JACEK KIJEWSKI NA ŁAMACH "DZIENNIKA BAŁTYCKIEGO"
z dnia: 2008-01-02


Dziś DZIENNIK BAŁTYCKI zamieścił artykuł Jacka Kijewskiego. Chodzi już nie tylko o osławiony i ośmieszony "Most Peruckiego", ale o wizję Gdańska twarzą zwróconą ku morzy, no - powiedzmy ku Motławie i kanałom portowym. Mówił o tym niedawno Prezydent Miasta Paweł Adamowicz podczas mianowania kpt. Jerzego Wąsowicza morskim ambasadorem Gdańska. Mówiła tam (to znaczy w Centralnym Muzeum Morskim) pani Dagna Czarnecka - promotorka takiego właśnie programu. Mówił wreszcie o innym spojrzeniu na sprawy morskie - Dyrektor CMM - Jerzy Litwin.

Żeglarskie spojrzenie prezentuje artykuł Jacentego, który za zgodą Autora i DZIENNIKA BAŁTYCKIEGO (dziękuje !) zamieszczam poniżej. Przy tej okazji jeszcze jedno zyczenie w NOWYM ROKU - koniecznie i natychmiast wyrzucić koncepcje "Mostu Peruckiego" do kosza - uprzednio zapobiegliwie przepuszczjąc ją przez niszczarkę (bo znowu ktoś to zajdzie na ulicy Wileńskiej i zaniesie do innej gazety).

Tu klik dla Jacentego 

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

________________________________ 

Kładka czy zapora?

W dyskusjach nt. zagospodarowania centrum Gdańska raz po raz pojawia się pomysł kładki na Ołowiankę. Środowisko żeglarskie krytykuje go od dawna. Teraz, gdy pokazano wstępne projekty kładki, sytuacja staje się naprawdę groźna. Wydawane są już konkretne pieniądze na plany i projekty.

Kładka wpisuje się w tradycyjne myślenie wodzie, jako o problemie: przeszkodzie, którą należy pokonać, a nie jako o atucie, który można świetnie wykorzystać. Świeżym przykładem jest zabudowa Nowej Lastadii - nie tylko ustawiona "byle dalej od wody", ale jeszcze oddzielona od niej solidnym płotem. Inny przykład? Hotel Novotel - dlaczego nie ma kawałka nabrzeża choćby dla motorówek czy barek wycieczkowych - nie wiadomo. W okolicy większości kanałów straszy, zwłaszcza nocą, Łąkowa, Przeróbka, dawne Zakłady Mięsne, niewykorzystane tereny nad Martwą Wisłą, niszczejąca od lat przystań YK Posejdon - to wszystko kolejne stracone szanse. Być może nie wszystko da się zrobić, ale nie widać, by ktokolwiek coś próbował.

Na tle tych straconych szans "strzałem w dziesiątkę" okazała się być marina na Szafarni. Blisko historycznego centrum, z dojazdem, a równocześnie wystarczająco na uboczu. Marina ma dziś ok. 80 miejsc na jachty. To śmiesznie mało - peryferyjna marina Svanemolle w Kopenhadze ma ok. 800 miejsc (trudno znaleźć wolne latem...), a takich marin jest tam kilka-kilkanaście. Marina na Szafarni zatyka się już przy normalnym ruchu turystycznym, nie mówiąc o większych imprezach żeglarskich.

Szczęśliwie wokół jest wystarczająco dużo wody do rozbudowy mariny. Wyspa Spichrzów, Kanał Na Stępce mogą przyjąć kolejne dziesiątki jachtów. Mniejsze motorówki mogłyby stać w górnym odcinku Motławy, aż po Żabi Kruk. Marzeniem byłoby przywrócenie funkcji podnoszenia Zielonego Mostu: wówczas można by urządzić "gdański Nyhavn" z barkami, replikami, żaglowcami. Zwłaszcza, że mniejsze żaglowce - Norda, Bryza H, Joseph Conrad - wybrały sobie Gdańsk na miejsce postoju poza sezonem. Bliskość Muzeum Morskiego aż zachęca, by połączyć funkcję mariny z funkcjami historycznymi i edukacyjnymi.

