JAKI WIEK POZWALA NA "ZROZUMIENIE CZASÓW?"
z dnia: 2008-03-29


Zbigniew Klimczak zadaje pytanie: "jaki wiek pozwala na "rozumienie czasów?" Od razu trzeba wyjaśnić, ze sprawa dotyczy stanowiska kapitana Drapelli. Zbyszek zadaje je z poziomu starszego wiekiem (od Andrzeja i mnie). Nie wiele starszego, ale zawsze. Ja wiem, że konstatacja "że nie rozumiem", czyli "nie nadązam" jest bardzo trudna i ... bolesna. Samemu sobie przed lustrem trudna do wyznania, ale kto jak kto, ale kapitam musi wiedzieć kiedy kończyć. Jak nie wie - ryzykuje śmieszność. Śmieszność zaś to najdotkliwszy cios dla mężczyzny. Że co, że niezbyt jasno wykładam kwestie ? A więc po prostu  to jest tak jak z chętką uszczypnięcia zgrabnej pupy. Chętka to jest, ale jakież ryzyko śmieszności ("czego ci się dziaduniu zachciewa?") !

Odnośnik do tekstu Zbyszka - to prawda, pamiętam jak egzaminator trzebieskiej komisji egzaminacyjnej - kpt. Marek Hermach odwiódł mnie kiedyś od zamiaru poddania sie egzaminowi kapitańskiemu właśnie w Trzebiezy. Z prawdziwej przyjaźni. Do dziś jestem mu za to wdzięczny - ahoy Marku !

I wreszcie kilka słow o satysfakcji (naturalnie mojej). Ucieszyły mnie rzeczowe komentarze, a zwłaszcza jeden o sile statystyki. Nieskromnie wspominam o popełnionym przed kilkunastu laty grafomańskim, ale najdłuższym chyba na świecie felietonie (11 stron!) wydrukowanym przez "ŻAGLE". To był felieton po tytułem "O ZAGROŻENIACH HIPOTETYCZNYCH W ŻEGLARSTWIE MORSKIM". To było właśnie wołanie o statystyki. Jak się ciesze, że nowe pokolenie podnosi teraz wagę tego narzędzia. Brawa też dla Olgierda.

Nadal oddech na plecach - sprawdźcie tu

Kamizelki i żyjcie wiecznie !

Don Jorge

_________________

Drogi Jerzy!
Larum grają, tego nie można tak zostawić itd. itp. Kolejny niezbyt mądry list zasłużonego kapitana na pisany na podstawie jego własnych doświadczeń i wiedzy. Dodam, wiedzy wyidealizowanej, oderwanej od rzeczywistości. Często zastanawiam się jak ci ludzie przeszli przez swoje żeglarskie życie nie dostrzegając jego „prozy”
Pan kapitan pisze, że patent chorwacki można kupić! Chciałbym mieć tyle forsy ile patentów kupiono w Polsce i jeszcze, ile patentów wydano na piękne oczy. Ile zła uczynili instruktorzy w sztandarowym ośrodku szkoleniowym w Trzebieży. Przez kilak lat chwalono się jak ostre tam są egzaminy, ponieważ zdaje zaledwie 30 % kursantów. A przecież znana jest zasada, że jak oblewa kilku studentów (np.) to są sami sobie winni ale jak już oblewa powyżej 50 % to winni są nauczyciele. Prawda w Trzebieży była jeszcze gorsza. Instruktorzy toczyli pomiędzy sobą śmiertelną walkę kosztem kursantów. Jak ty mi oblejesz mojego to ja obleję twojego.
Patologiczne związki dużej ilości organizatorów i Komisji Egzaminacyjnych, realizujących zasadę : kursant zapłacił – kursant musi zdać. W ub. Roku w jednym znanym Okręgu przeegzaminowano ponad 200 kursantów na wielu kursach, w dniu kiedy siła wiatru wynosiła zero w podmuchach. Ponad 35 lat moczyłem tyłek na jachtach i uczestniczyłem w tym narastającym tańcu chochoła aż skończyłem.
Znam Okręg mający kiedyś kilka jachtów morskich gdzie do inspekcji przenoszono wyposażenie z jachtu na jacht. Znam, znam ....i wielu innych potrafi opisać setki podobnych sytuacji.
Pytanie, dlaczego kilka świetlanych postaci polskiego żeglarstwa nic o tym nie wie?! Nie wie, bo inaczej nie wypisywali by takich głupstw.
Kamień do naszego ogródka: jeden z znanych naszych kolegów, zaciętych bojowników o bezpatencie, po wprowadzeniu przez MS słynnego Rozporządzenia o zaliczaniu patentów morskiego i kapitana na podstawie „tylko” stażu” napisał, że właścicielowi tak zdobytego patentu za nic nie da swojego jachtu. Z góry i słusznie założono, że pojawi się masa ludzi –cwaniaków, produkujących staże i opinie. I teraz ile goryczy wylewa się ze strony tych co staże zaliczyli uczciwie i są dobrymi żeglarzami. To nieważne, o powszechnej złej opinii decydują postępki cwaniaczków. Mam w szufladzie kupę świstków zdobytych uczciwie ale w tej atmosferze ani mi w głowie ubiegać się o taki wyśmiany patent. Pan kapitan tu też wykazał się niewiedzą, ponieważ pamiętamy, że w sytuacji braku porozumienia obu stron, MS samo podjęło decyzję. Mnie ucieszyło to, że przynajmniej MS nie poszło za głosem Chocimskiej. Szkoda, że spłodziło taki knot. Ale jak dwóch się bije i nie chce rozmawiać to tak się dzieje.
Po cholerę to piszę? Bo stanowisko przedstawione przez znanego kapitana jest wyzbyte kompletnie realnej wiedzy o „stanie państwa” i totalna jego krytyka chybia celu. Krytykujemy wyidealizowany przez kapitana świat, który nie istnieje. A czy mamy inną receptę?
Po przeczytaniu wypowiedzi o nie udostępnieniu jachtu posiadaczowi patentu z łaski Ministra Lipca , wątpię w to. Dyskutujemy namiętnie o przymusie lub jego braku a przecież pies jest pogrzebany zupełnie gdzie indziej. Może nie tyle gdzie indziej ale jak się okazuje obie koncepcje mają wady i zalety. Wyjściem byłby „ żeglarski trójkątny żagiel, pardon, stół” ale nic nie wskazuje na to aby ludzie okupujący Chocimską byli zdolni do dyskusji. Poważnej dyskusji. Otwarciem do takiej dyskusji byłaby rezygnacja Chocimskiej z monopolu i tak jesteśmy w punkcie wyjścia. A tego punktu nie zmienią setki i tysiące mniej lub bardziej niewybrednych epitetów. Zgadzam się z jednym z dyskutantów, że kapitanowi należy się szacunek ale nie powinien on zabierać głosu w sprawach o jakich nie ma pojęcia.
Tu pojawia się pytanie, czy nasze środowisko jako całość ( czy coś takiego istnieje?) jest gotowe, gdyby taki cud się zdarzył. Może i MSiT byłoby bardzo zadowolone z takiego obrotu sytuacji.
Drogi Jerzy, Honorowy Prezesie SAJ, zacny Przyjacielu!
Może portal przegrupuje siły i zadania. Może czas na zaprzestanie wymiany ciosów, głównie werbalnych i szukanie innego rozwiązania. Możemy też nie czynić tego ale wtedy też bez sensu są takie lincze.
Z wyrazami sympatii i szacunku
Batiar

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=727