UMIARKOWANY RADYKALIZM
Od czasu do czasu słychać (odosobnione na szczeście) głosy pomawiające SAJ o szkodliwy radykalizm, liberalizm lub nawet o irracjonalny permisywizm. Kolekcjonuję różne, czasami kuriozalne epitety, że niby SAJ to... koltunstwo i zakapioryzm (?) lub że charakteryzuje nas mentalnośc żeglarskich talibów. Czasmi mnie to zniesmacza, czasmi tylko śmieszy. SAJ powstało z jasnym wyznaczeniem "kursu dyrektywnego", jest to zapisane w Statucie i w nazwie Stowarzyszenia. Nikt tego nie ukrywa, cel mamy na mapę naniesiony. Rada Armatorska SAJ absolutnie bezinteresownie od lat wykonuje wielką pracę na zasadzie wolontariatu. To nie jest byt polityczny, który dąży do przejęcia lub utrzymania władzy - nie do wiary - zespół ten absolutnie serio kieruje się dewizą pro publico bono. Wolność żeglowania to cel. Realizowanie tego wcale nie radykalnego celu charakteryzuje się . .. umiarkowaniem, czyli postulowaniem tego, co dzisiaj jest możliwe do uzyskania. Kto uważa, że to za szybki marsz - zawsze może przykucnąć rowie. Pisze o tym wszystkim stały współpracownik SSI - Andrzej Colonel Remiszewski.
Nie przegapcie jednak jego pełnego podpisu pod newsem.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------
Jeden z komentarzy pod moją prywatną „kpiarską polemiką” z pewną niekompetentną dziennikarką (http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2192&page=0 ) stawia pytanie, czy wszyscy z ośmiuset tysięcy przyznających się do żeglowania to liberalni radykałowie. Pada potem nazwisko pewnego „polityka” (cudzysłów nieprzypadkowy) jako puntu odniesienia do członków władz SAJ. Ponieważ komentarz jest pod moim osobistym tekstem, a tak się składa, że jestem członkiem władz Stowarzyszenia Armatorów Jachtowych, to czuję się zmuszony do pewnej osobistej polemiki i refleksji.
Po pierwsze, JKM żadnym wzorcem dla mnie nie jest. To facet, który niczego w polityce nie osiągnął i nie osiągnie. Z efekciarskich sztuczek retorycznych nie rodzi się realna polityka. Jeśli kiedykolwiek decydowałem się działać publicznie, to zawsze chodziło mi o to, by osiągać konkretne rezultaty i by były to rezultaty przynoszące pożytek nie jednostkom, a ogółowi. W pewnym wieku takie zasady mogą prowadzić do radykalizmu ale mam wrażenie, iż z tego wieku dawno wyrosłem, zresztą i trzydzieści parę lat temu nie byłem uważany za radykała.
Po drugie, oczywiste jest, że ogromnej większości żeglarzy problem zdobywania wolności żeglowania nie obchodzi w sensie osobistego zaangażowania. Gdyby było inaczej, to w dialogu z administracją uczestniczyłoby dziesiątki tysięcy, a nie dziesiątki osób. A dziesiątki zaangażowały się dopiero ostatniej zimy, wcześniej były to raczej jednostki. Jest to stan naturalny dla naszego społeczeństwa, socjologowie powszechnie mówią o dużym stopniu bierności, różniąc się tylko w diagnozowaniu przyczyn. Czy to zwalnia nas od działania? Czy, gdyby opozycjoniści w peerelu poczuli się zwolnieni, to dziś prowadzilibyśmy tę dyskusję? A oczywiste jest, że jeśli ktoś stawia niewygodne pytania establishmentowi, bywa pomawiany o radykalizm. Po dokonaniu zmian, gdy odwaga tanieje, zaczynają się pomówienia o brak radykalizmu, który powodował, że zmiany były za wolne, za małe, „my zrobilibyśmy lepiej”.
