NAJWAŻNIEJSZY MANEWR NA MORZU
Kapitan Mariusz Pycz - Pyczewski, ten sam którego nazwisko żeglarzom morskim kojarzy się przede wszystkim z pierwszym okresem "Regat Heweliusza" pragnie przypomnieć Czytelnikom starą prawdę. Prawdę o tym, że całość składa się z ułamków.

kpt. Mariusz Pycz - Pyczewski
.
Na kamizelki przyjdzie czas.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
_______________________________
Effendi!
Niezmierzona Twoja dobroc i łaskawość upowaznia mnie, robaka podłej proweniencji, do proszenia Cię, o Wielki, o umieszczenie tego, co
załączam. Przeczytaj w miarę uważnie, dalej będzie tak, jak napisałem.
Niech to będzie jeszcze jeden prezent dla Czytelników - Gości Strony na Nowy Rok.
załączam. Przeczytaj w miarę uważnie, dalej będzie tak, jak napisałem.
Niech to będzie jeszcze jeden prezent dla Czytelników - Gości Strony na Nowy Rok.
Tobie - dosiego!
Mariusz
----------------------------------------------------------------------
PRZYGOTOWANIE JACHTU I ZAŁOGI DO NAUKI MANEWRU „CZŁOWIEK ZA BURTĄ”
Przez całe wieki trzy okrzyki podrywały do pracy załogi żaglowców, tych dojrzałych, upartych mężczyzn i młodych przystojnych, zdrowych chłopców, którzy w pogoni za złotem, przygodą, kobietami i sławą opuszczali rodzinne strony, aby pod hasłami wiernej służby Bogu, Królowi czy Banderze uciekać od lądowych kłopotów, swoich swarliwych kobiet, pazernych rodzin i złych sąsiadów.
Czasami przed ręką sprawiedliwości.
Te okrzyki to: ”GO”,” ALL HANDS ON DECK” i” MAN OVERBOARD”- „NAPRZÓD”, „WSZYSTKIE RĘCE NA
POKŁAD”i „CZŁOWIEK ZA BURTĄ”:
Minęły stulecia, Zniknęły drewniane kadłuby, zniknęli ludzie z żelaza,którzy na nich pływali. Ręce na pokładzie zastąpiły roboty i komputery, nieporozumienia sąsiedzkie rozwiązują rakiety woda--woda, tylko facetów którzy wypadli za burtę ratuje się w podobny z grubsza -sposób.
Jak przed wiekami!
Z zawodu jestem lekarzem medycyny, przed ponad półwieczem byłem rybakiem łodziowym, a z racji zainteresowań zawodowych- tj torakochirurgii i anestezjologii, którym poświęciłem spory kawałek życia oraz żeglarstwu, jachtingowi, uczeniu żeglowania i bezpiecznych zachowań na morzu - stałem się samozwańczym, takim jakby antropologiem ratownictwa jachtowego. A że każdy chce być KIMŚ, więc wybaczcie staremu. I niech tak zostanie
Postaram się manewr poszukiwania, podejścia i podniesienia ratowanego przy niekorzystnych warunkach meteorologicznych, przedstawić w sposób prosty. Tak, jak go ROZUMIEM, jak go UCZYŁEM i SKUTECZNIE - mam nadzieję - UŻYŁBYM po raz kolejny!
----------------------------------------------------------------------
PRZYGOTOWANIE JACHTU I ZAŁOGI DO NAUKI MANEWRU „CZŁOWIEK ZA BURTĄ”
Przez całe wieki trzy okrzyki podrywały do pracy załogi żaglowców, tych dojrzałych, upartych mężczyzn i młodych przystojnych, zdrowych chłopców, którzy w pogoni za złotem, przygodą, kobietami i sławą opuszczali rodzinne strony, aby pod hasłami wiernej służby Bogu, Królowi czy Banderze uciekać od lądowych kłopotów, swoich swarliwych kobiet, pazernych rodzin i złych sąsiadów.
