Jak uprzedzałem - news Tomasza Piaseckiego był tylko "korepetecyjką", czyli przypomnieniem znaczenia słów ostatnio bardzo często używanych - zarówno przez "liberatorów", jak i przez "beton". Krzysztof Mnich ów news odczytał jako reklamę składnika uniwersalnego medykamentu, cudownego środka na nasze kłopoty. Dokopał się publikacji człowieka, któremu RDC ... dokucza. No to sobie poczytajcie o drugiej stronie medalu. A może to tylko mowa o upiorze biurokracji ?
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Nie zapominajcie o naszej pozycji RANKINGOWEJ:
____________________
Witam Don Jorge,
widze, że znowu ktoś "odkryl" Dyrektyweę RCD i znowu upatruje w niej narzędzie wolności...To doprawdy najbardziej przypomina zachodnioeuropejskich intelektualistów, wpatrzonych z podziwem w takie oazy wolnosci jak Zwiazek Radziecki Stalina, a potem Chiny Mao i Kuba Che Guevary...
Dla równowagi może ciekawy glos z "tamtej strony", z kraju, na którym ponoc mielibysmy sie wzorowac. Autora chyba nie musze przedstawiac, zreszta przedstawil sie sam w artykule. Zapraszam do lektury artykułu Jamesa Wharrama, zamieszczonej na: http://www.wharram.com/bureaucracy.html Moje tłumaczenie - poniżej.
krzys
____________
Utrata wolności i dyrektywa RCD
James Wharram, maj 2004
Oryginał: http://www.wharram.com/bureaucracy.html
Skala czasowa budowy moich dużych jachtów zadecydowała, że przeznaczyłem projekty takie jak Islander 55 i 56, Pahi 52 i (mam nadzieję) nowa Pahi 60 do wykonania przez profesjonalnych szkutników. Niestety, w chwili, gdy zająłem się zawodowym szkutnictwem, popadłem w poważny konflikt z europejską dyrektywą w sprawie statków rekreacyjnych, która jest obowiązującym prawem od czerwca 1998r.
Wszyscy w Europie wiemy o utracie powszechnej wolności w czasach faszystowskich dyktatur w latach 1930-tych i 40-tych i w komunistycznej Europie Wschodniej przed 1989 rokiem. Postrzegamy ją historycznie jako odebranie podstawowych swobód, jednak wystarczy porozmawiać - tak jak ja rozmawiałem - z mieszkańcami byłej NRD: opowiedzą, że prawdziwym spustoszeniem w ich życiu było mnóstwo drobnych ograniczeń wolności, uzależniających ich od dyktatu armii biurokratów.
Wolność żeglowania zaliczam do swobód podstawowych. Wystarczy zaś przejrzeć listy od czytelników i artykuły redakcyjne w czasopismach żeglarskich z ostatnich lat, aby przekonać się, że nowa armia biurokratów zaczęła żerować na dawnej wolności żeglowania (oczywiście, jak twierdzą, dla dobra żeglarzy) i pobiera opłaty za swoje niechciane usługi.
Wynikiem tych spostrzeżeń jest list, który niedawno wysłałem do wszystkich brytyjskich czasopism żeglarskich, posłów z mojego okręgu i do (jak sądziłem) liberalnej prasy codziennej. Co ciekawe, żaden z adresatów nawet nie potwierdził otrzymania listu.
Droga Redakcjo,
Nagłówki gazet zajmują się w tej chwili głównie problemami z Islamem, jednak w cieniu tych wiadomości odbywa się znaczący proces historyczny – ewolucja Wspólnoty Europejskiej, powiększonej obecnie o nowych członków.
Podstawową kwestią polityczną jest: do jakiej Europy dążymy? Do wolnej, demokratycznej Europy czy do Europy zdominowanej przez restrykcyjną biurokrację.
W mojej dziedzinie - żeglarstwie - utknęliśmy w biurokratycznym bagnie już 6 lat temu, kiedy zaczęła obowiązywać europejska dyrektywa RCD. Teoretycznie dyrektywy unijne miały stworzyć jednolite zasady funkcjonowania rynku w całej Europie. W praktyce stworzyły kosztowny, biurokratyczny system, korzystny tylko dla wielkich producentów i wykluczający z rynku małe firmy.
Otrzymałem ostatnio wiadomość z Wydziału Handlu i Przemysłu, dotyczącą dyrektywy RCD, zawierającą następujące zdania: "Dyrektywa europejska, znana powszechnie jako RCD, weszła w życie 8 lat temu,w 1996r. (stała się obowiązującym prawem w czerwcu 1998). Obowiązuje ona Pana, jeżeli zbuduje Pan lub sprzeda statek rekreacyjny o wymiarach od 2.5 do 24m. Jeżeli nie spełni Pan wymagań dyrektywy, narazi się Pan na reakcję odpowiednich władz. [...] Przepisy, implementujące dyrektywę, wraz z ustawą z 1996r., przewidują karę grzywny do 5000£ i/lub pozbawienia wolności do 3 miesięcy".
