JAK WYGODNIE ZAKRĘCAĆ GAZ

Teraz mówimy do zwolenników gazu. Moje doswiadczenie to kuchenka kardanowa zasilana poprzez elastyczny, mozliwie krótki, koniecznie "markowy" wąż z butli 2-litrowej (nie większej!) - umieszczonej bezpośrednio pod kuchenką. Odcinanie gazu TYLKO zaworem butli. Ręcznie ! Żadnej automatyki, elektryki, elektroniki. Ale to moja opinia z zastosowaniem dla jachtów o nielicznej załodze.
Dziś mamy krótki news Tadeusza Lisa - opracowany na specjalne, indywidualne zamówienie, czyli na pytanie jednego z Czytelników SSI.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
__________________
Drogi Don Jorge,
Jeden z Czytelników SSI, poprosił, abym napisał, jak rozwiązać drobny, ale uciążliwy problem z instalacją gazową. Otóż dobra praktyka morska nakazuje zakręcać każdorazowo zawór na butli. Niestety na małych jachtach zazwyczaj jest ona upchnięta głęboko w bakiście lub achterpiku – zazwyczaj w specjalnie wylaminowanym koszu z dolnym odpływem za burtę ewentualnego wycieku gazu.
Jeden z Czytelników SSI, poprosił, abym napisał, jak rozwiązać drobny, ale uciążliwy problem z instalacją gazową. Otóż dobra praktyka morska nakazuje zakręcać każdorazowo zawór na butli. Niestety na małych jachtach zazwyczaj jest ona upchnięta głęboko w bakiście lub achterpiku – zazwyczaj w specjalnie wylaminowanym koszu z dolnym odpływem za burtę ewentualnego wycieku gazu.

Oto proste rozwiązanie. Montujemy w szereg standardową elektrozawór od samochodowej instalacji LPG (cena od 15 do 80 zł) z cewką zasilaną napięciem 12V. Tuż przy kuchni montujemy przełącznik elektryczny, do którego podłączamy równolegle migającą diodę czerwoną. Dioda pulsuje nieprzyjemnie, gdy jest podane napięcie na cewkę elektrozaworu. Kończymy gotować – robimy pstryk, i pozwalamy, aby wypaliły się resztki gazu z przewodu. Na moim Donaldzie duża dioda ma za reflektor polerowaną blachę, którą wyłożona jest komora zawieszonej wahliwie kuchenki. To nie razi sternika w czasie nocnej wachty, ale nawet w słońcu jest wyraźnie widzialne. Aha i ze względu na trwałość instalację wykonałem wysokiej klas przewodami sztywnymi. Może ten pomysł będzie dla kogoś inspiracją.
Pozdrawiam Kolegów
Tadeusz Lis
_____________
PS Zwracam uwagę, że na stacjach BP można już kupować od jakiegoś czasu lekkie butle gazowe z tworzywa sztucznego – o pojemnościach idealnych na bałtyckie włóczęgi.
Foto dzięki uprzejmości firmy: Przedsiębiorstwo Handlowo Usługowe "LPG AUTO GAZ", ul. Pod Lodownią 7, 38-300 Gorlice
Im mniej prądu tym lepiej.
Zawory elektromagnetyczne maja to do siebie że się lubią zawieszać.
Mam osobiście złe doświadczenia z zaworem samochodowym LPG. Zawiesił się, pobierał prąd bo nie znalazł się w położeniu krańcowym. Zapaliło się od tego wygłuszenie maski. Dzięki przytomności mojego syna, który ugasił pożar mój samochód nie poszedł z dymem.
Elektrozawór samochodowy na jachcie pełnym wilgoci, soli przy instalacji 12 V to może być potencjalne miejsce pożaru.
Może wersja morska zaworów byłaby lepsza nie wiem.
Ile się tych posiłków na jachcie gotuje?
Zwykły zawór do gazu powinien wystarczyć na lata.
Mariusz
Dlatego też opisuje rozwiązania, które nie wywołują łkania ani naszych kart kredytowych, ani naszych Żon. Zawór dedykowany do jachtów kosztuje w US około 100 USD ( http://www.downwindmarine.com/Trident-Marine-LPG-Solenoid-Valve-3-8-Low-Pressure-p-91000624.html ), a w Europie 100 EUR.