Po trzecie, przechodząc już bezpośrednio do kwestii umiarkowania i radykalizmu, zadajmy sobie pytanie, czy oczekiwanie, że kiedyś (bo przecież nie natychmiast) będziemy żeglować jak normalny Anglik albo Szwed, jest radykalizmem, czy umiarkowaniem. Odpowiem od siebie: użycie słowa „kiedyś” jest znaczącym odejściem od radykalizmu, czyli umiarkowaniem. Na forach internetowych już pojawiły się pretensje, że środowiska „liberatorów” nie załatwiły ostatnio totalnego uwolnienia żeglarstwa od obowiązku patentowego.
Na stronie http://www.saj.org.pl/ znajduje się deklaracja. Nie jest tajemnicą, że zasadniczy jej zrąb proponowałem Radzie Armatorskiej osobiście. Pokazuje ona drogę, jaką chcemy iść. I zwróćmy uwagę na to, że droga do wolności polega nie tylko na znoszeniu zbędnych wymagań formalnych. To także kwestia stosunku poszczególnych osób i instytucji do żeglarzy – konsumentów, takie „drobiazgi” jak powiązanie opłat za postój w portach z elementarnym standardem świadczonych usług.
.--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jedna z brytyjskich organizacji żeglarskich w swym statucie posiada zapis, że jej zadaniem jest dbanie, by nic i nikt nie narażał na ograniczenie wolności żeglowania jej członków. To piękne ujęcie idei.
Jedna z brytyjskich organizacji żeglarskich w swym statucie posiada zapis, że jej zadaniem jest dbanie, by nic i nikt nie narażał na ograniczenie wolności żeglowania jej członków. To piękne ujęcie idei.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------.
Któryś z klasyków mawiał: „wolność to uświadomiona konieczność”. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem zapinania pasów w samochodzie. Pamiętam ze szkoły wzór na energie kinetyczną. Znam koszty skomplikowanego leczenia rannych i połamańców. Jako człowiek wolny dobrowolnie noszę kamizelkę na jachcie ale nie chcę, by ktoś nakazywał mi jej noszenie. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem badania technicznego mojego auta. Mam świadomość jakich ograniczeń wolności osób innych mógłbym dokonać przez jego niesprawność do poruszania się po drogach. Jako człowiek wolny nie odczuwam potrzeby poddawania jachtu inspekcjom Pana Bosmana. Jako człowiek wolny zadbam o jego sprawność, by nie utopić majątku własnego lub mi powierzonego. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem zawarcia płatnej umowy na przenocowanie w porcie. I godzę się z obowiązkiem nie zakłócania wolności wypoczynku innym załogom. Ale mam prawo do mojej wolności wysiusiania się w cywilizowanych warunkach, bezpiecznego zacumowania i snu w ciszy. Czy to radykalizm?
Po czwarte, jeśli, w poważnym wydawałoby się piśmie, funkcyjna osoba prezentuje tak niekompetentny bełkot, to świadczy on o niej, a nie o jej polemistach. Ilość wejść Czytelników polemiki dowodzi, że temat jest bolesny i nośny. Polemika z głupstwem nobilituje je, w takich sytuacjach pozostaje tylko śmiech. Pozwoliłem sobie na to, bo dość już mamy w kraju (pewnie w całym świecie) niekompetencji pismaków. Całego świata nie uzdrowimy, ale pełne milczenie odczytwyane jest jako zgoda.
W tym samym wydaniu tego pisma znalazł się jeszcze materiał autorski Macieja Miłosza napisany kompetentnie. Zwróciłem się do autora z propozycją współpracy, występując jako oficjalny przedstawiciel SAJ. O ile dojdzie do tego, będę chciał, by w przyszłości były prezentowane stanowiska SAJ dotyczące nie tylko legislacji ale i codzienności żeglarza-konsumenta w polskich portach. Czy to się uda? Do tanga trzeba dwojga, zobaczymy.
