Gdańszczanom nie ma co przedstawiać profesora Andrzeja Januszajtisa - wszyscy go znamy jako wybitnego znawcę historii miasta. Przypomnę, że swego czasu był on Przewodniczacym Rady Miasta i doskonale zna też realia gospodarcze. Profesor kilkakrotnie zabierał głos w sprawie pomysłu przecięcia Motławy czymś, co eufemistycznie nazwano "kładką" (rozpiętość prawie 100m) . Liderem lobby kładkowego jest dyrektor Filharmonii - Roman Perucki. Że to niby kładka dla melomanów. A ja podejrzewam, że to tylko kamuflaż, że tu chodzi o zupełnie innego użytkownika, którego gdańszczanie poznaliby dopiero w trakcie budowy lub po jej otwarciu. O sprawie "kładki" były już newsy w tym okienku.
Zachęcam do śledzenia kolejnych artykułów w "Gazecie Trójmiasto", bo nożyce niechybnie się odezwą. Gdańska społecznośc żeglarska już dawno przedstawiła swoją opinię - oczywiście negatywną. "Most Peruckiego" to zaprzeczenie głoszonej przez miasto idei "frontem do wody".
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
______________________________________
Kładka - a gdzie rachunek ekonomiczny?
Andrzej Januszajtis
2009-08-13, ostatnia aktualizacja 2009-08-13 20:33
- Zwolennicy kładki na Ołowiankę wszczęli ofensywę medialną. Używają przy tym argumentów niewiele mających wspólnego z logiką, a zupełnie nic z ekonomią - pisze prof. Andrzej Januszajtis, znawca historii Gdańska
W dodatku podawany przez nich koszt kładki z każdym dniem się obniża, wbrew rosnącym cenom towarów i usług. Jeszcze niedawno słyszeliśmy o 16, parę dni temu o 13, a ostatnio wręcz o 12 mln zł, co i tak jest sumą zawrotną. Wszystko to (przepraszam!) wygląda na robienie czytelnikom wody z mózgu. Oto np. czytamy, że nasza Filharmonia potrzebuje kładki (cytuję) "jak drugiego płuca". Przykro mi, ale (z pełnym szacunkiem dla zasłużonego p. Dyrektora) nie jest to prawdą. Filharmonia potrzebuje lepszego połączenia z resztą miasta, ale nie musi to być kładka: znacznie taniej i bez szkody dla żeglugi można je zrealizować na co najmniej trzy sposoby - najlepiej wszystkie trzy razem.
Po pierwsze: doprowadzić autobus, który może wjeżdżać od tyłu, przez dawny mostek kolejowy na teren Ołowianki (na upartego mógłby to być nawet tramwaj). Po drugie: uruchomić regularnie funkcjonującą komunikację wodną, w postaci promu i tramwaju wodnego, lub jak kto woli hydrobusu. Po trzecie: w ciągu ul. Wałowej, której ostatni odcinek może już być dostępny, puścić na Sienną Groblę prom motorowy, zdolny do przewożenia samochodów. Przy okazji: nie jest też prawdą, że w XIV w. była tu kładka. Analiza krzyżackich dokumentów wykazuje, że jej w tym miejscu nigdy nie było. Co najmniej od 1396 r. kursował prom. Z kolei argument, że trzeba budować (kosztowną) kładkę, bo prom spod Żurawia pływa tylko w godzinach otwarcia Muzeum Morskiego, jest logicznie niespójny. Czy nie prościej (i taniej) doprowadzić do tego, żeby kursował codziennie, np. od godziny 7 do 23? Należałoby też zastąpić go promem z prawdziwego zdarzenia, pojemniejszym i bardziej ekonomicznym. Przejdźmy do kosztów, niech będzie tych najniższych: 12 milionów zł. To naprawdę ogromna suma! Wiemy, że ciągle brak pieniędzy na dokończenie odbudowy kościoła św. Katarzyny. Za te pieniądze można by nie tylko przeprowadzić renowację nadwątlonego pożarem hełmu, ale całkowicie odnowić wnętrze i jeszcze by starczyło na wystrój. Władze miasta przenoszą uczniów z historycznego gmachu gdańskiego Gimnazjum przy Lastadii, bo brakuje pieniędzy na remont. Ile? Dokładnie 16 milionów zł, zaledwie o 4 miliony więcej niż ma pójść na kładkę! Czy to nie marnotrawstwo wydawać je na coś, co można załatwić o wiele taniej?