Tutaj sugeruje Kolegom rozwiązanie 10 lub 20 razy tańsze. Wiem, że w koszcie utrzymania jachtu 400 zł może nie być zabijające, ale suma takich oszczędności uzyskanych dzięki pomysłowości jest w stanie sfinansować z mojego doświadczenia długi, przyjemny rejs.
Następnie pokrywamy kielich obudowy filtra trzema lub pięcioma warstwami lakieru bezbarwnego (najlepiej bezbarwnego, żeby ewentualnie zauważyć ślady zielonkawej korozji dyfuzyjnej, która jest pierwszym sygnałem, że pokrycie przestało działać). Nie jest to konieczne, ale brak śniedzi na zaworze bardzo oliwi dusze inspektorów z firm ubezpieczających nasze jachty.
Podłączenie elektryczne wykonujemy oczywiście drogimi kablami w wykonaniu morskim, w których każda żyła jest osobno cynowana (ang. tined - Broń Boże samochodowymi!). Wsuwki elektryczne muszą być typu wyłącznie typu morskiego – to znaczy niedopuszczalne są otwarte końce (jeśli nie mamy takich muszą być one zalane cyną, ale nadmiar kalafonii wypłukany do czysta spirytusem).
Wnętrze gniazda spryskujemy preparatem wypierającym wilgoć. Po podłączeniu przewodów całe złącze izolujemy tzw. surowcem wulkanizacyjnym, czyli po prostu gumową taśmą samowulkanizującą. Jest on nierozbieralne bez przecięcia nożem izolacji, ale też doskonale szczelne.
Kiedy grzeje się zawór w sposób, który może wywołać pożar? Tylko wtedy, gdy jest otwarty (podane jest napięcie) i – uwaga! – nie płynie przez niego gaz (który go silnie chłodzi). Dlatego napisałem, że natychmiast po zakończeniu gotowania wypalamy resztkę gazu i odcinamy wyłącznikiem przy kuchni prąd od cewki elektrozaworu.
Na zakończenie końcowa refleksja w odpowiedzi na pytania i stwierdzenie Kolegi Mariusza.
Ile się tych posiłków na jachcie gotuje? oraz Zwykły zawór do gazu powinien wystarczyć na lata.
U mnie na "Donaldzie" dużo – bo jestem żarłokiem i w pewnym sensie sybarytą kulinarnym. Nie do tego stopnia, żeby uważać, że kuchenka mikrofalowa jest najbardziej niezbędnym urządzeniem na jachcie.
Jednak myśl, że na deser do każdego obiadu w mesie nie jest podawane pachnące, soczyste ciasto lub po otworzeniu "Donaldowego" piekarnika nie patrzy ma mnie przyjaźnie schab nadziewany śliwką kalifornijską lub ryba ze szpinakiem pod beszamelem – wydaje mi się po prostu niedorzeczna. Morze bywa okrutne – ale nie aż tak!
A co do zaworu. Jeśli mamy go łatwo dostępny, a załoga ma wdrukowany w codzienną rutynę nawyk jego zakręcania i odkręcania (kilkanaście razy dziennie – jeżeli nie robimy napojów do termosów) – to być może jest on lepszy. Chociaż regularna wymiana w nim oringów w morzu jest dość uciążliwa – podobnie jak relatywnie niska odporność na głupotę silnego w rękach, nowego załoganta.
--
Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
http://whale.kompas.net.pl
Mnie skusiła zielona lekka, kompozytowa butla sprzedawana przez BP. Życie jest okrutne, co oznacza równanie: jedne pełne wakacje na morzu = dwie butle.
Więc jeżeli ma mi się jakaś bańka z gazem zapasowym pętać po łódce, to wolę już żeby była lekka i laminatowa.
A z napełnianiem jest dramat. Na całym świecie zresztą.
Najgorsze, że nigdy nie spotkałem kogoś, kto byłby zadowolony z systemu zasilania kuchenki, który właśnie ma jachcie (ja jestem wyjątkiem, ale to dlatego, że należę do tych, o których niegdyś z lekka sepleniący piosenkarz śpiewał: A ja siem cieszem bele czem…. – poprawiając czuprynę).