Jak więc zorganizowany był świat żeglarstwa przed dyrektywą RCD?
Zasady, funkcjonujące w Wielkiej Brytanii i innych krajach przed RCD, można streścić w następujących punktach:
1) Czasopisma żeglarskie stanowiły otwarte, demokratyczne forum w dziedzinie techniki i bezpiczeństwa, publikując artykuły "ekspertów". Ekspertów, których tezy mogły być natychmiast publicznie zweryfikowane przez innych specjalistów lub przez czytelników
2) Czasopisma testowały nowe jachty i wyposażenie, znajdujące się w sprzedaży. Wszelkie wady sprzętu były natychmiast podawane do publicznej wiadomości. Do wszelkich wątpliwości mógł się natychmiast ustosunkować projektant, budowniczy lub żeglarz - popierając lub poprawiając problematyczne rozwiązania.
3) Royal Yachting Association (w Wielkiej Brytanii) reprezentowało, poprzez swoich członków i zrzeszone kluby, potrzeby żeglarzy wobec władz. Aby utrzymać wysoki poziom standardów, jego motto brzmiało "Edukacja, nie legislacja".
4) Towarzystwa ubezpieczeniowe i przeprowadzane na ich zlecenie inspekcje również przyczyniały się do wysokich standardów w budownictwie jachtowym.
5) Jeżeli ktoś chciał mieć absolutną pewność co do jakości swojego jachtu, mógł zwrócić się, na własny koszt, o nadzór do instytucji klasyfikacyjnej, takiej jak Lloyds czy Veritas.
Opisany, demokratyczny system zaczął się rozwijać około 1850r. a od lat 1950-tych do czerwca 1998r. był w stanie stworzyć warunki dla rozwoju żeglarstwa jako narodowej formy rekreacji i sportu, obsługiwanej zarówno przez małe jak i duże firmy, przy braku jakichkolwiek żądań jego zmiany.
Skąd więc wzięła się dyrektywa RCD?
Początkowo, około roku 1982, była to idea małej grupy urzędników British Marine Industries Federation, którzy twierdzili, że brytyjskie jachty podlegają w Europie ograniczeniom sprzedaży. Propozycja z 1982r. Została odrzucona w wyniku zastrzeżeń ze strony RYA, ci sami urzędnicy wystąpili z nią jednak ponownie około 1990r. W tym czasie we Francji rozwinęły się duże firmy, budujące seryjnie jachty z laminatu. Przy wsparciu tych firm, dla których nowe przepisy byłyby korzystne, dyrektywa RCD weszła w życie w czerwcu 1998r.
W roku 1998, kiedy dyrektywa stała się obowiązującym prawem, pojawiło się wiele krytycznych artykułów w prasie i w czasopismach żeglarskich. Podawano przykłady małych firm szkutniczych, które dyrektywa wyklucza z rynku. Niestety, sprawy te szybko przestały stanowić świeży temat dla prasy, chociaż problem pozostał. Wiele niedużych firm rzeczywiście musiało zaprzestać działalności (a ich głos nie jest już słyszany).
RCD, wprowadzona dla korzyści wielkich producentów, w istocie zniweczyła istniejący od 150 lat, stworzony przez żeglarzy dla żeglarzy, otwarty, demokratyczny system oceny jakości i bezpieczeństwa konstrukcji jachtowych.
Kim jestem?
Niedawno czasopisma żeglarskie określiły mnie jako "żywą legendę". 50 lat temu zaliczałem się do pionierów żeglarstwa oceanicznego, mając swój udział w przekształceniu tradycyjnych podwójnych canoe z Pacyfiku we współczesne katamarany. Od prawie 50 lat jestem konstruktorem katamaranów, sprzedałem dotychczas co najmniej 9000 projektów. Pisywałem do czasopism żeglarskich od 1956r. Od późnych lat 70-tych do wczesnych 90-tych działałem w Komisji Turystycznej RYA. Zaprzestałem tej działalności w 1992r. w związku z rejsem dookoła świata. Jeśli chodzi o przekonania polityczne, jestem członkiem Britain's Liberal Democrat party, partii o nastawieniu pro-europejskim.
Dlaczego poruszam w tej chwili sprawę RCD?
Obecnie istnieje kilka szkutni, budujących jachty według moich projektów. Niektóre z tych zakładów znajdują się poza Europą, jednak ich produkty są importowane do Europy i w związku z tym muszą spełniać warunki RCD.
Rok temu odkryliśmy, że jeden z przepisów dyrektywy nie da sie zastosować, a nawet byłby niebezpieczny w przypadku zastosowania w naszych projektach. Przesłaliśmy propozycję innej interpretacji przepisów, dotyczących wyjścia ewakuacyjnego, w zastosowaniu do naszych jachtów.
