"Sami sobie stwarzacie problemy" - mówi Janek, polski Szwed. Łatwo powiedzieć komuś, kto od lat żyje w wolnym kraju. Czy pamiętacie jak nasz Papież wypuszczał z okna gołębie ? Sporo z nich bało się pofrunąć w dal i wróciły na papieskie pokoje. Powoli, powoli armia naszych "gwałtowników" się powiększa. Jedni uciekają właśnie pod szwedzką banderę, a i inni po prostu wyruszają w morze olewając pazernych dozorców. I nic tu nie zdziałają śmieszne rozporządzenia ministerialne, ani "łapanki" w niektórych (podkreślam - niektórych) polskich portach. To wszystko nie zdejmuje z nas obowiązku namolnego, systematycznego tłumaczenia władzom, że te ich, tak drogo nas kosztujące (czasu, mitręgi, a przede wszystkim pieniedzy) papiery - nie mają żadnego, żadnego związku z bezpieczeństwem żeglugi, że papiery to tylko kamuflaż wyłudzania pieniędzy. Jak jest w Szwecji wszyscy wiemy. A ja po raz setny przypominam - Szwecja ma 600 000 jachtów. Czy to nie przemawia ? Ten, do którego to nie przemawia jest człowiekiem złej woli. Nazywajmy ludzi tak, jakimi są. Po prostu.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
________________
Don Jorge,
Waldek "3 sztagi" odpłynął z Ustki w kierunku Zatoki Pomorskiej. "Agona" z 2-osobową załogą też popłynęła w kierunku zachodnim. Jednak to miejsce przyciąga samotników. Plastikowym folkbotem przypłynął ze Sztokholmu Janek, Polak ze szwedzkim obywatelstwem. Oczywiście, płynął samotnie. Trafił na ustecki Festiwal Ogni Sztucznych - czterodniową imprezę uznaną za najlepszą w Polsce. Siedzimy więc wieczorami i patrzymy na płonące niebo.
Festiwal ogni Janek
Przy okazji zapytałem, jakimi dokumentami on musi dysponować, aby móc pływać. Był zdziwiony: miał tylko prywatną umowę kupna jachtu, podpisaną przez sprzedającego i kupującego. - "Jeśli komuś taka umowa nie wystarcza, to niech zadzwoni i spyta poprzedniego właściciela, czy rzeczywiście jacht od niego kupiłem". Również wyposażenia jachtu nikt mu nie narzucił - ma to, co sam uznał za potrzebne. Jest doświadczonym żeglarzem i uważa, że nikt nie ma prawa ograniczać jego wolności. Gdy chce pływać, to wsiada na jacht i płynie tam, gdzie mu pasuje.
Jan ma problem ze zrozumieniem sytuacji żeglarstwa w Polsce. - "Sami sobie stwarzacie problemy. Po prostu zamiast chodzić od urzędu do urzędu i załatwiać różne papierki, wsiadajcie na jacht i płyńcie".
Edward Zając
Ustka
________________
Proszę nie traktować tego jak śledztwa, ale jest okazja do porównania: Co naprawdę potrzebują żeglarze na jachtach
pokroju Folkboot-a, a co przepisowo muszą mieć (wg obowiązujących żeglujących pod polską banderą) polskie
jachty. Najbardziej mnie racjuje, czy pan Janek zabiera ze sobą bojkę EPIRB żeglując po Bałtyku..... Bo jeśli tak - to chylę czoła przed dalekowzorcznością naszych nadopiekunów. No i w każdym szaleństwie będę się doszukiwał metody
Janek prowadzi klasyczną nawigację na papierowych mapach. Dodatkowo ma GPS Magellan Pionier do sprawdzenia pozycji. Ma autopilota i starą radiostację (bez DSC), którą naprawił w Ustce. Na jachcie jest jedna kamizelka ratunkowa i podkowa zamiast koła. Ma też rakiety. Jacht jest ubezpieczony. Jednak najważniejsze jest to, że gdyby tego wyposażenia nie miał, to też mógłby płynąć bez przeszkód tam, gdzie chce. Na jachcie ma to, co sam uznał za konieczne, może z korektą na możliwości finansowe. W przepisach nie bardzo orientuje się - po prostu kupuje jacht (to już jego czwarty z kolei) i płynie. Podobno jakieś przepisy dotyczą jachtów większych od 12 metrów - mniejszymi nikt się nie przejmuje. Poprzednio w Niemczech byłem zdumiony, gdy jako dowód własności jachtu pokazano mi odręczną umowę kupna - sprzedaży, bez jakiegokolwiek urzędowego potwierdzenia. Oni też byli zdumieni, że komuś mogłoby to nie wystarczać.
