KAPITAN BYŁ CHORY I LEŻAŁ W ŁÓŻECZKU
z dnia: 2008-02-06
Kapitan Mariusz Główka zagrypił się i został przez Ochmistrzynię położony do łóżeczka. A że jest to człowiek czynu, beczynne leżenie dokucza mu nie mniej niż katar i kaszel - zabrał się więc do zgłębiania prawa. Zaczął szukać odpowiedzi, dlaczego PZŻ jest takim specjalnym związkiem sportowym, że prawo pozwalało mu przez tyle lat "troszczyć" się o żeglarzy, których żeglowanie nie ma w sobie tyle ze sportu, ile pedałowanie listonosza ma się do "Tour de Pologne". Dlaczego tak się dzieje, dlaczego PZŻ ma takie długie ręce wszyscy wiemy. A więc pozostaje jeszcze pytanie - kiedy ten niecny proceder zostanie ukrócony, a związek wreszcie skupi się na trosce o wyniki Mateusza, Dominika, Zosi ... A na końcu cenna wskazówka. Doczytajcie do ostatniego zdania.
Mariusz nie godzi się na Klimczakowy "okrągły stół", no bo to by było oczekiwanie aplauzu karpi na wniosek o przyspieszenie Gwiazdki. Czytając Mariusza - cieszę się. Widać, że nasz brytyjski master ma się już całkiem dobrze.
tu klik za rekonwalescencję (zobaczymy ilu z was dobrze życzy Mariuszowi)
Kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________________________________
Zbigniew Klimczak próbuje wyegzekwować w Ministerstwie Sportu właściwe traktowanie żeglarzy, t.j. zmianę sposobu urzędniczego myślenia. Wszyscy wiemy, nie jesteśmy sportowcami, żeglujemy, bo w ukochaliśmy taki sposób spędzania wolnego czasu. Zatem dlaczego jesteśmy traktowani jak sportowcy, którym musi zajmować się związek sportowy? Skąd takie wyjątkowe traktowanie? Okazuje się, że jesteśmy bardzo wyjątkowi, bo wyjątkowo jesteśmy traktowani nie tylko przez urzędników MSiT, ale również przez samo prawo. Skąd takie wyjątkowe traktowanie? Już w Ustawie o kulturze fizycznej z 1984 roku zaliczono żeglarstwo, wraz z alpinizmem, sportami motorowymi, motorowodnymi, płetwonurkowaniem, szybownictwem, spadochroniarstwem, sportami lotniczymi i dalekowschodnimi sportami walki do dyscyplin, gdzie wymaga się szczególnych kwalifikacji i przestrzegania zasad bezpieczeństwa (art.52 ust1). W nowelizacji w 1996 roku dodano jeszcze kick-boxing i strzelectwo sportowe i upoważniono Radę Ministrów do wydania stosownych rozporządzeń określających owe zasady bezpieczeństwa i wymagania (art. 53 ust 2). Po nowelizacji Ustawy o Kulturze Fizycznej w 2005 roku z kręgu dyscyplin, gdzie wymaga się odpowiednich kwalifikacji zniknęło: szybownictwo, spadochroniarstwo, sporty lotnicze (weszło to w Prawo Lotnicze), wschodnie sporty walki i kick-boxing. Widać one są mniej niebezpieczne niż np. żeglarstwo. W 96 roku zrezygnowano z wymagań dotyczących odpowiednich kwalifikacji od alpinistów, pozostawiono jedynie alpinizm jaskiniowy w „elicie” sportów niebezpiecznych. Ostatnia nowelizacja w 2007 roku nie zmieniła owego grona dyscyplin wymagających kwalifikacji. Zatem na dzień dzisiejszy mamy następujące dyscypliny, gdzie ze względu na bezpieczeństwo wymaga się odpowiednich kwalifikacji:
1. Alpinizm (tylko jaskiniowy). Art. 53 ust 3 ustawy o KF określa, że właściwy polski związek sportowy egzaminuje i wystawia dokument stwierdzający wymagane kwalifikacje niezbędne do uprawiania alpinizmu jaskiniowego. Ust. 6 nakazuje ministrowi właściwemu d/s kultury fizycznej i sportu określenie w drodze rozporządzenia kwalifikacji niezbędnych do uprawiania alpinizmu jaskiniowego oraz zasady bezpieczeństwa przy uprawianiu alpinizmu jaskiniowego, uwzględniając rodzaje stopni, wzory dokumentów stwierdzających uzyskanie kwalifikacji oraz wynikające z nich uprawnienia. Znany nam Minister Sportu wydał dn. 8 lutego 2006 roku rozporządzenie, w którym wszystko opisał. Czyli mamy egzamin i kwit do jaskiń, nie mamy obowiązkowego szkolenia i oczywiście nie narzucono nam szkolącego.