Działanie machiny biurokratycznej spowodowało, że przez 10 miesięcy usiłowaliśmy dowiedzieć się czegoś w tej sprawie. Musieliśmy pisać wiele listów z ponagleniami, podczas gdy szkutnicy domagali się odpowiedzi - jednak w starciu z bezosobową biurokracją trudno było nawet dowiedzieć się, do kogo kierowac zażalenia.
Nasze doświadczenia wykazały, że dyrektywa RCD stała się, tak jak to przewidywano w 1998r., restrykcyjną, kosztowną, biurokratyczną, tracącą czas instytucją, przynoszącą korzyści tylko kilku wielkim stoczniom.
Mój, zdawałoby się, niewielki problem daje pewien pogląd na dużo większy problem europejskiej demokracji. Kto kontroluje teraźniejszość i przyszłość Europy? Czy przyszłość ta będzie należeć do demokracji stworzonej przez i dla ludzi, jaka obowiązywała w brytyjskim żeglarstwie przed uchwaleniem RCD? Czy też ma to być świat, rządzony przez nieznane i pozostające poza kontrolą instytucje, tak jak to kiedyś opisał Kafka?
Z poważaniem
James Wharram
Pamiętacie historię chłopa co mu po przeczytani napisu na płocie drzazga w język weszła? Tak samo przywoływanie definicji jachtu rekreacyjnego z RCD ma się nijak do próby definiowania żeglarstwa rekreacyjnego i komercyjnego.
Ale wróćmy do treści newsa. Krzyś przedstawił rewers a ja postaram napisać co jest na awersie RCD. Może nie wszyscy pamiętają ale kiedyś chcąc sprzedać jacht w Polsce trzeba było dokumentację “zatwierdzić” w PRS lub PZŻ. Gdy producent chciał sprzedać ten jacht w innym kraju musiał uzyskać akceptację tamtejszego organu inspekcyjnego. Dziś dzięki RCD możne sprzedawać go na terenie całej unii. Czy jest to złe? O praktykach eliminacji z rynku konkurencji przy pomocy podobnych sztuczek nie trzeba chyba przypominać choć większość przypadków nie dotyczyła żeglarstwa.
Producent bądź importer musi zapewnić zgodność produktu z zasadniczymi wymaganiami zawartymi w dyrektywie dlatego też przyjemniaczki podnosili ten argument w dyskusji o braku konieczności poddawania jachtów przeglądom technicznym, co niektórzy odbierają nadal jako zamach “na polskie szkutnictwo garażowe”.
System certyfikacji albo lepiej oceny zgodności, czego jednym z elementów jest RCD, można spotkać na każdym kroku. Popatrzcie na to co kupujecie, widzicie tam magiczny znaczek CE? To oznacza, że produkt jest zgody z jakąś ogólnoeuropejską normą i nie jest ważne z którego zakątka europy pochodzi. Gdzie by nie był wyprodukowany powinien spełnić określone minimum wymagań. To bardzo źle?
Jasnym jest, że dla producentów wymagania narzucone przepisami są pewnym utrudnieniem i zapewne część z nich zaprzestała działalności lecz czy to powód do darcia szat i płaczu nad demokracją w europie? Co do żali Wahrrama to RCD stoi na straży interesów klienta a nie producenta.
j.w
Ależ Mariuszu jak najbardziej jestem za tym aby każdy mół się topić według własnego uznania tyle tylko, że czepiacie się RCD a nie widzicie innych ograniczeń? Może ktoś doszedł do wniosku, że łódź kupuje się tak samo jak rower czy buty. Kupujący nie musi się znać, producent ma zapewnić towar w miarę bezpieczny. Tego dotyczy unijna polityka ujednolicania wyrobów.
Pokonywanie tych barier powoduje (według mnie) że część pary idzie w gwizdek, zamiast na poprawę bezpieczeństwa.
Część decydentów doszła do wniosku, że dla bezpieczeństwa trzeba postawić pewne bariery. I tym dyskusję można zakończyć, chyba ;-)
j.w
Kto określa gdzie będzie koniec tych barier?
czy zaręczysz mi że na tym decydenci poprzestaną? Moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.
Kto określa gdzie będzie koniec tych barier?
czy zaręczysz mi że na tym decydenci poprzestaną?
Przeiceż każdy z nas ma wpływ na określenie granic. Co kilka lat, kartką wyborczą. NIe zawsze skuteczne, nie zawsze działające ale nic lepszego nie wymyślili.
j.w
Co do żali Wahrrama to RCD stoi na straży interesów klienta a nie producenta.
