NIBY NIE RDZEWIEJE, A CZASAMI PĘKA
z dnia: 2022-08-12


Dawno temu, kiedy aluminiowe maszty zastąpiły drewniane,

takelunek z „nierdzewek” zastąpił ocynkowany ze stali węglowej

lub niskostopowej, żagle dakronowe wyparły bawełniane –

wydawało się, że nasze jachty stały się niezniszczalne, że

to koniec historii materiałowej w jachtingu.

Nie ma tak dobrze !

Mam w tej kwestii swoje doświadczenia, które na szczęście

skończyły się szczęśliwie.

Licho nie śpi !

A więc przeczytajcie uważnie obserwacje i rady naszego stałego

konsultanta – Tadeusza Lisa.

Pamiętajcie o kamizelkach i obrożach i smyczach.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

============================================ 

Don Jorge,

   Bardzo poruszył mnie ten artykuł - https://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3934&page=0  W moich oczach niezwykła kombinacja łaski Opatrzności oraz dzielności i wytrzymałości Romana sprawiły że możemy przeczytać ten artykuł, Powinniśmy go potraktować jako poważną przestrogę. Traktowałbym go jako bardzo poważną lesson learnt.

    Zwraca on uwagę na zagadnienie bezpieczeństwa wyjątkowo często pomijane na jachtach (co mi się dwa razy zdarzyło) związane z tym, że nie tylko stal nierdzewna (312), ale nawet kwasoodporna (316L) RDZEWIEJE. Pominę teraz szczegóły zjawisk fizykochemicznych - napiszę w skrócie, że korozja ma charakter wżerów, których konsekwencją są lawinowo rozprzestrzeniające się mikropęknięcia. Z punktu widzenia mechaniki zniszczenie ma charakter pękania - bez fazy rozciągania i płynięcia materiału jak w zwykłych stalach węglowych.

Na jachcie mamy kilka groźnych pułapek, które powinny być pod naszą stałą obserwacją - zwłaszcza, jeżeli jacht nie jest nowy. Są to (w kolejności najbardziej prawdopodobnych uszkodzeń) 

  1. Górne blachy mocowania olinowania stałego (głowica masztu, okucia podsalingowe)
  2. Dolne mocowania olinowania stałego w formie płaskowników przy podwięziach wantowych
  3. Podwięzie wantowe w miejscu przegięcia przy wyjściu z pokładu
  4. Wejście lin ze stali kwasowej w zaciśnięte tuleje z oczkami (olinowanie stałe) - zwłaszcza jeżeli jest przeginane, bardzo szybko ujawniają się mikropęknięcia zmęczeniowe pokrętek. Widać je bardzo wyraźnie pod lupą.
  5. Grzebienie sztagowników w miejscach spawów
  6. Kolumny koszy rufowych w miejscach spawów, zwłaszcza, jeżeli na koszu jest wieszany ciężki silnik do pontonu, tratwa, itp.
  7. Spawy w konstrukcjach wsporczych baterii słonecznych na rufie
  8. Spawy u podstawy koszy dziobowych, zwłaszcza te, które pracują na rozciąganie.

Jak opóźnić ten proces? 

  1. Przede wszystkim myć regularnie (raz na sezon) środkami NIE ZAWIERAJĄCYMI CHLORU..
  2. Niechlujne spawy wyszlifować do gładkości Dremelem z giętkim wałkiem, uważając, aby ich z bardzo nie osłabić. Zajmuje to niestety dużo czasu.
  3. Polerować mechanicznie - najłatwiej najtańszą polerką elektryczną z lekką pastą ścierną, aż osiągną gładkość lustra. To kwestia bezpieczeństwa, a nie estetyki 
  4. Pokryć je syntetycznym smarem adhezyjnym raz na sezon (nadmiar zbieramy szmatką z mikrofibry, nie z bawełny, nie z flaneli). W internecie szukamy np. hasła Smar na extremalne obciążenia HFL 2000 500 ml
  5. To samo dotyczy gwintów wszystkich śrub rzymskich w ściągaczach

   Chciałbym zwrócić uwagę, na zapobiegliwość Romka, który mógł użyć baksztagów jako zapasowych want. Baksztagi nie były konieczne do stabilizacji masztu. Szykując jacht do podróży atlantyckiej tak bym skonstruował głowicę masztu, aby baksztagi były mocowane dokładnie w osi want (nie jest to trudne). W przypadku pęknięcia wanty rozpinamy baksztag i przepinamy go jako wantę lub sztag używając albo zacisków śrubowych (żeby zredukować nadmiar długości), albo tnąc na wymiar i mocując zaciski Norsemana.

 

   Drugi sposób, to założyć od razu zapasowe wanty i przykleić je w odstępach silikonem bezbarwnym do masztu omijając saling, aby się nie tłukły na wietrze w czasie postoju w porcie. Górną część zbieramy cienkim juzingiem. Gdy napniemy wantę juzing się sam zerwie i wanta odskoczy od masztu. 

 

   Generalnie, jeżeli nie musimy wchodzić na maszt, to nie wchodzimy. Niestety, mimo że jestem człowiekiem raczej zapobiegliwym żyje we mnie głębokie przekonanie, że w dłuższym rejsie nie uniknę wchodzenia na maszt. I że się przy tym potłukę. Ale jestem przygotowany, aby potłuc się możliwie mało. Dlatego też na wyposażeniu mam komplet najtańszych nakolanników i nałokietników oraz tak zwanego żółwia który chroni mi klatkę piersiową oraz plecy. Zostało mi to po szaleństwa motocykli crossowych mojej młodości. Oczywiście plus pełny kask rowerowy (lekki alpinistyczny byłby lepszy, podpatrzyłem to u jednej z załóg australijskich). Zajmuje to bardzo mało miejsca, ale działa świetnie. Wiem co piszę, bo jak mówi się moim towarzystwie niespodziewanie zaliczyłem glebę na moim motorku ważącym przeszło 400kg. Ze strat miałem tylko rozwarstwioną końcówkę sznurówki J

     

  Aha, jak już włażę na maszt (czego nienawidzę bo mam lęk wysokości), to najczęściej nie biorę torby z narzędziami tylko klucz francuski (dość ciężki) wiązany do paska linką z karabińczykiem oraz płaskoszczypy uniwersalne (też na lince). Śrubokręty mam w kieszeni na udzie, ale nich nie wiąże bo okazało się to za bardzo niewygodne. W 90% wystarcza. Co do ze zdjęcia żółwia - to taki najtańszy za 2 stówki robi swoją robotę. W ciężkim sztormie odsunie Wam w czasie moment pęknięcia żebra lub obojczyka po rzuceniu Was na konsolę koła sterowego lub kosz rufowy. W bakiście daje się łatwo rozłożyć po rozpięciu rzepów i nie zajmuje dużo miejsca.

Dla pasjonatów korozji stali polecam ten artykuł:  

https://paint.cosmetius.com/pl/specmaterialy/korroziya/rzhaveet-nerzhavejka.html

 

Pozdrawiam cały Klan SSI.

Silnych wiatrów i stopy wody pod kilem.

 

Wasz oddany

T.L.

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3938