Tomasza Konnaka znają dobrze regatowcy klas morskich. Zawodnik gdyńskiego "Gryfa", skipper jachciku C-24, którym zachwycam się od lat 80-tych. Mały, bardzo zgrabny, dzielny, - piękna linia. Od tych jachtów tak naprawdę zaczęło się powszechne zainteresowanie "ćwiartkami", czyli iorowskimi QT. Później dołączyły C-760, C-27 i wreszcie słynny "Cors" z doskonałym i barwnym "Piotrusiem". Formuła była czytelna. Obsady regat były liczne, od czasu do czasu tonął jacht, urywał się balast, maszty łamano systematycznie - zdarzyła się też koncertowa akcja ratownicza. Coś się działo, mimo że prawdziwych regat morskich przysłowiowy "Kowalski z Wałbrzycha" tak naprawdę oglądać nie miał jak. Z mola w Sopocie to tylko "match-racingi" są do oglądania. To taki żużel.
s/y PALLAS
Publicznośc nie lubi żadnych "przeliczników" - po prostu ich nie zna; nieczytelne są też zwycięstwa. Na telbimach nie widać (bo ich nie ma) twarzy skippera, ani podartych rękawiczek członków załóg. Epoka niesamowitego zainteresowania "Wyścigami Pokoju", "Tour de Pologne", "Regatami Heweliusza", a nawet motocrossami w Kamiennym Potoku minęła. Żeglarskie Mistrzostwa Polski przestały byc atrakcyjne zarówno dla publiczności, jak i dla zawodników. Czyli klops?
Niezupełnie.
No, bo przecież mamy rosnące w siłę z roku na rok śródlądowe regaty jachtów kabinowych, regaty maleństw (i tu znowu szaleje siwiusieńki juz "Piotruś") Regaty Unity Line. Czyli można, ale chyba zupełnie inaczej.
Tomek Konnak jest mocno zaangazowany nie tylko w ściganie się, ale i w organizowanie regat. Ma bardzo pod górkę z tym drugim. Ja się nie dziwię, że zabolały go niektóre uwagi zamieszczone na zaprzyjaźnionym portalu "sail-ho". Zwrócił sie do mnie, czyli do człowieka z "donośną tubą", zupełnie z zewnątrz, z "innego świata żagli", który z regatami nigdy nie miał do czynienia (nie licząc klaskania), i który nie zna żadnej recepty.
Wieszam ten news z nadzeją, że "Jacenty" nie będzie zły na mnie za "pirackie przejęcie tematu", że PT Komentatorzy przyślą swoje przemyślenia w formie przyjacielskich rad. Oczywiscie - Tomaszowi chodzi o to co zrobić, aby regatom o Mistrzostwo Polski przwrócić zainteresowanie i zawodników i kibiców.
A w ogóle, to ja - kibic kocham monotypy!
Zawodnicy zawsze w kamizelkach!
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
==================================
Don Jorge,
Witam w ten piękny, jesienny dzień.
Tytułem wstępu.
Jak wiesz - jestem członkiem Morskiego Stowarzyszenia Regatowego, które za swój cel postawiło sobie promowanie regat morskich. Praca jest to niemal syzyfowa, idąca jak po grudzie. Tym bardziej denerwuje czytanie mało przemyślanych zdań, które osoby chyba niezbyt zainteresowane tematem, wypowiadają.
Teraz o co chodzi.
Chodzi o artykuł na stronie www.sail-ho.pl http://sail-ho.pl/article.php?sid=2945&mode=thread&order=0
A dokładniej chodzi o jedno zdanie, które znajduje się we wstępie redakcji do zamieszczonego później tekstu, napisanego przez Zbigniewa Skoczylasa. Tekst mówi o klapie tegorocznych Mistrzostw Polski. A redakcja dorzuca od siebie następujące zdanie:
"Co jest przyczyną - może "postawienie" na elitarny (i zbyt drogi) współczynnik IMS, promujący jachty specjalnie budowane dla tego współczynnika (i eliminujący wszystkie starsze, post-IORowskie konstrukcje)."