Czyli, jak rozumiem, uważasz, że nieprawdą jest to co napisał Wharram, jakoby:
Wolny kraj, każdy może uważać innego za kłamcę i głupca - choćby tamten miał wielokrotnie większe osiągnięcia niż wszyscy tu zebrani razem wzięci.
pozdrowienia
krzys
Wolny kraj, każdy może uważać innego za kłamcę i głupca - choćby tamten miał wielokrotnie większe osiągnięcia niż wszyscy tu zebrani razem wzięci.
Masz rację to wolny kraj, możesz stawiać ołtarze komu chcesz, to wyłącznie Twoja sprawa. Problemem jest, że w imię Twojej idei chcesz walczyć z częścią nas obarczając nas winą za RCD. To czy RCD jest dla żeglarzy dobre czy złe to kwestia posiadanych wartości ekonomicznych i moralnych ja nie widzę powodów aby je zmieniać. Krzysiu możesz dalej toczyć spór o ... no właśnie o co?
j.w
Masz rację to wolny kraj, możesz stawiać ołtarze komu chcesz, to wyłącznie Twoja sprawa. [...]
Krzysiu możesz dalej toczyć spór o ... no właśnie o co?
A wiesz, od dawna zadaję identycznie sformułowane pytanie.
Obowiązki, wynikające z RCD, nie są w Polsce egzekwowane w odniesieniu do jednostkowej budowy jachtów. W wielu innych krajach europejskich też nie są. Nic się z tego powodu złego nie dzieje: w ciągu ostatnich lat zdarzył się u nas dokładnie jeden wypadek śmiertelny, wywołany błędem konstrukcyjnym jachtu (i to, z tego co wiem, była to przeróbka wykonana przez właściciela, a więc dozwolona).
Gdyby postanowienia RCD zaczęto egzekwować, większość zbudowanych u nas jachtów byłaby nielegalna, a większość szkutników poszłaby z torbami i ich dzieci, i wnuki też.
To chyba dobre powody, żeby być przeciw.
Ciekawsze jest pytanie w drugą stronę:
Od paru lat kilka osób (w tym Ty) wywleka dyrektywę RCD przy różnych okazjach, przypominając za każdym razem, że ona obowiązuje - i ryzykując, że ktoś z rządzących w końcu zechce się wykazać i doprowadzi do jej egzekwowania.
Na wszelkie zarzuty odpowiadasz, broniąc RCD jak niepodległości, powtarzając frazesy, że broni konsumentów i że "wszędzie na świecie" obowiązuje, i że każdy porządny szkutnik może i powinien wymagania spełnić. Jedno i drugie i trzecie jest nieprawdą, nawiasem mówiąc.
Więc może i Ty podasz jakiś dobry powód, dla którego z taką determinacją popierasz dyrektywę RCD i wszystkie jej konsekwencje?
Roch Wróblewski kiedyś szczerze powiedział, że obecne polskie szkutnictwo mu się nie podoba, że to badziewie, zależy mu na jego zlikwidowaniu i wejściu na nasz rynek "dobrych" jachtów zagranicznych. Naprawdę tak powiedział, nie zmyślam. Przynajmniej był szczery.
Czy i Ty zdobędziesz się na szczerość i powiesz, co Ci zależy? O co ten spór?
pozdrowienia
krzys
Gdyby postanowienia RCD zaczęto egzekwować, większość zbudowanych u nas jachtów byłaby nielegalna,
No i co z tego wynika? Jakieś sankcje oprócz “zabrania CE”? Mówisz o “przestępcach” możesz podać artykuł jaki naruszyli?
a większość szkutników poszłaby z torbami i ich dzieci, i wnuki też.
Jakieś dane badania czy to tylko Twoje domysły, a może znów gdzieś napisali?
To chyba dobre powody, żeby być przeciw.
Pewnie! Chcesz się wzbogacić? Oszukuj, bądź nierzetelny, nie podnoś swoich kwalifikacji, miej wszystko i wszystkich w d... bo inaczej pójdziesz z torbami! Takie jest Twoje kredo? Jak jedziesz koleją kupujesz bilet czy dajesz w łapę konduktorowi? On też pewnie ma dzieci a może i wnuki.
Od paru lat kilka osób (w tym Ty) wywleka dyrektywę RCD przy różnych okazjach, przypominając za każdym razem, że ona obowiązuje - i ryzykując, że ktoś z rządzących w końcu zechce się wykazać i doprowadzi do jej egzekwowania.
O egzekwowanie zapisów rozporządzenia dbają zainteresowani.
Więc może i Ty podasz jakiś dobry powód, dla którego z taką determinacją popierasz dyrektywę RCD i wszystkie jej konsekwencje?