Spróbujmy oszacować koszty tego, co najprostsze: zastąpienia kładki promem. Tego rodzaju jednostki nie są drogie. Tzw. "łódź kanałowa" (canal boat) kosztuje w Anglii 30 do 40 tysięcy funtów. Elegancką "bateau promenade" można kupić we Francji za 75 tys. euro. Oto dane: długość 26 m, szerokość 3,15 m, zanurzenie 45 cm (!), napęd - silnik turbinowy Iveco o mocy 145 KM. W przeszklonym wnętrzu mieści się na wygodnych fotelikach 80 pasażerów. Takie jednostki różnych producentów pływają w Lubece i Amsterdamie, nawet w śródlądowym Strasburgu, Berlinie czy Paryżu. Czy nie mogą pływać w Gdańsku? Obsługiwać je może dwóch, niech będzie nawet trzech ludzi, na dwie zmiany - razem 6 pracowników. Przyjmując miesięczną płacę 2 tys. zł (brutto), trzeba rocznie wydać 144 tys. zł. Dodając drugie tyle na różne koszty socjalne i zaokrąglając otrzymamy w wyniku 300 tys. zł. Gdyby to było razem z paliwem, przeglądami itp. nawet milion zł, to i tak nieporównanie mniej niż ta horrendalnie kosztowna kładka. Za 12 milionów zł. taki prom mógłby przewozić ludzi przez co najmniej 12 lat za darmo! A przecież można pobierać opłaty za przejazd. Każda złotówka, pomnożona przez liczbę pasażerów (jeżeli połączenie jest tak konieczne, jak się to twierdzi, to będą ich co dzień tysiące!), w istotny sposób zmniejszy koszty.
Przykro mi, ale logika i ekonomiczny rachunek wykazują, że kładka oznacza rozrzutność. Zważywszy w dodatku wszystkie ujemne skutki, nie sposób się na nią godzić. Obietnica regularnego otwierania nie przekonuje. A co z katamaranami białej floty? I co to za kładka! Płacić 12 milionów na przegrodę dla żeglugi, na której trudno będzie się przecisnąć dwóm osobom? I cóż to za karłowaty prześwit, 3,5 metra? Przy częstej u nas cofce (spiętrzeniu wody przez wiatr) będzie to mniej niż 2,5 m i nawet większy kajak będzie musiał prosić o otwarcie kładki!
Na koniec przypominam Szanownym Gospodarzom naszego miasta: uchwałą Rady Miasta pierwszej kadencji postanowiono przywrócić zwodzenie pięciu historycznym mostom na Starej i Nowej Motławie i Kanale Na Stępce - przy okazji najbliższego remontu. Minęło 15 lat, a uchwała, stanowiąca obowiązujący akt prawa lokalnego, pozostaje niezrealizowana - podobno "z braku środków". Jak widać środki są. Zamiast przegradzać Motławę kładkami, uruchommy komunikację wodną i zróbmy wszystko, by akweny powyżej mostów przestały być wodną pustynią. Warto przypomnieć, że na Motławę mogą wpływać statki o zanurzeniu do 5 m (gdy się ją regularnie pogłębia) i długości do 60 m. Większość żaglowców, jakie podziwialiśmy na zlocie w Gdyni, mogłaby zawinąć do Starego Portu, tylko największe musiałyby cumować na Martwej Wiśle. Dewizą gdańszczan (także polityków) było zawsze i powinno pozostać: "Navigare necessum est, vivere non est necesse".