2. Sporty motorowe. W ustawie nie mamy nic na temat wymagań, natomiast w Rozporządzeniu Rady Ministrów z 26 września 2000 mamy określone wymogi i kwalifikacje, jakie są niezbędne do uprawiania sportów motorowych, zasady nadawania uprawnień i wzory dokumentów. Zgodnie z Rozporządzeniem egzaminuje i wystawia certyfikaty PZM. Nie ma żadnych ograniczeń ani nakazów odnośnie szkolenia.
3. Strzelectwo Art. 53b ust 1: Uprawianie sportów o charakterze strzeleckim wymaga posiadania odpowiednich kwalifikacji potwierdzonych stosownym dokumentem oraz przestrzegania zasad bezpieczeństwa obowiązujących w tej dziedzinie sportu. W ust. 2 mamy zapis o egzaminowaniu i wydawaniu certyfikatów przez właściwy związek sportowy. Żadnych zapisów o obowiązkowych szkoleniach, czy o szkolących. Żadnych delegacji dla ministra.
4. Płetwonurkowanie. Art.53c ust. 1 nakazuje posiadania odpowiednich kwalifikacji, a w ust 2 zapisano: Dokumenty potwierdzające uzyskane kwalifikacje wydają krajowe i zagraniczne szkoleniowe organizacje nurkowe. Instruktorzy tych organizacji przeprowadzają na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej szkolenia według systemu szkolenia danej organizacji, zatwierdzonego przez ministra właściwego do spraw kultury fizycznej i sportu. System szkolenia powinien uwzględniać stopnie wyszkolenia określone w odpowiednich Polskich Normach dotyczących płetwonurkowania. W ust 4 nakazano: Minister właściwy do spraw kultury fizycznej i sportu określi, w drodze rozporządzenia, zasady bezpieczeństwa przy uprawianiu płetwonurkowania, biorąc pod uwagę odpowiednie Polskie Normy dotyczące płetwonurkowania. Minister Sportu, p. Lipiec, dobrze znany z wymagań stawianych żeglarzom wydał rozporządzenie w dn. 17 sierpnia 2006. Tym razem nie postawił tam specjalnych wymagań
5. Żeglarstwo Art. 53a ustawy o kulturze fizycznej zawiera aż 11 ustępów (dla pozostałych dziedzin od 3 do 6) i reguluje zasady uprawiania żeglarstwa. Już jesteśmy tego wynika, że chyba rzeczywiście jesteśmy niebezpieczni, a na pewno wyjątkowi. Ust. 1 precyzuje, że już prowadzenie statków przeznaczonych do sportu i rekreacji jest uprawianiem żeglarstwa, zatem nie musimy rywalizować, aby być zaliczonymi do sportowców. Ust. 2 określa jakich statków dotyczy ustęp 1. Ust 3. precyzuje do prowadzenia jakich statków wymagany jest dokument wystawiany przez polski związek sportowy. W ust 4 wreszcie zapisano uznawanie uprawnień zdobytych za granicą. Cieszymy się tym zaledwie od miesiąca, choć płetwonurkowie mieli taki zapis już w 2005 roku. Ust. 5 mówi, że dokument z ust. 3 wydaje się osobom które mają odpowiednie kwalifikacje i spełniają wymagania określone w rozporządzeniu o którym wspomina ust. 11. Ust. 6 mówi o tym, że być może potrzebny będzie egzamin, który przeprowadzi polski związek sportowy. Ust. 7 mówi, że za egzamin i za dokument trzeba zapłacić i będzie to dochód polskiego związku sportowego. Ust. 8 określa ile można wyrwać od zdających. Ust. 9 mówi, ze polski związek sportowy prowadzi ewidencje wydanych dokumentów i dokumentacji związanej z ich wystawieniem. Ust. 10 określa jacy instruktorzy mogą szkolić. Nie żaden wujek, czy wybitny żeglarz. Ma być instruktor organizacji żeglarskiej, patrz PZŻ. Wreszcie ust. 11 nakazuje ministrowi wdać rozporządzenie, gdzie będą jeszcze następne ograniczenia. Naprawdę wygląda to wyjątkowo w porównaniu do innych dyscyplin „niebezpiecznych”.