Nie wiem czy dobry, szczególnie dla Ciebie, ale uważam, że żeglarstwo może uprawiać każdy dureń [ ;-) ] więc nie powinien być nabijany w butelkę przez sprzedawcę który wciśnie mu byle jakiej jakości towar. Ja zadałem sobie trud i przeczytałem co w odpowiednich normach zapisano więc uważam, że w sprawie uciążliwości RCD mogę się wypowiadać prostując takie rewelacje jak 3x3 o skutkach założenia rolera foka. To nie RCD jest groźne tylko rozpowszechniane o niej bajdy i legendy. Jeszcze trochę a zaczną nie straszyć małe dzieci. j.w
Ciekawe i coraz ciekawsze. Udawac, ze RCD nie istnieje, raczej sie nie uda. Udowodnic, ze zapewnia "dzielnosc morska", tez bedzie trudno. Moje pytanie, czy dyrektywa jest czyms wiecej, niz zaleceniem, pozostaje bez odpowiedzi, co nie ulatwia niczego, wiec ogranicze sie do napisania tego, co wiem: We Francji, od przynajmniej cwierc wieku, nigdy nie bylo przegladow i nadzoru....
Lukasz
I im wiecej czytam, tym wiem mniej....: ) O profesjonalistach mowisz moze? Pewnie tak, bo zegluje od 82-ego i nikt mnie przegladal, ani nie nadzorowal.
"jednostki rekreacyjne wchodzace w zakres stosowania dyrektywy zostaly wyjete z zakresu obowiazywania " - Litosci! Tu sie kupuje "pinoches", zwierciadelko i co tam jeszcze trzeba i sie zegluje. Od 82-ego przynajmniej....
W przepisach zaszly - rzeczywiscie - dosc istotne i korzystne zmiany ( jestem ich glownym beneficjentem szczesliwym), ale bardzo niedawno i nie pod wplywem RCD, tylko "konkurencji" bandery belgijskiej - o czym Ci kiedys donioslem w ramach ciekawostek.
"Trzymajac sie ducha RCD i biorac przyklad z Francji...." - co to, to tak! :)) Dal nam przyklad Bonaparte juz...: )
Pozdrawiam, Tomek
No tak, od poczatku mowi sie o profesjonalistach i budowniczych cwierc-, pol- i amatorach, co mi umknelo - sorry. Dopisuje wiec, bo innym tez moglo umknac!
Jednak : )) jako nie zeglarz, tylko konstruktor-amator bylem nadzorowany jeszcze w 2002...Od stycznia biezacego roku juz nie jestem! Co przynioslo mi bardzo wymierne korzysci finansowe ( o komforcie psychologicznym nie wspomne). Ale RCD w tym wszystkim jak nie widzialem, tak i nie widze....11 lat, powiadasz. Mi wychodzi o jedynke mniej, ale moze 11 lat temu przydarzylo sie cos dobrego jakiejs innej subgrupie, a ja to przegapilem.
Moze lepiej po prostu sie trzymac, a przyklad brac z duchow?
Serdecznosci, Tomek
Znalazlem! W oficjalnej i obowiazkowej "pomocy nawigacyjnej" napisano: "od 1996 roczne wizyty bezpieczenstwa nie sajuz obowiazkowe ( ne sont plus obligatoires ) na jednostkach przyjemnosciowych uzywanych prywatnie" - czyli teoretycznie : )) masz racje.
Jak wiec wytlumaczyc, ze od cwierc wieku nikt nigdy nie wizytowal ani mojej pierwszej, ani nastepnej lodki? W moim klubie - 30 "morskich" jachtow - tez nikt nigdy nie byl wizytowany.
Policzylem sobie: do "zwizytowania" 841000 lodek ( bateaux de plaisance) potrzeba 230 inspektorow wizytujacych 10 lodek dziennie przez 365 dni w roku. W moim, jednym z 45-ciu "Quartiers Maritimes" inspektorow jest trzech i wizyty "nadzorcze" moich lodek w budowie zajmowaly za kazdym razem dwom inspektorom 2 godziny plus 2 godziny drogi tu i 2 godziny z powrotem ( benzyna i piwo na moj koszt ). Plus oczywiscie sporzadzenie raportu a moze i nawet sprawdzenie obliczen? No i nieduze to lodki...
Jest wiec kolejny powod, bym do dyrektyw i przypisywanych im atrybutow mial stosunek sceptyczny. Znalezionego tekstu potwierdzajacego Twoj wczesniejszy tekst wytlumaczyc nie potrafie ani ja, ani zaden z trzydziestuparu przepytanych "armatorow".
Tomek
Obecnie istnieje kilka szkutni, budujących jachty według moich projektów. Niektóre z tych zakładów znajdują się poza Europą, jednak ich produkty są importowane do Europy i w związku z tym muszą spełniać warunki RCD.
Rok temu odkryliśmy, że jeden z przepisów dyrektywy nie da sie zastosować, a nawet byłby niebezpieczny w przypadku zastosowania w naszych projektach. Przesłaliśmy propozycję innej interpretacji przepisów, dotyczących wyjścia ewakuacyjnego, w zastosowaniu do naszych jachtów.
