źle, przynajmniej formalnie

Wśród moich zainteresowań szkolenie, edukacja, wychowanie młodzieży, będzie zawsze dziedziną dominującą. Następujące w kraju poważne zmiany jakościowe, wielokierunkowy rozwój oferty szkoleniowej i to poza jakimkolwiek udziałem organu głównie powołanego do tego, skłoniły mnie do obszernego opracowania, które ukaże się z „Jachtingu” w kwietniowym lub majowym numerze. Już dzisiaj zapraszam do czytania i dyskusji. U Don Jorge pragnę ją zapoczątkować, rzucając tezę, jak w tytule.
Nie zdradzając całej zawartości artykułu ( jest poświęcony wyłącznie szkołom żeglarskim) , zacytuję tu jedno z ważących w nim zdań:
Nie mam zamiaru określać miejsca gdzie powinien się spotkać liberalizm z świadomością uwarunkowań panujących w Unii Europejskiej i zwykłym rozsądkiem ale jestem pewien, że powinno to nastąpić rychło i w interesie wszystkich. W przeciwnym wypadku PZŻ pozostanie sam ze swoim złym systemem szkolenia . Znika już biało-czerwona bandera z polskich jachtów a może i zniknąć polski patent..
Jeśli pominiemy emocje i złą aurę jaka otacza obecnie PZŻ, popatrzmy jak na te problemy spoglądali i oceniali działacze prawie 30 lat temu.
Pierwsza uwaga sprowadza się do tego, że GKSz – PZŻ wykazywała jakąś aktywność w ocenie i analizie zjawisk w polskim szkoleniu i podejmowała prace prognostyczne. Przed dalszym pisaniem chciałbym prosić kolegów aby patrzyli na to relatywnie i w ew. dyskusji ograniczyli się do wypowiedzi merytorycznych. Że PZŻ jest „be” powszechnie wiadomo lecz nic z tego nie wynika. Jak więc było?

20 kwietnia 1979 r GKSz zajmuje się planem potrzeb kadrowych i znajdujemy tam takie stwierdzenia:
- na przestrzeni ostatnich lat obserwuje się masowy wzrost zainteresowania czynną formą żeglarstwa ….i dalej….ocenia się, że do roku 1990 ilość ta osiągnie 300 000 osób! (to były czasy PRL)
- i dalej stwierdza stagnację a przyczyn tego upatruje w braku rozbudowy infrastruktury żeglarstwa morskiego itd.!

W końcowej części zawarte są sugestie zmian.
Instrukcja PZŻ nr 1/74 dotycząca kwalifikacji i uprawnień osób działających w zakresie nadzoru nad zorganizowanym szkoleniem żeglarskim w rozdziale II pkt 1a stwierdza:
Przewodniczący GKSz musi posiadać stopień j.kpt.ż.w. instruktora żeglarstwa i przynajmniej od 4 lat być egzaminatorem na stopnie kapitańskie lub instruktorskie.
Jak z tego wynika, obecne standardy zostały znacznie obniżone.
Dzisiaj i wczoraj PZŻ, jak wynika z Sprawozdań Komisji Rewizyjnych na co najmniej dwa ostatnie Sejmiki, GKSz nie potrafił się uporać z wdrożeniem systematycznych kontroli w ośrodkach szkoleniowych PZŻ. A jak wtedy patrzono na te sprawy w 1979 r.
Instrukcja GKSz nr 1/79 dotycząca tematów, które powinny obejmować wizytacje w ośrodkach m.inn. stwierdza:
- ocenić jakość sprzętu
- ocenić port
- ocenić bosmanat
- wyposażenie dydaktyczne
- podać ogólną ocenę ośrodka

Generalnie wymagania dla ośrodków szkolących były dość wysokie. Dzisiaj, przy braku jakichkolwiek wizytacji (może to dotyczyć obecnie tylko klubów zrzeszonych w PZŻ, prowadzących szkolenie) nadaje PZŻ licencje, mające nobilitować beneficjentów a chcącym się szkolić, dawać jakieś gwarancje jakości. Obserwując, jak obok renomowanej, prywatnej szkoły, licencję otrzymuje malutki klub z dwoma Omegami na krzyż, usytuowany na małym jeziorku, licencja taka o niczym nie świadczy. Pogoń za pieniędzmi i pozorowane działania GKSz, powodują deprecjację idei licencji.
  
Zmierzam do tego, że studiując te dokumenty można odnieść wrażenie, że przynajmniej w niektórych sprawach, byli ludzie, którzy dostrzegali złe zjawiska i próbowali im zapobiegać.
Dodam jeszcze, że w tych czasach szeregowy żeglarz, przynajmniej formalnie, był podmiotem, w kontaktach z Zarządem PZŻ. Dzisiejszy Zarząd od konkretnie 2000 r ani razu nie zechciał odpowiedzieć na moje ( zapewne i innych) wystąpienia. Skargi w trybie kpa odrzuca, ponieważ nie jest organem administracji. Dawniej jednak było to nie do pomyślenia.

Istniał zwyczaj proponowania na Prezesów ludzi z wysokich stołków, w nadziei, że dzięki ich pozycji uda się coś załatwić. Czasem się to sprawdzało. Dzisiaj stanowisko Prezesa pełni z uporem godnym lepszej sprawy, człowiek już nie tylko podejrzany ale postawiony w stan oskarżenia w dwóch sprawach. Apelując dawno temu do Prezesa, w Liście Otwartym, aby zrezygnował z funkcji. Zaznaczyłem, że nie przesądzam o niczym ale sam fakt uwikłania się w takie sprawy jest wystarczające aby nie rzucał cienia na polskie żeglarstwo. Cisza i całkowita arogancja. Zastanawiam się jak i kiedy Związek zboczył na peryferia? Kto jest temu winien? Dlaczego, ujawniające się już dawniej, złe ciągoty zwyciężyły a dobro tlące się gdzieś w zakamarkach Chocimskiej, przegrało i jest jak jest.

Dojrzewa we mnie materiał pt: „Siła i bezsilni”. Może w wyniku tej dyskusji wzbogacę jego treść.

Zbigniew Klimczak

___________________________

burza, nie burza, ale kliknąc należy:  

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=273