MŁODSZY KAPITAN W INNYM MIEJSCU STAWIA AKCENT
Adam Woźniak i Jacek "Jacenty" Kijewski w jednym stali domku. To znaczy w ... gdyńskim YK "Stal". Nie da się ukryć, że Adam mógłby by być ojcem Jacka. Żeglarstwo się zmienia i te zmiany najlepiej rozumieją młodzi. Starzy natomiast mają pamięć.


Adam "Adaśku" Jacek "Jacenty"
Na marginesie newsów "Pogoda w nawigacji morskiej" (26 grudnia 2010) oraz poniższego tekstu pojawia się szczegół dotyczący "papierów" jachtów. W moich latach tym finalnym, a obowiązkowym" była "Karta Bezpieczeństwa". Do dziś uważmam ten dokument za wyjątkowo szkodliwy. Już dawno, dawno temu porównywałem go do niesławnej pamięci "Karty pływackiej". Dlaczego? A dlatego, że związek między orzeczeniem, a rzeczywistością zazwyczaj był zupełnie przypadkowy. Niektórym tworzył złudzenia, że są bezpieczni lub że coś umieją.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
_____________________________________________
Drogi Jerzy,
Po pierwsze, gdybyśmy nie wysyłali wojska do Afganistanu, to być może nie
trzeba by konsulów, by ratować rodaków, których tam porwano. W sumie nie
widzę nic dziwnego w tym, że Państwo musi posprzątać tam, gdzie
nabałaganiło.
Po drugie, gdyby nasze Państwo nie wysyłało śmigłowców do Afganistanu, to
mogłoby kupić śmigłowce dla SAR. Obecnie zabezpieczenie SAR jest poniżej
wszelkich standardów, za co życiem raz po raz płacą ludzie morza.
Najczęściej rybacy.
Ale to na marginesie.
A teraz "uwag kilka wróbla Ćwirka", czy jakoś tak to było:
Po pierwsze, gdybyśmy nie wysyłali wojska do Afganistanu, to być może nie
trzeba by konsulów, by ratować rodaków, których tam porwano. W sumie nie
widzę nic dziwnego w tym, że Państwo musi posprzątać tam, gdzie
nabałaganiło.
Po drugie, gdyby nasze Państwo nie wysyłało śmigłowców do Afganistanu, to
mogłoby kupić śmigłowce dla SAR. Obecnie zabezpieczenie SAR jest poniżej
wszelkich standardów, za co życiem raz po raz płacą ludzie morza.
Najczęściej rybacy.
Ale to na marginesie.
A teraz "uwag kilka wróbla Ćwirka", czy jakoś tak to było:
- "Mistral" nie ma kategorii C. Głównie dlatego, że nie przechodził
certyfikacji zgodnie z RCD, bo niby po co :) To, co ma w papierach, wynika
z "widzimisia" urzędnika, nie wiem, z PZŻ-tu czy z PRS-u, i z niczego
więcej. Mój "Sven" miał w papierach 5B, mimo, że Bałtyk parę razy
przepłynął, a kiedyś (i to samotnie) wyszedłem nim w 45 węzłów. Zdolności
jachtu a kategoria wg RCD to zupełnie różne sprawy. Widywałem "mazurskie
koromysła" zgodne z B (a w wersji "morskiej" z A), które nie powinny NIGDY
wypłynąć poza Tałty. Po prostu kwity RCD należy traktować jako zło
konieczne i nigdy się nimi nie sugerować. "Mistral" jest przykładem w drugą
stronę - wyposażony w dobrą załogę przeżyje wszystko. Niezależnie, ile mu
urzędas w KB wstemplował.
- "Kmicic" to konstrukcja z podobnych czasów, jak "Wielkopolska". Projekt
Cartera ma już chyba z 40 lat... Jerzy Salecki wspomina o 1967 roku. Dodajmy do
tego badziewne wykonanie w polskich stoczniach... Może porzucenie
"Levantera", łódki również wiekowej, choć wg już nowszej koncepcji, by
uzupełniło rozważania? W sumie trudno znaleźć przykład porzuconej łódki
współczesnej konstrukcji. Może dlatego, że mało ich w Polsce jeszcze
pływa? "Kmicic" miał też szczęście, że go nie wyrzuciło na brzeg. "Bloom" (nie
mylę nazwy?), też Carter, został wyrzucony na brzeg litewski. Nie radził
sobie wcześniej (o ile wiem, obluzowanie balastu, zdarzające się
Carterom). Ewakuacja z "Rzeszowiaka" była modelowym przykładem "akcji
niepotrzebnej", zwłaszcza, że silnik pozostał sprawny.