Działanie machiny biurokratycznej spowodowało, że przez 10 miesięcy usiłowaliśmy dowiedzieć się czegoś w tej sprawie. Musieliśmy pisać wiele listów z ponagleniami, podczas gdy szkutnicy domagali się odpowiedzi - jednak w starciu z bezosobową biurokracją trudno było nawet dowiedzieć się, do kogo kierowac zażalenia.
Nasze doświadczenia wykazały, że dyrektywa RCD stała się, tak jak to przewidywano w 1998r., restrykcyjną, kosztowną, biurokratyczną, tracącą czas instytucją, przynoszącą korzyści tylko kilku wielkim stoczniom.
Mój, zdawałoby się, niewielki problem daje pewien pogląd na dużo większy problem europejskiej demokracji. Kto kontroluje teraźniejszość i przyszłość Europy? Czy przyszłość ta będzie należeć do demokracji stworzonej przez i dla ludzi, jaka obowiązywała w brytyjskim żeglarstwie przed uchwaleniem RCD? Czy też ma to być świat, rządzony przez nieznane i pozostające poza kontrolą instytucje, tak jak to kiedyś opisał Kafka?"
Myślę, że to jest fragment kluczowy, James Wharram zwraca uwagę, że dyrektywa jest wadliwa, bo nie uwzględnia specyfiki wszystkich rodzajów jachtów i do tego hamuje rozwój drobnej wytwórczości, a biurokracja działa ....dla siebie samej oraz dla kilku (kilkunastu? kilkudziesięciu?) wielkich producentów. Unia europejska może być postrzegana zarówno jako demokratyczne zjednoczenie europejskich państw, ale bywa (często bardzo słusznie) postrzegana jako biurokratyczny, nieruchawy moloch arogancki wobec petentów, pasożytujący na ciele Europy. Głos Jamesa Wharrama - "żywej legendy" - powinien dawać nam do myślenia. Powinniśmy sobie zadać czasem pytanie, czy wszystko dobre co przychodzi z Zachodu, czy z Unii Europejskiej. Uważam, że nie wszystko! Członkostwo w Unii Europejskiej nie zwalnia nikogo z samodzielnego, krytycznego myślenia, a prawo unijne, mimo iż nadrzędne wobec prawa krajowego nie jest czymś doskonałym i niezmiennym - jeśli jest złe, to należy je zmieniać!
Robert
Rok temu odkryliśmy, że jeden z przepisów dyrektywy nie da sie zastosować, a nawet byłby niebezpieczny w przypadku zastosowania w naszych projektach.
W naszych projektach napisał, czy to znaczy we wszystkich innych? Wahrram jest konstruktorem wielokadłubowców. Domyślam się, że problem o jakim pisze to wymóg umieszczenia w dnie lub kadłubie luku awaryjnego umożliwiającego wyjście z wywróconej łodzi. Ciekaw jestem ilu jeszcze konstruktorów miało z tym problemy. Inni potrafili?
Akurat do Wharrama mam w tym względzie stokrotnie więcej zaufania niż (z całym szacunkiem) do Ciebie, a także do wielu konstruktorów katamaranów.
Katamarany Wharrama w dziesiątkach egzemplarzy, od dziesięcioleci okrążają pod żaglami Świat.
Żaden z nich nie uległ awarii spowodowanej przez siły mórz i oceanów!!! To coś znaczy.
Ważniejsza jest jednak IMHO arogancka postawa władz, które nie reagowały na jego wystąpienia.
Moim zdaniem warto zastanowić się dlaczego ktoś taki jak James Wharram występuje przeciwko dyrektywie chociażby ze względu na to, że reprezentuje ogromne doświadczenie. Czy inni potrafili??? Otóż nie, bo okazuje się, że w ostatnich latach znikło z powierzchni Ziemi sporo brytyjskich szkutni z tradycjami. Uważa się, że to m.in. efekt działania tej dyrektywy.
Robert
Moim zdaniem warto zastanowić się dlaczego ktoś taki jak James Wharram występuje przeciwko dyrektywie chociażby ze względu na to, że reprezentuje ogromne doświadczenie. Czy inni potrafili???
Codziennie zamykane są i otwierane jakieś zakłady. A głosy żali podobnych do głosu Wahrrama słyszymy co dzień, tyle tylko, że od rolników, taryfiarzy, budowlańców. Czy to wina przepisów czy po prostu taki jest ten świat.
j.w
Na stronie, na której znajduje się oryginalny tekst, jest też oryginał wniosku Wharrama w sprawie wyjścia ewakuacyjnego. Widocznie Jacek Woźniak nie zadał sobie trudu, żeny go przeczytać... co nie przeszkadza mu wypowiadać się w tonie autorytatywnym.