Gdy w czerwcu wypływałem z mariny Wendtorf, trudno mi było pojąć, że nikogo nie interesowały moje dokumenty czy wyposażenie jachtu. Praktycznie - mogłem nie mieć żadnego patentu i płynąć bez jakiegokolwiek wyposażenia. Każdy żeglarz jednak wie, jakie wyposażenie jest mu potrzebne. Problem w tym, abym to ja decydował co jest mi na jachcie potrzebne - i na co mnie stać.
Edward Zając
Faktycznie, o takie "papiery" nikt mnie nigdzie nie pytał, ale np. w Hiszpanii poprosili mnie o okazanie dukumentu potwierdzającego ubezpieczenie jachtu.
Stopy wody pod kilem!
Biały Wieloryb
(Marek Popiel)
http://whale.kompas.net.pl
Chciałbym tu wrzucić kamyczek do ogródka tym, którzy uważają, że za granicą (zwłaszcza zachodnią) nikogo i nigdzie żadne dokumenty nie interesują. Kilka lat temu zawinąłem klubowym jachtem do Cherbourga. W środku dnia przedefilowaliśmy przez rozległą redę tego portu i zacumowaliśmy w marinie. Ponieważ był to już kolejny odwiedzony w tym rejsie port francuski, po zacumowaniu zajęliśmy się najpilniejszymi w takim momencie sprawami (podłączenie wody, elektryczności, rozpoznanie wyposażenia socjalnego mariny). Po ok. 30 minutach na jachcie pojawiła się umundurowana grupa francuskiego Coast Guardu (każdy z gigantycznym egzemplarzem broni krótkiej u pasa) i jej dowódca na powitanie zainteresował się dokumentami jachtu - studiował je wszystkie bardzo pieczołowicie, życząc sobie nawet okazania upoważnienia dla kapitana do prowadzenia jachtu wystawionego przez armatora (miałem ! ale napisane po polsku - straciliśmy trochę czasu na tłumaczenie z polskiego na angielski a potem na francuski, bo dowódca był skłonny rozmawiać tylko w swoim ojczystym języku i musieliśmy korzystać z pośrednictwa jednego z jego ludzi, mówiącego po angielsku). Wszystko było w porządku do czasu, gdy dowódca zażądał okazania certyfikatu okrętowego - na jachcie była tylko uwierzytelniona kserokopia tego dokumentu. Wtedy wybuchła afera. Na nic zdało się tłumaczenie, że oryginał przechowywany jest pieczołowicie w archiwum klubowym, by nie uległ zniszczeniu w czasie żeglugi w trudnych warunkach. Zagrożono mi aresztem i nałożeniem wysokich kar finansowych oraz zatrzymaniem jachtu, po negocjacjach udało się ograniczyć te sankcje "tylko" do nałożenia mandatu. O jego wysokości (ponoć sporej) miał zadecydować przełożony dowódcy grupy po otrzymaniu raportu. Zakazano nam opuszczania jachtu do czasu podjęcia tej decyzji i na odchodnym dosyć szczegółowo przetrząśnięto cały jacht. Po mniej więcej dwóch godzinach powiadomiono nas przez radio, że w drodze wyjątku odstąpiono od nałożenia kary finansowej. Na wszelki wypadek postanowiłem jednak opuścić Cherbourg bez zbędnej zwłoki. Oczywiście nie był to jedyny w mojej karierze przypadek zainteresowania się dokumentami jachtu przez odpowiednie służby, ale najbardziej spektakularny. Nie jest więc tak, że tylko w polskich portach wnikliwie kontroluje się "papiery", a gdzie indziej hulaj dusza ...