- współczesne jachty wcale tak źle sobie nie radzą ze złą pogodą. Pływałem
Bavarią 50 przy 45 węzłach, Oceanisem 411 przy jakiejś ósemce (wiatromierz
był popsuty), również Oceanisem 393. Jeżeli tylko daje się redukować
żagle odpowiednio do pogody i pomóc sobie silnikiem (a również nie ma zbyt
stromej fali), to jest całkiem znośnie.
- współczesne jachty mają kilka udogodnień. Po pierwsze, autopilot.
Zupełnie serio zwalnia jedną osobę z moknięcia za kółkiem. Po drugie,
szprycbuda. Siedzi się w suchym i zacisznym miejscu (nie zapominajmy o
obserwacji!!!). Oba udogodnienia może nie pomogą nam przy 11 B, ale zanim
to 11 B nastanie, zapewnią komfort przy 6 B, 7 B i pewnie 8 B. Czyli
załoga "wejdzie w sztorm" bardziej wypoczęta i mniej wystraszona. Kolejnym
udogodnieniem jest webasto. Dzięki niemu jest sucho (nie musi być ciepło).
W młodych latach, gdy pływałem na "Copernicusie", najbardziej cierpiałem
właśnie od bycia ciągle mokrym. Rybackie "gumy" ciekły jak sito, suche
rzeczy kończyły się drugiego dnia... No właśnie, kolejnym udogodnieniem są
współczesne sztormiaki. Oddychający, dobry sztormiak (używam Prorainer
Defender, ale w zasadzie każdy nowoczesny i markowy będzie dobry) zapewnia
komfort nawet w złych warunkach. Wszystko to powoduje, że zachowujemy siły
na te najcięższe warunki.
- sprawny i mocny silnik. Na Bavarii 50 miałem "pod maską" 80 koni... cała
stajnia, w zasadzie maszt i żagle mogłyby nie istnieć. Bardzo zmienia to
całe planowanie rejsu (jeżeli "ZAWSZE" mamy możliwość zrobienia choć 3-4
węzłów naprzód). Zwłaszcza, że z 10 lat żeglowałem zupełnie bez silnika,
to i różnicę widzę.
- szybkość jachtów. Zupełnie inaczej planujemy przejście, jeżeli jacht
może zrobić 3 węzły, a inaczej - jak 8.
W kontekście powyższych uwag "8 Beauforta" przestają być "straszne". Stają
się "nieprzyjemne", wymagają "starannego i ostrożnego planowania". Ale nie
są zabójcze. Może dlatego określenie "storm" warto stosować, za
anglojęzycznymi, dopiero od 10 B? Żeby uniknąć pojęć "sztorm na
Śniardwach" (czyli pow. 4B) czy podobnych...
Oczywiście pchać się w sztorm jest mało sensowne. Raczej przeżyjemy, ale
jak zniszczymy żagiel za 6 tys. zł, to po co? Dlatego planowanie meteo ma
wielką przyszłość. Współczesność dostarcza nam do tego coraz lepszych
narzędzi. Ja Czytelnikom polecę świetną zabawkę:
http://www.zygrib.org/ - program pod Linuksa, ale ma i wersję Windows. W
dobie powszechnego internetu, WiFi i nawet komórek z przeglądarkami nic
nas nie zwalnia ze sprawdzenia pogody - i uwzględnienia jej przed
wyjściem. A nawet w dziwnych krajach nawet McDonaldy miewają bezpłatne WiFi. Nie
trzeba jeść tego paskudztwa, wystarczy usiąść pod parapetem z komórką czy
notebookiem...
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
nawet w tej jakże uroczej, ostatniej dekadzie roku
obydwaj Panowie kapitanowie, Woźniak i Kijewski popuścili wodze
niekontrolowanym, nieco nieuporządkowanym wypowiedziom, co stwarza
wrażenie, ze Panowie wojują, a jest nieprawdą i boli. Pan Kapitan Kijewski
- przepraszam, że będzie po nazwisku, nie jestem dopuszczony do
konfidencji tak wielkiej bym po imieniu się ośmielił, w pierwszych słowach
listu do Ciebie dopuścił się dwóch niedokładności.