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto
_____________________________
Kładka na Ołowiankę i inne wizje
Zobacz na mapieFilharmonia na Ołowiance
Jak dowiedzieliśmy się ostatnio z mediów, kładka na Ołowiankę, sztandarowa wizja dyrektora Filharmonii Bałtyckiej, p. Peruckiego, ma być, mimo kryzysów, protestów i wszystkich innych przeszkód, lub raczej na przekór im, zbudowana.
Ołowianka to miejsce, gdzie mają swoją siedzibę dwie instytucje kulturalne. Są nimi Centralne Muzeum Morskie, które ma tam swoją centralę i część pomieszczeń wystawienniczych, oraz Państwowa Filharmonia Bałtycka, która zajmuje budynek dawnej elektrowni. CMM, do którego dostęp jest dokładnie taki sam jak do Filharmonii, przyjmuje licznych gości, głównie turystów, ale nie tylko. Nigdy nie słyszałem, aby jego dyrektor żądał zbudowania kładki na Ołowiankę na wysokości Żurawia. Dlaczego tego nie żąda? Bo po pierwsze to pomysł chory i obłędny, po drugie kosztowny, po trzecie zupełnie zbędny. Jest zresztą w tym miejscu prom, którym w cenie biletu do muzeum każdy może przekroczyć Motławę, by bez konieczności obchodzenia połowy Miasta zwiedzić Żurawia i spichlerze na Ołowiance.
A tuż obok jest filharmonia, z tym, że jej dyrektor ma wizję. Nie oglądając się na nic, żąda, by w imię kultury, sztuki i innych imponderabiliów zrujnować zabytkowe otoczenie, bo on chce mieć kładkę. Kładka ta oczywiście spowoduje zapewne, że sale koncertowe filharmonii zaczną pękać w szwach, że żądni obcowania z muzyką klasyczną obywatele będą pchali się na koncerty drzwiami i oknami, bo temu, że ludzie nie przychodzą do przybytku muzy winny jest... brak kładki.
Dyrektor Perucki nie widzi (jak większość wizjonerów) autentycznych powodów niskiego zainteresowania dziedziną, która jego samego pasjonuje. Nie widzi, że oferta kierowanego przez niego przedsiębiorstwa jest po prostu nieatrakcyjna. W innych miastach, tam gdzie filharmonii nie oddziela od centrum rzeka, zainteresowanie repertuarem koncertowym i frekwencja na koncertach jest dokładnie taka sama jak w Gdańsku. Kto bowiem chce, ten dostanie się na Ołowiankę bez problemu, a melomana nie zrazi to, że trzeba tam dojechać, dojść, czy dopłynąć.
A co będzie, kiedy (za nasze pieniądze) wizja dyr. Peruckiego zostanie zrealizowana? Nic nie będzie. Frekwencja na koncertach w filharmonii nie zmieni się w najmniejszym stopniu. Ale... Na realizację wizji pójdzie masa pieniędzy, przez co inne inwestycje nie zostaną sfinansowane. Ale ruch statków wycieczkowych na Motławie, od pewnego czasu (nareszcie) całkiem spory i rosnący z roku na rok, ulegnie ograniczeniu, lub wręcz zacznie zamierać. Ale zabytkowa (i chroniona przez prawo) panorama Gdańska od strony Brabanku ulegnie dewastacji. I tak dalej, i tak dalej. Tylko, że takie drobiazgi nie zrażają wizjonerów.
Znawcy i miłośnicy historii Gdańska i jego wyjątkowych walorów przestrzennych napisali już całe setki negatywnych opinii i protestów przeciwko projektowi kładki dyr. Peruckiego, przytaczając liczne argumenty, które jednak nie przekonały, jak widać nikogo. Nie będę ich tu powtarzał - są łatwe do odnalezienia w internecie. Na dewastacji przestrzennej się jednak nie kończy.