Czasami przed ręką sprawiedliwości.
Te okrzyki to: ”GO”,” ALL HANDS ON DECK” i” MAN OVERBOARD”- „NAPRZÓD”, „WSZYSTKIE RĘCE NA
POKŁAD”i „CZŁOWIEK ZA BURTĄ”:
Minęły stulecia, Zniknęły drewniane kadłuby, zniknęli ludzie z żelaza,którzy na nich pływali. Ręce na pokładzie zastąpiły roboty i komputery, nieporozumienia sąsiedzkie rozwiązują rakiety woda--woda, tylko facetów którzy wypadli za burtę ratuje się w podobny z grubsza -sposób.
Jak przed wiekami!
Z zawodu jestem lekarzem medycyny, przed ponad półwieczem byłem rybakiem łodziowym, a z racji zainteresowań zawodowych- tj torakochirurgii i anestezjologii, którym poświęciłem spory kawałek życia oraz żeglarstwu, jachtingowi, uczeniu żeglowania i bezpiecznych zachowań na morzu - stałem się samozwańczym, takim jakby antropologiem ratownictwa jachtowego. A że każdy chce być KIMŚ, więc wybaczcie staremu. I niech tak zostanie
Postaram się manewr poszukiwania, podejścia i podniesienia ratowanego przy niekorzystnych warunkach meteorologicznych, przedstawić w sposób prosty. Tak, jak go ROZUMIEM, jak go UCZYŁEM i SKUTECZNIE - mam nadzieję - UŻYŁBYM po raz kolejny!
I DLACZEGO TAK A NIE INACZEJ.
A jeśli po przeczytaniu tego artykułu, tj części większej całości traktującej o ratowaniu człowieka z morza u DC (Drogi Czytelnik) wywołam uśmiech na twarzy i błysk zrozumienia w oku, będzie to dla mnie największą nagrodą, jak i nadzieja, że Nowy Rok będzie dla nas najlepszym z lat, jakie zostały nam do końca życia. No i do pożeglowania!.
PRZYGOTOWANIE JACHTU I ZAŁOGI DO NAUKI MANEWRU!
Należy przygotować „manekin”, z którym będziemy ćwiczyć. To może być, na początek pas ratunkowy typu STOGI, najlepiej dwa, stare, obciażone10 kg odważnikiem. To pomoże bardzo w ćwiczeniach! A może wykonać manekin o nośności 10kp-100N dla kilka ćwiczących załóg?
Należy sprawdzić, czy załoga ma kamizelki ratatunkowe .z uchem/ zaczepem do life liny, albo przynajmniej szelki z taka lina (smyczą) .Trzeba je założyć. Przyda się safety line , rozpięta od dzioby do rufy po obu burtach, dająca bezpieczną swobodę poruszania się załogantów po jachcie przy większej fali. I oczywiście chroni przed zgubieniem!
Trzeba zrobić porządek z tymi linami w kokpicie .
Należy sprawdzić, czy liny w kokpicie są rozsądnie ułożone, niesplątane, nie „klarowane” na stale, czy sternik ŁATWO będzie mógł nimi pracować? Sprawdzić, jak DALEKO sternik musi sięgać po PODKOWĘ ratunkową z pławką czy KAMIZELKĘ ratunkową „człowiek za burtą” (np. SECUMAR 17), po pas, po tyczkę (POWINNY BYĆ DWIE) znakującą miejsce wypadnięcia ,- aby rzucić ratowanemu, jak najszybciej, póki go widzimy? Czy pod ręką dla ćwiczeń manewru w nocy - co przecież konieczne- są znaczniki świetlne „magic light” (radzę pomarańczowe), no i białe rakiety- „Nico signal” ?
A sternik? Co? Często, wbrew zdrowemu rozsądkowi zostaje w zlej pogodzie na wachcie w kokpicie SAM! Przeważnie musi sięgać ZA DALEKO, a pławek, tyczek i innych elementów wyposażenia przydatnych w akcji NIE MOŻNA UWOLNIENIĆ jedną ręką. ! Jeśli są!
