„MAGNUS ZAREMBA” NA SVALBARDZIE

Tak sobie czytam w prasie o nieprzyzwoitych zachciankach obu szkół morskich, także o kłopotach finansowych oraz kadrowych „Oceanii”. Nachodzą mnie porównania do funkcjonowania badawczego jachtu „Magnus Zaremba”, który jakby testował czy perpetuum mobile zwłaszcza finansowe jeszcze działa. Wyrazy uznania dla skippera-ownera Eugeniusza Moczydłowskiego.

Bardzo dziękuję.

Żyjcie wiecznie!

Don Jorge el Anciano

===================================

Drogi Don Jorge, 

Masz opowieści zdyszane wysyłane przez Inreach z samotnego wypadu na Svalbard: 4250 mil, 15 dni żeglugi do (plus 5 dni techniczne w Skagen) i 15 dni żeglugi (plus 2 doby na kotwicy) ze Svalbardu, 15 m3 plus przewiezionego naukowego cargo, zabezpieczenie badań 7 naukowców w Calypso Bay w Bellsundzie. 

Sursum corda! 

Gienek,

Coraz bardziej El Viejo.

------------------------------------ 

Początek

Jestem przy Rozewiu. Kładę się na kurs 275 stopni do Bornholmu na pamięć - nie działa żaden system nawigacji GPS (!). Podobno na całym Bałtyku. Jak znajdziesz jakieś info - poproszę. Zupełna cisza, silnik OK póki co. Roboty się ogarnia po kolei i nieustannie. Inreach włączony przypominam adres:
megas@inreach.garmin.com 

Pozdrawiam, Gienek

-------------------------------
Wakacje na Bałtyku
Popylamy („Magnus” ze mną) w stronę Cieśnin Duńskich czyli kanału Falsterborev. Wgniotło nas na szwedzki brzeg i za 2 mile zaczniemy halsować na południe. Nawigacja: mapy z Navionics a pozycja z Inreach, także prędkość i prognozy pogody. Mam też papierową generalkę
Bałtyku od Kilu do Helsinek. Wiozę 15 m3 cargo dla wyprawy UMCS – miało być 2 m3 oraz taczkę dwukółkę coby uczeni mieli łatwo wozić towar po plaży. Dobre są długie podróże – mocny pretekst by w końcu jakoś ogarnąć łódkę.

Pozdrawiam.

Gienek

----------------------------------------
Koniec wakacji
Wakacje skończyły się szybko i zaczęły się schody, gdy zabrakło głównego załoganta – autopilota. Natężywszy siły wczołgaliśmy się do Skagen w czwartek. Konsultacje wskazały na pompę autopilota. Rzeczywiście: silnik pompy wypełniała mazia grafitowo-smarowa spod której wyłonił się komutator wytarty do spodu. Tego samego dnia zbiorowym wysiłkiem została namierzona i kupiona pompa w Frederikshaven, Wysłana w piątek przyszła w sobotę by objawić, że ma inne przyłącza. Zaprzyjaźniony w międzyczasie budowniczy statków Tage zawozi mnie do stoczni (w sobotę!) gdzie jego przyjaciel przegląda dziesiątki metrów regałów z hydraulicznymi przyłączami. Mojego nie ma. W niedzielny poranek Tage przypomina sobie o Torbenie, który przyjeżdża od ręki. Zabiera pompę do warsztatu i przywozi diagnozę. Gwinty w pompie są amerykańskie i nie ma w Europie takich przyłączy. Ale Torben w niedziele gwintuje pompę po europejsku, dziś o 0730 odbieram pompę i kupuje trzy przyłącza. O 10 pompa zmontowana. Płyniemy. Skagerrak nie wypuszcza łatwo – jak zwykle trzeba powalczyć z zachodnią cyrkulacją. A pompa nie działa dobrze. Może jutro da się skalibrować - ma być słaby wiatr.

