PAWEŁ PLUS TRZY KOBIETY

Nie jest to rutynowe "spędzanie urlopu", ale całkiem poważny rejs rodzinny obliczony na dwa lata.
To pierwsza korespondencja. Liczymy na kolejne.
Dobre przykłady są cenne, bo mobilizujące.
Pamiętajcie o kamizelkach !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
.
-----------------------------------
Drogi Jerzy,
siedzę w mesie w której temepratura osiągnęła już pewnie ze 35 stopni C. Od jakiegoś czasu zbieram się do napisania tekstu na SSI o innym rodzaju
pływania od tego który szanujesz i propagujesz. Bo i dzieci i kobiety i ciepłe wody…:) Niekoniecznie sztormiaki, kalosze i niedźwiedzie mięso, ale z
to wypoczynek, zwiedzanie i propagowanie - zaszczepianie morza młodym, czy może małym ludziom.
Idea wypłynięcia na południowe morza marzyła mi się od lat. Teraz po latach bałtyckich i innych niekoniecznie ciepłych, kiedy leciałem sfinalizować
umowę do Amsterdamu przmknęła mi po głowie myśl - może teraz? Teraz, kiedy lecę do Oscara przejąć wyszukaną łódkę. To chyba najlepsza okazja. Jest
kwiecień 2012 roku, przede mną cały maj, czerwiec i wakacje. Praca da się ułożyć jakoś … Może teraz jest ten moment aby uderzyć na południe. Nie na
krótki czarter ale na naprawdę długi rejs. Bo przecież 4 miesiące to kawał czasu!
I stało się. Okręt przejęty pod Amsterdamem. Dwa tygodnie przygotowań i wraz żoną Justyną i z dziećmi - 4-letnią Antoniną i 11 letnią Zosią ruszamy w rejs marzeń
dla nas. Trasa wiedzie poprzez morze Północne do Hoek van Holland, gdzie po wielu perypetiach kładziemy maszt. Dalsza droga to rzeka Maas, Holandia,
Belgia i Francja do Toul. Stamtąd kanałami a potem rzekami Saoną i dzikim Rodanem nad morze Śródziemne do Port St. Louis.
Wybór trasy śródlądowej świadomy, z dziećmi i chęcią turystycznego poznania. Na znaną mi trasę Biskajsko - Giblartarową nie zdecyzdowaliśmy się z powodu
nieprzewidywalności czasowej. Pamiętam jak w 2007 roku siedzieliśmy w Cherbourgu czekając na przejście kolejnego niżu. Ruszyliśmy w końcu i z
bardzo szorstką pogodą i akcją ratunkową ewakuacji śmigłowcem Romka ze złamaną nogą 100Mm od La Coruny w końcu dotarliśmy do Hiszpanii. Smiały
wytelepany, my również. Roman 4 miesiące w szpitalu w Hiszpani. Wspomnienia pomogły w decyzji …
W końcu 20 lipca 2012 po 6 tygodniach śródlądzia i 350 śluzach (trzysta pięćdziesiąt!) i wielu przygodach. wchodzimy na słone wody "Śródziemia" w
Port St Louis. Gorąco i powolnie. Po dość szybkiej żegludze w kanałach tu wszystko spowalnia 5-krotnie.