No i już na koniec trochę o zasadach demokracji. W każdej organizacji demokratycznej obowiązują pewne, przyjęte przez nią, reguły. Jest tam miedzy innymi procedura wyboru, rozliczania i odwoływania osób ją reprezentujących. W SAJ taka reprezentacją jest Rada Armatorska. Przypomnę, że niemal pełny obecny skład RA otrzymał w lutym jednogłośne absolutorium, a wszyscy członkowie RA zostali świeżo wybrani przez aktywnych członków SAJ. Walne Zgromadzenie zaakceptowało cele i metody działania Stowarzyszenia i do czasu kiedy członkowie nie powiedzą inaczej - czuję się umocowany do proponowania Radzie Armatorskiej kolejnych kroków prowadzących w tę samą stronę. Każdy członek SAJ ma możliwość wyrażania swego zdania, zarówno osobiście, jak korespondencyjnie, a przede wszystkim na corocznych walnych zgromadzeniach, gdzie pomysły można przegłosować.
Natomiast warto pamiętać o tym, że członkowie Rady (jak i inni członkowie SAJ) są czynnymi żeglarzami i są aktywni w mediach wypowiadając się wtedy we własnym imieniu, często pod nikami internetowymi. Dopiero dokumenty podpisywane oficjalnie funkcją w Stowarzyszeniu są wynikiem zespołowego stanowiska. Warto tez zauważyć, że wszystkie one są publikowane na stronie internetowej SAJ w zakładce Aktualności.
Andrzej Colonel bez dopisku prezes Remiszewski
Któryś z klasyków mawiał: „wolność to uświadomiona konieczność”. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem zapinania pasów w samochodzie. Pamiętam ze szkoły wzór na energie kinetyczną. Znam koszty skomplikowanego leczenia rannych i połamańców. Jako człowiek wolny dobrowolnie noszę kamizelkę na jachcie ale nie chcę, by ktoś nakazywał mi jej noszenie. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem badania technicznego mojego auta. Mam świadomość jakich ograniczeń wolności osób innych mógłbym dokonać przez jego niesprawność do poruszania się po drogach. Jako człowiek wolny nie odczuwam potrzeby poddawania jachtu inspekcjom Pana Bosmana. Jako człowiek wolny zadbam o jego sprawność, by nie utopić majątku własnego lub mi powierzonego. Jako człowiek wolny godzę się z obowiązkiem zawarcia płatnej umowy na przenocowanie w porcie. I godzę się z obowiązkiem nie zakłócania wolności wypoczynku innym załogom. Ale mam prawo do mojej wolności wysiusiania się w cywilizowanych warunkach, bezpiecznego zacumowania i snu w ciszy. Czy to radykalizm?
Po czwarte, jeśli, w poważnym wydawałoby się piśmie, funkcyjna osoba prezentuje tak niekompetentny bełkot, to świadczy on o niej, a nie o jej polemistach. Ilość wejść Czytelników polemiki dowodzi, że temat jest bolesny i nośny. Polemika z głupstwem nobilituje je, w takich sytuacjach pozostaje tylko śmiech. Pozwoliłem sobie na to, bo dość już mamy w kraju (pewnie w całym świecie) niekompetencji pismaków. Całego świata nie uzdrowimy, ale pełne milczenie odczytwyane jest jako zgoda.
W tym samym wydaniu tego pisma znalazł się jeszcze materiał autorski Macieja Miłosza napisany kompetentnie. Zwróciłem się do autora z propozycją współpracy, występując jako oficjalny przedstawiciel SAJ. O ile dojdzie do tego, będę chciał, by w przyszłości były prezentowane stanowiska SAJ dotyczące nie tylko legislacji ale i codzienności żeglarza-konsumenta w polskich portach. Czy to się uda? Do tanga trzeba dwojga, zobaczymy.
No i już na koniec trochę o zasadach demokracji. W każdej organizacji demokratycznej obowiązują pewne, przyjęte przez nią, reguły. Jest tam miedzy innymi procedura wyboru, rozliczania i odwoływania osób ją reprezentujących. W SAJ taka reprezentacją jest Rada Armatorska. Przypomnę, że niemal pełny obecny skład RA otrzymał w lutym jednogłośne absolutorium, a wszyscy członkowie RA zostali świeżo wybrani przez aktywnych członków SAJ. Walne Zgromadzenie zaakceptowało cele i metody działania Stowarzyszenia i do czasu kiedy członkowie nie powiedzą inaczej - czuję się umocowany do proponowania Radzie Armatorskiej kolejnych kroków prowadzących w tę samą stronę. Każdy członek SAJ ma możliwość wyrażania swego zdania, zarówno osobiście, jak korespondencyjnie, a przede wszystkim na corocznych walnych zgromadzeniach, gdzie pomysły można przegłosować.
