WIELKI KAPITAN NA MALUTKIM JACHCIE
z dnia: 2022-06-15


Jachtowych kapitanów żeglugi wielkiej – żeglujących

na swoim i za swoje” i w dodatku na łupince – w

Polsce nie jest wielu. Ale tak dzielnego żeglarza jak

Andrzej Colonel Remiszewski to ja nie znam.

Przezwyciężając niesłychanie dokuczliwe dolegliwości

zdrowotne – ciągle na morzu. Namówiłem go na

serial korespondencji z rejsu, który On nazywa

„ostatni rejs”. Niby że nosi się z zamiarem

odpuszczenia. Trudno w to uwierzyć, bo On

żeglowanie prawdziwie kocha. Poprzedni odcinek tu:

https://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3903&page=15

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

============================================

OSTATNI REJS – odcinek 2

o przygotowaniu jachtu i pierwszych dniach rejsu

.

Na początek jestem winien Czytelnikom przeprosiny za długie milczenie. Z jednej strony wszystkie prace się ślimaczyły, z drugiej różne czynności okołomedyczne zabierały siły i tak zeszło. No, ale teraz nie mam alibi, stoimy w Darłówku czekając aż skończy się zachodni „wmordęwind”, czas jest, materiał też, w więc do roboty.

Obiecałem dokończyć relację z przygotowania głowotrzymacza. Przez kwiecień i maj przechodził kolejne modyfikacje i poprawki, dotyczące głównie sposobu mocowania. Chodzi o to, aby nie podsuwał się do góry i nie odstawał dołem od pleców. Ostatecznie powstała nowa kamizelka i nowy „maszt” z dodaną obejmą na biodra i pasem krokowym. Wersja EGT 3.0 już mnie zadawala. Po pierwszej próbie pływania na krótkiej, szarpiącej fali postanowiłem w takich warunkach nosić także kołnierz. Łącznie z EGT nie uciska on nadmiernie krtani, a dodatkowo stabilizuje szyję przed przeciążeniami.

Załadowałem osobiste rzeczy, cięższe a trwałe produkty spożywcze i zapas wszystkich stosowanych leków na trzy miesiące. Dla usystematyzowania kupiłem kasetkę siedmiodniową z przegródkami, którą ładuję raz w tygodniu.

  

Przygotowanie jachtu do sezonu było z racji braku siły roboczej ograniczone do rutynowego minimum. Stały mechanik usunął problemy z rozruchem ciepłego silnika. Udało się przywrócić wiatromierz na topie. Trochę sprzątania i mycia.

Najważniejsze były ułatwienia dla załogi o niepełnej sprawności ruchowej.

Kupiłem Hook & Moor. Jest to rozciągany nawet to 3 metrów bosak z umieszczonym na końcu patentem umożliwiającym zdalne przewleczenie cumy na biegowo, bez schodzenia z pokładu.


.


Drugie ułatwienie - to hak, który mogę rzucić z pokładu na pomost lub wytyk y-bomu. Pozwala to dociągnąć jacht i na moment przywiązać za kabestan szotowy, tworząc warunki do spokojnego założenia cum na dziobie i rufie.

Pozbyłem się spinakera i wielkiego spinakerbomu. Wielkiego, jak na ilość miejsca na pokładzie. I dla mnie już za ciężkiego. Chciałem w to miejsce dorobić wytyk do pływania na motyla. Niestety, sklep zamówił końcówki u niesolidnego dostawcy i nie zdążyłem. A można było kupić na alle… z dostawą do paczkomatu. Trudno.

We wnętrzu doszedł przegubowy uchwyt do smartfona. Umożliwia mi to korzystanie z niego na leżąco bez dźwigania go w ręce. Nie macie pojęcia, jak ciężki jest smartfon! A ja przez to trzymanie w górze dorobiłem się bólu któregoś mięśnia w lewej ręce, miesiąc trwało nim udało się to niemal pokonać. W ogóle odkrywam teraz różności, o których zdrowi nie mają pojęcia. Na przykład ile waży zwykły ręcznik przewieszony przez rękę albo kufel piwa. Co znaczą nawet drobne nierówności chodnika. Rzeczy, których zdrowym się nie daje wytłumaczyć.

