WAŻNIACTWO, WYGODNICTWO, NIEZNAJOMOŚĆ PRZEPISÓW
z dnia: 2007-07-23
Im nizsza szarża, tym silniejsze kompleksy niedowartowsciowania i frustracji. A jezeli do tego dodamy naganny brak przygotowania do słuzby to znowu pojawiaja sie kłopoty. Tyle, że ... nasze. Otóz zarówno "liniowi" funkcjonariusze Straży Granicznej, jak i urzędnicy administracji morskiej (bosmani) niestety NIE ZNAJĄ PRZEPISÓW ! Przy okazji cały czas takze kombinują - jak by tu sobie pracę ułatwić. Oczywiscie - naszym kosztem. Jak to zamierzaja wyprostować zwierzchnicy nie powinno mnie interesować. Po pierwsze dlatego, że "naczalstwo łutsze znajet, patamu szto bolsze diengi połuczjet, po tielefonie ....". I to pierwsze wystarcza. Wybór jezyka cytatu nie jest przypadkowy. Jaka będzie treść pisma SAJ (bo wiadomo mi ze już jest pisana), też nie wnikam, bo mam zaufanie do młodych.
Ja tylko chciałbym zaproponować takie tymczasowe, doraźne, spektakularne rozwiazanie sprawy przez samych zainteresowanych. To pomysł doswiadczonego życiowo Henia Brylskiego (V-Komandora "NEPTUNA"). Kserokopie dziś tanie - Henio proponuje, aby KAŻDY indagowany wreczał krulisowi/bosmanowi kopię TEGOROCZNEGO Zarządzenia Porzadkowego Dyrektora Urzedu Morskiego w Gdyni (w innych rejonach - odpowiednio urzędów morskich w Słupsku lub Szczecinie). Gwarantuję, ze już.... dziesiąta wręczona kserokopia zadziała.
I wreszcie sprawa bardzo wazna. Każdy z Was, naprawdę każdy z Was musi mieć swiadomość, ze Straż Graniczna stoi na strazy bezpieczeństwa granic RP (imigranci, narkotyki itd). Straz Graniczna ma prawo wezwać do kontroli i ja przeprowadzić w stosunku do KAŻDEGO, w KAŻDYM MIEJSCU, o KAŻDEJ PORZE DNIA I NOCY. To jest ich prawo. Kogo sobie upatrzą to tajemnica ich kuchni.
Nie mniej - NIKT Z NAS NIE JEST ZOBOWIĄZANY DO MELDOWANIA ZAMIARU wypłynięcia lub zawinięcia jachtu żeglujacego w granicach polskich wód terytorialnych. Wypytywanie czy jacht płynie na Hel. czy do Łeby jest nadgorliwoscią, chyba że "krulis" ma w stosunku do Was jakieś uzasadnione podejrzenia. A bosmani już dawno powinni się dowiedzieć, że Karta Bezpieczeństwa małego przyjemnosciowego jachtu jest już tylko "fanaberią" armatora, tak jak "kapusta" na daszku czapki skippera. Kto nie ma wspomnianego powyzej Zarządzenia Porządkowego - niech sie zgłosi na priva kulinski@rsi.pl - przeslę "odwrotna pocztą.