Marek Ordak
Cóż,... administracja dewiuje w różnych krajach w te same strony. Sprawdza się pewne dokumenty, jeżeli takowe są obowiązkowe (wprowadzone). Jeśli ich nie ma, to brak jest podstawy do ich egzekwowania. W zupełności wystarczy prosty dokument określający właściciela i podstawowe parametry jednostki aby możliwa była identyfikacja. Wszelkie inne dokumenty są absolutnie zbędne.
Jeśli Polska wprowadzi jako obowiązkowy dokument książeczkę przypominająca kartę pojazdu, tym samym zagraniczna administracja może wymagać takiego właśnie dokumentu. Od innych nacji może nic nie wymagać, lub w najgorszym wypadku ICP.
Hasip
Dziękuję (nie tylko w swoim imieniu) za szybką odpowiedź. Nie zauważyłem żadnej wzmianki o bojce EPIRB :-)).
A tak wcale nie na marginesie - jak to się ma do logiki, nie mówiąc o zdrowym rozsądku, taki oto wcale nie przypadek
zdarzający sie wielokrotnie w naszej przytomności. Ten sam jacht, z tą samą załogą (podkreślam to z całym naciskiem,
nic na jachcie nie ulega zmianie oprócz tzw. "przynależności" i flagi na flagsztoku) jako jacht szwedzki może
wypłynąć z polskiego portu w rejs, choćby dookoła świata, a jako jacht polski "jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa żeglugi".
Aż taka potęga kawałka tkaniny i kilku kartek zadrukowanego papieru, że kreuje nowe byty? Kto z uczonych, zwłaszcza w Piśmie,
podejmie się wyjaśnienia tego fenomenu? Uniżenie proszę Don Jorgego, aby w miare swoich mozliwości zadał to pytanie
na znacznie szerszym forum i domagał sie rzetelnej na nie odpowiedzi.
Pzdr!
Panie Jacku, na tak zadane pytanie nie otrzyma rzetelnej odpowiedzi nie tylko Pan, ale nawet don Jorge, mimo całego szacunku dla Jego dokonań dla polskiego żeglarstwa. Nikt z oficjeli nie przyzna wprost, że idzie o kasę i stołki. Nawet opuszczenie polskiej bandery przez ostatni polski jacht morski nic tu nie zmieni - pozostanie cała flota jachtów śródlądowych. Kto przejmuje się tym, że prawie wszystkie polskie statki handlowe noszą obce bandery? Tym bardziej nie będą przejmować się jachtami.
Często piszę o tym, rozmawiam z osobami zawodowo związanymi z gospodarką morską czy z politykami i mogę powiedzieć jedno: jesteśmy narodem lądowym a nasza gospodarka morska jest zaprzeczeniem wszelkich zasad ekonomii i zdrowego rozsądku. W sprawie żeglarstwa morskiego istnieje całkowity brak zrozumienia idei swobodnego pływania dla przyjemności. Dotyczy to nie tylko kadry z Urzędów Morskich, ale również sporej części żeglarzy z wyższymi stopniami. Tutaj często w myśl zasady: jeśli ja męczyłem się na egzaminach, to dlaczego teraz ktoś ma mieć łatwiej?
Przed rejsem zwróciłem się do Kapitanatu Portu o podanie mi częstotliwości i godzin nadawania prognoz pogody na Zachodnim Bałtyku. Otrzymałem dość dokładne instrukcje, co muszę mieć na jachcie pływającym w żegludze międzynarodowej i informację, że mając te wszystkie wydawnictwa i przyrządy będę mógł odebrać prognozę. A mnie potrzebna była tylko kartka z informacją ...