Pierwsze dni czerwca spędziłem na Zatoce. Chodziło o to, by sprawdzić, czy jeszcze będę mógł żyć na jachcie. Mogę! Co więcej czuję się lepiej, niż w domu i coraz lepiej. Nauczyłem się od nowa chwytów (pogorszenie koordynacji ruchów), jestem w stanie ciągnąć liny. Gorzej z poruszaniem się po pokładzie, na wodzie nie wychodzę na razie z kokpitu. Bardzo mnie męczą jak dotąd wszelkie czynności gospodarcze. To kwestia braku wysokości stania, schylanie głowy blokuje oddech. A właśnie oddychanie, to mój główny problem. Najlepiej mieć głowę nieco odchyloną do tyłu, a to na ogół nie jest możliwe. Ostatecznie zapadła decyzja, że płyniemy. Tu należy się podziękowanie Tomkowi za cierpliwość i pomoc w doprowadzeniu wszystkiego do „mojego” porządku.

6 czerwca przyjechał z Jarosławia Heniu, z którym żeglowaliśmy w latach 80-ych. Fajnie spotkać się po latach. No i ruszyliśmy. Niestety, najpierw wiatry były w zasadzie wschodnie ale bardzo słabe. Potem zamknięte poligony, tzw. „szóstki”, zakała dla małych jachtów płynących wzdłuż wybrzeża. Nie mam ochoty pływać długich odcinków dookoła!

W końcu stanęliśmy w Darłówku. I zaczęło wiać z zachodu, troszkę za silnie dla małego jachtu i dwóch dziadków. No to stoimy.

Krótki przegląd portów:

Marina Cesarska w Gdańsku – wspaniała, bardzo wygodna, ze świetnym personelem. Niestety też brakuje miejsca. Za to remontują pomosty.

Yacht Park Marina – idealnie komfortowa, wszystko w cenie, obok sklep i gastronomia, w tym świeżo otwarty lokal Sushi Siedem (świetne jedzenie i miła obsługa). Personel mariny życzliwy i operatywny. Zaskakujący jak na Gdynię spokój. Śmieszne, staliśmy pomiędzy „Superyacht” z Luxury Yachtclub! Ich dolne salingi były na poziomie naszego topu albo jakoś tak.

Hel – niezmiennie moje ulubione miejsce. W marinie wszystko dobrze działa. A w „Morganie” szantowanie. Kapitan Kasia przywiozła w załodze świetną skrzypaczkę, Jacek dostarczył skrzypce i to było muzykowanie.

Władysławowo – bez zmian. Toalety na noc otwierają bezpłatnie dla załóg, za dnia płaci się za każdą czynność osobno. Była cisza, ciekawe, czy to wynik działania władz po zeszłorocznej interwencji SAJ, czy wczesna pora roku. Ale faktycznie statek wycieczkowy ściszył głośniki! Śmiesznostka. Czasem wywołując przez radio nie jesteśmy pewni, czy kapitanat, czy bosmanat (dyżurny jest bosman). We Władysławowie na wywołanie bosmanatu odpowiada głucha cisza. Natomiast wywołując kapitanat słychać natychmiast głośno i wyraźnie miłe zaproszenie, aby wchodzić.

Łeba – kolejny komfortowy port. Gdzieś na FB przemknęła informacja o katastrofalnej mieliźnie na wejściu do Łeby, co miało spowodować m.in. uderzenie sterem wchodzącego jachtu o dno.

Jak jest dziś? Na całym PRAWIDŁOWYM podejściu głębokości ponad 5m, tuż przed główkami 4,8 m. W kanale już za wieżą radaru UM jest po zachodniej stronie 2.8 m. Kapitanat informuje o prawidłowym kursie podejścia, choć to każdy powinien wiedzieć z mapy, książek i rozmów.

Oczywiście jak ktoś wchodzi na oślep w niedopuszczalnych warunkach....

Przy okazji: „ostra” i bardzo płytka łacha w marinie, przy pirsie B powinna zniknąć wkrótce. Pogłębiarka ma jeszcze 100 m w kanale portowym do zrobienia.

A w marinie bosman jak zawsze super, pomocny i uczynny. No i Keja, następczyni Bosmana.

Ustka – bardzo krótki, „noclegowy” postój, bo w niedzielę otwarte poligony. W marinie otwarto dodatkowe kabiny WC dla żeglarzy, były poprzednio na noc zamykane, a w dzień płatne, teraz mają zamek kodowy. Dziękuję Hubertowi za miejsce przy wytyku, miałbym problemy z komunikacją przy wysokiej kei.

No i w ten sposób dotarliśmy do Darłówka. Czekamy na wygodniejszy wiatr, aby przeskoczyć do Kołobrzegu.

Tyle relacji, mam nadzieję, że kolejne będą w mniejszych odstępach czasu.

Żyjcie i żeglujcie!

 

14 czerwca 2022

Colonel

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3919