Proszę się nie obrażać, że Wy tu poważnie o żeglarstwie, ja tu się wpycham z prostytucją. Witryna subiektywna, więc od czasu do czasu pozwalam sobie na "niepoprawności polityczne". Dzieci tego nie czytają, dlatego wykładam problem na stół. Prostytucja, jak doskonale wiecie istnieje pewnie od dawniejszych czasów niż człowiek został uznany za człowieka. I chyba od tamch czasów toczy się dyskusja czy zalegalizowac domy publiczne czy nie i na jakich warunkach. Te przybytki uciech istniały, istnieją i będą istnieć niezależnie czy prawo je uzna, czy wykluczy. Dlaczego? Bo dopóki są klienci i dopóki jest podaż - wszelkie próby skodyfikowania, ustalenia procedur, odpowiedzialności, zawartosci ofert, cen itd są bezsensowne i niewykonalne. Niewykonalne.
Dlatego namawiam, aby urwać dyskusję, która nie moze zakończyć się żadnym konkretnym wnioskiem. Po prostu nie moze - to jest doświadczenie niepoliczalnej ilosci pokoleń.
A więc - są amatorzy czarterowania jachtów. Bóg z nimi ! Ja tego nie zrozumiem, tak jak nie zrozumiem nigdy przyjemnosci wizytowania domów uciech. Nie rozumiem też innych upodobań - na przykład chodzenia do opery, włażenia na szczyty górskie i jedzenia móżdżka. Nie znaczy to jednak, że nie rozumiem ludzi, których to bawi lub smakuje.
Nie ma alternatywy - "przyjermniaczki" - "komercja". Żeglowanie na swoim, za swoje i ze swoimi, to zupełnie inny swiat niż korzystanie z pływajacego taboru typu "AVIS" czy "TAXI".
Mnie osobiście i chyba przygniatającej większości członków SAJ, chartery po prostu zwisają. Powtarzam - to nie nasz świat. Inaczej mówiąc: charter to miłosc za pieniądze podczas gdy własny jacht to mnóstwo pieniędzy i czasu dla miłosci. I o czym tu dyskutować ? O jachcie klubowym ? Czymś na kształt haremu ? Proponuję kończymy dyskusję, niech każdy pozostanie przy swoim !
Zbigniew Klimczak ma nieco inny pogląd jak uzyskać ten sam cel.
Tu klik finiszowy, bo zaraz Agrest (pozdrawiam !) machnie kraciasta choragiewką 
Kamizelki, kamizelki i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=======================
Drogi Jerzy.
Proponuję otworzyć nową arenę walki a raczej ente starcie w temacie „rekreacja „vv „komercja”. Kolejne, ale oby ostateczne, bo ta dyskusja, powracająca przy każdej okazji i w najmniej pasujących tematach, staje się śmieszna, a co gorsze, ośmiesza poważny temat. Rozwiązanie w świecie i Europie są różne. To znaczy, że jedni myślą tak a inni inaczej. To problem wyboru drogi, zaklepania w drodze legislacyjnej i koniec wyzywania się wzajemnie, ku uciesze Chocimskiej, jak zawsze twierdzę. Jerzy Drogi
– GONG – i niech wygra LEPSZE. Raz na zawsze.
Na ogół w tej kwestii głosu nie zabieram, ponieważ z góry znam wynik, a nawet wiem co kto napisze. Ale wojna wróciła, wymieniono salwy armatnie, tyle, że w miejscu niestosownym. Co ma piernik do wiatraka czy też podział Certyfikatów RYA do „smażalni”, przyjemniaczków, wyzyskiwaczy, to już jest tajemnicą .
Ważne, że istnieje zapotrzebowanie społeczne na walkę poglądów, a Twoim obowiązkiem jest stworzyć właściwe do niej warunki. Inny temat, inna dyskusja i sto kilkadziesiąt komentarzy na przeróżne tematy stworzyło tylko zamieszanie, w którym utonęła idea Mariusza i tonie też sprawa żeglarstwa przyjemnościowego.
Jako obserwator od lat zmagań w tym zakresie nie mogę akceptować jako kibic, pewnych pocisków jakie padły w obecnej rundzie walki.