Samotne dobijanie maleńkim jachtem do wysokiego nabrzeża przed Kapitanatem w Ustce jest dość ryzykowne, szczególnie gdy półtorej doby spędziło się przy sterze. A odprawić się trzeba. Dobiłem do burty statku ratowniczego i poprosiłem o możliwość zatrzymania się na 5 minut - tylko skoczę do GPK. Ani 5 minut, ani nie odebrał cumy aby ją obłożyć na polerze, ani mnie nie przepuścił przez pokład na nabrzeże. - Jeśli chce ci się samotnie pływać, to sam sobie radź - taka była odpowiedź na argument, że płynę od 36 godzin. Oczywiście, poradziłem sobie. Ale porównuję to z dotychczas odwiedzonymi portami, gdzie zawsze mogłem liczyć na ew. pomoc. A tygodniowa prognoza pogody ręcznie napisana na kawałku kartki w marinie Wrndtorf sprawdziła się prawie idealnie...
Może więc don Jorge pisać o milionach jachtów (w skali Europy), może pisać o wpływie żeglarstwa na ekonomiczny rozwój regionów nadmorskich, o tym, że te jachty ktoś zbudował i ktoś obsługuje. Długo będzie to jednak mowa do ściany - do ludzi, którzy nie chcą tego zrozumieć lub interes własny traktują wyżej od rozwoju miasta, regionu czy kraju.
Przepraszam, że tyle piszę na ten temat, ale czasem muszę odreagować ...
Edward Zając
Nie wyobraża sobie sobie Pan, jak mi Pan pomógł tym "ulżeniem sobie":-)) ! Albowiem dotąd mnie przekonywano , że mi "szajba" odbiła,
a tu proszę - własnie normalni ludzie mają identyczne odczucia jak ja. A zwłaszcza w kwestiach dotyczących stanu spraw morskich
w naszej ukochanej ojczyźnie.
Pozdrawiam serdecznie!
No właśnie (!!!), to jest charakterystyczne, że zarówno w społeczeństwie jak i w części (sporej!!!) naszego środowiska to co normalne wydaje się nienormalne!!! Wielokrotnie rozmawiałem z żeglarzami wyedukowanymi w "zamierzchłych czasach komuny" i nie rozumieli o co mi chodzi - Jak to, kupić jacht i płynąć??? A klauzury, patenty, certyfikaty, rejestracje?????? - pytali, - To się nie uda bo prowadzi do jakiejś anarchii... żeby tak na morze bez patentu kapitańskiego, a przynajmniej sternika i bez dziennika pokładowego i solasowych pasów ratunkowych???? - ciągneli swe rozważania dalej... a gdy im mówiłem, że np. w Angli tak jest i w Szwecji też - U nas to nie możliwe!!!! - kończyli rozmowę.
Czego możemy się spodziewać od legislatorów, jeśli sami w swoim środowisku nie mamy 100% poparcia dla WOLNOŚCI???
Robert
Cud transformacji. Takie mistyczne przeobrażenie. Ja jestem człowiekiem ostrożnym, dlatego w tym roku drugi jacht (zony) też stanie się bezpieczniejszy :)
Hasip
Zgadza się, podobno w niektórych marinach trzeba mieć ubezpieczenie jachtu. Jan ma takie ubezpieczenie. Ja nie zetknąłem się z koniecznością okazywania jakichkolwiek dokumentów, ale wypływając z Kielu też wykupiłem ubezpieczenie. Koszt niewielki, ale i jacht na którym płynąłem ma niewielką wartość rynkową. Warto więc było ponieść te koszty.
