KAPITAN KRZYSZTOF BIEŃKOWSKI
z dnia: 2008-09-13
Przepraszam za przestój - byłem w Warszawie kilka dni. Kapitan Krzysztof Bieńkowski pisze (eufemizm), ze okienko kwaśnieje (nie mylić z poprzednim Prezydentem RP). No cóż - polaryzują się też i poglądy żeglarzy. Nikt na szczęście nie ma już monopolu na słusznośc, rację, wiedzę i ... władzę. Do tego - Subiektywny Serwis Informacyjny nie przejmuje się "poprawnością ani polityczną, ani zwyczajową". I właśnie dlatego ma tylu Czytelników. Z Krzysiem zgadzam się, ze kpt. Wacław Petryński jest wspaniałym i zasłużonym tłumaczem książek żeglarskich (tu stop!) i zachowuję swój pogląd, że regaty bez elektroniki umrą wraz z ostatnymi jachtami klubowymi. Całe szczęście, że godzi nas wspólna ocena pozytku wynikającego z ubierania kamizelek asekuracyjnych.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
======================
Szkwaliście o SKZ Classic Cup
Drogi Jerzy, Czytając Subiektywny Serwis Informacyjny od początku jego powstania, nachodzi mnie refleksja, że z czasem serwis subiektywnieje jak wytrawne wino. Lecz nawet najbardziej wytrawne wino wymaga odrobiny cukru. Chciałbym dosypać nieco dla równowagi roztworu.
Chwalisz dziewczyny z redakcji „Szkwału” i ja także chylę czoła przed nimi. Ganisz jednak wydrukowanie demagogicznej wypowiedzi Wacława Petryńskiego „O mazurskim huraganie raz jeszcze”, a ja uważam, że redakcja powinna różne opinie publikować. Chciałbym także zauważyć, że w wackowej demagogii jest sporo racji, bowiem słabość naszych służb meteorologicznych jest faktem niezaprzeczalnym. Sam tekst jest napisany dowcipnie, nawet wytrawnie, a fragment o bajkopisarzach z IMGW rozbawił mnie do łez. A przedstawiona wizja dyżurnego synoptyka jadącego w deszczu na rowerze ze stacji w Legionowie do centrali na Żoliborzu, bo padło łącze, to humor godny Tyma i Barei! Sadze, że list wart jest opublikowania u Kulińskiego, bo nie każdy ma dostęp do „Szkwału”.
A że autor wyciąga pochopne wnioski, to już inna sprawa. Zjedzono na twej witrynie niejednego, jak ich nazywasz, „szkodnika”. Niech Petryński też albo zabłyśnie wytrawnym dowcipem, albo niech internetowe oszołomy wciągną go nosem. Bardzo łatwo spolaryzować stanowiska i zaszufladkować ludzi na szkodników, oszołomów i darwinistów. Trudniej zrozumieć człowieka, który jako „chłopie ciche, kuł o słoneczku wierszyk”, wzrastał karmiony akademiami z okazji kolejnych rocznic Polski Ludowej i brał to w swej naiwności za dobrą monetę. Takim ludziom żyć bez zakazów i nakazów opiekuńczego państwa równie trudno, jak moherowym beretom bez codziennej instrukcji życia nadawanej rzez jedynie słuszne radio.
A jednocześnie ten sam człowiek, który uważa że jachty mogą prowadzić jedynie fachowcy, opracował świetny słownik żeglarski z którego do dziś korzystam. Nie wiem jak to zrobił nie zauważając tysięcy małych łódek na wodach europejskich prowadzonych z zacięciem przez prostych amatorów popełniających szkolne błędy. W marinach południowego wybrzeża Wielkiej Brytanii stoi wiele jachtów, które nie popłynęły nigdy na drugą stronę Kanału, bo myśl o takiej wyprawie wzbudza trwogę w potomkach Nelsona i Drake’a. I żaden przepis ich na smyczy nie trzyma. Kto chce i umie ten płynie. A „opiekuńcze” Zjednoczone Królestwo ratuje wszystkich patałachów i ich łupinki. Za darmo…
Ale ja właściwie nie o tym miałem pisać. Otóż nie doczytałeś czerwcowego Szkwału do końca i nie zauważyłeś krótkiego, lecz rzeczowego podsumowania trzech edycji regat SKŻ Classic Cup autorstwa Artura Krystosika. Chyba, że twoje zainteresowanie jachtami kończy się na „cruiserach” o dziesięciometrowej długości, choć o regatach Unity Line piszesz bardzo pochlebnie, więc nie sądzę.