To, co stało się ostatnio wielką atrakcją turystyczną Gdańska, a więc rejsy wycieczkowe po gdańskim porcie, co przynosi Miastu niemałe dochody, zacznie być mocno problematyczne. W chwili obecnej z nabrzeży na Motławie (tj. przed planowaną kładką), do Westerplatte i na Hel kursuje regularnie kilka jednostek należących do kilku armatorów. Statki te przewożą łącznie w ciągu dnia do paru tysięcy pasażerów. Odpływają przeważnie co godzinę. Do tego dochodzą jednostki korzystające z mariny na Nowej Motławie. Projekt kładki zakłada 3,5-metrowy prześwit – żaden z wycieczkowych statków, ani jachtów pod kładką się nie zmieści. Kładka ma jednak być otwierana, a jakże, ale... na 20 minut w ciągu każdej godziny. Na taki pomysł mógł wpaść tylko ktoś, komu wizja odbiera zdolność logicznego rozumowania, kto nie przejmuje się niczym, poza swoją wizją, kto nie ma bladego pojęcia na temat realiów uprawiania żeglugi pasażerskiej w gdańskim porcie. Albo ktoś kto ma w głębokiej pogarcie wszystko co nie jest... jego kładką.
Ciągle słyszymy, że ze względu na kryzys, nie ma pieniędzy na właściwie nic (oprócz Baltic Areny). Ale okazuje się, że dla wizjonerów są. Gdańsk nie ma dostatecznej ilości parkingów, nie ma sprawnego systemu komunikacji, nie ma stu bardzo potrzebnych mieszkańcom i turystom rzeczy, bo... nie ma pieniędzy. Ale na pomysły tuzów typu dyr. Perucki, czy prof. Limon, którzy nie oglądając się na nic, odwołując się do szczytnych haseł, dopuszczając się przy tym manipulacji opinią publiczną, zmierzają do realizacji swoich wizji, powodujących dewastację miejskiej przestrzeni zabytkowego Gdańska, środki się jakoś w tajemniczy sposób znajdują.
Czy tak właśnie powinno być? Czy tak powinno być zarządzane miasto, które aspiruje do bycia turystycznym centrum regionu? Czy pieniądze podatników powinny być przeznaczane na chybione inwestycje? Czy powinno się pozwalać, by pomysły niszczące wyjątkowy charakter zabytkowego Gdańska były realizowane? Nie. Zdecydowanie nie. Jeśli ktoś chce mieć pomnik, to niech go sfinansuje sam, albo poczeka, aż historia zadecyduje, że mu się pomnik należy.
Drogi Jorge – Chciałbym przedstawić swój głos w sprawie „Kładki Peruckiego”
Ewidentnym rezultatem budowy kładki będzie utrata , historycznego , będącego szeroko znanym symbolem morskiej przynależności Gdańska - widoku na Żuraw i most zamykający Motławę. Tą panoramą posługiwali się prawie za każdym razem autorzy materiałów historycznych o Gdańsku i tych poważnych , naukowych , ale także przykładowo twórcy "Blaszanego bębenka". Jest to wartość niematerialna , lecz właśnie dla Gdańska – ważna , szalenie istotna i nieporównywalna z koniecznością dostosowania układu komunikacji miejskiej w momencie imprez w Filharmonii. Budowa kładki jest równoznaczna z zniszczeniem jednego z historycznych elementów odbudowanej po wojnie architektury Starego Miasta i nadbrzeża Motławy oraz kłóci się z podstawowym założeniem dążącym do maksymalnego zachowania starych rozwiązań architektonicznych i urbanistycznych . Będzie to strata bezpowrotna niszcząca obraz hanzeatyckiego charakteru starego portu. Potrafiliśmy te trudne założenie przyjąć w ciężkiej sytuacji bezpośrednio po wojnie - starajmy się utrzymać ją dzisiaj.
Oprócz tego podstawowego , historycznego argumentu na "NIE" jest także :
- Fakt ,że budowa tej kładki nie rozwiązuje problemu komunikacji dla użytkowników Filharmonii , którzy po przejściu przez kładkę mają do pokonania pieszo nieakceptowanie długą drogę do środków komunikacji miejskiej. Rozwiązania czasowego należy aktualnie szukać moim zdaniem w komunikacji miejskiej - prom lub komunikacja "na kółkach". Docelowo sprawę powinno się rozwiązać uwzględniając pełne zagospodarowanie Wyspy Spichrzów , Ołowianki i terenów po starej rzeźni miejskiej.. Oczywiście Tunel w aktualnym stanie przygotowania technicznego naszych firm jest sprawą tak skomplikowaną ,że nie powinien być brany pod uwagę na ten moment , co nie oznacza ,że nie powinien być rozważany jako rozwiązanie przyszłościowe tym bardziej ,że bez kłopotu na ten typ inwestycji można byłoby uzyskać poważne środki zewnętrzne.