Jednak zasadniczą sprawą jest to, że to ja mam decydować o tym, a nie urzędnik . To na czym płynę, z jakim wyposażeniem oraz kogo biorę do towarzystwa - to jest moja prywatna sprawa. Zmuszanie mnie do zabierania na pokład drugiej osoby jest naruszeniem podstawowych praw i mnie kojarzy się z tzw. dokwaterowywaniem z minionego okresu.
Edward Zając
Sami sobie stwarzamy! Zgadzam się!!!
A t dlatego np., że nie potrafimy stworzyć silnej i jednolitej organizacji, która potrafiłaby przeciwstawić się uzurpatorskiemu monopolowi PZŻ, ...
....potrafiłaby skutecznie wystapić w imieniu żeglarzy, którzy nie chcą podlegać restrykcyjnym przepisom...
Nie jestesmy zdeterminowani aby masowo zastosowac protest w formie np. OBYWATELSKIEGO NIEPOSŁUSZEŃSTWA wobec drakońskich przepisów narzucanych nam ku uciesze Skarbnika PZŻ (Tych kilku "gwałtowników" o których pisuje sie na stronach internetowych jest wciąż za mało! Ewentualna akcja policyjna mogłaby ich zlikwidować)...
Sami, jako wyborcy głosujemy na swoich władców "mądrych inaczej", którzy dzałają głównie na swoją korzyść i posługują się metodami, które poznali za czasów PRL i inaczej nie umieją, mimo iż czesto twierdzą, że walczą z "komuną" i budują IV Rzeczpospolitą...
Zastanówmy się, czy na prawdę musimy poddać się i pozwolić nałożyć znów sobie kaganiec?
Robert
W moim kalendarzu pod datą 8 lipca mam wpisane: Dzień Wolnego Żeglarstwa. Zastanawiałem się, jaką spektakularną akcję można by było zorganizować? Puściłem ten temat, ale bez echa. Tymczasem pojedynczo możemy sobie pogadać i niewiele z tego wynika. Jeszcze w tamtej kadencji wydawało się, że mamy za sobą opozycyjne partie. Teraz ta opozycja rządzi i zatwierdza to, co przygotowało SLD. Pisałem na ten temat do jednego z "rządowych" posłów - bez odpowiedzi. Problem chyba w tym, że wśród posłów żeglarzy nie uświadczysz - prawdziwych żeglarzy. Albo są jakieś uwarunkowania, które każą im milczeć w tym temacie...
Sądzę więc, że jakimś wyjściem było by zorganizowanie spektakularnej imprezy, ciekawej dla mediów. Może wtedy była by szansa na nagłośnienie naszych problemów i pokazanie przepaści dzielącej nas od innych krajów z Unii. Może naszym sojusznikiem mogliby być producenci jachtów? Jeśli don Jorge pisze o 600 tysiącach jachtów w Szwecji, to jest to temat wart rozważenia również w aspekcir zatrudnienia przy produkcji i obsłudze takiej floty. Ale w którymś z projektów napisano, że prawo dotyczące żeglarstwa nie będzie miało żadnego wpływu na rozwój tych dziedzin. Może i racja - jeśli zamiast zmian będą jakieś zabiegi kosmetyczne.
Edward Zając
Właśnie dostałem niedawno list-komentarz od żeglarza, który ze względu na UBEZPIECZENIE (bo stacjonuje w marinie) musiał przejść procedurę rejestracyjną łódki o długości całkowitej 4,6m!!! Wygląda na to, że firmy ubezpieczeniowe w Polsce są w zmowie z PZŻ i żądają właśnie do ubezpieczenia takiej rejestracji! Osobiscie uważam to za skandal, bo od łódki krótszej od 5m wymagano tej całej paranoicznej i kosztownej procedury jak od 12 metrowego jachtu!!! W związku z ostatnią zmianą przepisów będą zapewne nowe numery rejestracyjne i procedura zacznie się od nowa...
