O OCENACH, KĄTACH OBSERWACJI, O MYSIEJ 2 i IPN
z dnia: 2023-01-24


Muszę przyznać – długo się zastanawiałem nad tekstem tego

niebieskiego wprowadzenia do rozważań Eugeniusza Gieni

Moczydłowskiego o tym co nie tylko co jest ważne, co zasługuje

na wyróżnienie, ale ile w tym co dotąd opublikowano jest  słuszne.

Mnie na szczęście osobiście takie dylematy nie drążą. Ale to

niczego nie przesądza. Też na szczęście.

Wywinąłem się ?

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

PS. W poczekalni news Tadeusza Lisa – „Swinka na jachcie”. Cierpliwości.

=================================================

 Don Jorge,

W nastałym właśnie nowym roku 2023 przypada 50 rocznica pierwszego w dziejach opłynięcia przylądka Horn przez trzy polskie jachty żaglowe „Polonez”, „Euros” i  „Konstanty Maciejewicz”, ten ostatni ze wschodu na zachód. Kapitan Baranowski został nagrodzony Srebrnym Sekstantem za swój rejs na „Polonezie”, który jako pierwszy Polak opłynął kultowy przylądek. Kapitan przywiezionego do Valparaiso na statku „Eurosa”- Aleksander Kaszowski twierdził, że to „Euros” był pierwszy w tym „wyścigu”,  a zaistniałe nieporozumienie wynikło z powodu rzekomo wątpliwych zapisów w dzienniku jachtowym „Poloneza”. Twierdził też, że „Konstanty Maciejewicz” w ogóle Hornu nie opłynął, bo nie żeglował non-stop od 50 stopnia szerokości na Atlantyku,  do 50 stopnia szerokości na Pacyfiku, tylko po Hornie, przez kanały Patagonii. Takie to były czasy zniewolenia, gdy tłok do najwyższych zaszczytów był spory, a emocje sięgały zenitu. Obecnie najwyższą nagrodę żeglarską Srebrny Sekstant przyznaje się za 35 dni rejsu po Pacyfiku, a wkrótce może wystarczy 2 tygodnie czarteru na Adriatyku. Jak marudzą stare pierdoły - kiedyś statki były z drewna, a ludzie z żelaza, a obecnie jachty są z plastiku, a ludzie z plasteliny, żeby nie wyrażać się dosadniej.


.


Autor na Hornie

.

Na okoliczność rocznicowej wymiany przemyśleń, przyjaciółka - kapitan Hania K. (zdecydowanie nie z plasteliny), zapytała mnie:  Gieniu, czy akapit o pani dyr. Goldberg opowiada o czasach zamierzchłych, czy też chciałeś „Pod żaglami i na cumach” wydać „za wolności” ? Chodziło o to, że dyrektor wydawnictwa „Iskry”, pani Krystyna Iglicka-Goldberg, otrzymawszy mój rękopis opowieści o rejsie „Macaja” zapowiedziała, że muszę wstawić potępienie decyzji kapitana Zydlera o „odstaniu” w Holtenau, ostatnim porcie przed dopłynięciem do ojczyzny. „Odstanie” to dla przypomnienia, taki  eufemizm Wojsk Ochrony Pogranicza oznaczający w mowie potocznej systemu - „ucieczkę”. Odmówiłem i pani dyr. Goldbergowa musiała mi oznajmić, że książki nie wyda. Na co ja z trwogą wyznałem, że wypłacona zaliczka została już zużyta na fetowanie naszego niewątpliwego sukcesu i nie dam rady jej zwrócić z mojej połówki stypendium. Dyr. Goldbergowa tylko machnęła ręką i odetchnąłem - wizja więzienia za długi została oddalona. Odpisałem Hani: Dobrze, że piszesz w cudzysłowie "za wolności". Bo teraz gdybym chciał wydawać „Pod żaglami i na cumach”, to IPN by zażądał, bym napisał akapit o bohaterskiej decyzji kapitana Tomasza Zydlera, który nie godził się na komunistyczne zniewolenie, i trudnej decyzji załogi o dalszej kolaboracji z reżimem.  Jak piszą świeże ofiary nowej polityki historycznej: załoga „Macaja” zdecydowała  się na status folksrusów, obecnie: ruskich onuc Putina. A wydawało się, że komunistycznej paranoi nic nie przeskoczy, ale jak widać, nowy „wolnościowy” reżim ma w tym względzie imponujący potencjał.

Dyrektor Goldbergowa nie wydała książki gdzieś w roku 1974, a jakiś sympatyk, redaktor z MAW, nie miał już oporów cenzury w 1978 r.

https://www.ksiegarniamorska.pl/antykwariat/1077-pod-zaglami-i-na-cumach.html

PDF uaktualnionej książeczki przygotowany genialnie przez nieocenionego Kazia Robaka mamy tu:

http://ruchdlapolski.pl/assets/files/Moczydlowski%2C%20Eugeniusz%20-%20Pod%20zaglami%20i%20na%20cumach%20(1).pdf

.

Wiem o czym piszę nie tylko z obserwacji derusyfikacyjnych akcji obecnego wolnościowego reżimu – dyktatury idiotów, która zastąpiła względnie łagodną (w tej kwestii) dyktaturę ciemniaków. W słusznie minionym systemie, przynajmniej nikt nie kwestionował, że była jakaś bitwa pod Monte Cassino. Natomiast mój inny żeglarski przyjaciel, proszę o wybaczenie, że nie wymienię z imienia i nazwiska, wydał książkę historyczną pod egidą IPN, gdzie widocznie musiał zamieścić takie jądro (albo cale jaja) prawdy objawionej nowego, wolnościowego inaczej,  systemu,  pisząc o Polakach wywiezionych do stalinowskiej Rosji: 

Niektórym udało się ewakuować z wojskiem gem. Władysława Andersa, utworzonego po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej na mocy porozumienia Sikorski-Majski. Nieliczni wyszli potem z 1 Dywizją Piechoty im. Tadeusza Kościuszki oraz innymi oddziałami zorganizowanymi pod sowiecką komendą przez gen. Zygmunta Berlinga.

.

Najstarsi górale pamiętają jednak, że ci „nieliczni” i „inne oddziały”  to dwie armie polskich żołnierzy liczące po kilkaset tysięcy bagnetów, które wyzwoliły Europę od Uralu do Berlina, gdzie jedyny raz w historii Polski zatknęły polską, zwycięską  flagę. Samo gęste w tej perełce logiki i prawdy polega na tym, że to było pod  sowiecką komendą a bez znaczenia, że na przysiędze ci „nieliczni”  śpiewali po polsku: „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród”. Bo przecież, każdy to wie, powinno być dowództwo jankeskie, jak obecnie. Parafrazując słowa piosenki: pisać każdy może, jeden drukuje, a inny ma gorzej. Z wiekiem staje się coraz bardziej oczywiste, że nie każdy cel uświęca środki. Navigare necesse est,  scripturam non necesse est. Jeśli jednak już musimy, to korzystajmy z najlepszych wzorów. Ja polecam, merytoryczną, zupełnie nieznaną marynistykę Mariusza Borowiaka https://pl.wikipedia.org/wiki/Mariusz_Borowiak. Stara, dobra szkoła, która nie podlega zblatowaniu.

Gienia

 

 

 

 

 

 

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3986