KAPITAN HENRYK JASKUŁA RADZI
z dnia: 2007-11-23


Słynny polski kapitan, samotny i nonstopowy obieżyswiat -  Henryk Jaskuła tym newsem rozpoczyna w tym okienku czternasto-odcinkowy serial porad przeznaczonych nie tylko dla "dalekobieżnych - samotnych". Nie jestem całkiem pewien czy wszystkie rady Henryka wytrzymały próbę czasu, bo było nie było - od doświadczeń Henryka upłynęło ćwierćwiecze, w którym nie tylko ustrój się zmienił. Niezmienna napewno pozostała moja ulubiona filozofia "jak umiesz rachować do dwóch - rachuj na siebie". Ponizej odcinek pierwszy - POMPY ZĘZOWE.

Pozdrawiam Łukasza, liczę na korespondencje. Byle nie pocztą butelkową !

Klik dla Henryka

Kamizelki i zyjcie wiecznie !

Don Jorge

______________________

Jorge,
!Hola! ?Que tal?
Para comenzar un versito: "Ola que vienes, ola que vas, ola que pasas - Hola, que tal?"
Quiero enviarte hoy "Żeglarskie rady na rejs solo non stop dookola świata". Te lo mando en dos etapas, por las dudas si la dimensión en MB seria demasiado grande.
Si estos consejos le serviran a alguien, que los aproveche. Del amigo Walczak no tengo noticias desde junio ppdo, no se lo que pasa con el ni con su yate. Se que tenia problemas, me parese que es algo serio.
Mi "Drugi rejs" te lo envie por e-mail, no se si te envie "Antyprzyjaciel". Si no lo tienes te lo enviare.
Saludos 
Enrique
_______________________
ŻEGLARSKIE RADY
Na rejs solo non-stop dookoła świata z polskiego portu
Henryk Jaskuła
Przemyśl, czerwiec 2007 

Wstęp
Pod koniec grudnia 2006 roku, po świętach, przyjechał do mnie żeglarz z Bytomia, 30-letni Łukasz Walczak, szczupły, wysoki, na rozmowę o specyfice żeglugi samotnej, jako że wybierał się w rejs solo non-stop dookoła świata W-E Szczecin-Szczecin. Jacht był w budowie w Szczecinie, start miał nastąpić ok. lipca 2008 roku.
Był to jacht stalowy o długości całkowitej 15,70 m, szerokości 4,50 m, zanurzeniu 2,35 m, wyporności 17,3 tony. Miał balast 5-tonowy, powierzchnię ożaglowania 112 m², silnik Leyland ok. 50 KM. Typ ożaglowania kecz. Zbiorniki wodne 600 litrów, zbiorniki na paliwo 500 litrów, szczeble na masztach.
Łukasz miał stopień sternika morskiego, 10.000 mil stażu morskiego. Brał udział w rejsie wokół Przylądka Horn na jachcie „Bona Terra”. Sponsorem rejsu była firma Siemens.

Łukasz Walczak

Przegadaliśmy wiele godzin, Łukasz zapisywał co nieco, jednak o takim rejsie nie sposób opowiedzieć wszystko za dwa dni. Po jego wyjeździe postanowiłem spisać praktyczne uwagi, które mogą mu być przydatne zarówno przy budowie jachtu, jego wyposażeniu, jak i w samej żegludze.

Powstało czternaście rozdziałów, które wysyłałem mu na bieżąco e-mailem. Wszystko w tych rozdziałach przedstawione jest pod kątem żeglugi solo i non-stop, bez zachodzenia do portów. Zapewne wiele z tych uwag może być przydatne w innych, zwykłych rejsach załogowych.
Z pewnością przyda się to zarówno tym polskim żeglarzom, którzy za port startu i mety przyjmą polski port, jak i tym, którzy wystartują z innych portów w rejs solo non stop dookoła świata.
Henryk Jaskuła

_________________________
I. POMPY ZĘZOWE
W żadnym rejsie szkoleniowym nie pełniłem funkcji bosmana, sprzęt jachtowy nie podlegał mi, natomiast widziałem pracę przy pompach zęzowych, feler był zawsze ten sam: zapałka pod klapką zwrotną.