Ponieważ wysłana przeze mnie uwaga na temat powyższego zdania pozostała bez echa - chciałbym odnieść się do tego tekstu tutaj.
Po pierwsze (i to już mówi sporo o wiedzy redakcji o temacie) współczynnik IMS nazywa się teraz ORC. Niby drobiazg, ale zawsze... ORC Club lub ORC International. Czy jest elitarny? A czy w ogóle żeglowanie jest czy nie jest elitarne?
Co to słowo ma znaczyć tak naprawdę? Chyba nic... Czy jest zbyt drogi? ORC Club można mieć już za kwotę około 300 zł. Ktoś
może powiedzieć, że to drogo. ORC Int jest rzeczywiście droższy. Za pierwszy razem.
Tyle że koszt tego współczynnika nie jest żadnym argumentem, o czym później.
Dalej pada stwierdzenie, że IMS promuje jachty specjalnie zaprojektowane pod ten współczynnik. To ja mam tylko jedno proste pytanie: czy jest formuła, która nie promuje jachtów zbudowanych pod samą siebie? Chętnie poznam... No i "eliminujący wszystkie starsze, post-IORowskie konstrukcje".
Jest dokładnie odwrotnie!
Właśnie ORC daje szanse jachtom starszym, cięższym, zabudowanym. Oczywiście nie uwzględnia wszystkiego, ale uwzględnia bardzo, bardzo wiele. A że daje szanse, to pokazuje przykład jachtu na którym pływam i ścigam się z powodzeniem już od kilku lat. Pallas niewątpliwie jest konstrukcją "post-IORowską". I daje sobie radę. Inne stare jachty też mają szansę. A czy szansę się wykorzystuje, to już zupełnie inna historia.
Teraz jeszcze o kosztach ORC.
Tak się składa, że Mistrzostwa Polski odbyły się też w innym współczynniku - KWR. KWR jest niewątpliwie znacznie tańszy. Ale to niczego nie zmieniło. I w ORC i w KWR jachtów było tak samo mało. Czyli nie o to chodzi!
A o co chodzi? A to już w omawianym przeze mnie artykule napisał ładnie Zbigniew Skoczylas.
Klapa Mistrzostw nie ma nic wspólnego z zastosowanym przelicznikiem (a nawet dwoma...).
Pozdrawiam
Tomasz Konnak
_________________________
raz na wozie, raz pod wozem
T. Konnak zapewne nie zdaje sobie sprawy z okresu, którego dotyczą
komentowane uwagi. Żeglarstwo (regatowe) morskie w Polsce leży i kwiczy od
jakiś 15 lat, czyli od upadku klasy QT. Zebranie na MP żałosnych 10 łódek
ogłaszane jest jako sukces, gdy bywały czasy, kiedy jachtów startowało po
kilkadziesiąt.
Nie wiem, czy interesowałeś się tematem, ale w okolicach 1994 roku do
Polski zaczęły docierać dwa przeliczniki - IMS, który wówczas promował
Andrzej Armiński i Dansk Handicap, wg którego np. przeliczyła się Kotwica
(wówczas intensywnie ścigająca się na morzu, że legendarne wyczyny Mariana
Kuli wspomnę) i w którym mierzył w Gdyni Paweł Hryniewicz chyba.
Alternatywą dla IMS było ORC International, którego koszty - jakieś 2
miliony starych złotych w porównaniu do ponad dziesięciu dla IMSu jednak
robiły różnicę. Sporą, bo wówczas wszyscy "biedowaliśmy" i o takich
jachtach, jak Fujimo, Scamp czy podobne nie było co marzyć. Roman Paszke
zadawał szyku Geminim, Scorpio "rozstrzelał" klasę QT, Czesiu Perlicki
budował Aquillę (bliźniaczy Lotny nie okazał się być tak lotny). Okolice
2000-go roku to dominacja Mantr - projektu zrobionego ściśle pod IMS.