A ponizej "mięso", czyli skarga Radosława Włodarczyka - skippera s/y "Helen" Żyjcie wiecznie ! Don Jorge
Marnie coś z tym Waszym klikaniem, marnie  ==================================== Wybralismy sie z kolezanka w piatek 20 lipca 2007 na malą przejazdzke po Zatoce Gdanskiej na s/y HELEN. Okolo godziny 1900 kolo bazy holownikow slyszymy znajomy buczek Strazy Granicznej. Jak zwykle podplywamy oczekujac pytania "ile osob i dokad". A tutaj niespodzianka. Dyzurujacy straznik podniesionym glosem pyta nas czemu sie nie zglaszalismy. Oczywista odpowiedz z mojej strony "bo nie musze", skontrowana, ze musze. I tak kilka razy. W koncu straznik zadaje pytanie czy mam radio. Nie mam uprawnien SRC wiec odpowiadam, ze nie mam radia. Ciągle podniesionym tonem "czemu nie mam radia?". Ja na to, ze nie mam bo nie chce miec a nie musze, wiec w czym problem? Zostalem ponownie pouczony, ze mam sie zglaszac do SG za kazdym wejsciem/wyjsciem. Odpowiedzialem na to, ze nie bede sie zglaszal, chyba, ze wezwie mnie swoim buczkiem lub w inny sposob. Reakcja bylo kolejne oburzenie. W koncu zapytal dokad plyne. Odpowiedzialem, ze moze do Leby. Riposta straznika "To moze czy do Leby??". Plynelismy do Leby. Grzecznym dowidzenia pozegnalismy sie i wyszlismy na Zatoke.
Po pol godzinie znudzilo sie nam plywanie i zaczelismy wracac do Gdanska. Godzina 20.10, mijamy punkt SG, i ten sam straznik (czyzby na nas czekal widzac, ze wracamy? przeciez byla z nim juz nowa zmiana) macha do nas reka. Podplywamy. Wita nas slowami "jak bylo w Lebie?" i zaraz potem oburza sie, ze wprowadzilem go w blad mojac o Lebie. Mowie mu, ze przeciez mam prawo zmienic trase swojego rejsu i wlasnie wracam do Gdanska, stosuje sie do jego polecen i podplywam na zadanie. Odpowiedzia bylo, ze on tu mnie moze zaraz wylegitymowac i wogole. Potwierdzilem jego prawo do wylegimtymowania i kazal mi zacumowac do nabrzeza. Zazadal dokumentow jachtu (co ma SG do dokumentow jachtu?) i zalogi. Dalem mu karte rejestracyjna s/y Helen oraz moj dowod osobisty. Chcial rowniez dokument mojej kolezanki, ale powiedzielismy mu, ze nie ma (zostaly w aucie). Zadal takze mojego patentu, ale ten zostal w samochodzie w PKMie. Poprosilem jego imie i nazwisko oraz nr sluzbowy, na co on powiedzial, ze owszem zaraz mi poda legitymacje, ale zawola swojego przelozonego i ja sobie z nim porozmawiam. Nie ukrywalem, ze mnie cieszy ta wizyta. Straznik zabral dokumenty, marudzac, ze nie mam Ksiazki Bezpieczenstwa (sprostowalem go, ze moze chodzi mu o Karte Bezpieczenstwa, ktorej nie mam obowiazku posiadac). i poszedl od budki. Po ok. 25 minutach wola mnie do siebie i mowi, ze przelozony jednak nie przyjdzie. Walkuje ze mna sprawe zglaszania sie. Kiedy uperalem sie, ze nie mam takiego obowiazku wyszedl ze sprawa patentu, ze skoro go nie mam przy sobie to da mi mandat. A tak wogole to nie mam KB. I kazal mi wrocic na jacht.
Po kolejnym kwadransie wola mnie do siebie i podaje mi telefon ze swoim przelozonym na lini. Przedstawiam sie, przelozony rowniez (niestety nie zapisalem). Dowiaduje sie, ze musze miec KB i patent bo inaczej oni mnie nie puszcza spod swojej budki. Przelozony pyta sie mnie czy znam Rozporzadzenie z roku 2006 w sprawie uprawiania zeglarstwa, gdzie pisze o Kartach Bezpieczenstwa. Ja na to sie pytam co ma SG do KB i patentow i czy on zna Zarzadzenie GUM z roku 2007? Okazuje sie, ze tego Zarzadzenia, w ktorym zwalnia sie nas KB on nie zna. Straznmik chce odebrac mi komorke. Pytam przelozonego czy moge przerwac z nim rozmowe, bo jego podwaldny chce telefon do reki, odpowiada, ze tak, a straznik prawie krzyczy, ze to jego komorka i musze mu ja oddac bo to jego wlasnosc. Kaze mi wrocic na jacht. Po nastepnych ok. 20 mintach przychodzi straznik i mowi, ze tym razem zostane tylko pouczony w zwiazku z brakiem patentu, ale mam sie zglaszac bo to jest nasze bezpieczenstwo. Ja mowie, ze bardziej o bezpieczenstwo mojego rejsu zadba brat, ktory wie, ze mam byc na wodzie 5 godzin a nie 15, niz on, ktory skad ma wiedziec kiedy zaczac alarmowac SAR jesli sie nie pojawie w nastepnym porcie? Nie trafilo to do niego, ale po raz kolejny powiedzialem mu, ze obowaizku zgloaszanie sie nie mam.