  

Czy przy nabrzeżach Motławy nie można by cumować tak jak w kanałach Kopenhagi ? Nie, nie kiedyś, ale już..
Ale plan "kładki Peruckiego" - mostu zagradzającego dostęp na Motławę, kładzie się cieniem. Niezależnie od projektu i rozwiązań technicznych pozostaje faktem odgrodzenie ruchu na Motławie i zmniejszenie atrakcyjności tego akwenu. Dość policzyć: sama Żegluga Gdańska ma 18 programowych rejsów dziennie, co oznacza 36 przejść przez ten most. Do tego dochodzą rejsy wycieczkowe poza rozkładem, statki innych firm i ruch jachtów. Wprawdzie przy 80 stacjonujących jachtach nie jest to wielka liczba, ale w centrum takiego miasta, jak Gdańsk, docelowo będzie ich przebywać kilkaset. Nawet, jeżeli tylko 10-20 proc. dziennie będzie się zmieniać (marina Gdańsk nie jest mariną postojową, jest portem tzw. gościnnym), oznacza to 50-100 przejść dziennie. Jeżeli przeciętne otwarcie ma trwać tylko pół godziny - widać, że tych funkcji nie da się połączyć.

Nawet, jeżeli taka kładka byłaby zwodzona, nawet, jeżeli mechanizm by się nie psuł, obsługa dyżurowałaby na okrągło, jeżeli byłaby otwierana na życzenie - stanowi dla jachtów barierę. Jeżeli jacht miałby na otwarcie czekać dwie-trzy godziny, większość jachtów będzie zmierzać do Górek Zachodnich. Opustoszeje woda w centrum Gdańska. Być może zostaną motorówki, które przepłyną bez podnoszenia mostu. Mało które miasto o wiekowych tradycjach portowych może sobie pozwolić na podobne podejście - a żadne na takie podejście NIE CHCE sobie pozwalać. Również nie przekonują proponowane wysokości kładki. Proponowane 6.5 metra nie wystarczy na najmniejsze jachty żaglowe. Zbudowanie kładki o wysokości 15, 20, 30 metrów (wysokości masztów jachtów morskich odpowiednio małych, średnich i sporawych, choć nie największych) byłoby z kolei absurdem.

Co miasto miałoby uzyskać w zamian? Kładkę do Filharmonii. Jeżeli jej dyrektor nie jest w stanie zapewnić frekwencji dobrym repertuarem i doskonałymi wykonaniami, nie powinien też liczyć, że po tej kładce przyjdą przypadkowi melomani i wpadną do Filharmonii pomiędzy macdonaldem a spacerem po nabrzeżu. To nie zadziała. Być może zadziała w drugą stronę - teren CMMu i Filharmonii będzie zastawiony samochodami turystów, którzy przez kładkę przejdą na Długi Targ. Ale tam mają przecież bliżej i szybciej Zielonym Mostem.

Kładka ma kosztować 12 mln pln, życie uczy, że będzie kosztowała więcej. Do tego jej utrzymanie: ciągła obsługa, dozór, remonty, nadzór urządzeń. Z samych odsetek od tej kwoty da się utrzymać prom przewożący turystów na Ołowiankę. Będzie to znacznie bliżej tradycji gdańskich, niż przegradzanie wody dziwnymi obiektami. Miasto powinno chyba zainwestować w prom-watertaxi, oraz modernizację zabytkowego promiku Motława. Będzie i atrakcyjnie, i bez szkody dla architektury centrum. Wprawdzie żagle na Motławie są surowo zakazane (autor zapłacił 200 zł mandatu za samo postawienie żagla) i widoku żagli już nie zobaczymy - ale widok masztów, kadłubów, załóg i ruch na wodzie są zbyt cenne, by je ot tak sobie zmarnować. Gdańsk budował swą potęgę na porcie, a Motława to przecież dawne centrum tego portu. Dlatego TRZEBA zachować życie na wodzie, odtworzyć "waterfronty", koncepcje kierować ku wodzie.

Niezależnie od kładki konieczne jest zagospodarowanie licznych terenów, choćby po Zakładach Mięsnych, Kanału na Stępce - byłoby świetnie, gdyby takie plany uwzględniały funkcje związane z wodą. Architekci proponują nam jedną ręką piękne wizualizację, gdzie dziesiątki jachtów komponują się w krajobrazie, a drugą ręką projektują instalacje, które mają tam jachtów nie wpuścić. Która wersja jest prawdziwa, a która oszustwem? Żeglarze znajdą miejsce postoju jachtów gdzie indziej. Straci Gdańsk, straci turystyka, straci atmosfera.

Jacek Kijewski

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=648