- wspomniano Rocha, który miał na celu „wyplenić badziewie” i zacytowano to pejoratywnie. Protestuję przed takim szufladkowaniem. Jeśli pod „badziewie” rozumiemy jachty w okropnym stanie, jakie kilka lat temu jeszcze pokazywały się w czarterach różnych ludzi ( bo nie firm) to intencje Rocha miały na myśli bezpieczeństwo żeglarzy. Jako takie nie mogą być przytaczane w aspekcie pejoratywnym.
- jeden zasłużonych żeglarzy z uporem maniaka operuje magiczną liczbą „99%” ludzi, jakich komercja ma podobno skrzywdzić. Cytowany już Roch kiedyś dał przegląd europejskich rozwiązań i tam wyróżnia też taki podział: wprowadzenie rozróżnienia pomiędzy żeglarstwem komercyjnym i przyjemnościowym, dotyczącego wymagań wobec jachtu oraz wobec kapitana, w szczególności:
o przypadek 1: jacht czarterowany komercyjnie, załoga przyjemnościowa ("bareboat charter")
o przypadek 2: jacht komercyjny z załoga (najczęściej kapitanem) komercyjnym
o przypadek 3: jacht przyjemnościowy z załoga przyjemnościowa
Otóż czytając uważnie przypadki i ew. skutki takiego rozróżniania doszukuję się jako „poszkodowanych” jedynie jachty wynajmowane za pieniądze oraz kapitanów wynajmowanych za pieniądze. Ponieważ stawiana jest teza, że podział uderza w 99% żeglarzy, stwierdzam, że jest to terminologiczna nieadekwatność. Wg mnie dotyczy 1% żeglarzy wynajmujących się za pieniądze czyli wykonujących pracę. W tej sytuacji 100 % żeglarzy wynajmujących kapitanów ma zwiększone poczucie bezpieczeństwa, co mnie osobiście absolutnie przekonuje. Odnośnie „oczywistej oczywistości” zwiększonych wymagań dla czarterowanych jachtów nawet nie mam zamiaru nikogo przekonywać.
3. ceny! Tu trochę panuje mit na temat cen np. w Chorwacji. Żegluję tam od lat, za jacht płacę jako stały klient granicach 800 –900 euro/tydz. Popatrzyłem na cennik lepszych jachtów mazurskich i widzę tam ceny w sezonie od 550 do 650 zł/dzień Tam jacht morski a tu śródlądowy. Faktem jest, że były jachty polskie do wynajęcia za połowę tej ceny ale tylko ja dwukrotnie holowałem takie jachty, o opowieściach rozczarowanych żeglarzy nie wspominając. Głoszona więc teza nie całkiem się sprawdza w praktyce a jachty chorwackie zgodnie z przepisami mają obowiązkowe, rozsądne wyposażenie. Dla prywatnych lista obowiązkowego wyposażenia jest dużo uboższa ( patrz” Adriatyckim szlakiem-Chorwacja dla żeglarzy”)
Przyznam się, że jest dla mnie oczywiste kogo i czego bronią zwolennicy podziału ale w świetle przytoczonych wyżej faktów nie mam pojęcia kogo bronią adwersarze. Bo chyba nie 1 % „kapitanów”.
Z dawnych wypowiedzi rozumiałem, że problemem są jachty klubowe ( pisał też o tym kpt .W. Gorski). Ale po pierwsze, nigdy dla mnie autentyczny jacht klubowy nie był komercyjny, a po drugie problem chyba sam się rozwiąże. W moim bogatym przecież klubie już w latach 90. nikt nie chciał przy nich pracować i czarterować za psie pieniądze ( Venuski, El-Bimba, Nashe czy też Conrady) i szedł po lepsze i nowsze i droższe do firm. Inni, którym się powiodło kupują jachty. I tak problem jachtów klubowych rozwiąże życie. Do tego czasu, jak już proponowałem, należy zadbać aby zapisać je warunkowo do grupy jachtów rekreacyjnych. Ale „kapitanów” pobierających za to wynagrodzenie na pewno nie.
Zbigniew Klimczak