COŚ DLA WYBIERAJĄCYCH SIĘ NA ŚRÓDZIEMNE
z dnia: 2008-07-12
Nasz Royal Captain - Mariusz Główka zamiast na naszym polskim Bałtyku udzielał się niepatriotycznie na Morzu Śródziemnym. Wszystko to przez ten królewski certyfikat kapitańskich kompetencji. Przysyła nam kilka fotograficznych panoram, które może i ładne, ale gdzie im do swoiskich widoczków skandynawskich brzegów. Nic w Tym Mariuszu z polskiego Wikinga :-(
Mimo tego - kliknijcie Mu życzliwie 
Kamizelki (tak jak Skipbulba) i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
PS. A tak na poważnie - mam nadzieje, że publikowane w tym okienku opisy przydadzą się tym, którzy dopiero planują swoje rejsy. Pod warunkiem, że owe opisy będą bardziej konkretne nawigacyjnie i proceduralnie. Porównania urody kobiet róznych nacji zostawcie mnie (sprawa kompetencji).
========================================
Drogi Jerzy, Właśnie wróciłem z rejsu po Morzu Śródziemnym. Ciepłe morza to jest to co lubię i tym razem też się nie zawiodłem, czasami było nawet trochę za ciepło. Za to woda – marzenie. Zażywaliśmy kąpieli z wielką przyjemnością.

Mahon
Ale od początku. Pływaliśmy jachtem Elan 43 „Dora”, należącym do Darka Suchomskiego, tego od szkoleń SRC w systemie RYA. Oprócz Darka było nas jeszcze czterech, Marek, Piotrek, Sławek i ja. Jacht czekał na nas w Olbii na Sardynii. W planie mieliśmy rejs dookoła Korsyki, później Baleary i na koniec Barcelona. Całość w niecałe dwa tygodnie.

Mahon Marina Sardynia jest piękna i niestety droga, o czym mieliśmy się za chwilę przekonać. Olbia leży w północnej części wschodniego wybrzeża, nazywanej Costa Smeralda. To tu przyjeżdżają najbogatsi. Warunki do wypoczynku wspaniałe, ale to kosztuje i to niemało. My mieliśmy w planie żeglowanie, ale nie było nam dane od razy wyjść w morze. Niestety, w Marinie Portisco w Olbii spędziliśmy 4 doby z powodu niesprawności silnika, a może bardziej z powodu niesprawności włoskich mechaników. Nie będę rozpisywał się o szczegółach, ale powiem, że to co u nas zrobiono by w kilka godzin, najdalej w jeden dzień, tam trwało i trwało. Ot, południowa natura, nikomu się nie spieszy.

Mallorca
W końcu wyszliśmy w czwartek rano, zamiast w poniedziałek i po krótkiej naradzie postanowiliśmy zmienić nasze plany. Zrezygnowaliśmy z opłynięcia Korsyki i poszliśmy prosto w cieśninę między Sardynią a Korsyka. Przecież samolot w Barcelonie nie będzie na nas czekał. Żeglowaliśmy wzdłuż brzegu i podziwialiśmy piękno Sardynii. Po ok. 90 milach wreszcie Sardynia została za naszymi plecami i przyjęliśmy kurs na Minorkę. Po przejściu dalszych kilkunastu mil zawróciliśmy, bo co kilkanaście minut szły przez radio ostrzeżenia o sztormie, który rozbujał się w pobliżu Balearów i miał przesuwać się na wschód. Zgodnie z maksymą „co robi doświadczony kapitan podczas sztormu? – siedzi w knajpie”, schroniliśmy się w Sintorino, uroczym miasteczku w płn. – zach części Sardynii.

Sintorino
W nocy wszystko się przewaliło dalej na wschód, rano jeszcze trochę szarpało jachtem w marinie, ale to już były resztki. Oddaliśmy cumy i znów obraliśmy kurs na Minorkę. Po dwóch dobach żeglowania weszliśmy do Mahon, pięknego miasteczka na wschodnim brzegu Minorki. Byliśmy miło zaskoczeni dużo niższymi cenami niż na Sardynii, choć z drugiej strony zgodnie w pięciu stwierdziliśmy, że jednak Włoszki są ładniejsze niż Hiszpanki.
Po spędzeniu nocy w Mahon, ruszyliśmy wzdłuż brzegu Minorki na zachód. Uroda Balearów jest powszechnie znana. Po drodze podziwialiśmy piękne klify, co jakiś czas przerywane przez równie piękne piaszczyste plaże. I do tego kolor wody jak na pocztówkach. Na noc stanęliśmy na kotwicy przy południowo -zachodnim cyplu wyspy. Rano kurs na odległą o ok. 30 mil Majorkę. Znów kotwica poszła do wody w uroczej zatoczce w północno zachodniej części wyspy. I znów godziny lenistwa i kąpieli w lazurowej wodzie o temperaturze niespotykanej w naszym Bałtyku.
Chciałoby się opłynąć całą Majorkę, ale niestety czas płynął nieubłaganie i zdecydowaliśmy, że już pora ruszać do odległej o 100 mil Barcelony. Niecała doba żeglugi i wchodziliśmy do Mariny Forum w Barcelonie. Koniec rejsu, na liczniku przybyło trochę ponad 500 mil po pięknym akwenie. Wprawdzie straciliśmy 4 doby na początku, ale i tak jest co wspominać.

Mariuszowe wprawki przed egzaminem na certyfikat kapitana oceanicznego
W czasie rejsu były nie tylko przyjemności. Cały czas doskonaliliśmy się w sztuce astronawigacji. Pomiary, przeliczanie, rysowanie i co tu dużo mówić, na początku nie bardzo chciała wyjść z tego pozycja choćby zbliżona do tego, co pokazywał GPS. Ale na koniec byliśmy już blisko.
Pozdrawiam
Mariusz Główka
|