Wówczas też PZŻ przyjął IMS jako oficjalny przelicznik w regatach
morskich.
Moim zdaniem IMS miał i ma wiele wad. Pierwszą jest cena, drugą - dość
niezrozumiała formuła, która powoduje chęć manipulowania wskaźnikami. To
spowodowało, że pod koniec lat 90-tych żeglarstwo morskie - regatowe - się
rozsypało, ludzie, których stać było na nowe konstrukcje, po dwóch
sezonach wycofało się ze ścigania (no, Muzyk zmarł...) Do tego nikłe
zaangażowanie PZŻtu w tą akurat dziedzinę żeglarstwa, niewypracowanie
kilowej klasy, jak choćby JOD czy J-24, wszelaka "zbieranina" jachtów
robionych pod przeróżne współczynniki - to spowodowało, że poza
fanatykami, chcącymi budować sobie poczucie własnej wartości w możliwie
wąskim gronie regaty straciły to, co w nich cenne - masowość.
Obecnie - ale zwróć, Jerzy, uwagę, że to przecież 10 lat później - są to
zawody O Zieloną Pietruszki Nać, którymi nikt poważny w zasadzie nie jest
zainteresowany. Ot, wystartować z rozpędu, jak się przypadkiem jest w
okolicy. Przyczyny leżą pomiędzy rokiem 1990 a 2000. To, że teraz coś tam
zmienili - 15 lat za późno. Trzeba imprezę budować od podstaw.
Czy można było inaczej? Można było i pokazuje to przykład PPJK, którego
gwałtowny rozwój może być wzorem roboty organizacyjnej, marketingowej i
sportowej. Albo Unity Line, których uczestnicy wracają co roku bardziej
zadowoleni. Robione w naszym klubie regaty pokazują też, że praca
"sportowa" to jakieś 20% sukcesu regat. Reszta to sponsorzy, catering,
zaproszenie utytułowanych zawodników, atmosfera i przebicie się z tym do
prasy, a zwłaszcza telewizji. No i musi być osoba "z napędem", która
weźmie na siebie trud organizacyjny.
MŻMP zdychają zaś jak nie przymierzając Konferencje Bezpieczeństwo w
Jachtingu.
Szkoda trochę.
Ale przede wszystkim morskie żeglarstwo sportowe to wielka, wielka forsa.
Której w Polsce jeszcze nie ma. Jeszcze 20 lat, może 50... oby.
Pozdrawiam
Jacek
się do tego co ja napisałem, a tylko przedstawia tło historyczne.
Ciekawie, tylko nie na temat.
Skomentuję kawałek. Nie jest ważne (no, z pewnymi zastrzeżeniami) to co
było.
Nikt nie ogłasza zebranie 10 jachtów jako sukces, wręcz przeciwnie.
MP w tym roku były TEŻ w KWR, a jachtów było tak samo mało jak w ORC,
czyli nie chodzi o cenę.
Przyczyną upadku MP nie jest ORC (ani KWR) tylko coś innego.
Co, pokazują regaty Unity Line, Nord Cup i kilka innych.
Wada ORC czyli cena (mógłby być tańszy, choć furtka w postaci ORC Club
droga nie jest) nie ma tak naprawdę większego znaczenia.
A co do skomplikowania - no cóż, KWR jest tańszy i prostszy. I gorszy.
Coś za coś. Jakoś nie widzę formuły, która by była prosta i dobra i
uwzględniała to, że skróciłem spinakerbom o 11 cm (ORC uwzględnia,
przekonałem się w tym roku - wykresy biegunowe są dowodem).