Zbliża się właśnie termin startu do kolejnej edycji SKŻ CC. Pomimo zeszłorocznej utraty Portowca Gdańskiego, ludzie nie spanikowali jak to stało się w tym sezonie na Mazurach po zeszłorocznym Huraganie. Zgłosiło się 6 jachtów do tej elitarnej imprezy, a tuż przed startem zapewne jak zwykle ktoś dojdzie. W tym roku nie biorę udziału (spanikowałem!), więc z pozycji kibica mogę napisać, że oranie Bałtyku „po ciemku” przez 6 dni pod koniec września, to rzeczywiście robota godna żeglarza. Przy tym ściganie się po piachu ze Świnkowa do Kołobrzegu czy z Gdańska do Ustki to jazda na dziecinnym rowerku po parku w słoneczny dzień pod okiem taty.
SKŻ CC jest imprezą elitarną w najlepszym sensie tego słowa. Elitarną mentalnie a nie finansowo. Ścigają się tu bowiem nie jachty, lecz wiedza i intuicja kapiszonów oraz siła mięśni i wytrwałość załóg. Moim zdaniem jest to nawiązanie do Regat Heweliusza z lat osiemdziesiątych, które rozgrywano w podobnym stylu. I trochę mi przykro, że nazwałeś imprezę „regatami transportowców”. Uwierz mi, że tam nie ma pasażerów. Ludzie pracują ciężko walcząc z własną słabością. Wykręcenie dobrego czasu wymaga zgranego zespołu. Załogę trzeba dobierać bardzo starannie i równie wnikliwie nadzorować jej poczynania. Smutny przypadek Portowca najlepiej to ilustruje, a jednocześnie chcącemu nie dzieje się krzywda.
Organizatorzy, choć wpadli na wspaniały pomysł, nie zabiegają o poparcie lokalnych władz czy sponsorów. Może to źle, ale to ich wybór. Przepisy regatowe PZŻ mają w głębokim poważaniu, nie ma sędziów i o dziwo nie ma protestów, a nagroda jest czysto honorowa. Chociaż rywalizacja jest bardzo zażarta, nie jest aż tak istotne kto wygra. Złośliwi mówią nawet, że z góry wiadomo, że wygra Sławek Rudnicki a ostatni będzie flagowy jacht organizatora J Jak będzie zobaczymy, ja trzymam kciuki i mam wciąż pod powiekami ostatni nocny wyścig w zeszłym roku, kiedy to Opale pod pełnymi żaglami leciały na kancie wzdłuż Półwyspu Helskiego, szoty piszczały, pompy pracowały niemal bez przerwy, żagle puszczały na brytach a sternicy pluli słoną wodą. Bezcenne. Za podarte żagle zapłacisz kartą MasterCard…
Kończąc powracam do tekstu Petryńskiego a właściwie do jego poglądów na temat noszenia kamizelek. I zgadzam się, że jeśli już namawiać do noszenia kamizelek, to pneumatycznych. Ich ceny są już porównywalne z cenami pasów ratunkowych albo droższych modeli kamizelek piankowych. Jak każda nowość wzbudzają obawy - „czy mi to to nie odpali pod pokładem, albo jak fala chlapnie”, ale jakoś nie słuchać o takich przypadkach. Zapewne będzie tak jak z GPSem – wszyscy na początku zadawali pytanie, czy aby Amerykanie nie wyłączą systemu w najmniej oczekiwanym przez nas momencie, a dziś każdy ma i nie zawraca sobie głowy jak to działa.


Zatem jeśli kamizelki to pneumatyczne i z naciskiem na zakładanie bez względu na pogodę. Wypaść można zawsze. Właściwie to trzeba by odwrócić sposób myślenia. Brytyjskie służby ratownicze ujmują to tak: "Lifejackets - useless unless worn. Should you want to remove it? Think carefully about this decision." A kto jak kto, ale Royal National Lifeboat Institution wie co mówi. Ratują średnio 22 osoby dziennie. Ale to już temat na osobną korespondencję, a zdjęcia niech pobudzą wyobraźnię…
Żyj wietrznie!
Krzysztof Bieńkowski
Kamizelki? Nie zabieraj na łódkę, jeśli mają leżeć w bakiście.
===================================
Tu klik aprobaty dla Autora
|