Wszyscy wiedzą jak być powinno, niektórzy zapominają, co się zdarza, a jeszcze inni lekceważą, co jest naganne.
Czy potrafimy (a dawno NIE PRÓBOWALIŚMY) wykonać POPRAWNIE zwrotu przez rufę? Piszę nie bez kozery „POPRAWNIE”, bo często zwroty wykonuje się przy trzasku bomów o wanty, źle po zwrocie steruje,a zachowanie załogi sprawia wrażenie nieskoordynowanego.
Wszyscy pływają półwiatrem, ale nie wszyscy „półwiatrem” pływają.! To proszę poćwiczyć, sternik powinien na policzku poczuć zmianę kierunku i natężenia wiatru. Więc,proszę, powtórzcie manewr kilka razy.
Do spotkania w przyszłym roku! Nowym, Dobrym, Innym Roku
Master Pycz
A jeśli po przeczytaniu tego artykułu, tj części większej całości traktującej o ratowaniu człowieka z morza u DC (Drogi Czytelnik) wywołam uśmiech na twarzy i błysk zrozumienia w oku, będzie to dla mnie największą nagrodą, jak i nadzieja, że Nowy Rok będzie dla nas najlepszym z lat, jakie zostały nam do końca życia. No i do pożeglowania!.
PRZYGOTOWANIE JACHTU I ZAŁOGI DO NAUKI MANEWRU!
Należy przygotować „manekin”, z którym będziemy ćwiczyć. To może być, na początek pas ratunkowy typu STOGI, najlepiej dwa, stare, obciażone10 kg odważnikiem. To pomoże bardzo w ćwiczeniach! A może wykonać manekin o nośności 10kp-100N dla kilka ćwiczących załóg?
Należy sprawdzić, czy załoga ma kamizelki ratatunkowe .z uchem/ zaczepem do life liny, albo przynajmniej szelki z taka lina (smyczą) .Trzeba je założyć. Przyda się safety line , rozpięta od dzioby do rufy po obu burtach, dająca bezpieczną swobodę poruszania się załogantów po jachcie przy większej fali. I oczywiście chroni przed zgubieniem!
Trzeba zrobić porządek z tymi linami w kokpicie .
Należy sprawdzić, czy liny w kokpicie są rozsądnie ułożone, niesplątane, nie „klarowane” na stale, czy sternik ŁATWO będzie mógł nimi pracować? Sprawdzić, jak DALEKO sternik musi sięgać po PODKOWĘ ratunkową z pławką czy KAMIZELKĘ ratunkową „człowiek za burtą” (np. SECUMAR 17), po pas, po tyczkę (POWINNY BYĆ DWIE) znakującą miejsce wypadnięcia ,- aby rzucić ratowanemu, jak najszybciej, póki go widzimy? Czy pod ręką dla ćwiczeń manewru w nocy - co przecież konieczne- są znaczniki świetlne „magic light” (radzę pomarańczowe), no i białe rakiety- „Nico signal” ?
A sternik? Co? Często, wbrew zdrowemu rozsądkowi zostaje w zlej pogodzie na wachcie w kokpicie SAM! Przeważnie musi sięgać ZA DALEKO, a pławek, tyczek i innych elementów wyposażenia przydatnych w akcji NIE MOŻNA UWOLNIENIĆ jedną ręką. ! Jeśli są!
Wszyscy wiedzą jak być powinno, niektórzy zapominają, co się zdarza, a jeszcze inni lekceważą, co jest naganne.
Czy potrafimy (a dawno NIE PRÓBOWALIŚMY) wykonać POPRAWNIE zwrotu przez rufę? Piszę nie bez kozery „POPRAWNIE”, bo często zwroty wykonuje się przy trzasku bomów o wanty, źle po zwrocie steruje,a zachowanie załogi sprawia wrażenie nieskoordynowanego.