T
Ile jachtów wyleciało w powietrze z powodu gazu propan butan, a ile się spaliło z powodu wadliwie działającej instalacji elektrycznej?
Ja rozumiem ideę zaworu odcinającego elektromagnetycznego. Zastanawiam się nad przyczynami takiego, a nie innego rozwiązania.
M.W.
Czytam news Tadka i co mnie uderza - Twój wstęp. O tych fobiach i tak dalej. Żadne fobie, ja wiem, jak bezpiecznie zrobić instalację gazową... Ale nie wmowisz mi, ze to takie wspaniale. Od poprzedniej załogi na Spitsbergenie dostałam nowa, norweska butlę z nowym zawodem, bo nabić nie dali rady. Tak samo na Islandii zostawiłam kolejnej załodze islandzka butlę i zawór, bo w Akureyri nie znalazłam możliwości nabicia butli. W efekcie, jak się przeprowadzam na Sifu teraz, mam chyba każdą możliwą wersje butli i zaworu na pokładzie, poza oczywiście brytyjskimi... :)
Co to za wygoda? Kuchenki naftowe pracują na KAŻDEJ nafcie, jak zabierzesz kilka kanistrow (25 l) to masz zapas na rok... Palniki naftowe są najmocniejsze, zwykle nieco mocniejsze niż gazowe domowe (a kuchenki jachtowe maja zwykle słabsze energetycznie palniki..). Pomijam już koszt, te 25 litrów nafty co wystarczy na kilka miesięcy gotowania, kupuję za 20 funtów... A naftę kupię w razie co wszędzie na świecie, jakbym przypadkiem zuzyla wszystko... Co mało prawdopodobne, naprawdę mogę zabrać roczny zapas ze sobą.
I naprawdę ktoś próbuje mnie przekonywać do gazu?? Na co mi ten kłopot?
--
Kind regards, Monika Matis,
www.seawitch-sailing.co.uk=
Moniia!
Mam z naftą jak najgorsze doświadczenia. Ale może to jest opinia skazańca, który dostał w dawnych czasach bez zawieszenia wyrok o nazwie Prymus. I odpokutował go do końca. Poza tym nigdy nie spotkałem cieszącego się dobą opinią piekarnika na naftę – a to dla mnie ważne. W piekarniku wiele rzeczy się robi sama – co da shorthandów na pokładzie ma znaczenie.
Gdybym jednak miał wybierać kuchenkę dla jachtu krążowniczego to bardzo poważnie zastanowiłbym się nad takim rozwiązaniem http://www.wallas-uk.com/87d-diesel-hob-and-oven
Ten kuchenko-piecyk jest zasilany olejem napędowym (takim jak dla silnika głównego) i ma własną pompkę. Instalacja jest nie tylko bezciśnieniowa, ale też bezpłomieniowa. Niestety podana cena nie sprawia, że ludzie wyłamują obrotowe drzwi do sklepu, aby ją pozyskać. No i jest kwestia wyprowadzenia spalin na zewnątrz. Ale to nie jest dramatyczne wyzwanie. Na ciasnym Donaldzie wylot spalin z Webasto ukryłem w obłożonej drewnie poręczy przy kuchni – bardzo przyjemnie jest mieć przy kuchni zawsze suchy ręcznik.
Inne doświadczenia Kolegów?
T.
Jestem zwolennikiem instalacji gazowej na jachcie (propan-butan) i też w domu (gaz ziemny) oraz nie mam obaw, że nasz jacht będzie kabrioletem ;-) Naczelną zasadą bezpiecznej eksploatacji instalacji gazowej jest to, że nie wolno bagatelizować najmniejszego zapachu gazu i natychmiast należy odszukać nieszczelność węchem, słuchem lub mydlinami naniesionym na podejrzane złącze (można też detektorem gazowym :-) ) i ją usunąć. Utrapieniem instalacji gazowej są różne narodowe systemy: butla gazowa – reduktor – sposób napełniania. W efekcie FRI zawalona jest butlami gazowymi i reduktorami (system polski, duńsko-niemiecki i norweski).