Palacze to urodzone gnoje, zapali papierosa a zapałkę bezmyślnie ciśnie za siebie (to co za nim – to ziemia niczyja). Na jachcie zapałka z podłogi dostanie się do zęzy, stamtąd do pompy. W pompie stanie sztorcem pod klapką zasysającą i nie pozwoli jej zamknąć otworu. Pompa zostaje unieruchomiona.

Wychodząc w swój rejs dookoła świata w 1979 roku miałem dwie pompy zęzowe lewarkowe, angielskiej produkcji marki Gasher (W Niemczech w 1985 roku, w Kielu, taka pompa kosztowała 250 DUS). Jedna była zamontowana w przedniej ściance kokpitu, druga pod kambuzem, tuż nad podłogą. Obie w wybitnie ciasnych wnękach. Wymontowanie i zamontowanie takiej pompy zwykłymi kluczami to bite półtorej godziny żmudnej roboty.

Wniosek nr 1.- Niezależnie od marki pomp, należy mieć specjalistyczne narzędzia, np. klucze oczkowe odpowiednio wygięte tak, aby bez dłubania można było odkręcić i zakręcić śruby mocujące, klucze dostosowane wyłącznie do tych pomp. Dobrze by było, żeby wnęki na pompy nie były pasowane do milimetra, żeby dostęp do pomp był swobodny, ale to już nie zależy od Ciebie.

Wychodząc w rejs w 1979 roku, do głowy mi nie przyszło, że pompy mogą nawalić. Są w nich trzy elementy gumowe podatne na uszkodzenia: jedna membrana i dwie klapki zwrotne. Membrana (w formie talerza deserowego) może się podrzeć, klapki zwrotne mogą zwiotczeć i zostać zassane do otworu, który zamykają.

W Pierwszym Rejsie nigdy nic takiego nie stało się, ani razu nie musiałem wymontować i rozbierać żadnej z pomp. Nie miałem ani jednej membrany zapasowej, ani jednej klapki zwrotnej do wymiany! I nigdy mnie głowa przez to nie zabolała, bo byłem nieświadomy nieszczęścia, które by mnie spotkało przy awarii membrany lub klapki.

Po paru latach od Rejsu uznano (chyba słusznie), że elementy gumowe w pompach starzeją się, że należy zatem wymienić je albo sprawić nowe pompy. Czy elementy gumowe do pomp Gasher nie były dostępne, czy nikt w Stoczni nie potrudził się żeby je zdobyć, wymieniono jedną pompę angielską na pompę polskiej produkcji PPW100. Taka pompę kupowało się od razu z zapasem membran i klapek zwrotnych (to znak, że się psuły!)

W pompie Gasher, którą pozostawiono (w kokpicie), wymieniono stare elementy gumowe na nowe polskie. Membrana i klapki były identyczne, pasowały do pomp angielskich. Z zakupionych dwóch PPW100 tylko jedną zamontowano pod kambuzem, w miejscu angielskiej, ale zapas membran i klapek zabrałem z obu pomp. Dodatkowo dałem dorobić ze dwadzieścia membran gumowych w jakieś spółdzielni w Jarosławiu. Te darły się jak papier. Do takich membran jak i do klapek nie byle jaka guma nadaje się (klapek nie można dorobić, są profilowane, muszą być fabrycznej produkcji).

W „Drugim Rejsie 1984” okazała się lipa pompy PPW100. Membrany się darły, może nie jak papier, ale ich wytrzymałość była słaba. Natomiast klapki były ze zbyt miękkiej gumy, przy mocniejszym ruchu lewarka klapka bywała zasysana do otworu, który zamykała. Taka klapka już nie nadawała się do dalszego użycia, trzeba ją było wymienić. Częstsze były awarie klapek niż firmowych membran.