Wszyscy pływają półwiatrem, ale nie wszyscy „półwiatrem” pływają.! To proszę poćwiczyć, sternik powinien na policzku poczuć zmianę kierunku i natężenia wiatru. Więc,proszę, powtórzcie manewr kilka razy.
Do spotkania w przyszłym roku! Nowym, Dobrym, Innym Roku
Master Pycz
---------------------------------
PS. Ten artykuł jest skrótem jednego z kilku - o ratownictwie, powstałych na życzenie moich Przyjaciół . Całość znajdziecie DC (Drodzy Czytelnicy) na www.port21.pl , gdzie sukcesywnie już się ukazują, a wybrane ich części dzięki niezmierzonej dobroci Jerzego- w tym miejscu. Obowiązkiem moim jest też poinformowanie DC, że rozpoczęliśmy wraz z kpt. Grzegorzem Przybylskim przygotowania do zorganizowania nauki manewru wg mojej koncepcji (całodobowe szkolenie na morzu bez względu na pogodę ( w rozsądnych granicach, to nauka), na żaglach, z użyciem radaru w oparciu o infrastrukturę i pomoc Narodowego Centrum Żeglarstwa. Czynię starania, aby szkolenia takie były sponsorowane, nie wiem, czy mi się uda. Wszelkie informacje na ten temat (terminy, ew. koszty ) będą umieszczane w tym miejscu
PS. Ten artykuł jest skrótem jednego z kilku - o ratownictwie, powstałych na życzenie moich Przyjaciół . Całość znajdziecie DC (Drodzy Czytelnicy) na www.port21.pl , gdzie sukcesywnie już się ukazują, a wybrane ich części dzięki niezmierzonej dobroci Jerzego- w tym miejscu. Obowiązkiem moim jest też poinformowanie DC, że rozpoczęliśmy wraz z kpt. Grzegorzem Przybylskim przygotowania do zorganizowania nauki manewru wg mojej koncepcji (całodobowe szkolenie na morzu bez względu na pogodę ( w rozsądnych granicach, to nauka), na żaglach, z użyciem radaru w oparciu o infrastrukturę i pomoc Narodowego Centrum Żeglarstwa. Czynię starania, aby szkolenia takie były sponsorowane, nie wiem, czy mi się uda. Wszelkie informacje na ten temat (terminy, ew. koszty ) będą umieszczane w tym miejscu
Witam,
To bardzo ważne „podsumowanie”, szczególnie jeśli chodzi o prawdziwą gotowość do użycia sprzętu no i trening. Brakuje mi jednego działania, które pojawiło się wraz z elektroniką – naciśnięcie guziczka MOB na ploterze. Im wcześniej to zrobimy tym dokładniejsza będzie pozycja, do której musimy wrócić. Myślę, że powinna to być następna czynność po rzuceniu koła, tym bardziej że trwa sekundę, góra trzy.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia we wszystkich przedsięwzięciach.
Krzysztof Matuszewski
Drogi Jerzy,
Przeczytałem tekst "Pycza" i znowu niewiele zrozumiałem. Poczekam na
rozwinięcie, a poniżej kilka moich przemyśleń nt. manewru człowiek za
burtą.
Dodam, że manewr ten jest dla mnie teoretyczny z powodu dość paranoicznego
podejścia do bezpieczeństwa. Szelki i kamizelki w nocy, lifeliny,
niewyłażenie z kokpitu bez potrzeby, a już zwłaszcza żadnych "piwek do
kolacji", czy "wzmacnianych herbatek", które starsi w latach, gdy ja byłem
młodszy, stosowali namiętnie i rytualnie, nie licząc dawek.
Zabezpieczenia są bardzo ważne. Latami ich przeciwnicy powoływali się na
autorytet Tabarlyego, który żadnych szelek nie uznawał. Do czasu, aż
wyleciał za burtę i się utopił, czego by z łatwością uniknął, gdyby był
przypięty.
