KANAŁAMI NA MORZE ŚRÓDZIEMNE
z dnia: 2008-08-29


Sebastian przeprasza, "bo we Francji trudny dostęp do internetu". Ja w tym kraju, którego obywatele mają o poziomie cywilizacyjnym bardzo wysokie mniemanie dostrzegam też kupę innych niedogodności, ale tym razem nie będę się czepiał. O internecie w Niemczech Sebastian milczy. Korespondencja praktyczna, bo przecinanie kanałami jądra Europy coraz bardziej interesuje polskich wodniaków.
Kliknijcie Sebastianowi tu:
Kamizelki takze na kanałach.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge

===========================

Ahoj,
Witaj drogi Jerzy.
Podsyłamy dalszą cześć naszej relacji. Przepraszam że jest trochę opóźniona. Płyniemy dalej z przygodami ale spokojnie. Dalsze części niebawem. Jesteśmy już we Francji a tutaj jest lekki problem z dostępem do Internetu
Pozdrawiam
Sebastian Banasik
---------------------------------------------
06.07.2008 - 22.07.2008

II etap rejsu rozpoczęty !

Jesteśmy już wiec we czwórkę na BIMSI, dzięki szwagrowi Włodkowi, który nas przywiózł samochodem. W sobote 06.07 złożyli chłopaki maszt, założyli siatkę w kokpicie aby dzieci nie powypadały, (a propos siatka jest oryginalna do badminktona).
W niedzielę zostawiliśmy miłemu Hafenmajstrowi rum z kartką z podziekowaniem za miły pobyt i ruszyliśmy w podróż na Morze Sródziemne.

  

Bezkolizyjne skrzyżowanie rzeki z kanałem                                        żegluga kanałami nie jest nudna

Ponieważ to jest okienko wilków morskich dla wtajemniczenia śródlądowego podam nietypową trasę na Morze Śródziemne. Przed nami kilka kanałów niemieckich, rzeka Ren a potem rzeka Mosela część niemiecka i francuska, następnie kanały francuskie a potem Soana i Rodan. Narazie jednak płyniemy rzeką Trave do pierwszego kanału Elba - Lubeka Kanal. Nie spiesząc się więc, 61 kilometrów pierwszego kanału pokonujemy w 3 dni. Pierwsze śluzy za nami, staramy się dopracować ich przechodzenie za każdym razem. I nie chodzi tu bynajmniej o brak naszego doświadczenia w pokonywaniu śluz ale o opanowaniu dwójki małych dzieci , żeby spędziły ten czas (przeważnie ok 15-20 min) pod pokładem lub w kokpicie w szelkach, a my w tym czasie jesteśmy na decku i śluzujemy BIMSI. Niby wydaje sie to proste ale niestety najwięcej problemów właśnie wtedy wynika, coś do podania jest pilnie potrzebne, Ida siusiu na nocnik, Igor zabrał jej zabawkę... itp., wiec jest ryk, dla osób mających dzieci myślę że ta problematyka jest całkowicie zrozumiała. Kiedy potrzebujesz chwilę spokoju to ciężko ją uzyskać tu i teraz :-).

Po noclegu w Lauenburgu płyniemy 5 km Łabą i wpadamy do kanału Elbe Seitenkankal. Tu z kolei 115 km, które też pokonujemy w 3 dni bo trochę zwiększyliśmy liczbę km na dzień. Jednym z powodów że nie ma co za długo robić na lądzie jest pogoda, nie za ciepło, pada z przerwami codziennie i pochmurno. Chociaż i tak wyprowadzamy się z dziećmi rano na spacer na 2 godziny , potem płyniem z 5-6 godzin i ok 1800 znowu wybieg do 20.30 mniej wiecej. Ale czasem w sztormiakach i kaloszach bo pada, ble.....

  

Liegestelle (to jest ta motorówka Sebastiana)                                      Podnosnik 38 m

Na tym kanale warte wspomnienia są dwa wypasy niemieckiej techniki, pierwszy to dźwig, który podnosi nas w takiej jakby wannie na wysokość 38 m , a drugi to ogromna śluza z pływającymi na szczęście polerami , która wynosi nas na 23 m. Dźwig jest extra, super bezpieczny może poza tym, że za nami stawał jacht, który nam elegancko wpłynął swoim dziobem w rowery powieszone na pawęży. Na szczęście obyło się bez uszkodzeń. Niestety jacht z polską załogą :-). Śluza za to pomimo pływających polerów jest trochę niebezpieczna, ponieważ podczas śluzowania woda zostala wpuszczona z dośc dużą szybkością, co daje bardzo dużą siłę w odrzucaniu łódki od ścian śluzy i juz przez chwilę widziałam oczyma wyobraźni pekające nasze cumy a my rzuceni na drugi koniec śluzy... Na szczęście wyszliśmy z niej zwycięzko, a dzieci siedziały chwilę spokojnie bo teraz stosujemy metodę po dwie czekoladki i mamy mniej więcej te parę minut spokoju wtedy kiedy go potrzeba.