Natomiast nafta i olej napędowy mają dokuczliwą wadę w postaci nieuchronnego przelewania, rozlewania i w efekcie plamienia i zapachu. Oczywiście obecna nafta jest prawie bez wonna w odniesieniu do nafty-moczu sprzed lat. :-)
Na koniec drobne oczywiste przypomnienie: najskuteczniejszą formą oszczędzania zużycia gazu lub nafty, jest stosowanie w portach czajnika elektrycznego. Obecnie prawie w każdym porcie podłączamy się do ~230V. Aby korzystanie z elektrycznego czajnika było wygodne, na FRI w pobliżu kambuza jest stałe gniazdo ~230V. Gotowanie w portach wody na herbatki, kawy, zupki, a i wstępnie do zagotowania jajek, ziemniaków itd. znacznie zmniejsza zużycie gazu. Jeszcze jedno, czajnik elektryczny zabezpiecza przed nieumyślnie długim przegotowaniem lub wręcz „przypaleniem wody”, o co w portach łatwo :-) – wywołanie z podpokładu „do czegoś tam” i pozostawienie czajnika „na gazie” :-) Przejście w portach na gotowanie wody czajnikiem elektrycznym znacznie zmniejsza zużycie gazu w trakcie rejsu. Ceny gazu i nafty poza Polską są 3-7 razy większe (największe w północnej Norwegii).
Potrzeba wygody w korzystaniu przez załogi z laptopów, elektrycznego piecyka do wypieku chleba i też termowentylatorów, wymusiła rozbudowanie stałej instalacji ~230V w gniazda w forpiku, mesie, nawigacyjnej, no i w kambuzie. Na FRI nie stosujemy prowizorycznie rozprowadzonych przedłużaczy. Po wetknięciu do portowego gniazda wtyczki przedłużacza 230V, stale podłączonego we FRI, od razu wszystkie gniazda zostają zasilone prądem oraz prostownik do akumulatorów i zasilacz od laptopa nawigacyjnego.
Z pozdrowieniami.
ws
fri.info.pl
W rozwiązaniu proponowanym przez Tadeusza Lisa brakuje mi informacji.
W moim przekonaniu działa to według poniższego schematu:
Przełączam klawisz w pozycję zamknięte – i uważam że elektrozawór gdzieś na rufie się zamknął. Ma być łatwiej bo tylko przycisk nad kuchenką.
Jak domniemam zastosowanie tego typu rozwiązania ma na celu podniesienie bezpieczeństwa użytkowania. Tu mi się włącza „funkcja warchoła”.
Skąd mam pewność że zawór na rufie się zamknął dopływ gazu? Moim zdaniem brakuje informacji zwrotnej. Czyli według mnie np. diody która świeci się jak zawór jest otwarty, a gaśnie gdy przyjmie pozycję zamkniętą . (czujnik położenia krańcowego) Wtedy taką instalacje mógłbym nazwać za bezpieczną bo informuje mnie o stanie faktycznym.
Mariusz
Pomysł na maksymalne wykorzystanie 230V w porcie i oszczędzanie gazu jest bardzo dobry. To jest tak jak napisał Wacek zauważalna różnica zużycia gazu w turystycznej włóczędze. Korzystam z sieci maksymalnie. Oto kilka spostrzeżeń:
a. 70 m kabla, który zwinięty w czasie rejsu śpi pod podłogą forpiku ma dość duży przekrój i solidną, zbrojoną oponę. Z jednej strony ma wtyk do uszczelnionego w kokpicie gniazda. Na drugim końcu wszystkie możliwe redukcje i złączki. Jest ciężki i nieporęczny – ale spadek napięcia o to tylko pojedyncze %. To ważne, bo po ile czajnik i termowentylatorek dość dobrze tolerują obniżone napięcie – o tyle przetwornice laptopów i elektronarzędzia (ze sterowaniem elektronicznym – czyli praktycznie wszystkie współczesne) znacznie gorzej.