To my żeglarze stanowimy dla marin i ubezpieczycieli rynek, i my powinniśmy postawić im swoje warunki, ale jak dajemy sie tak "robić na cacy", to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Ten konkretny kolega dał się wrobić w rejestrację niejako "na własną prośbę" - wolałbym nie stacjonować w takiej "marinie", która wymaga takich ubezpieczeń i łódki nie rejestrować, bo nie chcę aby banda darmozjadów żyła moim kosztem - w razie czego bedę pływał kajakiem z żaglem i już...
Firmy ubezpieczeniowe w Polsce sa bardzo szybkie i "przyjazne" jeśli chodzi o przyjmowanie wpłat składek ubezpieczeniowych i chętnie je z byle powodu rokrocznie podwyższają, za to znajdą wiele powodów aby nie wypłacić odszkodowania w razie wypadku - powołają się na punkty umowy zapisane tak drobnym drukiem, że nie ma nawet takich okularów abyś mógł je przeczytać, aneksy, załączniki i przepisy ogólne, których w momencie zawierania umowy nikt nie dał ci nawet do przejrzenia itd...
...ale gdybyśmy gremialnie nie dali się w taki kanał wpuszczać, to raczej musieliby szukać innych sposobów, bo przecież nie zamknęliby swojej działalności - musieliby dostosowac się do zasad podyktowanych przez konsumentów.
Pozdrawiam :-)
Robert
Nie jestem przeciwny ubezpieczeniom - nie mogą one jednak być przymusowe. Taka forma z góry zakłada przewagę firmy ubezpieczeniowei - nie musi zabiegać o klientów i może dowolnie ustalać stawki. Natomiast dowolność rodzi konkurencję i obniżenie stawek do możliwie najniższego poziomu. Opłata ubezpieczeniowa ma się nijak do rejestracji, która niema wpływu na właściwości żeglowne i bezpieczeństwo jachtu. Tutaj na wysokość opłaty może mieć wpływ wyposażenie jachtu i kwalifikacje załogi - a ubezpieczyciel może w szczególnym wypadku dać stawkę bardzo wysoką lub nawet odstąpić od ubezpieczenia.
Edward Zając
Ja się z tym zgadzam, ale praktyka, o jakiej piszą ci, którzy w Polsce ubezpieczali swoje jachty jest inna: firmy ubezpieczeniowe wymagają spełnienia pewnych formalnych wymagań czyli np. zarejestrowania jachtu (jak w wypadku 4,6 metrowej kabinowej dinghy z balastem?) w PZŻ, posiadania stopni od prowadzacego i załogi itd. Owszem, stopnie czasem potwierdzają kwalifikacje, a rejestracja stan techniczny i stan prawny ubezpieczanej jednostki, natomiast wymaganie tego od właścicieli łodek, które formalnie rejestracji nie podlegają??? ( to już jest nadużycie ?) Szkoda, że konkurencja jest tak mała wciąż i nie można sobie wybrac lepszej oferty...
Ja na pewno nie dam się tak zrobić, najwyżej będę pływał na innej łódce, stacjonował w innej marinie, łódkę woził po rejsie do domu na wózku itd...
Pozdrawiam :-)
Robert
Polska (a dokladnie Rzeczpospolita czyli Korona z Litwa) i Szwecja bywaly juz bardzo blisko. Np. rządziła nami ta sama rodzina (tak jakby jeden z Braci był prezydentem RP a drugi Królem Szwecji.. heh). Co prawda w Szwecji panuje teraz rodzina Bernadotte ale kto wie co przyniesie przyszłość.
Przepraszam za brak związku z tematem. A tak powaznie: co trzeba zrobic, zeby moje sarmackie plywadelko stalo sie exterytorialna czescia Krolestwa Szwecji? Ile to kosztuje? Bo bezsilność naszych wladz wobec mnie jest bezcenna...