Dla innych leniwych, streszczenie:
Dyrektywa nakazuje ogólnikowo zapewnienie w wielokadłubowcach powyżej 12m długości drogi wyjścia z kabiny na wypadek wywrotki. Nie wiadomo kto i kiedy (a dokładnie: autorzy odpowiedniej "normy zharmonizowanej") zinterpretowali to jako nakaz umieszczenia w każdym oddzielnym pomieszczeniu luku o wymiarach min. 450x320mm, znajdującego się zawsze - także po wywrotce - ponad powierzchnią wody.
Taki luk ma sens w katamaranach typu "tort weselny", w których droga ewakuacji z kabin w pływakach prowadzi poprzez, zalaną po wywrotce, mesę na pomoście. Wystarczy jednak spojrzeć na duży katamaran Wharrama: Jego kadłuby podzielone są grodziami wodoszczelnymi na kilka osobnych pomieszczeń, z których każde wyposażone jest w duży luk zejściówki, prowadzący na pokład. Spełnienie wymagań normy wymagałoby wycięcia w burtach kilku wielkich dziur, z łatwym do przewidzenia skutkiem dla integralności struktury kadłuba. Albo tylko jednej dziury i zrezygnowania z grodzi wodoszczelnych.
Otóż jak dotąd żaden z dużych katamaranów Wharrama nie uległ wywrotce, natomiast zdarzały się pożary na pokładzie lub zderzenia z różnymi obiektami pływającymi. W obu tych przypadkach konstrukcja z osobnymi pomieszczeniami i grodziami wodoszczelnymi zapewniała wysoki poziom bezpieczeństwa. Doświadczenia z innych katamaranów wskazują też, że pokrywy luków stanowią słaby punkt konstrukcji i były już przyczyną poważnych awarii.
Najlepsze jest jednak to, że mając pod nogami (po wywrotce) wielki otwór zejściówki, przez który można się bez trudu wydostać, nurkując na zawrotną głębokość 20cm, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tracił czasu na gmeranie przy luku burtowym i przeciskanie się przez otwór 45x32cm. Tym bardziej, że w obu przypadkach i tak będzie musiał zdjąć kamizelkę ratunkową (bo w kamizelce nie przelezie) i w obu przypadkach wydostający się załogant będzie i tak cały mokry.
Wharram wszystko to wyłuszczył i wnioskuje o dpouszczenie możliwości uznania odpowiednio rozwiązanej zejściówki jako wyjścia ewakuacyjnego. I tu zaczął się problem: niew ma komu podjąć takiej decyzji. Dyrektywa nic o rodzajach luków nie mówi. Normy to sprawa nie władz państwowych, tylko samodzielnych, międzynarodowych organizacji normalizacyjnych. Instytucje klasyfikacyjne sprawdzają spełnianie norm i nic ich nie obchodzi. Jak ktoś chce, może udowodnić przed sądem, że jego rozwiązanie jest bezpieczne (tak! On to musi udowodnić!) a wysoki sąd nie ma podstaw żeby wyżej cenić doświadczenie pana Wharrama od doświadczenia nieznanych twórcó norm.
Pewien inspektor półżartem zaproponował, żeby na burcie w kabinie umieścić (do góry nogami) napis "WYJŚCIE EWAKUACYJNE" i obok powiesić siekierę. Wharram całkiem poważnie pisał, że gotów jest uznać taką interpretację, byle się od niego odczepili - ale i tu nie ma nikogo kompetentnego, żeby podjąć decyzję.
No nie że Kafka?...
pozdrowienia
krzys
Tak sypię głowę popiołem i ze wstydem przyznam, że nie znam na tyle angielskiego aby tekst ten przeczytać. I aby nie być autorytatywnym pozwolę sobie poprosić Ciebie o wyjaśnienie, pro publico bono, pewnych nurtujących mnie kwestii.
Najlepsze jest jednak to, że mając pod nogami (po wywrotce) wielki otwór zejściówki, przez który można się bez trudu wydostać, nurkując na zawrotną głębokość 20cm, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tracił czasu na gmeranie przy luku burtowym i przeciskanie się przez otwór 45x32cm.
Czy w takim razie moja, żeglująca wraz ze mną i synami, żona jest chora skoro “traci oddech” z chwilą gdy woda sięga jej wyżej niż kolana? Rozumiem, że Kasia to wyjątek wśród żeglujących a na katamaranach Wahrrama żeglują tylko twardziele dla których skok w czasie sztormu w otwór “bezpiecznie” zatopionego tylko 20 cm (od ilu byłby niebezpiecznie zanurzony?) pod wodą luku to pryszcz. O tym jak przenieść takim sposobem kamizelkę ratunkową pewnie wszyscy wiedzą.