Natomiast warto pamiętać o tym, że członkowie Rady (jak i inni członkowie SAJ) są czynnymi żeglarzami i są aktywni w mediach wypowiadając się wtedy we własnym imieniu, często pod nikami internetowymi. Dopiero dokumenty podpisywane oficjalnie funkcją w Stowarzyszeniu są wynikiem zespołowego stanowiska. Warto tez zauważyć, że wszystkie one są publikowane na stronie internetowej SAJ w zakładce Aktualności.
Andrzej Colonel bez dopisku prezes Remiszewski
Andrzeju!
Pozornie pójście dalej niż Anglicy nam nie grozi, dalej poszedłeś jedynie Ty w swoim primaaprilisowym dowcipie http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2176&page=15 .
Ale tylko pozornie,
Na pewno pamiętasz ostatni ą ustawę, która dała bezpatencie do 7,5 metra, pisałem wtedy , że ustawa ta jest zła bo bezpatencie nie powinno określać wielkości jachtu a jego przeznaczenie. Nieco wcześniej proponowałem w PZŻ dwa kolory dowodów rejestracyjnych biały (z cyklicznymi przeglądami) dla jachtów zarobkowych i zielony (ważny bezterminowo) dla jachtów przyjemnościowych (niestety posłuchano kol. Helma a nie mnie). Potem na zebraniu w Gdańsku po podpisaniu tej ustawy przez Prezydenta powiedziałem kolejny raz ale tym razem publicznie na zebraniu w Górkach - „Trzeba było słuchać Krzysia”.
Otóż co z tej ustawy wynika.
Bezpatentowy Anglik posiadający 7,5 metrowy jacht żaglowy, lub jacht motorowy o mocy silnika do 15 KW i szybkości konstrukcyjnej nie większej niż 15 km na godzinę nie może na taki jacht zabierać osób płacących za pływanie a bezpatentowy Polak może i tu w tym miejscu już poszliśmy dalej.
Piszesz:
„Nie obchodzi mnie deregulacja przewozów pasażerów. Nie jeżdżę pociągami, autobusami i taksówkami, z umiarem latam samolotami, zaś po wodzie poruszam się jachtami, a nie statkami pasażerskimi.”
Ja natomiast poruszam się przeważnie pociągami, autobusami i taksówkami (oraz sporadycznie samochodami Kolegów) i nie chciał bym żadnej deregulacji w tym względzie chcę być wożony przez ludzi kompetentnych.
Na wodzie poruszam się przeważnie jachtami, ale zdarza mi się również statkami pasażerskimi i nawet zdarza mi się je prowadzić. W najbliższą niedzielę dni będę pływał na tym galarze http://www.turystykarzeczna.pl/flota/56-lodz-wycieczkowa-galar.html prowadzą go ludzi a uprawnieniami stermotorzysty żeglugi śródlądowej.
Piszesz:
„nie godzę się na prawne czynienie z jachtów „statków pasażerskich” ” ale to znacznie częściej bywa odwrotnie robi się prawnie ze statków pasażerskich „jachty”.
Pozdrawiam, Krzysztof
SAJ opisuje jak ma nie być. Czyli ma nie być obowiązkowych patentów, luz w żeglowaniu.
Ja chcę się zapytać przewrotnie komu członkowie i sympatycy SAJ będący właścicielami jachtów by je wyczarterowali (bo brakuje gotówki na ich utrzymanie).
To jest według mnie kluczowe pytanie. Nie jak egzaminować, jak szkolić tylko, kto ma wydawać certyfikaty do których armatorzy jachtów będą mieć zaufanie.
Bo w to że ktoś pożyczy na piękne oczy czy oświadczenia w stylu, tak umiem żeglować jakoś nie chce mi się wierzyć. \
Może szanowny Don Jorge zainicjuje taką dyskusję na łamach swojego serwisu?
Mariusz
Port Mielec
Piszę znów od siebie.