Powoli wchodzimy w rytm tutejszego życia. Zaczynamy niespieszną żeglugę wzdłuż francuskiego płd. wybrzeża. Mnóstwo zatok, portów praktycznie w
każdej chwili w zasięgu ręki, lazurowa woda i niskie ceny w marinach (niższe niż w Szwecji). Podobnie z cenami żywności o knajpach nie wspominając.
Poprzez Marsylię, Wyspy Hyeres, Toulon, St. Torpez docieramy do Nicei. A stąd jednym skokiem na Korsykę a potem Elbę aż do podrzymskiego Fiumicino,
gdzie łódka zostaje na zimę. W ostatnim etapie płyną ze mną Tomek, mój szwagier z synem Jankiem.
W kwietniu 2013 roku w składzie pierwotnym - "dziewczyńskim" lecimy dalej - na podneapolitańską Procidę. Potem już tylko z Tomkiem na Sycylię i do
Grecji - na Wyspy Jońskie - główny cel dwuletniego rejsu.
Można powiedzieć - zwykły rejs południowy. Dla mnie jednak wyjątkowy. Z dziećmi, eksploracyjny, z dogłębnym poznaniem miejsc w których stajemy.
Nie byliśmy pierwsi, ani odkrywczy. Z przyjemnością czytałem o wyprawie BIMSI i dwuletnim rejsie z Bałtyku na południe. Po drodze spotkaliśmy na 32
stopowym jachcie Staszka i Kaśkę w rejsie z Chorwacji do Polski. Nic może nie było by w tym dziwnego, gdyby nie to, że Kaśka była w momencie spotkania
w Awinionie w 5 miesiącu ciąży … Dzisiaj mała Magda to super żeglarka:)
Tak więc nie byliśmy pierwsi, ale spróbowaliśmy żeglarstwa rodzinnego, wyprawowego z całym szeregiem problemów i kłopotów po drodze i ze swoją
specyfiką. Byliśmy już po wielu rodzinnych rejsach bałtyckich na to przygotowani, jednak wiele nas zaskoczyło w wielu sytuacjach trzeba było
improwizować.
Siedzę więc w mesie gdzie temperatura osiąga już pewnie ze 40 stopni i myślę, że było wspaniale! A przecież wszystko to dzieje się nadal!
Są różne oblicza żeglarstwa. Da się to Drogi Jerzy robić też rodzinnie. Satysfakcja jest gwarantowana. A prafrazując pewną reklamę: szczęście dzieci - bezcenne:)
z gorącymi pozdrowieniami!
Justyna, Antosia, Zosia i Paweł Oska
--
Pozdrawiam
Paweł Oska
siedzę w mesie w której temepratura osiągnęła już pewnie ze 35 stopni C. Od jakiegoś czasu zbieram się do napisania tekstu na SSI o innym rodzaju
pływania od tego który szanujesz i propagujesz. Bo i dzieci i kobiety i ciepłe wody…:) Niekoniecznie sztormiaki, kalosze i niedźwiedzie mięso, ale z
to wypoczynek, zwiedzanie i propagowanie - zaszczepianie morza młodym, czy może małym ludziom.
Idea wypłynięcia na południowe morza marzyła mi się od lat. Teraz po latach bałtyckich i innych niekoniecznie ciepłych, kiedy leciałem sfinalizować
umowę do Amsterdamu przmknęła mi po głowie myśl - może teraz? Teraz, kiedy lecę do Oscara przejąć wyszukaną łódkę. To chyba najlepsza okazja. Jest
kwiecień 2012 roku, przede mną cały maj, czerwiec i wakacje. Praca da się ułożyć jakoś … Może teraz jest ten moment aby uderzyć na południe. Nie na
krótki czarter ale na naprawdę długi rejs. Bo przecież 4 miesiące to kawał czasu!
I stało się. Okręt przejęty pod Amsterdamem. Dwa tygodnie przygotowań i wraz żoną Justyną i z dziećmi - 4-letnią Antoniną i 11 letnią Zosią ruszamy w rejs marzeń
dla nas. Trasa wiedzie poprzez morze Północne do Hoek van Holland, gdzie po wielu perypetiach kładziemy maszt. Dalsza droga to rzeka Maas, Holandia,
Belgia i Francja do Toul. Stamtąd kanałami a potem rzekami Saoną i dzikim Rodanem nad morze Śródziemne do Port St. Louis.
Wybór trasy śródlądowej świadomy, z dziećmi i chęcią turystycznego poznania. Na znaną mi trasę Biskajsko - Giblartarową nie zdecyzdowaliśmy się z powodu
nieprzewidywalności czasowej. Pamiętam jak w 2007 roku siedzieliśmy w Cherbourgu czekając na przejście kolejnego niżu. Ruszyliśmy w końcu i z
bardzo szorstką pogodą i akcją ratunkową ewakuacji śmigłowcem Romka ze złamaną nogą 100Mm od La Coruny w końcu dotarliśmy do Hiszpanii. Smiały
wytelepany, my również. Roman 4 miesiące w szpitalu w Hiszpani. Wspomnienia pomogły w decyzji …
W końcu 20 lipca 2012 po 6 tygodniach śródlądzia i 350 śluzach (trzysta pięćdziesiąt!) i wielu przygodach. wchodzimy na słone wody "Śródziemia" w
Port St Louis. Gorąco i powolnie. Po dość szybkiej żegludze w kanałach tu wszystko spowalnia 5-krotnie.

Powoli wchodzimy w rytm tutejszego życia. Zaczynamy niespieszną żeglugę wzdłuż francuskiego płd. wybrzeża. Mnóstwo zatok, portów praktycznie w
każdej chwili w zasięgu ręki, lazurowa woda i niskie ceny w marinach (niższe niż w Szwecji). Podobnie z cenami żywności o knajpach nie wspominając.
Poprzez Marsylię, Wyspy Hyeres, Toulon, St. Torpez docieramy do Nicei. A stąd jednym skokiem na Korsykę a potem Elbę aż do podrzymskiego Fiumicino,
gdzie łódka zostaje na zimę. W ostatnim etapie płyną ze mną Tomek, mój szwagier z synem Jankiem.
W kwietniu 2013 roku w składzie pierwotnym - "dziewczyńskim" lecimy dalej - na podneapolitańską Procidę. Potem już tylko z Tomkiem na Sycylię i do
Grecji - na Wyspy Jońskie - główny cel dwuletniego rejsu.
Można powiedzieć - zwykły rejs południowy. Dla mnie jednak wyjątkowy. Z dziećmi, eksploracyjny, z dogłębnym poznaniem miejsc w których stajemy.
Nie byliśmy pierwsi, ani odkrywczy. Z przyjemnością czytałem o wyprawie BIMSI i dwuletnim rejsie z Bałtyku na południe. Po drodze spotkaliśmy na 32
stopowym jachcie Staszka i Kaśkę w rejsie z Chorwacji do Polski. Nic może nie było by w tym dziwnego, gdyby nie to, że Kaśka była w momencie spotkania
w Awinionie w 5 miesiącu ciąży … Dzisiaj mała Magda to super żeglarka:)
Tak więc nie byliśmy pierwsi, ale spróbowaliśmy żeglarstwa rodzinnego, wyprawowego z całym szeregiem problemów i kłopotów po drodze i ze swoją
specyfiką. Byliśmy już po wielu rodzinnych rejsach bałtyckich na to przygotowani, jednak wiele nas zaskoczyło w wielu sytuacjach trzeba było
improwizować.
Siedzę więc w mesie gdzie temperatura osiąga już pewnie ze 40 stopni i myślę, że było wspaniale! A przecież wszystko to dzieje się nadal!
Są różne oblicza żeglarstwa. Da się to Drogi Jerzy robić też rodzinnie. Satysfakcja jest gwarantowana. A prafrazując pewną reklamę: szczęście dzieci - bezcenne:)
z gorącymi pozdrowieniami!
Justyna, Antosia, Zosia i Paweł Oska
--
Pozdrawiam
Paweł Oska
Komentarze
Brak komentarzy do artykułu