Od kilku lat opisuję na SSI bałtyckie rejsy których byłem (wraz z żoną) uczestnikiem. Ostatni do Kłajpedy opisałem w maju . Na sylwestra 2009/10 ze znajomymi podjęliśmy decyzję o żeglowaniu po Chorwacji. W założeniach miał to być mój pierwszy samodzielny kapitański rejs. Pomógł mi w czarterze mój znajomy, Paweł, od lat żeglujący po Chorwacji. Na jacht "Bavaria 36" zamustrowaliśmy się w marinie Sukosan. Płynęliśmy flotyllą 5 jachtów luźno związanych z sobą. Wyznaczaliśmy sobie punkt w którym się spotykamy wieczorem. Łączność zapewniały nam …. Telefony komórkowe. Każdy jacht był wyposażony w NOKIĘ z bezpłatnymi połączeniami w grupie. Sprawdziły się lepiej do łączności między statkowej niż UKF-ka. Na jachcie był GPS i Chart plotter, zalaminowane!! mapy. Ja pływałem na „laptopa” z programem do nawigacji i mapami w wersji rastrowej.
Dla mnie to Chorwacja to większa, no dużo większa, Solina. Załoga którą miałem na jachcie, to żeglarze z mniejszym, lub większym doświadczeniem.. Na siedem osób było trzech sterników, trzech żeglarzy i jedna osoba bez patentu, ale pływająca po Mazurach. Chciałem moim przyjaciołom pokazać uroki słonowodnego pływania, przy okazji nie zrażając ich do większej wody. Dzienne urobki „stażowe” były niewielkie 20-30 mil maksymalnie 40. Generalnie się podobało, z zaznaczeniem że pływanie po północy (Bałtyk) ich nie interesuje, ale rzucone ad hoc hasło, a może tak na Cieśniny Bałtyckie z Flensburga – wzbudziło dosyć żywe zainteresowanie.
Obsługa marin przyjemna, cumowanie na „sandwicza” dobijamy do wolnego miejsca wskazanego przez obsługę portu. Bosman podaje muring i odbiera cumy – i nie wyciąga ręki po kasę, a dokumenty jachtu odbiera wtedy kiedy łódź ma zrobiony klar portowy. Ceny marin kosmos (w porównaniu z Bałtykiem) od 45-do 55 euro. Przystanie czyste, zadbane, ciepłej wody do woli. Atmosfera w portach przypomina mi to co się dzieje w Sztynorcie, czy w Mikołajkach. Cumując burta w burtę trudno zachować „sterylną” prywatność. Niemcy tak przestrzegający ciszy w swoich portach, na Chorwacji zachowują się dosyć swobodnie – imprezy na pokładzie, grill na kei, balanga nierzadko do wczesnego rana. Dużo Polaków, ale też zdarzały załogi irlandzkie, angielskie.
Żeglarsko to tak jak na Bałtyku, pół na żaglach, pół na motorze. Jak wiało to do 4°B. Ostatniego dnia żeglugi w piątek, pobrana z mariny prognoza pogody ostrzegała przed lokalnymi silnymi wiatrami z południa do 40 knt. Spylaliśmy ile sił do portu macierzystego woląc nie ryzykować spotkania popołudniem z trudnymi warunkami.
Odbiór jachtu bezproblemowy z tym że sprawdzając przed przejęciem od bosmana „chek listę” (po angielsku i po polsku!) znalazłem parę braków. Sprawdzano część podwodną i stan żagli, działanie instalacji elektrycznej i silnika. Wyposażenie sprawdzono „po łebkach”. Całość zajęła do pół godziny.
Port w Sukosanie w noc z piątku na sobotę przypominał gwarem Sztynort w sezonie. Mnie ta imprezowa atmosfera nie przeszkadzała, na jachcie śpię kamiennym snem. Polską mowę słychać było wszędzie. Rano w sobotę okazało się ile nas Polaków tu było, w ciągu godziny odjechały w kierunku Polski trzy pełne żeglarzy autokary.
Teraz parę liczb przepłynęliśmy 183 mile w czasie 41.5 godziny.
Koszt imprezy z przejazdem, kambuzem paliwem i opłatami portowym, drobnymi zakupami w porcie zamknął się kwotą do 1700 zł na osobę.
Mariusz Wiącek – Mielec