WIĘZI ALE NIE WŚRÓD PRZYPADKOWYCH
z dnia: 2007-12-17


Zbigniew Klimczak między innymi pisze o urokach Wdzydz, które znam lepiej niż mu się wydaje jako że pierwsze kroki na Wielkim Ostrowiu poczyniłem w lipcu 1946 roku. A przeprawiłem się na wyspę wraz z moją 23 GDH na zbudowanej przez nas tratwie (scinając sosnę). Na Wdzydzach nurkowałem w drugiej połowie lat 50-tych, na Wdzydzach samouczyłem się żeglować na moim pierwszym, własnorecznie zbudowanym jachciku, na Wdzydzach żeglarsko rósł mój synek Marco. Atmosferę znam, cenię i cieszę się, że Wdzydze jeszcze nie są jak te Mazury. Jeszcze nie są, ale to ostatnie lata. Za chwilę i tam masowo pojawią się firmy charterowe i na Wdzydzach zapanują "jachtowi spędzacze urlopu". W tym roku na żaglach, w przyszłym na konikach, w następnym quadach, na lotniach czy golfie. Wśród takiej klienteli nie liczcie na jakieś więzi. Tak się stało na Mazurach, później na Jezioraku, teraz kolej na Wdzydze. Tak musi być. Nikt tego nie zmieni.

Na Bałtyku sprawa ma sie nieco lepiej, bo Bałtyk to morze szorstkie i przypadkowych "spędzaczy" skutecznie selekcjonuje, dziesiątkuje i uczy pokory, to znaczy - przepędza.. Czyli na Bałtyku, zwłaszcza na małych łódkach już można liczyć na owe więzi, o których niżej poczytacie.

Ja na ów brak więzi nie narzekałem i nie narzekam, wręcz przeciwnie, ale ja jestem z .... NEPTUNA :-) Ale nie wszyscy mogą być z NEPTUNA i dlatego urodził się SIZ pod wodzą i opieką Papy Jurmaka. I tam też są więzi, czyli NIE WSZYSTKO  STRACONE !

Kamizelki i żyjcie wiecznie !

Tu klikają ci, którzy lubią te okienko

Don Jorge


========================
Drogi i Wielce Szanowny Przyjacielu

Wszechobecny Internet nie pozwolił mi się oderwać nawet na chwilę od naszej problematyki, mimo ponad 10.000 km odległości. Jestem na bieżąco tyle, że milczałem ale nastąpiły wydarzenia wobec których milczeć nie mogę, choć jedno, ze względu na Twoje uczucia dyplomatycznie pominę. Ale do rzeczy, powodem zabrania głosu jest dyskusja a raczej ostra wymiana zdań na temat upadku żeglarskich więzi. Jako człowiek pamiętający urokliwe noce przy ogniskach na mazurskich bindugach w dawnych, dawnych latach to chyba wiem o czym niektórzy piszą. Ale równocześnie muszę zaprzeczyć o rzekomym upadku tych więzi. One dalej istnieją ale wobec olbrzymiego rozwoju ilościowego żeglarstwa, dopływu ludzi którzy de facto nie są żeglarzami w rozumieniu Francisa Chichestera tylko „konsumentami” tej formy wypoczynku, obyczaje ludzi kochających żeglarstwo i jego tradycje stały się mniej widoczne. Giną w tłoku. A tłok głównie panuje na WJM i też np. na Jezioraku. Na tych akwenach dominuje czarter a przy braku dzisiaj przykładania wagi do żeglarskiego obyczaju przeważają postawy, ja tu na chwilę, mnie to nie obchodzi, moja chata z kraja. Efekt to choćby zanieczyszczenie środowiska. U tej grupy okazjonalnych konsumentów żeglarstwa więzi nie upadły ponieważ ich nigdy nie było. Ale i na tych akwenach uważny obserwator odnajdzie grupy ludzi związanych węzłami. To głównie mieszkańcy- żeglarze bliższych i dalszych okolic. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej na akwenach zamkniętych, mniej znanych lub popularnych. Tam dominuje żeglarz-armator miejscowy, traktujący ten akwen jak własny dom a wiadomo czego nie robi się we własnym domu!

Zbierając materiał do książki zawitałem przed laty na Wdzydze .... i utknąłem tam na kilka już lat. Tam dalej panuje atmosfera z przed 40 lat. Ponad setka jachtów, kilkaset osób żeglujących w każdy weekend bez względu na pogodę. Stałe miejsca spotkań, cykl regat o Puchar Wdzydz gdzie panuje doskonała atmosfera. Walczą zaciekle i ci z czołówki jak i ci płynący godzinę za nią. A potem ognisko, grochówka, zabawa...i serdeczność. Kilak razy w sezonie wielkie śpiewanie w tawernie Stanicy PTTK jak i zimowe tam spotkania. Mają własną stronę www.wdzydze.com

Na początek sezonu organizują mszę na wyspie Duży Ostrów, pod postawionym tam społecznie krzyżem. Góruje on nad miejscem gdzie spotykają się cztery jeziora w formie krzyża i stąd nazwa potoczna akwenu: Wdzydzki Krzyż
  

  

Ostatnio, w zamiarze rozwijania infrastruktury żeglarskiej próbują założyć Stowarzyszenie.

Mimo dużego natężenia ruchu w weekendy, jak pojawiam się w ich ulubionych miejscach biwakowania, panuje tam czystość i porządek. Wiedzą do czego służy saperka i worek na śmieci. I jeszcze jedno, może niektórym z nas zrobi to przykrość. Mało albo wcale nic nie wiedzą o naszych „śmiertelnych” zmaganiach z wrogim PZŻ-tem i o naszych sukcesach.

Każdy z nich jacht ubezpiecza ( przecież dobrowolnie) a skoro tak to grzecznie zleca przegląd i następnie jacht rejestruje, bo tego wymaga ubezpieczyciel. W ogóle ich nie podniecił sukces w postaci podniesienia poziomu bezpatencia. Mnie to z początku bolało, bo jak to, „ to człowiek sobie żyły wypruwa, ryzykuje życie i zdrowie” a im to wisi?! Więc kochani koledzy, nasza działalność jest potrzebna ale ... istnieje też inny świat, ten prawdziwy świat żeglarskich więzi. Znajdziemy go wszędzie tam gdzie są żeglarze i nie znajdziemy go wśród tych tylko wypoczywających pod żaglami. Nie mylmy tych dwóch grup, zawsze zwracam na to uwagę. Jak ktoś z Was ma wątpliwości czy więzi istnieją, chce odetchnąć żeglarską atmosferą, niech Wdzydze odwiedzi. A zacznijcie od ich strony.

Pozdrawiam
Zbigniew Klimczak

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=635