Pozdrawiam
Tomasz Konnak
Dzień dobry Don Jorge J
Zamieszczane w Twoim serwisie artykuły z reguły tylko czytuję, ale tym razem koniecznie chciałabym w ramach komentarza do słów pana Kijewskiego w temacie ”Dwie perspektywy morskich regat” serdecznie pozdrowić wszystkich „fanatyków, chcących budować sobie poczucie własnej wartości”, z którymi od lat mam przyjemność spotykać się na wodzie i ścigać. J
Zastanawiam się skąd w panu Kijewskim rodzi się potrzeba obrzucania obraźliwymi i niesprawiedliwymi słowami ludzi, którzy się „regacą”? Czyżby własne kompleksy?
Pozdrawiam
Jolanta Ludwińska „regatówka”
Witaj Don Jorge!
Kijewski napisał "Scorpio"rozstrzelał" klasę QT"
Stanowczo protestuję! Nieprawdziwe jest to stwierdzenie, a przyznaję
sobie do tego prawo dlatego, że 28 sezonów startowałem w klasie QT i
startowałbym do dziś gdyby.....
Jest rok 1995, Mistrzostwa Świata QTC Gdynia, zebranie żeglarzy QT z
przedstawicielami ORC, temat "istnienie klasy QT według JOR",
głosowanie, wynik - UTRZYMAĆ w wersji światowej!
Jako jedyna klasa tonowa JOR trwa do 1997 roku, w którym to odbyły
sie ostatnie MŚ na Elbie (byłem i startowałem).
"Walczę" o powołanie Polskiego Stowarzyszenia Klasy QT. Jeżdżę po
prezydentach i dyrektorach MOSiR w trzymieście. Wszyscy nie odmawiają
poparcia i pomocy w organizacji regat. Mamy w tym czasie na "chodzie"
ok. 20 szt.-QT, ok.15 szt. C-24 (min.PALLAS), 10 szt.- NEFRYT.I co?
Ówczesny kierownik MOSR na "etacie" PZŻ Zygfryt Perlicki "Zyga"
stanowczo (a słowa te dźwięczą mi w uszach do dziś)oświadcza:
"Nie Piotrusiu, my musimy podążać za światem i wprowadzamy IMS".
I tak "zlikwidowano" w Polsce morskie żeglarstwo regatowe i "odcięto"
nas od świata. Od 1997 roku zbudowano 3 (słownie:trzy) jachty pod
formułę IMS, z których dwa skonfrontowały się z "europą" z bardzo
mizernym skutkiem.
Co do Scorpia to zacznijmy od tego, iż do QT "to troche mu brakowało"
i nie mówię tego gołosłownie i mam na to dowody ale to inny temat.
A, że 33 letni PALLAS staruje w regatach to ja się cieszę i gratuluję
załodze. Tydzień temu byłem na "moim" C-24 ŚMIGŁA(startowałem w 1977)-
serce z żalu mi stanęło, tak zdewastowany jacht.
A klasa QT istnieje, są mistrzostwa Europy. Gdzie? W Wielkiej
Brytanii. Odsyłam do linków: www.quartertonclass.org/
www.yachtsandyachting.com/news/?article=147660 www.yachtsandyachting.com/news/?article=147660
Tak na marginesie to "mój" QT CORS dalej startuje tylko w Holandii.
Załączam zdjęcia.
--
Pozdrowienia,
Piotr mailto:cors@smk.gda.pl
__________________________________-
Tu Don Jorge - bardzo przepraszam, ale nie mam technicznej możliwości dołączenia fotografii do komentarza. Fotki zapisałem, przy najblizszej okazji, czyli newsie Piotra - zostaną opublikowane.
Nie podoba mi się wypowiedź Jacka „ Jacentego” Kijewskiego , ja widzę świat inaczej.
Dla mnie imprezy żeglarskie ( regaty ) nie musza być „napompowane przez media i sponsorów”, nie musi pierwszą gwiazdą być sprawozdawca telewizyjny lub zawodowy konferansjer prowadzący zakończenie, nie liczy się ilość uczestników ani motywy jakimi ludzie się kierują startując regatach lub organizując je.
Liczy się dobrze wykonana żeglarska robota i własny rozwój , przebywanie w grupie podobnych zapaleńców no i oderwanie się na te kilka dni od „skrzeczącej rzeczywistości”.