Nie ja robię z jachtów statki pasażerskie, caly problem powstał z nieuprawnionej moim zdaniem praktyki rejestrowania przeróżnych smażalni i kutrów wędkarskich oraz statków badawczych jako jachtów. W Ministerstwie nie siedzą idioci, problem zauważyli i spróbowali go opisać. Alternatywą byłoby "wypisanie z urzędu" tych wszystkich oszukańczych potworków z rejestru i byc może pozbawienie organu rejestrowego uprawnień do czynienia tego. Najlepiej przez likwidację obowiązkowego rejestru w ogóle.
Z PZŻ nie walczę i nie zamierzam walczyć. NIe jestem sportowcem, związek sportowy interesuje mnie o tyle, o ile wykonuje obowiązki nałożone na niego przez ustawodawcę, takie jak prowadzenie rejestru i wydawanie patentów.
PZŻ jest organizacją z ogormną tradycją, każdy z żeglarzy mojego pokolenia ma mu coś do zawdzięczenia (były też słabości ale nie zamierzam o tym mówić). I ten PZŻ powinien był "stanąć na czele przemian" po roku 1989. Nie umiał. Zmarnował to, co było jego siłą. Między innymi utracił wiarygodność swych patentów. Czy to przypadek? Pewnie nie - popatrzmy na związki piłkarski, siatkarski, kolarski, szermierczy, koszykarski, snowboardowy.... NIeszczęście polegało na tym, że dla pokopania piłki na podwórku nie trzeba było mieć patentu PZPN, a do żeglowania owszem.
KIedyś (naprawdę dawno), gdy przychodził do mnie jachtowy sternik morski, zakładałem, że posiada on określony poziom kwalifikacji żeglarskich. Dziś mojego jachciku nie wyczarteruję posiadaczowi patentu kapitana, o ile nie będe miał dodatkowej pozytywnej wiedzy o nim.
Dlatego propozycja dyskusji rzucona przez Mariusza jest ważna. Rozwiązania upatrywałbym w pozyskiwaniu dobrowolnych certyfikatów umiejętności (kompetencji), wystawcy niektórych po jakimś czasie zdobyliby zapewne renome lepszą niż inni. PZŻ powinien był zaproponować 23 lata temu zmianę ustawową prowadzącą do tego, by system stopni PZŻ stał się dobrowolny! Wybrano opcję pozostawania "władzą żeglarską". Myślę, że wciąż jeszcze istnieje szansa, by PZZ wykorzystał tradycję i swój potencjał... może warto przeczytać mój news primaaprilisowy ( http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2176&page=15 ) i potraktować go serio?
NIe napisałem wprost o przyczynach niskiej frekwencji na walnym zebraniu SAJ, nie napisałem też o przyczynach, dla których ktoś się odezwal, a ktoś nie. To jest temat do dyskusji wewnątrz stowarzyszenia. Zapraszam.
Natomiast nie uważam, że wolność, jakakolwiek wolność, to przesada. Wpadnę w patos: Człowiek rodzi się i umiera wolnym. W przypadku żeglowania oznacza to, obok oczywistych uwarunkowań osobistych, fiinansowych, rodzinnych, dwie kwestie:
1. Tylko konieczne minimum przepisów, spójnych, logicznych, nie nakłaniających do ich obchodzenia lub bojkotowania;
2. Warunki do żeglowania i stania w portach nie narażające bezpieczeństwa ani godności osobistej żeglarzy.
Do obu czeka nas długi marsz; pragmatyzm mówi, że trzeba go pokonywać krok po kroku.
Andrzej Colonel Remiszewski
Andrzeju !
Piszesz: “cały problem powstał z nieuprawnionej moim zdaniem praktyki rejestrowania przeróżnych smażalni i kutrów wędkarskich oraz statków badawczych jako jachtów.”