Nich wybaczy, prostuję bo to wazne. Po pierwsze. bez względu na to, czy
nasze wojsko jest zaangazowane w konflikt afgński, a w zasadzie w agresję
Stanow Zjednoczonych na Afganistan po stronie agresora ( w charakterze, co
by nie mówić, kondotierów ) czy nie, od lat ponad 200, od kiedy w tamte
tereny wyruszyly ekipy brytyjskich geologów, historyków, myśliwych i
dziennikarzy (normalne w Wielkiej Brytanii forpoczty kolonizacji i
uzależniania nowych terenow, przyszlych "Klejnotów Brytyjskiej Korony"-
wojsko maszerowało za nimi, nieco później - narodowym sportem Afganów,
Uzbeków, Kirgizów, Pusztunów są porwania cudzoziemców, w zasadzie dla
okupu. A Państwo, chcąć zachować miedzynarodowy autorytet prestiż i
szacunek oraz lojalnośc swych obywateli ZAWSZE stara się im zapewnić pomoc
i opiekę. Po to są konsulaty, immunitety dyplomatyczne i umowy
miedzynarodowe.To fundamentalny przywilej Panów Kapitanów Woźniaka,
Kijewskiego, Kulińskiego i Pyczewskiego wynikający z BYCIA OBYWATELAMI
Najjaśniejszej Rzeczpospolitej i OBOWIĄZEK PAŃSTWA, bo je tworzymy, dla
siebie i współobywateli. Więc proszę nie mówić nic o sprzątaniu.
do polskich słub ratowniczych. Bo - pozwólcie, zobrazuję to następujaco. Lata
całe temu wstecz, na jachcie "Srebrna Chmura" w regatach RORC uczestniczył,
nie bez sukceaów, premier Wielkiej Brytanii, McMillan. Kibicowało mu pół
Anglii, co może dziwić znając nożno-piłkarskich brytyjskich kibicow. A
jednak! Gdy jacht premiera uległ rozbiciu w cięzkim sztormie, akcję
ratunkową śledziła cała Wielka brytania. Bo - ten jacht mial dobrą załogę i
prowadzil w trudnym wyscigu, no i bo to był jacht lubianego
premiera.T ęgiego żeglarza. A Brytyjczycy - no cóż, narod morski. W Polsce
Chichester został lordem po samotnym opłynięcie kuli ziemskej ponad
ćwierć wieku temu.Jego powrót do domu oglądało wg. szacunków brytyjskich,
3 miliony obywateli. W państwie morskim takie rzeczy są normalne.
Polityka, wychowanie, struktury społeczne sprzyjają morskiej edukacji,
budowania świadomosci morskiej społeczeństwa. A u nas, no, jakby to
powidzieć, bez zażenowania... Paradę z okazji Operacji Zagiel w 1974 roku.
na Zatoce oglądała połowa mieszkańców Trójmiasta. Niektorzy twierdzą, ze
frekwencja była spora, bo miały być pomarańcze w niskiej cenie....Jedyna
morska księgarnia z prawdziwego zdarzenia, (w bez mała 40- milionowym
panstwie) zmienia charakter lokalu*), gdzie od półwiecza była żeglarska
EPIRB, rzeczy ważne i proste dla 2 milionów współobywateli - żeglarzy,
blednie bo biedak mysli, ze to kolejna prowokacja preciwników
politycznych. NIKOGO,Miły Jacenty, w tej chwili nie obchodzą helikoptery
dla ratownictwa morskiego. O helikopter w góry zadbali górscy ratownicy,
rozważając możliwość zakończenia całej zabawy! Może my - a właściwie MY,
żeglarze w sposob bardziej skuteczny przekonywać zaczniemy tzw.
decydentow, co i jak warto zrobić. Dobrze że Prezydent RP żegluje, a
kapitanem jachtowym jest Marszałek Prześwietnego Województwa
Pomorskiego.
I znowu nie zrozumiałem, o co kpt. Pyczewskiemu chodzi. Ale po kolei:
Z Adamem Woźniakiem przecież się co do pogody i konieczności jej
uwzględniania zgadzam i w ogóle tu nie ma dyskusji. Wmanewrowanie mnie w
"wojnę" jest dość zabawne. Nie wykluczam, że niektórzy nie wyobrażają
sobie dyskusji bez antagonizmów i muszą je wszędzie wynaleźć.
