Najdoskonalszy, najdzielniejszy, najpiękniejszy, najwygodniejszy jacht w mojej subiektywnej ocenie czyli „Carter 30” o nazwe „EPOKA” pod kapitanem Markiem Zwierzem skrupulatnie penetruje oceaniczne archipelagi podzwrotnikowe i równikowe wschodniego Atlantyku. Znamy też kolejne zamiary – dalej i dalej na południe. Nawet tam gdzie sięga sponsoring ZUS.
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
====================================
Emeritus Travel - 4
W ostatnim odcinku pożegnaliśmy Portugalię i, płynąc dalej na południe, wracamy na terytorium Hiszpanii. Kierujemy się na Teneryfę, do portu Radazul. Po drodze wspaniały wschód słońca z jasną Wenus i … czarne płetwy na powierzchni oceanu pomiędzy Teneryfą i Gran Canarią. Tym razem nie mylimy się, to są pilot whales, zwane też grindwalami. Tak jak i orki, są delfinami, ale ich zachowanie jest zupełnie inne. Nie skaczą, wynurzają się na tyle, żeby spokojnie zaczerpnąć powietrza i nie rzucać się w oczy. Ich płetwy są podobne do samic orek, ale nieco mniejsze. Grupa czterech grindwali towarzyszy nam blisko godzinę.

.El Hierro
.
Stajemy w porcie, a nad nami osiedle w pionie. To znaczy pionowa ściana skalna, a na niej wykute ulice i postawione domy. Tak na pierwszy rzut oka dwanaście pięter w pierwszym rzędzie, a potem jeszcze kilka „pięter” wykutych w skale. Najbliższy sklep? 300 m w linii prostej. Czas dojścia? 45 minut. Szkoda, że nie ma windy. Santa Cruz de Tenerife jest w odległości 20 minut jazdy autobusem. Komunikacja publiczna jest na wyspie znakomicie rozwiązana i praktycznie wszędzie można w ten sposób dojechać. W Santa Cruz de Tenerife od kilku lat funkcjonuje Palmetum. Miejskie, spore wysypisko śmieci przekształcono w ogród prezentujący rośliny, a szczególnie palmy, z różnych stron świata. Są ekosystemy roślinne z Karaibów, z Polinezji, z Afryki czy Ameryki. W dodatku ze wspaniałym widokiem na ocean. Piękny przykład jak z areału, który jest zawalidrogą i którym chwalić się nie wypada, zrobić perełkę w koronie miasta i kolejną atrakcję turystyczną w regionie z turystyki żyjącym.
.
Na Teneryfie jest najwyższa góra Hiszpanii, El Teide, 3715 m npm. Jej wysokość sprawia, że cień wiatru wyspy jest znaczny. Można ją też z daleka zobaczyć. Ma to też inne plusy. Chmury opierając się o ten masyw zaopatrują wyspę w wodę. Opisywaliśmy ten mechanizm na przykładzie Madery. Ten obszar, który tak często jest okupowany przez mgły, jest zieloną strefą wyspy. Pułap chmur sięga do około 3000 m i powyżej niemal zawsze świeci słońce. To wykorzystali astronomowie pod El Teide budując największe w Europie i jedno z największych na świecie obserwatoriów słońca. Można zwiedzać. Ilość kilkudziesięciu teleskopów do obserwacji dziennego i nocnego nieba zgromadzonych w jednym miejscu robi wrażenie. Natomiast sam wulkan El Teide i jego okolice to krajobrazowo coś absolutnie wyjątkowego. Miejscami wygląda to jak plan filmu „Diuna”. Piaszczyste przestrzenie poprzetykane polami lawy gdzieniegdzie porośniętymi suchą roślinnością. W 2021 roku lasy na Teneryfie płonęły. Składają się one głównie z sosny kanaryjskiej i drzew laurowych, zwanych też wawrzynowymi. Tutejsza sosna jest czymś naprawdę wyjątkowym. Ma bardzo długie, miękkie igły. Opadające igły tworzą między drzewami miękki dywan skutecznie tłumiący wszelką roślinną konkurencję. Sosna ma też tą właściwość, że nie poddaje się płomieniom. Gałęzie mogą spłonąć, pnie zostają solidnie osmalone, a po jakimś czasie z tych czarnych pni zaczynają wyrastać nowe, zielone igły. Przyroda nigdy się nie poddaje. Przyroda odradza się, bo to ona właśnie jest tym legendarnym Feniksem i odradza się wbrew wszystkiemu. Na Teneryfie jest jeszcze mnóstwo innych ciekawostek, jak choćby piękny ogród w miejscowości Orotava wypełniony masońskimi symbolami. Kościół odmówił miejsca na cmentarzu tutejszemu masonowi, więc rodzina stworzyła mu piękne mauzoleum w jego własnym parku. Znów strzał w kolano. Orotava jest miejscowością z układem ulic i domów zachowanymi tak, jak były w XVII wieku. Niestety nie da się w tak krótkiej relacji opisać wszystkiego. Z drugiej strony nie da się obejrzeć wszystkich ciekawostek w ciągu krótkiego pobytu. Trudno, cos trzeba sobie zostawić na następny raz. Opuszczamy Teneryfę i płyniemy na La Palmę.