Zgoda, ale zastanówmy się dlaczego? - bo w naszym Kraju nie przewidziano uprawnień na małe statki pasażerskie na morzu. Kiedy Polski Związek Wędkarski wybudował „Jubilata” okazało się iż gdyby był statkiem pasażerskim, prowadzić by go musiał kapitan żeglugi małej. Ponieważ niektóre koła (moje również) już wcześniej organizowały wycieczki na dorsza z jachtów (wystarczyło wystawić uczestnikom książeczki żeglarskie, wyczarterować jacht, znaleźć prowadzącego w stopniu sternika morskiego i można było pomoczyć kij w morzu) PZW poszło tą samą drogą i tak „Jubilat” stał się „jachtem” pokazał drogę innym, ruszyła lawina i tu mamy przyczynę.
Gdyby wówczas stworzono morski odpowiednik „stermotorzysty żeglugi śródlądowej” nie było by problemu skiperzy dorszówek legitymowali by się tym patentem. Myślę iż teraz o 40 lat za późno zastąpią je dyplomy na „jachty komercyjne”.
Piszesz : „Z PZŻ nie walczę i nie zamierzam walczyć.” Ja próbowałem walczyć o PZŻ. O PŻŻ mojej Mamy o PZŻ mojego dzieciństwa – no cóż nie wszystko się udaje, byłem sam. Skapitulowałem.
Piszesz: „PZŻ powinien był zaproponować 23 lata temu zmianę ustawową prowadzącą do tego, by system stopni PZŻ stał się dobrowolny!” Ja napisałem to dokładnie 22 lata temu http://www.kwasniewska.pl/polemika/teksty.htm było to głosem wołającego na puszczy, czym to się skończyło obaj wiemy doskonale.
Dziś mamy możliwości pozyskania certyfikatów kompetencji, myślę iż jak się one przyjmą, po kilku latach będzie jak w PADI jedne certyfikaty będą uznane za mniej inne za bardziej wiarygodne, myślę jednak, iż komu jacht pożyczyć jest jedynie problemem firm czarterowych, prywatny armator pożyczający jeden jacht na miesiąc w roku ma wokół siebie grupę sprawdzonych znajomych i nie musi patrzeć na jakiekolwiek kwity.
Pozdrawiam
Krzysztof
Ja rozumiem intencje SAJ – moja chata z kraja, mam własną łódkę niech się od nas władza odstosunkuje z rejestracjami, urzędowymi „kwitami na pływanie po polskim morzu. Ja tu klaszczę i basuję czterema kończynami.
-----------------------------------------
Ja reprezentuję nieco inny punkt widzenia. Co ma zrobić kandydat na żeglarza z głębi kraju z miejsca gdzie najbliższa woda to wanna, a jezioro żeglowne jest w odległości 100 km? Taki chętny na wilka morskiego nigdy nie będzie właścicielem jachtu (SAJ), a chce nauczyć się żeglować i pływać z rodziną. No i….
Pan Kwaśniewski pisze co to on za pomysły miał 22 lata temu. Ja też miałem pomysły, jak mawiała moja babcia - dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
Jak ma ten człowiek z głębi Polski z niezasobnym portfelem, nauczyć się żeglować i nie przepłacić, oraz mieć „papiery” uznawane i na Solinie, Mazurach, Bałtyku, Adriatyku.
Do jakiej „firmy” egzaminującej ma mieć zaufanie? Może wyłażę jak ten „mickiewiczowski niedźwiedź” z matecznika, ale rozwiązanie widzę w organizacjach takich jak np. Hals. UWAGA nie HALS, tylko takich jak Hals. Zrzeszają grupę wykładowców, instruktorów, egzaminatorów. Dobrym zwyczajem powinno być zapraszanie konkurencji na egzaminy „swoich” popatrz nie mamy nic do ukrycia. Natomiast na patencie byłby napis egzamin HALS przy obecności np. przedstawiciela ISSA. Tylko do takiej organizacji nie potrzebne jest ministerstwo, przepis urząd, tylko dobra wola i chęć nauczenia chętnych i przy tym rzecz oczywista zarobienia kasy. Czy będą przekręty. Oczywiście że będą, bo jak ktoś chce sobie kupić „papiery” to i tak to zrobi. Czy będą lekkomyślni żeglarze ze „świeżymi” patentami – oczywiście że będą, bo wielkie jest grono ludzi zadufanych we własną wiedzę i umiejętności.
Mariusz
port Mielec
Maćku !
