JAK WALDEK ŻEGLOWAŁ SAMOTNIE
z dnia: 2008-11-10


Znany już z poprzednich korespondencji (własnych i innych mikro-armatorów) Waldek 3 sztagi Kalenda nadesłał relację z tegorocznej włóczegi bałtyckiej. Lektura specjalnie dla tych czających się na do wyskoku do obcych portów. Jak widać - można, ale... sporą ilość samozaparcia musicie zasztauować do bakisty. A jak tam z kamizelką ? Jakoś jej nie dostrzegam.

Gratuluję. Klik uznania na stronie tytułowej.

Żyjcie  wiecznie !

Don Jorge

PS - fotki wydobyte z ... Worda

==========================================

TRUDNY SEZON „WODNEGO PTAKA „

Ten sezon dla „WODNEGO PTAKA”( 5,5 m długości) był trudniejszy od poprzednich. Na Bałtyku trafiłem na przeciwne wiatry 6 B i rozbudowaną falę. Musiałem szukać schronienia w porcie, jak rozdarłem żagiel i wiatr wzrastał do 7 B.
Zdarzyło się , że stojąc w porcie zostałem staranowany przez kuter.. ale po kolei.
Zacząłem sezon na początku czerwca . Wodowałem „Wodnego Ptaka” w Górkach Zachodnich. Chciałem płynąć na Zachód. Pierwszy postój nietypowo na kotwicy na Helu między portami rybackim i wojennym, było bardzo spokojnie. Rano dalej , Władysławowo i Łeba przy słabych wschodnich wiatrach, miła dzienna żegluga. W Łebie zastopowało , wiatry zachodnie do 8 B, ale były Mistrzostwa Europy i wycieczki rowerowe, nie było nudno. Po kilku dniach po telefonie z domu wracam do Gdańska. Prognoza to słabe zmienne wiatry , na wysokości Stilo zaczęło wiać ze Wschodu do 5 B i fala zaczyna się budować.
Mały „Wodny Ptak” nie lubi takiej żeglugi, krótkie halsy nic nie dają , wychodzę głębiej w morze, robi się ciemno otaczają nas statki ,jest nieprzyjemnie. Jacht wali kadłubem w falę, a ja nie czuję się najlepiej, jest zimno i mokro. Mam jednak szczęście , wiatr trochę zmienia kierunek , żagle + silnik przepychają nas za Rozewie. We Władysławowie jestem o 3 w nocy rzucam się do koji w ubraniu, taki jestem zmarznięty. Dalej przez Hel do Górek .

To ja - Waldek "3 sztagi"

Po kilku dniach wypływam w stronę Helu ,tym razem czekam na zapowiadany wschodni wiatr na cyplu przy Latarni, i wiatr nie nadchodzi . Rano płynę do Jastarni i kiedy jestem już zacumowany w marinie siła wiatru stopniowo wzrasta ,na drugi dzień wieje już ponad 8 B z Zachodu. Jastarnia od kiedy są tam pływające pomosty do cumowania i niskie opłaty dla małych jachtów jest bardzo przyjaznym portem Zatoki Gdańskiej, a obchody Nocy Świętojańskiej w żadnym porcie nie są takie huczne i oryginalne. Jak wiatr siada jeszcze raz wracam do Górek.

Po raz trzeci wypływam 2 lipca tym razem po wyjściu na Zatokę wiatr ustala się na N-E płynę bezpośrednio do Łeby. Rano dalej do Ustki, na tym odcinku wieje ze Wschodu do 7 B są jak dla „Wodnego Ptaka” duże fale .Trochę w żartach mówię do siebie, że są to nasze „ryczące czterdziestki”.

