I znowu zmieniamy temat dyskusyjny. Dziś przedstawiam opinię kapitana Krzysztofa Bieńkowskiego, doskonałego zeglarza, publicysty i ... naukowca. Jak na naukowca przystało Bieńkowski zaczyna metodycznie od logicznej analizy oceny podań piłki w poprzek boiska.
Jak już nie raz pisałem na szkoleniach się nie znam (bo byłem samoukiem), ale tak intuicyjnie utwierdzam się w "klasycznym" przekonaniu, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi - własnie.
Klik dla Krzysztofa
klik, to tylko ułamek fatygi, którą dla Was zadał sobie Autor
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
==================
Drogi Jerzy,
Otrzymałem zaproszenie do zajrzenia na nową stronę internetową Komisji Szkolenia PZŻ: www.pyaszkolenie.org.pl
Znalazłem tam informację o nowym, najwyższym stopniu instruktorskim PZŻ: http://www.pyaszkolenie.org.pl/page.php?cat=234 Dziwi mnie trochę, ze nazwany jest "tytułem", choć w pozostałych przypadkach mamy do czynienia ze stopniem (czytamy tamże: "stopień Instruktora Żeglarstwa"). Troszkę jakby rozdwojenie jaźni, jeśli starszy instruktor czyli Istruktor Wykładowca jest tytułem, ale może tak ma być... Zwyczajowo w dokumentach związkowych pojawia się magiczne słowo "uprawnienia", choć należy podkreślić, ze to uprawnienia wyłącznie wewnątrz związkowe. Podobne zdziwienie budzi fragment: "Tytuł jest ważny przez 5 lat" , choć stopnie instruktorskie są bezterminowe. Wydawało mi się, ze tytuły się nadaje za zasługi i dożywotnio, a stopnie się zdobywa.
Kolejne magiczne słowo w tekście - "Unifikacja"... Brr... Zawsze byłem zdania, że żeglarstwo unifikacji poddaje z wielkim oporem. Jestem przekonany, że nie istnieje jedna, jedynie słuszna wykładnia żeglarskiej sztuki. Istotą żeglarstwa jest rozwiązywanie problemów, które stawia przed nami środowisko, technika i czynnik ludzki. Poczynając od
problemów fundamentalnych typu: jak przeżyć na morzu, którędy płynąć do celu, jak osiągnąć dużą prędkość, dochodzimy do problemików szczegółowych typu: jakim węzłem związać dwie linki.
Problemy pojawiają się dopiero po wyznaczeniu sobie celu. Lecz celów żeglarskich jest bardzo wiele, gdyż każdy żeglarz uprawiając czynnie żeglarstwo sam je sobie wytycza. Skoro odmian żeglarstwa jest wiele a ilość możliwych celów jest ogromna, to zbiór problemów, które mogą napotkać wszyscy żeglarze wciąż rośnie i chyba dąży do nieskończoności. A niemal każdy z problemów można rozwiązać na wiele sposobów. Jakże zatem mówić jednej prostej linii wytyczonej przez zunifikowanych Instruktorów Wykładowców PZŻ?
Sądzę, ze każda próba unifikacji będzie arbitralnym narzucaniem poglądów i własnych doświadczeń unifikatorów. Niekoniecznie złych poglądów, ale nie jedynych. Wydaje mi się, że odbędzie się to ze szkodą dla rozwoju sztuki
żeglarskiej w Polsce. Nowe trendy, narzędzia i metody w żeglarstwie, które mogą i powinny się pojawiać podczas praktykowania naszego ukochanego zajęcia będą miały utrudniona drogę rozwoju.
Byłem ostatnio w marinie w Brighton ( http://www.brightonmarina.co.uk/ ), która jest tym dla Londynu czym przystań na Zegrzem dla Warszawy, tylko że zmieściłyby się tam wszystkie jachty morskie pływające pod polską banderą, i jeszcze dużo miejsca by zostało...

Widziałem wielkie jachty zamożnych ludzi i malutkie skromne pływadełka. O żadnej unifikacji tam nie słyszano. O żadnych obowiązkowych uprawnieniach także. Pomimo tego dobrowolne certyfikaty kompetencji wydawane przez Royal Yachting
Association, są tam w wielkim poważaniu i ludzie masowo zdobywają stopnie żeglarskie (http://www.rya.org.uk/) .
W ostatnim czasie żeglarstwo morskie w Polsce częściowo wyzwoliło się spod kurateli Związku. Nowe patenty JSM i KJ, stały się fikcja i pomimo, że obowiązkowe niewiele maja wspólnego z kompetencjami niezbędnymi do prowadzenia jachtów morskich. Zorientowali się już armatorzy jachtów w kraju i zagranicą. Za Odra już znają różnicę pomiędzy plastikiem a tekturą.
Zaczynają się orientować w niewygodnej sytuacji posiadania uprawnień, bez realnego certyfikatu kompetencji sami żeglarze, którym trudniej wynająć dobry jacht na plastikowy "patent". Co roku jednak przybywa dobrych żeglarzy morskich, a zwłaszcza skiperów, którzy chcieliby rozwijać swą wiedzą i zdobywać certyfikaty kompetencji, jako potwierdzenie ich umiejętności. Dokument przydatny w kontaktach z armatorami i załogami.
Związek do tej pory nie wypracował systemu dobrowolnych stopni żeglarskich potwierdzających kompetencje posiadacza. Natura nie cierpi próżni, powstają więc prywatne firmy oferujące zainteresowanym rozmaite szkolenia i wystawiające własne certyfikaty i zaświadczenia o ukończeniu szkolenia.
Wbrew pozorom, dokumenty tego typu, z podpisem uznanego żeglarza mogą mieć swą wartość, pomimo braku pieczęci i błogosławieństwa Związku. Rynek wymusi także ich jakość i wiarygodność. Aby utrzymać się na rynku dobrowolnych szkoleń, każda szkoła żeglarska musi dążyć do wysokiej jakości usług, a wystawianie certyfikatów osobom o miernych kwalifikacjach byłoby rynkowym strzałem w kolano.
Być może powstanie nawet cos w rodzaju porozumienia szkół i armatorów dążące do ujednolicenia wymagań w stosunku do certyfikatów kompetencji, z zachowaniem jednak różnorodności metod i programów szkolenia.
Unifikacji w szkoleniu jestem zdecydowanie przeciwny. Natomiast unifikacja wymagań wobec absolwentów dobrowolnych szkoleń skiperskich, pozwoli armatorom i członkom załóg łatwiej zorientować się w kompetencjach osoby, której powierzamy mienie znacznej wartości, bądź własne bezpieczeństwo. Ale na razie to mglista przyszłość, choć wydaje mi się, że obecne działania PZŻ to zawracaniem kijem Wisły.
Żyj wietrznie!
Do zobaczenia na WiW
Krzysztof Bienkowski
www.nordsail.pl