   

.
Refleksje
Żeglarzu nie „filozuj”, tylko raczej pilnuj by zwinąć żagle na czas, by się luźny szot nie wkręcił pod linę rolera, albo za luźny żagiel nie zrolował się podwójnie co czyni węzłem gordyjskim splątane nierozwijalnie żagle i liny. A radykalne rozwiązania kwestii w stylu Aleksandra Macedońskiego dobrze nie rokują dla przyszłej żeglugi. Na dodatek masz zjawiskowy przypadek nieodpowiedzialności natury w postaci tygodnia stałych wiatrów północnych od silnych do bardzo silnych w rejonie i porze kiedy takie zjawisko jest rzadkością. I to w sytuacji, gdy akurat twój kurs wiedzie właśnie tam skąd duje. Na każdą milę zbliżenia do celu musisz przebyć mil trzy, a gdy wieje silnie, to wegetacja na łódce jest koszmarem chodzenia po ścianach i odechciewa sięwszystkiego. Jest gorzej niż w sztormie, a wszystko przez to, że musisz! Musisz zdążyć na czas – ludzie czekają ze swoimi zadaniami i oczekiwaniami. W tak przepięknych okolicznościach przyrody zdajesz sobie sprawę, że koszmar ma jednak jedna zaletę. Też się kiedyś kończy! Nawet, jeśli jak w tym przypadku skończył się z cumowanie na boi w Longyearbyen. Para nie poszła w gwizdek i na marne bo okazało się, że wyrównaliśmy rekord sprzed lat, żeglugi z Gdańska na Spitsbergen - 14 dni załogantem Grzesie. Tym razem dni żeglugi było piętnaście, ale trasa dłuższa - do LYR, a nie do Horsundu. Jak więc widać, koszmar poza wymienioną wspaniałą cechą może być przyczyną nieśmiałej satysfakcji. Ja jednak o to się zdecydowanie nie prosiłem. Oj nie! Teraz koszmar ciszy absolutnej i gnamy z ekipą UMCS do Calypso Bay całą drogę na silniku. Się wywiało na zapas. Do usłyszenia za 9 dni!

   

.
Tańczący z morsami

Raj ma jedną fatalną cechę – przeważnie się kończy jak wszystko, poza transcendentną wizją naszych marzeń. A że zdarza się na przykład w moim przypadku pierwszy raz na „Magnusie”, tylko wzmacnia siłę wyrazu. Z LYR na maszynie w 15 godzin zameldowaliśmy się przed bazą UMCS w zatoce Calypso, Bellsund. Prawie zaryłem Magnusa dziobem w plaży wspierając się na odbolcowanym balaście 100 m od brzegu. Linowa przeprawa pozwoliła w 3 godziny rozładować te 18 m3 cargo (doszedł bagaż podręczny 3 m3) i popłynąłem już znowu sam do pobliskiej Joseph Bukta by rzucić kotwicę koło kolonii morsów. Cisza, wysprzątana łódka, rozpalony piec, plan prac na jutro, bezpiecznego snu do woli, pyszne jedzenie – katharsis arktycznego świata. Jak pisał Wieszcz: to lubię! Warto doznać nawet, jeśli to tylko jeden raz na 11 lat służby w Arktyce. 31 sierpnia 2025 wybuch bomby głębinowej budzi o 0430 rano – 3 morsy baraszkują przy burcie. Stoimy 30 m od plaży gdzie leżakują, głębokość dziesięć metrów. Słońce, mgły, cisza – dziewicza natura świata w dniu stworzenia. Cztery młodziaki szarpią łańcuchem kotwicznym z przekazem:
albo choć się z nami bawić, albo żegnaj kolego! Mam filmik! Dziś załadujemy promem linowym na jacht cały sprzęt naukowy i zebrane śmieci i płyniemy do LYR. Tam miał być koniec serwisu „Magnusa”. Okazało się, że całe cargo bez zjedzonej żywności ma wrócić do Polski. Se la vie! No i limit wiatrów północnych w rejonie – najpewniej wyczerpany! Najważniejszy jest koniec Himalaiści wiedzą z doświadczenia, ze wejście na szczyt to często mniejsze wyzwanie niż zejście. Zdobywcy jeśli giną, to przeważnie właśnie przy odwrocie. W żeglarstwie jest podobnie. Na fali entuzjazmu i w pełni sił można zajechać na kraj świata. Ale sukces notujemy dopiero po szczęśliwym powrocie. Rozumiał to Ernest Shackleton, a Salomon Andrée prawdopodobnie zdecydował, że honor i zadanie są ważniejsze niż ryzyko utraty życia i zginął. Nie wystarczy myśleć jak Shackleton, musisz jeszcze dysponować dostatecznym doświadczeniem, wiedzą i umiejętnością stosowania obu. Nawet jeśli spełniasz warunki, nie masz pewności, że podołasz. Potrzeba szczęścia lub lepiej – wsparcia Opatrzności. Martwisz się bardziej gdy wracasz – port już bliżej niż dalej, a przecież wciąż wszystko się może zdarzyć. Czy plaster nalepiony na rozerwaną genuę wytrzyma? Czy silnik nie zawiedzie? Jak mawia pewien były premier: nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz.