b. Układ mam skonfigurowany tak, że w chwili podania napięcia z lądu uruchamiają się automatycznie ładowarki impulsowe wszystkich sekcji akumulatorowych. To mi bardzo ułatwia życie – tak jak u Wacka na Fri nie mam żadnych luźnych plątanin kabli
c. W sieć 230 V wpięta jest przetwornica 1,5 kW dołączona do baterii akumulatorów (480 Ah) grubymi kablami spawalniczymi (w wykonaniu morskim). Specjalny przełącznik różnicowy bada, czy mamy napięcie z lądu. Jeżeli nie, a przetwornica jest włączona to w gniazdkach w sieci jachtowej mam czystą sinusoidę z przetwornicy (w morzu). Jeżeli mam napięcie – to zasilanie jest z lądu. Oczywiście nie używam jej do zasilania kuchni – ale wyrzynarka, wkrętarka, lutownica, tarcza do cięcia metalu oraz mała spawareczka inwertorowa (elektrody 2,5 mm max) czule się łaszą do gniazdka 230V .
d. Perwersja? Nie do końca, ponieważ w portach część mojego życia towarzyskiego obejmuje zazwyczaj pomaganie innym kolegom żeglarzom w doraźnych naprawach interwencyjnych – nie uwierzylibyście jak często przydaje się możliwość przycięcia i pospawania stalowego kształtownika z 316 czy wywiercenia otworu fi=100 mm. A w morzu –jeszcze nie próbowałem – ale generalnie samowystarczalność techniczna nigdy nie była dla mnie raczej źródłem frustracji…
e. Czy taki układ jest prądowo zbilansowany? Tak. Używam alternatora 150 A (120 A by wystarczył). Czyli praktycznie jak pracuje silnik na biegu jałowym mam 1.3- 1.5 kW przy napięciu 230V. Na malutkim Donaldzie wystarcza mi w zupełności. Może takie rozwiązanie się przyda któremuś z Kolegów? I jeszcze jedno – przy pracy silnika z małym obciążeniem dla zmniejszenia stopnia jego zużycia staram się go właśnie dociążać alternatorami – bo nie mam regulowanego skoku śruby.
Pozdrawiam wszystkich T.L.
Rozwiązanie, o funkcjonalności, o której pisze Kolega Mariusz jest właśnie zrealizowane na "Donaldzie" – może je niedokładnie opisałem. Zawór LPG pokazany na zdjęciu jest bez podania napięcia zawsze w położeniu zamkniętym (poza tym jest umieszczony za zaworem umożliwiającym ręczne odcięcie butli). Zamknięcie jest wymuszone sprężyną dociskową. Tłoczek nasmarowany smarem molibdenowym, taki jak używamy na co dzień do konserwacji rewolwerów, gwarantuje jego nienaganną pracę – zwłaszcza, że porusza się w zamkniętej, uszczelnionej przestrzeni.
Do włącznika prądu podłączona jest równolegle dioda (najlepiej migające czerwona (od autoalarmu samochodowego). Gdy gotujemy dioda miga nieprzyjemnie.
Zawór nie ma elektrycznej sygnalizacji położenia zamkniętego. Ale proszę wrócić do opisu. Gdy na "Donaldzie" kończymy gotowanie, zawór jest w położeniu zamkniętym – a my przy otwartych kurkach wypalamy resztki gazu z przewodu doprowadzającego. Gdyby płomień w ciągu kilkunastu sekund nie zgasłby świadczyłoby to uszkodzonym zaworze, który pozostał w położeniu otwartym. Jeżeli tak, to odetniemy butle zaworem z pokrętłem bezpośrednio nad nią. Oczywiście nie muszę pisać, że w zęzie mam detektory gazu różnych producentów o niezależnym zasilaniu i w ramach rutynowych kontroli psikam na nich gazem z małej buteleczki od napełniania zapalniczek (jedna na 2 sezony), aby sprawdzić, czy awanturują się dostatecznie głośno.
Gdybym jednak drugi raz robił instalacje, to posłuchałbym rad Don Jorge i użył małej butli 2 kilowej bezpośrednio pod lub obok kuchenki, ponieważ myślę, że kilka mniejszych butli nie byłoby aż tak trudne do upchnięcia, jak duża 6-tka wtłoczona w wąski achterpik szpicgata – w którym na dodatek mieszka duży, kształtowy zbiornik paliwowy oraz tratwa ratunkowa z pneumatycznym wyrzutnikiem…
Ale trudno, jako wolnomyśliciel uczę się jednak dość powoli, ale skutecznie, większość rad z "Praktyki Bałtyckiej" okazała się bardzo przydatna na malutkiej łódce – na dużych klubowych na wiele rzeczy nie zwracałem uwagi lub co najwyżej mogłem pozgrzytać zębami z bezsilności.