Obawiałem się wejścia do Ustki w tych warunkach, ale mały fok + silnik i już jesteśmy w porcie. Spotykam „starych samotnych” żeglarzy Romka i Edka .Następnego dnia płyniemy dalej na Zachód , razem z Edkiem , on na HOLLY ja na Wodnym Ptaku , w dobrym czasie ze średnią ponad 5w, dopływamy ja do Dziwnowa a Edek pod Świnoujście. Pogoda jest zmienna , nawet na Zalewie Szczecińskim koło Wolina tak wieje spod chmur burzowych , że dwa razy wlecze mi kotwicę raz przed mostami na wejściu da miasta ,a drugim razem przy Wzgórzu Wisielców . Trzecia burza tego samego dnia łapie nas na zalewie ,ale dajemy radę i płyniemy dalej do Stepnicy. Tu stoimy 3 dni ,znowu wieje z Zachodu czasem do 7 B, ale są mile spotkania ,żeglarze , rybki, piwko.

W Trzebieży robię zapasy i płynę dalej na wody niemieckie. Jest tu w drodze do Wolgast wiele ciekawych akwenów .Na Achter-wasser nie ustrzegam się błędów na wejściu do 2 małych portów siadam na mieliznach , zmyliły mnie maszty jachtów większych od Wodnego Ptaka, które cumowały w nich, były to jednak klasyczne mieczówki, a ja znalazłem dwie malutkie zatoczki gdzie stałem dwa dni za darmo.

Wolgast to bardzo ładne miasto o morskich tradycjach. Postój tylko 4,5 Euro to taniej niż w bardzo drogim 25 zł dla małych jachtów Helu. Płynę dalej do mariny Kroslin jest to gigant stoi tu kilkaset jachtów ale i tu spotykam polskie jachty .Pogoda dalej niestabilna ,na krótkim odcinku do Zicker na Rugii już drugi raz w ciągu 2 dni nagle wzrasta zachodni wiatr do 6B. To wymaga od Wodnego Ptaka maksymalnego wysiłku w żegludze na wiatr przy wypuszczonym mieczu , co zawsze uaktywnia mój niepokój .Dopływam jednak do Zicker , a tam nawet Niemcy ,którzy widzieli jak walczyliśmy podnoszą palce w kształcie V na znak uznania za walkę z wiatrem. Miło było patrzeć jak mały jachcik pod zarefowanym grotem i małym fokiem płynął w przechyle biorąc czasem falę na pokład ,jak bryzgi wody leciały aż na rufę .Ja na szczęście mogłem się częściowo schować za szprycbudę.


Po noclegu na kotwicy płynę dalej do mariny w Seedorf [10 euro najdrożej w Niemczech] tam stoję 2 doby bo bosman podaje prognozę do 8B.Poznaję czeską załogę jachtu JOY ,który leczył rany po zderzeniu na morzu z innym jachtem. Kapitan mówi, że tamten szedł pod autopilotem a on nie widział go zza dużej genuy. Zwiedzam na rowerze południową Rugię, pogoda cały czas niepewna, postanawiam wracać do domu. Dopływam do Zicker,. na kotwicy stoję tu ponad 2 doby ,to już za długo, czuję się osamotniony. Sam na wodzie, a w radiu tylko Program I i Radio Maryja , słucham wszystkiego aby zabić czas oczekiwania na sprzyjające wiatry. Ruszam rano o 05 30 ale na otwartej wodzie przechodzą szkwały. Kiedy stawiam grota żagiel pęka na 50 cm muszę go naprawić, wiatr wieje do 6B jedyny port to Greifswalder Oie.Z duszą na ramieniu wchodzę awaryjnie do zamkniętego portu, staję przy kei i zaczynam naprawiać grota. Niemcy są wyrozumiali nie robią trudności .Spotkany na kei Otton jest bardzo przyjacielski, zapraszają z żona na kawę i ciastka. Razem zwiedzamy wyspę. Stoję do rana bo wieję 7B. Razem z Ottonem wychodzimy z portu .On do Świnoujścia ja w kierunku Gdańska bo mam cichą nadzieję, że dopłynę tam bezpośrednio ,ale po dobie płynięcia na wysokości Darłowa prognoza jest niekorzystna, rozbudowuje się wyż i mają przyjść wschodnie wiatry. Wpływam do Ustki .