Liczy się – jak to jeden z kolegów mówi , że człowiek jest tyle wart ile może zrobić dla innych.
Liczą się przyjaźnie z ludźmi którzy maja radość z żeglowania , radość z wprowadzania innych na szerokie wody i radość z organizowania imprez dla innych .
Co do masowości to widzę problem inaczej .
Zobrazuję to na przykładach.
1. W ostatnia sobotę na Zalewie Zegrzyńskim przy fatalnej pogodzie ( zimno , mokro , mało wiatru ) odbyły się regaty samotnych żeglarzy. Pomimo , że wystartowało nas tylko 9 była to wspaniała impreza.
Z tych 9 jeden był nowy , pierwszy raz w regatach. Stratę do 8 miał prawie połowę czasu wyścigu. Bardzo często tak się zdarza , że nowicjusze dostają „ baty „ i potem musza mieć dużo samozaparcia żeby startować a sędziowie dużo cierpliwości aby im nie zamykać mety przed nosem w imię „ wyższego sportu „.
Może właśnie to zamykanie mety i ta dysproporcja w umiejętnościach powoduje , że pomimo , że porty są pełne jachtów i jest dużo klas to na Zalewie startuje mało załóg.
2. W ostatnią sobotę września odbyły się na jeziorach Przystań , Mamry i Święcajty kolejne regaty Mamert Cup. Było ponad 90 jachtów turystycznych a w klasie ponad 8m ( bo długość to było jedyne ograniczenie i parametr podziału na klasy ) było nas 43.
Oczywiście wynik sportowy się liczył ale najważniejsze było dobre żeglowanie , wspólna zabawa , wspólne śpiewanie , tańczenie rozmowy itp. Itd. Nie było wielkich sponsorów i nagłośnienia a uczestnicy byli szczęśliwi.
Każdy z tego może wyciągnąć takie wnioski jakie chce, dla mnie jest jeden , nie ma uniwersalnej recepty na masowość i chyba nie to powinno być celem dla organizatorów ( chyba , że chcą pozyskać bogatych sponsorów i nagłośnić imprezę ale to może w konsekwencji budować organizatora a nie uczestników ), celem powinno być aby ludzie chcieli , a oni chcą z najróżniejszych powodów i żaden nie jest ani gorszy ani lepszy.
Także to , że ktoś chce się dowartościować przez wyniki sportowe jest powodem do chwały a nie przygany .
Przyznaję , lepiej się czuje jak jestem na pudle : ) i też z tego powodu , że ludzie chcą mieć satysfakcje zawsze glosowałem za większą ale odpowiednio rozsądna ilością klas. Żadna metoda porównywania zdolności nautycznej jachtów tego nie zabrania : )
Pozdrawiam
Andrzej Jankowski
kilka słów do dyskusji.
Jak we wcześniejszych komentarzach już wspomniano powodów dla których ludzie
chcą się ścigać pod żaglami jest wiele i każdy bez wątpienia jest dobry.
Przyczyn, które powodują, że idea organizowania regat przeżywa trudne chwile
też jest pewnie wiele.
Podoba mi określenie, które padło już w tej dyskusji kilka razy (także w
trakcie spotkań): róbmy swoje. Małymi kroczkami, byle do przodu. Z mojej
strony jedna propozycja: Umieszczać na tablicach ogłoszeń wszystkich klubów,
przystani, a także na portalach żeglarskich wykaz (kalendarz) imprez
żeglarskich. Jest niewiele miejsc, gdzie można znaleźć zebraną taką
informację w jednym kawałku. W zeszłym roku Dorota powiesiła taką informację
na forum Gdańskiej Federacji Żeglarskiej i właśnie o to chodzi. Jeszcze
niech takie informacje trafiają do gablot i na tablice ogłoszeń. Jestem
przekonany, że pojawią się kolejne łódki.
Pozdr.
Jacek Chabowski
s/y Polled