W tym czasie (kolo 21.30?) przyplynal Kontroler z przedstawicielami GUM. Patentem sie nie interesowali, szczegolnie, ze przyplyneli do mnie znajomi, dowozac osobe z patentem, zebym mogl spokojnie doplynac do klubu. Pan z UM (nazwisko do wiadomosci redakcji) kazal spisac co sie dzialo w czasie kontroli SG. Doczepili sie do braku Karty Bezpieczenstwa. Nic nie pomogly moje tlumaczenia, ze to jest jacht rekreacyjny i ich wlasnym Zarzadzeniem zostal zwolniony z KB. Dowiedzialem sie, ze jestem bezczelny, ze sie z nimi kloce i dostalem zgode na powrot do PKMu a SG zostala poinformowana iz ma mnie nie wypuszczac z portu. Ciekawostka taka (nie wiem czy nadaje sie do publikacji wiec ocencie sami) ze pracownik UM w rozmowie ze strazniczka SG powiedzial jej, ze powinna rowniez kontrolowac papiery UKF jachtow jakie sie do nich zglaszaja. Ona na to, ze normalnie oni nie sparawdzaja wogole papierow tylko pytaja ile osob i gdzie. Znaczy moja kontrola byla zlosliwie taka dluga? Obu straznikow nie wzruszyla nawet wymiotuijaca za burte moja zalogantka. Mialem doplynac do PKMu, tak czekac do poniedzialku i wtedy mial mnie wezwac Kapitan Portu i wyjsnic sprawe. W klubie bylismy ok. 23.20. Znaczy 3 godziny bezsensownej kontroli. Zaraz po zacumowaniu wzialem stare i nowe Zarzadzenie do reki i dzwonie do Kapitanatu. Polaczono mnie z panem, ktory mnie kontrolowal i zaczynamy dyskusje. Punkt po punkcie mu tlumacze czemu nie musze miec KB. Nic nie dociera. Niby ok sie zgadza a jednak KB musze miec. Zajelo nam to godzine. W koncu zaczyna cos switac po stronie UM, ze moze jednak mam racje i pytam czy moge plynac dzis do Mariny. Odpowiedz byla zaskakujaca - nie moge plynac bo jest ciemno, a ja nie mam zeglugi calodobowej. No jak to? Mam swiatla, w starej KB mialem calodobowa. Odpowiedz - bo ma pan _za_maly_ jacht. Powalajace, prawda? W koncu osiagnalem, ze moge plynac do Mariny w Gdansku a "jutro bedzie jutro". Na sam koniec zadano mi pytanue jaki mam patent. Ja -sternik jachtiowy. UM - Do ilu metrow zagla moze plywac sternik jachtowy? Ja - Do 12 m po pokladzie. UM - Niee, PZZ mowi o powiezchi ozaglowania Ja -Tak, stare przepisy mowily o zaglach, te co obowiazuja od chyba 2 lat mowia o dlugiosci, ale stare byly do chyba 40 m2. UM - Nie, stare mialy do 30m2. Ja - OK, czyli dzis do Mariny a jutro mozemy na Hel? UM - Jutro bedzie jutro.
W sobote rano, po zgloszeniu wyjscia, bez problemu wyplynelismy na Zatoke.
Uffffff czas na szwedzka banderę.
Radoslaw Włodarczyk radek@parts.com.pl
|