Serdecznosci
Olek
Rozmawiałem z jednym żeglarzem o ostatnim rozporządzeniu. Interesowało go to co władze związku napiszą o szkoleniach i egzaminach aby mógł rzetelnie wykonać. Wielu jest takich. Ludzie nie mają w sobie ducha wolności. Jeśli jakakolwiek władza, lub ktoś kto uzurpuje sobie taki przywilej wyda jakiś ukaz większość robi „ruki po szwam” i mówi „zum befehl” podkulając ogon pod siebie biegnie wykonywać polecenie. Niewielu pyta o to czy „waadza” mógł wydać ukaz i czy treść jest właściwa. Dusza niewolnika w wielu drzemie.
Uważam, że jeśli żeglarze nie sprzeciwią się ostatnim działaniom władz państwowych i związkowych, to nie zasługują na to aby ich żałować. O „buntowników” się nie martwię. Są na tyle zahartowani w bojach z administracją i na tyle zaradni, że żaden głupi „ukaz” im nie przeszkodzi.
Hasip
Gdzieś już kiedys przypominałem, ze Pan Bóg kazał Żydom czekać na pustyni tak długo, aby wymarli wszyscy, którzy urodzili i wychowali sie jako egipscy niewolnicy, aby do wolnego kraju - Ziemi Obiecanej nie weszli ludzie z mentalnością niewolników, aby rządzony był ten kraj przez ludzi wolnych... My jestesmy już w Unii Europejskiej i NATO, ale niewolniczą mentalność ma chyba większość społeczeństwa, a na pewno "skażenie przeszłością" przejawia wiekszość decydentów... Nie wróży to dobrze naszej przyszłości jeśli społeczeństwo ma tak nikłe poczucie własnej wartości i daje się wmanipulowywać w takie sytuacje (a najpierw sobie samo wybiera przedstawicieli!)...
:-(
Robert
Najgorsze, ze dzurnalisci jak jeden maz narzekaja, ze Polacy sa tacy do bani i nie wymienili na czas.
Mentalnosc niewolnika.
Olek
W Biblii jest dużo mądrości i ta przypowieść o Żydach błąkających się po pustyni do czasu, aż wymrą ci pamiętający niewolę należy do celniejszych. W naszym przypadku to się sprawdza. Co prawda w każdym społeczeństwie trafiają się wyjątki ... Dlatego mamy "gwałtowników", dlatego niektórzy przechodzą pod obce bandery nie wierząc, że doczekają pozytywnych zmian.
Jest smutne, że znakomita większość społeczeństwa nie rozumie samej idei wolności. Przykład sąsiednich krajów nic im nie mówi. "Władza" zachowuje się tak, jakby chciała utwierdzić przekonanie, że jesteśmy narodem gorszym od sąsiadów, że nasze zdolności, logika, czy rozsądek są na poziomie dużo niższym niż u Szweda lub Anglika.
Pozostaje otwarta kwestia czy jest to ogólne, celowe działanie jakiegoś lobby, czy też jedynie dotyczy to pewnych wycinków życia społecznego i ma umożliwić osiąganie korzyści materialnych?
W kalendarzu mam zaznaczone: 8 lipca - Dzień Swobodnego Żeglarstwa. Minął bez echa, chociaż to chyba na tym forum padła ta propozycja.dla uczczenia daty wypłynięcia Władysława Wagnera. Uważam, że jedynie zorganizowanie jakiejś spektakularnej imprezy, atrakcyjnej dla mediów, może nagłośnić sprawę swobodnego żeglarstwa. Trzeba umieć "sprzedać" ten temat mediom ogólnopolskim. Nie wystarczy, że tutaj będziemy dyskutować, że poruszam ten temat w swoim miesięczniku "Ziemia Ustecka". Temat zacznie istnieć, jeśli trafi na forum ogólnopolskie, jeśli obejrzy go ileś milionów widzów. Jakiś procent z nich zrozumie istotę sprawy. Co ważniejsze - może jakaś grupa polityków zobaczy swój interes w popieraniu swobodnego żeglarstwa? Interes - bo w istnienie ideowych polityków coraz trudniej uwierzyć.
Edward Zając