Temat Afganistanu zostawmy, poza jednym aspektem: misja ta kosztuje ponad
miliard złotych, a na jej potrzeby zakupiono ostatnio w ramach "potrzeby
operacyjnej" całe stado śmigłowców. Natomiast polski SAR wycofał ostatnie
Mi-14, pozostawiając - również sypiące się już - Anakondy. W dyżurze
obecnie przebywa najwyżej jeden śmigłowiec, i to Anakonda. Przypomnijmy,
śmigłowiec o niewielkim zasięgu. Jeżeli wypadek zdarzy się pod Gdańskiem,
to zanim doleci, musi międzylądować i tankować. O ile warunki pogodowe
pozwolą. SARowi zdarza się w ogóle nie uruchamiać śmigłowca, bo "i tak by
nie doleciał". Przebudowywany Mi-14 od zwalczania okrętów podwodnych na
razie jest w testach, które idą nie najlepiej, a i tak jest "starszy od
węgla" i będzie musiał być niedługo wycofany.
Brak zabezpieczenia ratowniczego kosztował* już życie z 20 osób, głównie
właśnie rybaków, ale i załogi "Rozgwiazdy" i innych pracowników morza.
Sporadycznie - ale jednak - żeglarzy. To więcej, niż ginie w Afganistanie.
*) hipotetycznie, oczywiście, nie wiadomo, czy natychmiastowe wejście do
akcji śmigłowca by życie uratowało.
Opowiadanie, że Chichester, że McMillan nie ma sensu. Poseł czy premier
nie musi wiedzieć, co to EPIRB czy SAR. Od tego ma urzędników. W
Rzeczpospolitej ma szefową departamentu bezpieczeństwa żeglugi
ministerstwa infrastruktury. Po nazwisku. Magdalenę Jabłonowską. Znaną z
wymyślania koloru okładek dziennków jachtowych.
To nie "MY - ŻEGLARZE" mamy zabiegać. Są urzędnicy, biorą pensje i ich
obowiązkiem jest swoją pracę wykonać. A nie moim. Ja płacę podatki i mam
prawo wymagać. I SARu, i konsula, jak trzeba.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
P.S. Na ostatnie TSR w Gdyni przyjechało ponad półtora miliona widzów, do
Szczecina 2 miliony. Kpt. Pyczewski zatrzymał się w innej rzeczywistości.
Choć, być może, faktycznie te rzeczywistości aż tak się znowu nie różnią i
można je mylić... tylko co to ma do tematu?
Witaj Jerzy!
Zdumiałem się tym co niżej:
MŁODY kapitan napisał STAREMU kapitanowi, że, cyt.: „ZATRZYMAŁ SIĘ W INNEJ RZECZYWISTOŚCI”.
Zgadza się, rzeczywistość Pycza, to nie łatwiutkie sms-y oraz ideogramy, jako powszechne środk i komunikacji społecznej. Nad Jego wywodem trzeba wysiłku zastanowienia, większego jak nad sms-em. Ale po co się trudzić, skoro wysiłek, jako nie dający wymiernych korzyści, można olać?
Jest i druga, poważniejsza warstwa przywołanej opinii kpt Kijewskiego – w rzeczywistości Pycza jachting uprawiali dżentelmeni. Jak jest dziś, pokazuje oważ młodzieńcza, pewna siebie opinia. W ustach KAPITANA JACHTOWEGO, moim skromnym zdaniem - wstyd.
Fok luz!
Mieczysław Krause.
Jak pamiętam żeglarstwo lat 80-tych, to dżentelmeństwa w tym było mało. Wg
definicji dżentelmen to posiadacz ziemski, nie utrzymujący się z pracy.
Potem to określenie przeszło na osobę o manierach dżentelmena. Żeglarstwo
lat 80-tych to była to inna rzeczywistość. Nie widzę powodu wstydzić się
obecnej - gdzie pływa się na czystych, sprawnych jachtach - i na trzeźwo.
Bardzo bym chciał darować sobie opisy, jak to "drzewiej" wyglądało.
Różnic w rzeczywistości oczywiście trochę jest. M.in. zmieniły się
przepisy, konstrukcje jachtów, technika, nawet i morze się zmieniło (np.
co do liczby statków śmigających we wszystkie strony). Za czasów, na które
powołuje się kpt. Krauze, nie istniały na przykład promy rozwijające 40
węzłów. A teraz (w niektórych regionach świata) to norma.