Lodowiec

.
W Longyearbyen Siedmiu Wspaniałych naukowców z UMCS przeniosło się do hotelu na nocleg przed lotem do domu. Zatankowałem wodę i w drogę. Trzy godziny sentymentalnej wizyty w Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie. Bardzo przyjemnie – większość to znajomi z 11 lat rejsów, podekscytowani wspomnieniami, wzruszeni spotkaniem. Ja też – to kawał życia i przygody. Morze Graniczne – to trasa do i z archipelagu Svalbard pomiędzy morzami Barentsa i Grenlandzkim. Wiatry – oczywiście południowe, tylko znacznie słabsze niż północne dujawice w drodze na północ. Tysiąc mil nieustannej mgły, mżawki i słabego przeciwnego wiatru. Na szerokości geograficznej Bergen chowam się w fiordy – ma silnie wiać z południa. Dwie doby przerwy na kotwicy, a raczej z cumami wiązanymi do skał na brzegu. I rajd wewnętrznymi wodami zachodniej Norwegii w pobliże Skagerraku, gdzie południowy wiatr staje wreszcie na usługi szybszej żeglugi. Kattegat i Bałtyk to cudowna premia za cierpliwość! Zachodnie wiatry gnają „Magnusa” do kraju, jakby się urwał z uwięzi. Po 15 dobach żeglugi i 2 dobach na kotwicy, cumujemy przy Nabrzeżu Kutrowym by zdać firmie Naviga cargo UMCS przywiezione z zatoki Calypso. I już! Następnego dnia – skok do Gdańska na Nabrzeże Flisaków, gdzie dobra wola i przychylność Urzędu Morskiego w Gdyni i Kapitana Portu Gdańsk pozwala „Magnusowi Zarembie” bezpiecznie oczekiwać na kolejne wyzwania.

Gienek

OBEJRZYJCIE:

Sztaksle „Magnusa Zaremby”

https://www.youtube.com/shorts/tNzhGlMRhQs

Młodziaki zapraszają do zabawy

https://youtu.be/TYPO5EJk-yc

Młodziaki zapraszają do zabawy 2

https://youtu.be/DtxZbn434kM

Komfort i 6 węzłów

https://youtube.com/shorts/ekdd_mJ7Kkk?feature=share

Samotnie na Magnusie

https://youtube.com/shorts/xa8eILI5j1g?feature=share

Czego trzeba dopilnować

https://youtube.com/shorts/aWbPiP9ubAs?feature=share

Żegluga od rufy strony

https://youtube.com/shorts/3fF-aSWe1GM?feature=share

 

 

Komentarze
Brak komentarzy do artykułu