Można sobie zadać kilka pytań. Dlaczego żeglarstwo jest uznane za równie niebezpieczne, co sporty motorowe, alpinizm jaskiniowy, płetwonurkowanie czy strzelectwo? Dlaczego wymagane jest obowiązkowe szkolenie, skoro nie wymaga się tego przy sportach motorowych, alpinizmie jaskiniowym, czy strzelectwie? Dlaczego mamy zapis, że szkolić mogą tylko instruktorzy organizacji żeglarskich (a do ubiegłego roku instruktorzy PZŻ), skoro wyższe uczelnie kształcą trenerów żeglarstwa? Dlaczego płetwonurków mogą szkolić instruktorzy zagranicznych organizacji szkoleniowych, a żeglarzy instruktorzy organizacji żeglarskich (czytaj PZŻ)? Odpowiedź na te pytania jest powszechnie znana. Dlatego, że PZŻ nadal broni pozycji „zarządcy”, jest beneficjentem tych wszystkich ograniczeń i właśnie dlatego żeglarstwo jest wyjątkowo traktowane przez legislatorów. Należałoby jeszcze zwrócić uwagę na jeden aspekt. Sporty motorowe są tu rzeczywiście sportem. Jeżdżenie samochodem czy motocyklem na co dzień, nie jest traktowane jako uprawianie sportu. Strzelectwo? To też sport w czystej postaci. Pozostaje alpinizm jaskiniowy i płetwonurkowanie, gdzie ludzie tak jak my, robią to co lubią, a nie rywalizują, ale stawiane im wymagania są mniejsze. Zatem czym się wyróżniamy? Liczebnością i ilością pieniędzy, jaką można z nas ściągnąć. Na każde z pytań jakie postawiłem wcześniej odpowiedź może być podobna - ilość pieniędzy do ściągnięcia.
Zbyszek Klimczak pisze o porozumieniu, o „okrągłym stole”. Wiele razy ze Zbyszkiem się zgadzałem, ale tu mam całkowicie inne zdanie. Nie ma mowy o dogadywaniu się z kimś, komu chodzi tylko o moje pieniądze i to bez dawania nic w zamian. Wprawdzie te pieniądze PZŻ wyciąga w majestacie prawa, ale złego prawa – więc niemoralnie. Zatem co mamy negocjować? Że od jutra zadowolą się połową tego, co mają dziś? Będzie to równie niemoralne. Czy mamy negocjować wydobycie się przyjemniaczków spod kurateli PZŻ? Tu też nie ma nic do negocjacji, bo to jest oczywiste. Polski Związek Płetwonurkowania nie pobiera pieniędzy od tych, którzy nurkują dla przyjemności, bez rywalizacji sportowej. Szkolić może instruktor dowolnej organizacji, również zagranicznej i wystawić certyfikat. Polski Związek Alpinistyczny jedynie egzaminuje tych, co chcą do jaskiń, szkolić może każdy. Nie interesują ich ci, co wspinają się w górach. Przytoczyłem trochę przepisów, po to, aby uświadomić wszystkim, że zlikwidowanie owej „wyjątkowości” to jest materia, która musi być przedmiotem zmian i tylko o tym możemy negocjować. Ale przecież nie z PZŻ, tylko z organami stanowiącymi prawo w Rzeczpospolitej. To prawda, że urzędnikom wygodniej byłoby dostać na widelcu gotowy projekt prawa satysfakcjonującego żeglarzy. Zostali przyzwyczajeni przez lata przez PZŻ do takich praktyk, choć projekty były dalekie od satysfakcjonujących, i będą naciskać, dogadajcie się. Niestety, postawa PZŻ nie wskazuje na to, aby wspólnie można było tworzyć taki projekt, bo moim zdaniem byłoby to działanie podobne do negocjowania z rekietierem: czy płacimy cały haracz, czy tylko połowę.
Na koniec. Należy pamiętać jeszcze o jednej sprawie. Większość ludzi będzie ograniczała swe działania tylko do tego co niezbędne. Urzędnicy też, a może przede wszystkim. W Ministerstwie Sportu i Turystyki działa to podobnie. Jak urzędnik nie zna się na narciarstwie, to nie będzie starał się zgłębić tego samemu, tylko zadzwoni do PZN i poprosi o gotowca. Jak nie zna się na kolarstwie, to poprosi kogoś z PZKol. Jak nie zna się na piłce nożnej, to zadzwoni do PZPN. A jak nie zna się na żeglarstwie? Gdzie zadzwoni? Do „Samosteru”, do SAJ czy do PZŻ? I nie zrobi tego, dlatego, że chce nam zrobić na złość, tylko dlatego, że od lat jest przyzwyczajony do takiego schematu działania. I to jest kierunek działań. Urzędnicy.
|