Za twarde klapki, ze sztywnej gumy, też nie byłyby dobre. Guma musiała być na tyle elastyczna, żeby klapka działała sprężynująco, żeby w stanie spoczynku dociskała szczelnie do otworu, a podnosiła się przy pompowaniu. A więc guma klapek nie może być ani za miękka, ani za twarda. Tak było w pompach Gasher, ale tak nie było w pompach PPW100 (patrz „Drugi Rejs” rozdział „Dramat” str. 17)

Już w Skagerraku w 1984 roku w Drugim Rejsie awaria obu pomp zęzowych przekreśliła rejs! Co by się stało gdybym zużył wszystkie zapasowe membrany i klapki? Zostałbym bez pomp zęzowych!
Wyliczyłem (patrz „Drugi Rejs” rozdział „Czy drugi rejs był możliwy?” str. 84 – 89, punkt „Pompy zęzowe), że na oceanie południa „Dar Przemyśla” brał tyle wody, że średnio na dobę wypompowanie jej wymagało 93 machnięć lewarkiem w górę i w dół. Było to około 50 litrów na dobę.

Jak więc uporać się z wypompowaniem tej wody bez pomp zęzowych? Czy wybierać ją wiadrami gdy zaleje podłogi? Ile jej musi być, żeby wiadro nabierało? Czy może garnuszkiem z podłogi na przechyle do wiadra? Makabra!!!

Wniosek.- Najwyższy priorytet należy położyć na pompach zęzowych. Nie można mieć pomp nie wypróbowanych w wielu rejsach, polskie pompy PPW100 należy odrzucić, a skoro te, to i inne bratniej produkcji. Jedyne pompy, które ja wypróbowałem i które się sprawdziły, to angielskie Gasher. Tylko takie bym zamontował, oryginalne, co nie znaczy, że nie ma innych pomp gwarantowanych. Ale kto Ci to zagwarantuje?

Jakiekolwiek, oczywiście wyłącznie gwarantowane pompy bym miał, zaopatrzyłbym się w sporo membran i klapek zwrotnych na wymianę. Również przy pompach Gasher. Przy obecnym doświadczeniu rejs bez zapasowych elementów do pomp to świadomość lęku i obawy podobnej do tej, jaką się ma w długiej jeździe samochodem wiedząc, że nie mam koła zapasowego, ani klucza do odkręcania go, ani podnośnika, które zresztą bez piątego koła i tak nie byłyby potrzebne. Bez membran i klapek zapasowych przez cały rejs spędzała by mi sen z powiek obawa przed awarią pomp.

Oprócz tego zapasu elementów gumowych, zaopatrzyłbym się w zapasową, ręczną pompę typu strzykawka (rura z tłokiem), ale o pojemności ze 3 litry. Dziób przedłużony rurką igielitową może sięgnąć głęboko w zęzę, jeden wyciąg tłoka to 3 litry wody (niech będzie dwa, lub choć litr), którą przeleję (przetłoczę) do wiadra. Pięć pompek i wiadro jest pełne.

Nie wierz w żadne reklamy, pompy nie tylko trzeba starannie sprawdzić samemu, ale też mieć od innych referencje o tych pompach. Ja mogę dać dobre referencje tylko pompom Gasher angielskiej produkcji (Nasze PPW100 to ich wierna kopia, tyle że z lipnych elementów gumowych)

Pomysł.- Czy od rzeczy byłoby mieć, oprócz dwóch (co najmniej) ręcznych pomp zęzowych, pompę elektryczną? Niewielka moc silniczka nie stanowiłaby problemu energetycznego. Nie do częstego użytku. Oprócz wygody cenniejsza byłaby świadomość, że ma się jeszcze jedną pompę!

W numerze 2/07 „Żagli” str. 39 jest pokazana „Inteligentna pompa”. Wydaje się to bardzo przydatne jako dodatkowe zabezpieczenie przed awarią etatowych pomp zęzowych. Nie szkodzi mieć coś takiego (lub podobnego) w zapasie.
Na myśl, że w 1979 roku wyszedłem w rejs dookoła świata bez zapasowych membran i klapek zwrotnych do pomp zęzowych, jeszcze dzisiaj doznaję skurczu serca!

Henryk Jaskuła

20 III 2007






















































Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=608