Sprawa kładki tych problemów nie rozwiązuje skupiając się tylko na małym wycinku interesującym Dyrektora Peruckiego.
- Bardzo ważnym argumentem na NIE jest odcięcie dla swobodnego ruchu nabrzeża pasażerskiego Białej Floty. Zrezygnowanie z wygodnej przystani dla olbrzymiej ilości pasażerów - turystów , dla których przepłyniecie przez port gdański jest jedyna , niepowtarzalną okazją przekonania sie o morskości Gdańska. Jest to magnes przyciągający bardzo dużą część naszych gości. Jest to też zastrzyk do kasy miasta.
- Nie możemy pomijać ograniczenia swobody korzystania z podstawowej i jedynej ogólnodostępnej - tak atrakcyjnej Mariny w środku Gdańska. Jest to miejsce przyjmowania gości , krajowych i zagranicznych – żeglarzy , którzy w swoim środowisku przekazują dalej opinie o gościnności i warunkach cumowania w Gdańsku.
Czy nie warto byłoby wydać te pieniądze na Most Sobieszewski lub dla przywrócenia funkcji zwodzonego Mostu Zielonego w ciągu Drogi Królewskiej za Zieloną Bramą - co pozwoliłoby udostępnić prawie dwukrotnie dłuższą ilość nabrzeży i możliwością ich taniego dostosowania do użytkowania ogólnie dostępnego. Gdańsk nie ma kawałka nabrzeża do którego oprócz mariny lub klubów może dobić i zacumować gość z zewnątrz. Należy zadać gospodarzom miasta pytanie - dlaczego przy wielokilometrowych nabrzeżach portowych nie ma w Gdańsku miejsca na przycumowanie z możliwością podłączenia się do sieci elektrycznej . Miejsc ogólnie dostępnych – takich jak mamy w każdym portowym mieście chlubiącym się nazwą miasta hanzeatyckiego. Mamy w Gdańsku do tego wyjątkowo dobre warunki, ale zamiast tabliczki „Serdecznie witamy gości” napotykamy wszędzie oznakowanie „Zakaz cumowania”. Chyba podstawą takiej sytuacji jest także fakt administracji tymi nabrzeżami przez PORT zupełnie nie zainteresowany turystyką i żeglarstwem , a nie przez władze miasta.
Rozpisałem sie , ale temat jest tak ważny ,że wart jest głośnego krzyku na NIE.
Pozwalam sobie treść tego listu przesłać także na ręce Pomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków – od tak do wiadomości , że są ludzie ,którym szpecenie miasta się nie podoba i którzy wołają o kontrakcje.
Janusz znad szkarpawy.
Szanowny Panie!
Czytając o "moście Peruckiego", który moim zdaniem jest idiotycznym przedsięwzieciem, pragnę zwrócić Panu jak i Pana środowisku skupionym wokół SSI uwagę na pewne fakty.
Dyskusja na łamach miediów ( prasa , TV) nie może byc jedyną formą zatrzymania budowy. Z moich obserwacji wynika, że często ludzie wyrażają swój pogląd na sprawę w mediach a ignorują swój wpływ na organy jednostki samorządu terytorialnego - czyli na Prezydenta Miasta i Radę Miasta.