No i wpływamy w najsłynniejszy niemiecki Kanał Mitteland (czyli Kanał Srodkowy, łączący prawie wschodnią część Niemiec z zachodnią.). Wzdłuż tych wszystkich kanałów ciągną się ścieżki rowerowe i częściowo las lub pola. Niemcy to jednak bardzo aktywny naród, właściwie po tych kilkunastu dniach zauważamy pewien podział na wioski rowerowe, gdzie przez 2 dni widujemy mieszkańców tylko na rowerach a potem 2 dni tylko takich co biegają nad kanałem, a potem znowu zmiana :-). Ale trzeba im przyznać, że aktywni są okrutnie, nie widuje się w Polsce tak dużej liczby ludzi uprawiających sporty w miejscach publicznych a szkoda..

Śluza 23 m

Podczas płynięcia mijamy bardzo dużo barek i co druga jest z polską załogą a co piąta jest wogóle polska. Machaja nam i często pytają dokąd płyniemy. I ciekawostka, niektóre barki mają poustawiane na pokładzie całe oranżerie, kwiaty w doniczkach, skrzynkach, nawet małe drzewka, a ci co pływają i mieszkają z małymi dziećmi dla nich nawet duże metalowe kojce służące za place zabaw na barce. W sumie dośc fajny sposób na życie i zarabianie pieniędzy. Polak z niemieckiej barki mówił nam, że zarabia miesiecznie 1800 EUR i drugi miesiac ma wolny, więc w sumie nie najgorzej a to tylko "wyrobnik" ciekawe ile zarabia "szef". Poza nimi dużo jest łodzi motorowych i troszkę jachtów. Ruch jest dośc duży momentami. Na tych kanałach wozi się barkami w zasadzie chyba wszystko co możliwe. Łabą z Hamburga jak autostradą mkną w głąb kraju setki tysięcy ton towarów. Ponieważ w Polsce jest to rzecz całkowicie niespotykana jest to dla nas widok bardzo egzotyczny, zwłaszcza spotkanie z pierwszą barką - tankowcem, czy kontenerowcem.

Igor i Ida nie nudzą się mimo kiepskiej pogody, chociaz Igor codziennie się nas pyta kiedy będziemy już nad morzem i na plaży. Ja codziennie mam nadzieję że pogoda się poprawi ale jak narazie to raczej sie robi bardziej deszczowa. Stajemy na postoje głównie na Liegestelle czyli przy wyznaczonych miejscach na kanałach a nie w portach, te omijamy ze względu na koszty postoju. Co 4-5 dni zachaczamy o jakiś port aby zatankować wodę i paliwo. Postojówki na kanałach są bardzo wygodne. Kanał się rozszerza i można parkować. Barki stają po 2 albo 3 wzajemnie do swoich burt. Na szczęście na miejsca wyznaczone dla jachtów nie ma aż tak wielkiego wzięcia. Raz tylko podpływając już dość poźno wieczorem musieliśmy poprosić załogę jednego motorowca o lekkie przecumowanie żebyśmy się zmieścili.

18 lipca żegnamy kanał Mitteland i skręcamy na południe kanałem Dortmund -Ems. Niestety pogoda nie ulega poprawie wręcz przeciwnie. Ten kanał mieliśmy krótki 108 km więc tak na 3 dni, podczas których nic specjalnego sie nie wydarzyło. Udało nam sie w Munster złapać internet na wodzie, coprawda musieliśmy wykręcić 5 kółek przed zdziwioną gawiedzią w restauracjach nabrzeżnych ale pocztę udało sie wysłać i ściągnąć.

20.07.08 wpłynęliśmy na Rhein - Herne Kanal, czyli ostatnie 46 - kilometrowy kanał przed Renem. Odcinek dość ciężki bo na tak krótkim odcinku aż 4 śluzy, kazda mniej więcej opuszcza nas ok 8-12 m w dół. We wszystkich śluzach w Niemczech istnieje zasada że należy się zgłaszać z zamiarem śluzowania. Można to robić na wiele sposobów: UKF, telefon bądź "domofon". Pierwszego nie używaliśmy bo nie zamontowaliśmy anteny po złożeniu masztu. Na drugi nie chcieliśmy dodatkowo dorabiać operatorów GSM. Trzeci używaliśmy lecz nie na wszystkich śluzach były takie miejsca. Wiadomo że u naszych sąsiadów porządek musi być więc w zasadzie wszystko jest zorganizowane w bardzo dogodny dla jachtów sposób. Przed każdą śluzą jest wyznaczone miejsce postoju dla "łodzi sportowych". Tam właśnie bywają "domofony" którym możemy zgłosić się, że czekamy. Następnie przez głośniki zostaniemy poproszeni do wpłynięcia. Bywało tak że jeżeli nie ma domofonu a na stanowisku śluzowym stoi jacht (takie miejsca są wyłącznie dla czekających na śluzowanie, nie można tam nocować) to wołają również bez zgłoszenia. Rzadko śluzowane są same jachty, głównie wchodzą barki i jeżeli zostanie trochę miejsca to upychają jachtami.

22.07.08 kończymy mam nadzięję kanały niemieckie (łacznie 566 km ) i wpływamy na rzeki. Trochę nas straszą tym Renem, a głównie prądem na nim ale spróbujemy, może się uda. Bo dla niezorientowanych będziemy płynąc Renem pod prąd , który ma prędkość podobno 4-8 km/h a my mamy maksymalną predkośc 10 km/h, więc lepiej żeby prąd miał 4 km a nie 8 km/h i żeby ostro wiało z północy bo nie upłyniemy za daleko :-))))).


Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=901