Ktoś powie ,że nie słucham prognoz bo wiatr często mnie zaskakuje. Słucham Witowa 2,3 razy na dobę ale podają tylko na 12 i 24 godziny a to mało aby planować strategię żeglowania ,a szkwały są czasem nie do uniknięcia. Więc stoję w Ustce ,jest bardzo fajnie pogoda wyżowa najładniejsza w rejsie ,ale wiatry ze Wschodu .Czekam, po kilku dniach próbuję wyjść , po 2 godzinach wieje już 5B ze Wschodu ,wracam , nie chcę tłuc się pod falę do Łeby z moim silnikiem [3 KM] na pewno bym płynął ponad dobę. W tym samym dniu kolega Edek zerwał kilka drutów w wancie jak wyszedł w morze a o powrót do portu walczył przez kilka godzin. Więc dalej czekam, już z większą pokorą , jest miło koledzy, rozmowy , czasem piwko. Wszystko ma swój kres. Rano 27 lipca o 0630 chcę posłuchać prognozy pogody i widzę przez zejściówkę jak od nabrzeża odchodzi kuter, płynie w moim kierunku. Na środku kanału powinien skręcić w stronę wyjścia z Basenu Węglowego[Wodny Ptak tam cumuje przy miejscowych jachtach], ale nie skręcił wali prosto w Wodnego Ptaka ,bronie jachtu rękami i nogami , jak zatrzymać kilkanaście ton. Uderzył w silnik ,gnie i częściowo wyrywa kosz rufowy. Na szczęście delikatny sklejkowy kadłub jest cały. To co przeżyłem jak nas taranował trudno wyrazić, to jednocześnie bezsilność i wściekłość i nieuchronność czegoś bardzo złego. Szyper w rozmowie przyznał się, że był pierwszy raz na tym kutrze i nie znał nietypowej obsługi silnika, przez 15sekund nie patrzył gdzie płynie , to wystarczyło do zderzenia. .Po sezonie naprawa będzie bardzo pracochłonna i ślad po wypadku pozostanie ,ku przestrodze. Na szczęście można płynąć dalej .

Po 10 dniach wiatr wschodni przechodzi na zachodni i już jestem w drodze. Płynę bezpośrednio do Gdańska .Zgłosiłem chęć bicia rekordu przejścia Łeba –Górki Zachodnie . Przy Łebie stawiam spinakera, płynę chwilami ponad 7 w ,średnio do Rozewia 5,5w dalej do Helu na grocie i foku średnio 5w ale od Helu zaczęły się schody. Wiatr wzrasta i kręci ku południowi , nie mogę utrzymać kierunku na Górki .Kadłub zaczyna tak tłuc o falę , że świecę do środka czy przy mieczu nie puszcza wody. Nigdy przy normalnej żegludze tak nie męczę sprzętu. O świcie wiatr siada wychodzę na Sobieszewo , zmiana halsu i do Górek. W główkach jestem o 0710, od Łeby po lotnym starcie płynąłem 16 godz.01min. Jestem wykończony , w główkach Górek opadały mi powieki bałem się że wpłynę w kamienie, więc szybko w trzciny spać. O 10 tej płynę do NEPTUNA z prasą od Edka z Ustki i do JKSt Gdańskiej, gdzie kończę sezon.

W tym roku było trudniej niż zwykle, były ciężkie chwile kiedy w nocy zmęczony, zmarznięty , chorujący walczyłem z wiatrem i falą aby dojść do portu i nie mogłem liczyć na to , że ktoś zmieni mnie za sterem. Poznałem za to nowych ludzi , byłem w nowych portach stałem na nowych kotwicowiskach .

Teraz z perspektywy czasu wszystko wydaje się już łagodniejsze i myślimy o rejsach i nowych wyspach. W tym sezonie przepłynąłem samotnie na Wodnym Ptaku 850 mil, jacht nie zawiódł a ja wytrzymałem. W tym roku też przekroczyłem 4500 mil samotnego pływania na Wodnym Ptaku . Wodny Ptak ma już zaleczone rany po zderzeniu z kutrem i czeka na przyszłe wspólne rejsy.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich żeglarzy.
Waldek „3sztagi” tel.692763401

Ten artykuł pochodzi ze strony:
JERZY KULIŃSKI - ŻEGLARZ MORSKI
Subiektywny Serwis Informacyjny
http://www.kulinski.navsim.pl

URL tego opowiadania:
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=966