NIE WYWOŁUJCIE WILKA Z LASU
z dnia: 2007-07-02
Warto wiedzieć jak to jest po drugiej strony Wielkiej Wody, ale nie wyciagąłbym z tego wniosków mogących mieć zastosowanie w naszej rzeczywistości. Inny kraj, inna pozycja polityczna, inne zagrozenia, inna struktura i kompetencje poszczególnych służb. A na polskich krulisów nie narzekam. Czasami okazywali sie zbyt przywiązani do papierków, ale przewaznie bardzo sympatyczni. Z jedna taką uroczą kruliską chciałem sobie zrobić zdjęcie - nic z tego, obawiała się, ze zwierzchnikom to sie nie spodoba. Ja sie nie dziwię - gdybym był owym zwierzchnikiem nie ukryłbym zazdrosci.
Mariusz Wiącek przytacza fragment listu od Wojtka Czerwińskiego. Obu dziekuję !
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
a tu klik RANKING: 
___________________
Jak to się robi w Ameryce Mój kolega będąc w Nowym Jorku dostał propozycję od swojego szefa aby pomógł mu przeprowadzić jacht z Florydy do NY. Wojtkowi, zapalonemu żeglarzowi szuwarowo bagiennemu dwa razy nie trzeba było powtarzać. Fantastyczna przygoda siedem dni i nocy na ocenie niezapomniane przeżycia dla „mniejszego brata”

Wojtek Czerwiński
To, co mnie zastanowiło w tej relacji to kontrola przez Coast Guard, której opis za Wojtkiem przytaczam.:
"Trzecia noc na oceanie, znów gra cichutko moja muzyka. Bardzo nie chcę iść spać, taka noc nieprędko znów mi się przydarzy, więc przeciągam wachtę tak długo jak tylko jestem w stanie. Najchętniej przesiedziałbym tak do rana, ale to może być ryzykowne. Nie mogę dopuścić do tego by zasnąć, a zmęczenie trochę daje o sobie znać. Patrzę a zegarek, jest 0230, dostrzegam światła za rufą. Nie zasnąłem, więc to nie sen i raczej nie halucynacja. Łapię lornetkę i widzę czerwone po prawej mojej ręce, a zielone po lewej. Szybko przytomnieję, jeśli tak to wygląda patrząc od rufy, oznaczać może tylko jedno, coś pruje dziobem prosto na nas. Nie zastanawiam już więcej, tylko zbiegam na dół i budzę kapitana. Toni pojawia się bardzo szybko na pokładzie i zapewnia mnie, że tamci nas widzą. Wcale nie byłbym taki pewny! To coś jest coraz bliżej i nawet nie próbuje zrobić zwrotu, aby nas ominąć, już słychać pracujący silnik. Kapitan też jakby mniej pewny każe mi włączyć reflektor (jak dobrze, że go naprawiłem!), a sam sięga po radio. Nagle noc przecina fala ostrego światła kierując się w stronę naszej jednostki. Przez chwilę przemknęła mi myśl o współczenych piratach. Niedawno w internecie czytałem artykuł o pladze morskich rabusiów napadających na jachty, kutry rybackie a nawet duże statki, bezwzględnie mordujących całe załogi, ale tu obok terytorium USA to chyba niemożliwe. Fioletowe stroboskopowe błyski rozświetlające niebo i ostry ton w radiu „This is United States Coast Guard!” wcale mnie nie uspokoiły, zwłaszcza, że słyszę zarzuty pod adresem kapitana, że nie stosuje się do procedur i że nie widać oznakowania kraju pochodzenia jednostki. Toni wyrywa flagę z uchwytu na rufie, zapamiętale nią macha i tłumaczy się, że po raz pierwszy spotyka się Coast Guard, reszta rozmowy do mnie nie dociera gdyż zgodnie z poleceniem udaję się do kajuty przygotować dokumenty do kontroli i obudzić Grzegorza. Z przyzwyczajenia zdążyłem jeszcze porwać z wieszaka aparat fotograficzny. Czuję się tak, jakbym oglądał film i nagle znalazł się w samym środku jego wydarzeń. To nie film, ani nie sen, obok naszego jachtu płynie okręt patrolowy straży przybrzeżnej z wycelowaną w nas bronią maszynową, wkrótce przybija ponton z uzbrojoną po zęby załogą. Kapitan i dwóch oficerów z jakimś sprzętem w walizkach znikają pod pokładem, a my z Grzegorzem podajemy nasze dokumenty do kontroli. Wyciągam tylko nowojorskie prawo jazdy, na wszelki wypadek zabrałem też paszport, z myślą, że użyję go dopiero w ostateczności. Padają pytania, skąd płyniemy i dokąd, ile czasu mieszkamy w Nowym Jorku. Oficer, który nas kontroluje pyta czy jestem Polakiem i chce wiedzieć, z jakiej miejscowości przyjechałem z Polski, bo on ma rodzinę w Warszawie. Odpowiadam, że z Mielca i pytam się czy mogę zrobić zdjęcie, bo nigdy nie widziałem prawdziwej Coast Guard w akcji. Pękają lody, robimy sobie pamiątkowe zdjęcia, rozmawiamy o tym i owym. W tym czasie pozostała kontrola dobiega końca. Dostajemy mandat za... brak metalowej tabliczki identyfikacyjnej jachtu i za to, że nie rozsuwa się zamek koła ratunkowego oraz życzenia pomyślnych wiatrów. Kapitan śmieje się i wygląda na zadowolonego. Ten mandat to właściwie pouczenie, po powrocie ma zgłosić usunięcie wskazanych „nieprawidłowości” i to w zasadzie wszystko."

Mili, mili, ale mandat wlepili !
Reszta tekstu dla chętnych chcących się zapoznać z atlantyckim rejsem Wojtka Czerwińskigo jest na stronie www.orkan.pwiat.mielec.pl A swoją drogą jestem ciekaw na reakcje ze strony żeglarzy gdyby nasza Straż Graniczna zrobiła taką inspekcję i wywaliła mandat za „niemanie zamka”
M. Wiącek, Opis spotkania z Coast Gurard i zdjęcia W. Czerwiński
|