LaqGomera
.
Stolicą La Palmy też jest Santa Cruz, z tym, że jest to Santa Cruz de La Palma. Tu znowu trafiamy na lokalną fiestę. To adoracja świętego obrazu Matki Boskiej Śnieżnej, który co pięć lat jest obnoszony po całej wyspie. Procesja to nie tylko wierni. To także odświętnie ubrane dzieci, miejscowa orkiestra dęta i, oczywiście, lokalni politycy. Przecież jest okazja do pokazania się. Góry na La Palmie, tak, jak i na Teneryfie, mają powyżej 3000 m wysokości. Wyspa jest mniejsza i z dużo mniejszą ilością mieszkańców, którzy potrzebują także dużo mniej światła. Skrzętnie zostało to wykorzystane przez astronomów, którzy na wysokości około 3300 m npm zbudowali jeden z najważniejszych ośrodków obserwacji nocnego nieba na świecie. Częstym gościem bywa tutaj Brian May, gitarzysta zespołu „Queen”, który w życiu pozamuzycznym jest doktorem astrofizyki. Materiały do swojej pracy zbierał właśnie w tym obserwatorium i w dalszym ciągu przez jakąś część roku tutaj bywa i jest jednym ze współfinansujących niektóre projekty. Największy teleskop tutaj ma zwierciadło o średnicy 10,5 metra. Nie jest to jednolity blok szkła, lecz całość złożona jest z 36 heksagonalnych elementów. Pozwala to oszczędzić na wadze, ale też umożliwia kompensację błędów optycznych zwykłego lustra i redukcję zakłóceń wywołanych optycznymi drganiami atmosfery. Po prostu tutaj gwiazdy nie mrugają do astronomów. Może szkoda? Największe wrażenie robią jednak teleskopy do badania promieniowania Czerenkowa. To specjalny rodzaj promieniowania gamma. W warunkach ziemskich można go zaobserwować w reaktorach jądrowych. To ono nadaje wnętrzu reaktora charakterystyczną, niebieską poświatę.
W 2021 roku na północną część La Palmy wylały się potoki lawy. Czarna, żwirowata powłoka i równie czarny pył zniszczyły kilka miejscowości. Gdy tylko lawa nieco ostygła rozpoczęto odbudowę dróg i plantacji. Z góry wśród czarnych kamieni widać zielone plantacje bananowców. Część jest przykrytych folią, ponieważ niektóre gatunki bananowców są bardzo wrażliwe na wpływy zewnętrzne. Szczególnie na owady. Tutaj, zupełnie jak spalony na Teneryfie las, widać powrót do życia. Nie tylko przyroda, ale i ludzie z całą infrastrukturą wkraczają na zniszczone tereny. Przyroda, której częścią jesteśmy, nie znosi pustki.

.LaPalma - Obserwatorium
.