Pozdrawiam. T.
Stosujemy takie urządzenia na warunki ekstremalne. Jak się komuś nie zechce „wypłukać” instalacji z gazu.
Oczywiście się czepiam, bo nie bardzo widzę sens tego typu instalacji. Z mojego doświadczenia wiem że im mniej automatyki tym lepiej.
Zawór zamykam bo jest nad kuchenką. Ma dwa położenia otwarte zamknięte widzę.. Dlaczego ma być przy butli odcinanie zasilania tego nie wiem?
Z butli do zaworu połączenie jest rurką miedzianą stalową. Z zaworu do kuchenki przewód giętki odpowiedniej elastyczności.
Mariusz
Witaj Jerzy.
Umknął mi Twój @ ale nic pilnego.
Moje ostatnie 3 sezony to szlifowanie kadłuba i polerowanie fal na M.Norweskim oraz postój w ponad 100-tu portach i przystaniach. Mimo obciążania kabla przyłączeniowego termowentylatorem 2x1000W + 300W czajnik, co powodowało przygasanie „światła”, nie zdarzyło się nam „wywalić korków” :-) Ale w Norwegii nie oszczędza się en.elektrycznej. Takiego obciążenia >2kW, w przystaniach jachtowych w innych krajach pewnie nie tolerują zwłaszcza gdy prąd jest w cenie opłaty. Chodź ostatnio jest co raz więcej _-sailerów gdzie nie ma dymiących Webasco, a są cicho szemrzące termowentylatory :-)
I jeszcze jedno, w Norwegii 230V jest realizowane z połączenia międzyfazowego (nie ma ZERA!). W Norwegii w zwykłej instalacji niskonapięciowej są 3 kable: 2x faza (różna) + uziemienie (ochronny). Napięcie poszczególnych faz wynosi ~115V. Słabo „kopie” i wolno zabija :-)
ws
Zawór z sygnalizacją położenia zamkniętego (można kupić przemysłowe wersje takiego zaworu – bardzo drogie) wymaga poprowadzenia dodatkowych przewodów doprowadzających napięcie – które dodajemy do układu. Czujnikiem najczęściej jest hallotron (taki jak w klawiaturach naszych komputerów) – następny delikatny i tym samym zawodny element. Dodajemy jeszcze jeden element - diodę w miejscu widocznym, która oczywiście stale pobiera prąd (to tylko 100 mA), ale na dobę to 2,4 Ah (czyli na tydzień 17 Ah wycieku z naszej baterii hotelowej).
Teraz scenariusz testowy – wyłączyliśmy gaz i nie zapaliła się dioda sygnalizująca. Co to oznacza? Licho wie, albo zawór się nie zamknął (mało prawdopodobne), albo uszkodzone jest źródło zasilanie hallotronu (padła bateria), albo padło doprowadzenie napięcia do hallotronu, albo zdechł hallotron, albo zdechł przewód sygnałowy od hallotronu do diody, albo zdechła od nagłego przepięcia sama dioda. To duża radość rozwiązywanie tej zagadki diagnostycznej na kołyszącym się na morzu i wypchanym rzeczami jachcie.
W rozwiązaniu które proponuje gdy wypalany gaz nie zgaśnie – to znaczy jedno – zawór nie zadziałał. Gdy zgasł – zadziałał. Jeśli nie zadziałał i wisi w położeniu otwartym zakręcę butlę zaworem głównym – trudno. A wykręcony zawór wezmę na stół operacyjny w mesie. I za chwilę go uleczę. Zasada projektowania KISS (Keep It Simple Stupid) została wykuta w mojej głowie przez świetnych konstruktorów, u których zawsze byłem przeciętnym uczniem.
Ale myśl o zaworze nad kuchenką (a nie przy butli!), który mam zakręcać pozostawiając gaz pod ciśnieniem w przewodzie doprowadzającym wydaje mi się śmiałą koncepcją dla ludzi nie znających lęku. Ja jestem za bardzo tchórzliwy. I nie mam duszy hazardzisty (raczej).