Może są to truizmy, zwłaszcza wygłaszane wobec ludzi, którzy pracując przez wiele lat, zrobili porządek w sprawie uprawnień do żeglowania i posiadania łodzi żaglowych, ale:
Drogą wstrzymania tej inwestycji może być dotarcie do odpowiednich Komisji Rady Miasta. Ich negatywna opinia może wpłynąć na kształt budżetu Gdańska. Brak odpowiedniego zapisu budżetowego po stronie wydatków majątkowych miasta skutecznie zatrzyma budowę. Nie jest to łatwe, bo to Prezydent Gdańska tworzy , odpowiada za i realizuje budżet, a Rada Miasta go tylko zatwierdza i kontroluje wykonanie, niemniej wątpliwości, a zwłaszcza negatywna opinia ze strony Komisji Rady Miasta ( Komisji Budżetowej, Komisji Polityki Gospodarczej i Morskiej, Komisji Rozwoju Przestrzennego) mogą wpłynąć na ostateczny kształt budżetu na rok 2010.
Według mojego rozeznania, taka inwestycja nie zamknie się w ciągu 1 roku budżetowego. Trzeba pamiętąc o terminach zgłaszania wniosków do budżetu Gdańska na rok 2010 i pilnować czy ktoś takiego wniosku nie złożył. Tu ważne jest dotarcie do radnych z Komisji Budżetowej. Projekt budżetu jest , a przynajmniej u nas w Suchym Lesie jest , opiniowany przez poszczególne komisję ( na końcu przez Komisję Finansowo Budżetową) i na tych etapach można go blokować. Trzeba niestety jednak na takiej komisji być- samo złożenie wniosku lub protestu może nie starczyć. Liczy sie obecność i głos w dyskusji.
Z moich doświadczeń jako radnego Gminy Suchy Las wynika, że radni nie są odporni na wizyty ludzi na komisjach czy na sesjach Rady ( obserwowałem to u nas zwłaszcza przy uchwalaniu miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego przy obecności inwestora lub mieszkańców ). Obecność na Komisjach grupy kilku- kilkunastu osób, zwłaszcza przygotowanych merytorycznie i zabierających głos w dyskusji może wpłynąć na wynik głosowania ( czyli np. za negatywnym zaopiniowaniu paragrafu uchwały budżetowej w zakresie " mostu Peruckiego"). Dobrze jest także mieć po swojej stronie cześć radnych czy chociaż radnego z tychże komisji, chociażby po to by głosowali odpowiednio albo np. zgłaszali wnioski do porządku posiedzeń czy poprawki. Radni są podatni na naciski, zwłaszcza, jeśli będzie za tym stać zorganizowana grupa wyborców, których ilość może mieć wpływ na dalszą ich karierę - a wybory są za rok. Najlepiej by było, by twórca budżetu, czyli Prezydent Miasta, nie umieścił zapisu ani o budowie, ani o pracach koncepcyjnych w projekcie budżetu na rok 2010. Czyli trzeba niestety do niego iść i przekonywać ( mając za sobą np. opinie Komisji Rady)
Ludzie - wyborcy często nie zdają sobie sprawy z własnej siły i możliwości decydowania, a radni potrafią zmienić zdanie w nocy poprzedzającej głosowanie.
Gdybym miał być w czymś pomocny ( np. przesłanie protestu od mieszkańców Poznania/ Suchego Lasu lub sprawy dotyczące samorządu terytorialnego), to proszę o informację.
z poważaniem
Lechosław Napierała, Suchy Las, radny gminy
Kładka to gadżet
Aleksander Masłowski
2009-08-20, ostatnia aktualizacja 2009-08-20 19:31
- Czy jeśli dziecko nie ma butów, kupuje mu się laptopa? - o pomyśle budowy kładki nad Motławą pisze Aleksander Masłowski, przewodnik, rektor Akademii Rzygaczy
Kładka jest typowym gadżetem, który ktoś zapragnął mieć. Gadżetem, za który mamy zapłacić my wszyscy - podatnicy. Gadżetem, który niewiele pomoże na frekwencyjne bolączki świątyni muzyki, utrudni natomiast życie wielu ludziom, ot choćby tym, żyjącym z wodnej turystyki na Motławie. Zeszpeci ponadto jeden z najwspanialszych widoków na Gdańsk, pochłonie środki, które można by z korzyścią i mądrością przeznaczyć na cele, które są po stokroć bardziej potrzebne. Czy jeśli dziecko nie ma butów, kupuje mu się laptopa?