Ale zakładając, że jednak ktoś wylecieć może mimo najlepszych
zabezpieczeń, warto wiedzieć dwie rzeczy:
a) jeżeli delikwent wyleci bez kamizelki, nie pożyje dość długo, byśmy go
zdążyli podjąć. Woda w Bałtyku jest zimna, w Atlantyku jeszcze zimniejsza,
fala, panika, skurcz - i już idzie na dno. Więc w pierwszej kolejności
należy pomóc samemu sobie i mieć kamizelkę. Najwygodniej - pneumatyka.
Najlepiej - mieć swoją własną i zabierać na jacht, bo to, co na
czarterowych jachtach bywa, może nam życia nie uratować. Swoją własną,
podpisaną, nie odkładać byle gdzie i nosić.
Delikwent MUSI umieć pomóc sobie samemu do czasu wyciągnięcia go z
wody przy założeniu sprawnego manewru.
b) jeżeli stracimy człowieka z oczu, to już w zasadzie po nim. W pierwszej
kolejności tonący powinien umieć nam pomóc i mieć czym. A zatem
delikwent powinien mieć jakieś światełko - kamizelki ze światełkiem
są drogie, ale przecież można mieć wodoodporną czołówkę w kieszeni
sztormiaka - zawsze coś. Elektronika typu AIS SART byłaby w ogóle
genialna, ale jeszcze dość droga.
Poza tym najważniejsza rzecz: nie wolno oddalić się od człowieka. Już
jedna - dwie fale wystarczą, żebyśmy zdążyli stracić go z oczu.
Zakładając, że nie zgubiliśmy z oczu człowieka i nie idzie on jak kamień
na dno, manewr jest prosty: włączamy silnik, podchodzimy i wyciągamy z
wody (to "wyciągamy" jest najtrudniejszą częścią i podręczniki podają
kilka sposobów - w większości z nich pomaga, gdy delikwent ma uprząż na
sobie).
Co zrobić, żeby go nie stracić z oczu? Od razu możemy wykreślić rzucanie
kół ratunkowych, zwłaszcza z linką, i podobne historie. Z kilku przyczyn,
znowu w punktach:
a) nikt tego nie zrobi sprawnie i na czas. Kpt. Pyczewski pisze, że koło
powinno być w zasięgu rąk sternika. Współczesne jachty miewają szerokość
3.5-4 metry, więc sternik musiałby mieć łapy jak orangutan, żeby sięgnąć
do relingu. I co dalej? Przepisy mówią, że linki od kamizelki nie mogą
mieć od końca do końca więcej, niż 2 metry, więc nasz "wąs" będzie miał
1.4 metra. Sternik przypięty na swoim stanowisku NIE SIĘGNIE do tych
urządzeń bez odpięcia się. Musi się więc odpiąć - ryzykujemy drugie życie
- i traci czas.
b) czas. Dawne jachty pływały z prędkościami 2-3 węzły, więc jakoś można
było poodwiązywać krawaty, rzucić to koło itd. Te, którymi pływam
"turystycznie" (np. Oceanisy) przy dobrym wietrze robią 7-8 węzłów, więc
zanim sternik poodwiązuje krawaty, koło i coś rzuci - jest daleko poza
zasięgiem rzutu.
c) przydatność manewru: człowiek w wodzie ma znikomą możliwość poruszania
się. To, że rzucimy mu plastikowe koło w zasięgu rąk i nie rozbijemy mu
łba, jest znikomo prawdopodobne.
d) kontrola nad jachtem: w panice wykonanie czynności wokół koła, tyczki
itd. zajmie co najmniej pół minuty. W tym czasie nikt nie obserwuje
człowieka, nikt nie wykonuje manewru, nikt nie budzi załogi.
e) rozbudzona i spanikowana załoga, zanim opanuje sytuację, tworzy większe
zagrożenie, niż jej brak (np. sternik czy skipper musi dopilnować, żeby
każdy się przypiął po wyjściu, ludzie nie mają zwyczaju ubierać się po
ciemku i oślepiają sternika, świecą w oczy czołówkami, ziewają, hałasują i
zadają głupie pytania).
