PORTY NIEMIEC WSCHODNICH
z dnia: 2016-07-27


Andrzej Colonel Remiszewski powrócił z rejsu do portów Niemiec wschodnich. Nie wiem jak Was, ale mnie obserwacje obszaru dawnego "enerdowa" kuszą do porównań. Specyfika wieku. Demoludowe porównania niemal zawsze wychodziły na naszą niekorzyść. Do nowego ustroju startowaliśmy z gorszej pozycji. Dlatego z podwójnym ukontentowaniem konstatujemy, że nie zmarnowaliśmy ostatnie ćwierćwiecza, że nie mamy czego się wstydzić, ba - mamy czym się pochwalić, a dawny ironiczny epitet Polnische Wirschaft to nie obelga, a pochwała.
Tego oczywiście nie rozumieją nasi 30-latkowie i młodsi, bo to oni są wygrani i myślą, że już zawsze będą wygrywać, tak jak ich ojcowie i dziadkowe - zawsze byli przegranymi.
Czytajcie i pożeglujcie do Niemiec wschodnich. Wrócicie w dobrych nastrojach.
Pamiętajcie o kamizelkach. One są nie do zastąpienia. Także o pławach osobistych. No i o ... aplikacjach komórkowych Plusa.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
----------------------------------
.
RÓŻE I CIERNIE
Włóczęga po portach daje okazje do różnorakich obserwacji. Radujących i smucących. Doceniam sukcesy „Polski w ruinie”, szczególnie (choć nie tylko) widoczne na Zachodniopomorskim Szlaku Żeglarskim. Doceniam znakomitą poprawę relacji z funkcjonariuszami. I doceniam poprawę sposobu bycia obsługi marin. Widzę też słabości. Tym bardziej denerwujące, że niekonieczne, nie wynikające z braku warunków, czy pieniędzy, a najczęściej z zaniechań i niedociągnięć organizacyjnych.
Przyjaciele mówią mi często, że zbyt „zrzędzę” i wymagam za dużo od zarządców portów polskich. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Jeżeli mieszkamy w hotelu oczekujemy spokoju, komfortu (adekwatnego do ceny) i uprzejmej obsługi. U mechanika profesjonalnej naprawy auta. U lekarza kompetentnej porady i empatii. W portach kupujemy za niemałe czasem pieniądze usługę, czy też raczej pakiet usług, i mamy prawo oczekiwać należytego wykonania umowy. Niektórzy starsi może pamiętają mój spór z 2008 roku „o 12,60” z Urzędem Morskim w Słupsku, który pobierał opłaty za postój w Ustce nie zapewniając w zamian NIC poza miłą rozmową radiową z bosmanatem. Urząd musiał w końcu uznać racje! Udało się zaszczepić SAJ-owi troskę o tę problematykę, z osiągnięciami niestety gorzej. Ale nie zrezygnujemy.
Dwa lata z rzędu przebywałem w „wybranych portach Niemiec wschodnich” – potwierdzając nieustającą aktualność opisów Jerzego Kulińskiego w przewodniku pod tym samym tytułem . Oczywiście skłania to do porównań.
Kompleksów mieć nie musimy. Nasze miasta są zadbane podobnie, trasy ekspresowe lepsze, niż niektóre odcinki A11, polskie stocznie, w przeciwieństwie do Wolgastu, czy Stralsundu, pracują. Na polskich ulicach widać życie, biznes, ruch, młodość (dziewczyny też Don Jorge!). Za Odrą po 1800 panuje cisza, za wyjątkiem knajp pełnych niemieckich żeglujących emerytów. Poza Warnemunde nie spotykałem żeglarzy młodszych niż dobrze po pięćdziesiątce, chyba, że Polaków lub Szwedów nawet Czechów(!). To nie przypadek: liczba ludności w tamtym regionie zmalała w ostatnim ćwierćwieczu o kilkadziesiąt (niekiedy do 40) procent. To nie to samo co 1,5 mln Polaków w Wielkiej Brytanii!
Ale ważniejsze jest żeglarstwo. A dokładnie owe usługi dla żeglarzy. Tu bywa różnie. Nasal rzadko można dogadać się po angielsku. W portach powszechny brak WiFi (nawet płatnego). Często hafenmajstrzy urzędują w absurdalnych godzinach. Do bankomatów kilometry albo brak. Nie każdy sanitariat jest sprzątany dość często, na ogół są one zbyt ciasne, choć porządne.
Z drugiej strony postoje wygodne i bezpieczne, w portach jest w zasadzie wszystko, co potrzebne. Jeśli bosmana brak, to można dostęp do sanitariatów uzyskać w sąsiedniej knajpce. No i takie różne, drobne, niekosztowne a efektywne „patenty”.
.
Przykład z luksusowej mariny Kroslinie. Żurawik do masztów, zaopatrzony w drabinę, dzięki czemu przy drobnych sprawach można bez kładzenia masztu, ani bez wdrapywania na niego zrobić na topie co trzeba.
Fot. 1 Pożyteczny patent
.
Śmietnik, gdzie pojemniki są może prymitywne ale nie wymagają dźwigania ciężkich pokryw albo wkładania po jednej butelce przez niewielki otwór i do tego komunikatywnie oznakowane. (fot. 2)
/
Fot. 2 Segreguj odpady
.
Niestety w tym samym porcie uproszczenie poszło zbyt daleko. Zmywak do naczyń nie dość że niezadaszony, z zimną wyłącznie wodą, to jeszcze w postaci lekko wgiętego „plasticzanego” starego stolika pod kranem. W stoliku wywiercono kilka dziur. (fot. 3) Ale pod nim odpływ w trawkę (studnia chłonna?), brak choćby kosza na śmieci w pobliżu. Przesada w prostocie.
/
Fot. 3 Zmywak?
.
A więc wszędzie można znaleźć róże i ciernie. A docenić trzeba koniecznie piękną słoneczną pogodę przez dwa z trzech tygodni pływania, fakt, że udało się nawet popływać baksztagiem, kompania była fajna, co więcej potrzeba.
Na Duńskie Morze Południowe wybiorę się za rok. W tym roku kolejne niże nas przystopowały, a potem to już nikomu się nie opłacało, zresztą Panie protestowały przeciw halsowaniu z Niemiec do Danii. Wszak damy też pływają z wiatrem i od śniadania do podwieczorku. Choć w kamizelkach. Zresztą to Don Jorge wymyślił wiosną, że płynę do Stralsundu (
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2969&page=15 ). I wykrakał.
Nie narzekam!
Andrzej Colonel Remiszewski
Tekst zawiera prywatne i subiektywne obserwacje autora
Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2993