Wiem kto stanowi prawo, po prostu należy je stanowić tak by jak najbardziej uniknąć patologii, nie wymagam od SAJu stanowienia prawa w moim ostatnim tekście starałem się wykażać iż (moim zdaniem) Andrzej odwrócił przyczynę i skutek. Próby zresztą moim zdaniem nieudolne zdefiniowania „jachtu komercyjnego” nie są skutkiem „praktyki rejestrowania przeróżnych smażalni i kutrów wędkarskich oraz statków badawczych jako jachtów.”, tylko praktyka ta jest skutkiem iż takiej definicji nie było.
Zauważ iż u angoli definicja ta istnieje od wielu lat http://www.rya.org.uk/coursestraining/professional/commercialend/Pages/commercialendorsements.aspx .
Co do szkół renomę muszą sobie one wypracować pamiętam jak mając w ręce patent sternika jachtowego patrzyło się na literkę, przez którą był łamany numer największą renomą cieszyło się „T” – Trzebież, mając takiego oficera przyjmowało się a priori jego wysokie kwalifikacje a były ośrodki o których się mówiło ze są to „kioski z patentami”. Minie parę lat i każdy kandydat na wilka morskiego będzie mógł się łatwo dowiedzieć, gdzie go porządnie nauczą a gdzie z kolei może tanio i bezboleśnie kupić kwit.
Pozdrawiam
KrzysztofTaką bezpośrednią przyczyną moich ostatnich komentarzy była bezpardonowa, totalna i niezbyt grzeczna krytyka dziennikarki Gazety Prawnej, co mnie zdrzażniło.
Generalnie jestem pełen uznania dla aktywnej pracy władz SAJ-u i odniesionych już sukcesów w zakresie poszerzania swobody żeglugi.
Jednak co do dalszego podnoszenia wielkości jachtu, który można prowadzic bez patentu mam mieszane uczucia.
Być może jakiś konserwatyzm ze mnie wyłazi jednak,być może z czasem zmienię zdanie ,ale dziś bym tej wielkości jachtu, który można prowadzić bez patentu nie zwiększał.
Pozdrawiam
Witold PawłowskiOdpowiadam Kol. Pawłowskiemu
Czy wyobraża Pan sobie ile szkód wyrządzają nieprzemyślane teksty dziennikarzy? Ile wywołują niepotrzebnych konfliktów? Choćby ten o którym piszemy.
Inżynier budujący dom robi błąd – są szkody – traci uprawnienia
Prowadzący pojazd robi błąd – są szkody – traci uprawnienia
Lekarz robi błąd – są szkody – traci uprawnienia
Kapitan statku robi błąd – są szkody – traci uprawnienia
… długo by wymieniać
Dziennikarz robi błąd – są szkody – … i nawet Pańskim zdaniem nie wolno go skrytykować bo Pana to „drzaźni”, chyba Pan mocno przegina.
Co do dalszego podnoszenia wielkości jachtu nie uważam Polaków za głupszych od Anglików uznanie konwencją międzynarodową granicy 24 metrów miało jakiś sens.
Natomiast nie odpowiada mi że bezpatntowy Polak posiadający 7,5 metrowy jacht żaglowy, lub jacht motorowy o mocy silnika do 15 KW i szybkości konstrukcyjnej nie większej niż 15 km na godzinę może na taki jacht zabierać osoby płacące za pływanie.
Cały czas pisałem i nie zmieniłem zdania, że bezpatencie nie powinno określać wielkości a jedynie jego przeznaczenie.
KrzysztofNazwanie błędem to już chyba lżejszy kaliber.
A szydzenie z wykształcenia? Potrzebne?
Że my niby tu Zejmany od kołyski prawie i co tam nam będzie ktoś z lądu będzie zawracał gitarę!
My zawsze wiemy lepiej!
Każdy obywatel ma prawo wyrażać swoje poglądy,dziennikarz też. Tylko ,że jak się popełniło błąd,to trzeba mieć odwagę się do niego przyznać.
Ale główna wymowa artykułu Pani Suchodolskiej jest przeciwko liberalizacji i taki artykuł mogła przeciez zamieścić unikając błędów.
Pozdrawiam
Witold Pawłowski