Ruszamy na La Gomerę. Stolicą jest San Sebastian. Ominęliśmy San Sebastian w rogu Zatoki Biskajskiej, za to odwiedzamy je na La Gomerze. Miasteczko urokliwe, pełne turystów, codziennie odwiedzane przez olbrzymie wycieczkowce. Wejście do portu jest wąskie, a raczej przejście do mariny jest wytyczonym wąskim farwaterem. Zrozumiałe, kiedy zobaczyliśmy, że basen portowy wykorzystywany jest jako obrotnica dla szybkich promów i port dla wspomnianych wycieczkowców. Pożyczenie samochodu niemożliwe. Wszystkie zarezerwowane. Przy porcie była wypożyczalnia, z którą udało nam się wynegocjować dwa dni autka. Maksymalnie je wykorzystaliśmy. Dojechaliśmy w miejsce przypominające powierzchnię Marsa. Czerwona ziemia i mnóstwo ścieżek dla wędrujących turystów. La Gomera ma około 20 kilometrów średnicy i ponad 600 kilometrów pieszych szlaków. Trzeba przyznać, że szlaki, choć piękne, nie są łatwe. Większość ma duże przewyższenia, a stromizny tutejszych gór są imponujące. W dodatku nie da się chodzić poza szlakami, bo skały, z których zbudowana jest wyspa, są bardzo kruche. Mamy też i negatywne wrażenia. To jedyna wyspa pełna śmieci. Śmieci miejscowych, typu plastikowe koniki na biegunach i monitory komputerowe w rowach, ale i turystyczne jak opakowania po batonikach i skórki bananów w miejscach widokowych. Z innych ciekawostek, to trafiliśmy do baru o wdzięcznej nazwie La Curva. Faktycznie bar stoi na stuosiemdziesięciostopniowym zakręcie. Wewnątrz oczywiście nikt nie mówi w innym języku, niż hiszpański, a wokół ścian półeczka z licznymi pucharami. Okazuje się, że puchary są zdobyte przez bywalców baru w tutejszych mistrzostwach w grze karcianej Pericón popularnej na Kanarach, a szczególnie na La Gomerze. Cóż, jak brzmiało motto jednej z edycji Vendee Globe – „Każdemu jego Everest”. W sumie ważne, żeby się dobrze bawić. W samym San Sebastian odwiedzamy jeszcze katedrę, która szczyci się najpiękniejszym drewnianym sklepieniem w Hiszpanii inspirowanym arabską sztuką zdobniczą.

La Palma
.
Powoli ruszamy dalej. Pozostała nam najdalej na zachód wysunięta wyspa archipelagu, El Hierro. El Hierro znana była już w starożytności. Był to najbardziej na zachód wysunięty kawałek znanego świata. W II wieku naszej ery Ptolemeusz właśnie na zachodniej stronie El Hierro ustawił południk zero, który dopiero pod koniec XIX wieku przeniesiono do Greenwich. W międzyczasie przechodził przez Paryż, ale to już zupełnie inna historia. Na El Hierro jest nawet upamiętnione miejsce południka zero. W ogóle wysepka nas urzekła i mamy teraz nasze dwie ulubione wyspy wśród Wysp Kanaryjskich: El Hierro i La Palmę. Trafiliśmy tutaj na ciekawostkę geologiczną, a właściwie wulkaniczną, czyli tunele lawowe. Płynąca rzeka lawy zastygała z wierzchu tworząc skorupę, pod którą lawa płynęła dalej, aż płynąć skończyła, i pozostał po niej kamienny tunel. Był on wykorzystywany przez pierwotną ludność wyspy jako możliwość schronienia się i mieszkania.
.
Po kilku dniach ruszamy dalej. Jesteśmy umówieni z kolegą, z którym chcemy płynąć na Wyspy Zielonego Przylądka, Cabo Verde. No to płyniemy na spotkanie do Pasito Blanco na Gran Canarii. Ciekawi jesteśmy, jak nam się uda rejs we trójkę. Nie omieszkamy donieść o tym w kolejnym odcinku.
.
Marek Zwierz i Joanna Siemiak – s/y „EPOKA”
---------------------
Fotografie - Marek Zwierz