Zatem za rzeczywistością trzeba nadążyć. Opcjonalnie można się na nią
obrazić.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
Wspomniany przez Pana Kapitana Pycza-Pyczewskiego były premier Wielkiej Brytanii, sir Harold Mc MIllan - z żeglarstwem nie miał, obawiam się, wiele wspólnego. Z jachtem "Srebrna Chmura" - niestety też nie.
Natomiast inny były brytyjski premier, sir Edward Heath był rzeczywiście uznanym i nieprzeciętnym żeglarzem, o dużym zacięciu regatowym. Premier Heath żeglował na rasowych i nowoczesnych jachtach, które wprawdzie miały w nazwie Cloud - ale była to nazwa Morning Cloud - nie zaś Silver Cloud.
SIr Edward Heath miał pięć jachtów o nazwie Morning Cloud, opatrzonej kolejnymi numerami. Piekny jacht Morning Cloud III uległ całkowitemu rozbiciu w sztormie, powracając z regat w Burnham on Crouch w 1974 roku; w katastrofie tej straciło życie dwóch członków załogi.
Morning Cloud V przeżył utratę steru z włókna węglowego w dramatycznych regatach Fastnet w 1979 roku, które dały asumpt do niezliczonych analiz i rozważań nad kierunkami i sensem współczesnych form rozwoju jachtu żaglowego. Refleksje na temat tych regat stanowią temat słynnej i kontrowersyjnej książki Czesława Marchaja - "Seaworthiness - the forgotten factor" (tytuł polski "Dzielność morska - zapomniany czynnik", Wyd. Almapress).
W 1971 42 -stopowy jacht Morning Cloud II, projektu firmy Sparkman & Stephens, wygrał regaty Admiral's Cup z Edwardem Heath'em - wówczas premierem Wielkiej Brytanii - za sterem. Premier Heath był, jak wiadomo, niezmiernie dumny z tego osiągnięcia, ale Brytyjczycy - chyba nie mniej.
Przekazuję te drobne spostrzeżenia bez intencji prowadzenia jakiegokolwiek sporu. Chodzi mi o zwykłą ścisłość. Niezależnie od tego, czy uznasz za celowe publikowanie takich drobiazgów na łamach SSI, czy nie - przyjmę to także bez dyskusji. Przecież przesłanie Kapitana Pyczewskiego dotyczy istoty szlachetnej idei jachtingu, sportu, gdzie naruszenie reguł zobowiązuje do uznania błędu. Ostatecznie - noblesse oblige.
Bądź zawsze zdrów !
Tomasz Piasecki
Będzie, że się czepiam. Ale muszę, bo mi się coś robi jak czytam.
Mariusz Pycz-Pyczewski pisze o Sir Francis'ie że otrzymał tytuł lorda.
Nie. Sir Francis Chichester otrzymał tytuł szlachecki, tak jak zresztą
nie tak dawno Dame Ellen MacArthur. Tytuły Sir i Dame, formalnie,
odnoszą się do osób należących do szlachty - jeśliby dokładnie
tłumaczyć, to do rycerstwa, bo angielskim słówkiem oznaczającym
nadanie tytułu szlacheckiego przez Królową jest "be knighted" (od
angielskiego knight - rycerz).
Nie ma to jednak żadnego związku (poza jednym) z tytułem lordowskim.
Tak jak można było być w Polsce szlachtą i nie mieć tytułu
hrabiowskiego. To dwa różne tytuły. W wersji damskiej tytuł lordowski
to baronessa, co dobrze naprowadza na pochodzenie tegoż. Natomiast
formalnie lord/baronessa to osoba która zasiada w izbie wyższej
parlamentu angielskiego (niewybieralna a mianowana, dożywotnia Izba
Lordów). Jedyny związek to taki, że trzeba należeć do szlachty aby ten
tytuł uzyskać (formalnie zwykle odbywa się to w ten sposób, że
zasłużeni politycy, np. byli premierzy otrzymują od Królowej i jedno,
i drugie...)
To tyle tytułem sprostowania i wykładu na temat angielskiej
tytulatury, wciąż tutaj istotnej!
--
Kind regards, Monika Matis
People's Challenge Sailing Team
mobile: +447949703767
Romford, United Kingdom
BOAT in English is an acronym.
In full it's: Bring Out Another Thousand