Więc co należy (moim zdaniem) robić:
Pierwszym i bezwzględnym odruchem powinno być zrobienie zwrotu przez sztag
i stanięcie w dryfie, z równoczesnym odpaleniem silnika (współczesne
jachty mają stacyjkę przy konsoli sternika). Można też "przegazować"
silnik po odpaleniu. Z doświadczenia wiem, że to wyciągnie kogoś na
pokład. Jeżeli nie, to wrzasnąć "w głąb zejściówki", i zająć się
obserwacją człowieka.
Robiąc szybko zwrot i stając w dryfie:
a) po pierwsze, nie oddalamy się od człowieka, jest on ciągle gdzieś w
zasięgu. Przy odrobinie szczęścia nawet na niego spłyniemy.
b) zwalniamy sternika z obowiązku sterowania - teraz może on odwiązywać
krawaty, rzucać koła, tyczki itd.
c) jacht w dryfie jest ustabilizowany, więc i wszystkie te czynności robi
się spokojniej
d) manewrując silnikiem tył-przód możemy nawet jednoosobowo podejść w
pobliże człowieka - załogi wyłażą spod pokładu zazwyczaj w ciągu 2-5 minut
(choć faktem jest, nigdy nie testowałem tego w warunkach kompletnej
paniki).
e) i wtedy rzucić mu koło z linką. Nie, nie w pobliże człowieka, tylko
tak, żeby mu tą linkę podprowadzić. Złapie się i już jest w miarę
zabezpieczony.
f) jeżeli mamy na konsoli GPS, wcisnąć MOB, jeżeli w środku, to dać takie
polecenie pierwszemu, kto wystawi nos z zejściówki i zapyta "zieeew, co
się stało?"
g) jeżeli nie widzimy człowieka, to go szukamy i oznaczamy miejsce tyczką.
Apropos, tyczka bez dryfkotwy dryfuje szybciej, niż człowiek (i to sporo
szybciej, więc człowiek będzie gdzieś między MOB a tyczką. Tyczki z
dryfkotwą to rzadkość.
h) jeżeli człowieka nadal nie widać, to mamy wszystko, co trzeba, żeby
rozpocząć regularne poszukiwania: opanowany jacht, oznaczoną (MOB) pozycję
zdarzenia, włączony silnik itd.
Pomysł z robieniem "ósemki sztagowej" czy nawet ze zwrotem przez rufę jest
do niczego. Sprawdza się on wyłącznie na egzaminie PZŻ. Jeżeli na
pokładzie były dwie osoby i jedna wypadła, to zanim załoga obsadzi
stanowiska (a na egzaminie jest gotowa i tylko czeka na komendę), miną CO
NAJMNIEJ dwie minuty. Jeżeli zaś sternik ma sam zrobić taki manewr jachtem
rzędu 12 metrów, to jest to nawet teoretycznie niemożliwe. Bo NIKT w
czasie kręcenia kabestanem nie obserwuje człowieka... nie mówiąc o tym, że
sternik musi się wypiąć i zaryzykować drugim "człowiekiem za burtą".
Oczywiście istnieje masa innych czynności. Np. jeden z załogantów powinien
się przygotować do zejścia do wody i podjęcia człowieka, gdyby był
nieprzytomny. Trzeba zrobić podejście na silniku, zrzucić żagle. Trzeba
itd. Chciałem napisać tylko to, co powinno być w sferze odruchów,
pierwsze kilka sekund po zdarzeniu.
No i aby to wszystko się powiodło, delikwent powinien mieć kamizelkę.
Czyli: nosić kamizelki i przy pogodzie. A w gorszych warunkach i w nocy -
obowiązkowo i bez wyjątków.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
P.S. Stawanie w dryfie wg programu PZŻ jest manewrem uzupełniającym, a
manewr monachijski może być omówiony jako ciekawostka. Natomiast niektórzy
egzaminatorzy oczekują, że podejście do człowieka odbędzie się po w miarę
idealnym okręgu...