Wharram wszystko to wyłuszczył i wnioskuje o dpouszczenie możliwości uznania odpowiednio rozwiązanej zejściówki jako wyjścia ewakuacyjnego. I tu zaczął się problem: niew ma komu podjąć takiej decyzji.
Czy się mylę mniemając, że wytłuszczał to jednostce notyfikowanej, Polską jest PRS, z którą z racji wielkości i typu jednostek współpracował a Ci “ignoranci” nie podzieli jego poglądów? Zapewne ci “bezduszni urzędnicy” tacy jak w Polsce ci z Polskiego Komitetu Normalizacyjnego nie mają pojęcia o zagrożeniach związanych z żeglugą. Czy może z racji wykształcenia i praktyki jednak mieli rację stawiając takie a nie inne wymagania?
Wharram całkiem poważnie pisał, że gotów jest uznać taką interpretację, byle się od niego odczepili - ale i tu nie ma nikogo kompetentnego, żeby podjąć decyzję.
Czyli czego ma dotyczyć ten tekst? Równie dobrze można pisać o problemach gospodarczego uboju zwierząt których nie akceptuje unia.
Najlepsze jest jednak to, że mając pod nogami (po wywrotce) wielki otwór zejściówki, przez który można się bez trudu wydostać, nurkując na zawrotną głębokość 20cm, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tracił czasu na gmeranie przy luku burtowym i przeciskanie się przez otwór 45x32cm.
Czy w takim razie moja, żeglująca wraz ze mną i synami, żona jest chora skoro “traci oddech” z chwilą gdy woda sięga jej wyżej niż kolana? Rozumiem, że Kasia to wyjątek wśród żeglujących
Równie dobrze za wyjątek może zostać uznany każdy, kto ma wymiary poprzeczne większe niż przepisowe 450x320mm. Ktoś taki zapewne będzie wolał katamaran z łatwo dostępną zejściówką niż taki, w którym trzeba długo błądzić w wywróconej łodzi, żeby na koniec trafić na za mały luk... wiesz, była taka scena w filmie "Kanał"... Jak rozumiem, ludziom obawiającym się takiej sytuacji odradzasz żeglowanie w ogóle?
Wharram wszystko to wyłuszczył i wnioskuje o dpouszczenie możliwości uznania odpowiednio rozwiązanej zejściówki jako wyjścia ewakuacyjnego. I tu zaczął się problem: niew ma komu podjąć takiej decyzji.
Czy się mylę mniemając, że wytłuszczał to jednostce notyfikowanej, Polską jest PRS, z którą z racji wielkości i typu jednostek współpracował a Ci “ignoranci” nie podzieli jego poglądów?
Z tego co zrozumiałem nie "nie podzielali" tylko "nie czuli się kompetentni" żeby zmienić interpretację przepisów. I nic, ale to zupełnie nic nie obchodziły ich zagrożenia związane z żeglugą, założenia konstrukcyjne tych czy innych jachtów czy w ogóle sprawy bezpieczeństwa. Po prostu nie są upoważnieni do podejmowania decyzji, kto jest upoważniony, nikt nie wie, koniec, kropka, causa finita.
I widzisz, akurat ten człowiek jest naprawdę autorytetem w swojej dziedzinie, w odróżnieniu od większości urzędników.
Wharram całkiem poważnie pisał, że gotów jest uznać taką interpretację, byle się od niego odczepili - ale i tu nie ma nikogo kompetentnego, żeby podjąć decyzję.
Czyli czego ma dotyczyć ten tekst? Równie dobrze można pisać o problemach gospodarczego uboju zwierząt których nie akceptuje unia.
Hm, tutaj to wygląda, że któryś z nas kompletnie nie zrozumiał o co chodziło Wharramowi. Mam pewne podejrzenia, który, ale poczekam na więcej danych...
pozdrowienia
krzys
Ktoś taki zapewne będzie wolał katamaran z łatwo dostępną zejściówką niż taki, w którym trzeba długo błądzić w wywróconej łodzi, żeby na koniec trafić na za mały luk...
Czyli gamoń nie widział tego luku wcześniej, na własnej łódce!, a łatwodostępna zejściówka będzie po wywrotce otwarta i oświetlona w przeciwieństwie do luku.
I widzisz, akurat ten człowiek jest naprawdę autorytetem w swojej dziedzinie, w odróżnieniu od większości urzędników.
Czyli to co wymyśli to prawda objawiona? A ci profani ...
j.w
Tym razem Autor newsa trafił tematem w 10. Przy czym od razu powiem, ze wszelkie pomysly porównywania naszego członkowstawa w Unii do sowieckiej okupacji, a demokracji dzisiejszej do stalinizmu uważam za aberrację i z tym nawet dyskutować nie będę.
Natomiast problem istnieje realnie!
Unia ma dwie naczelne filozofie:
1 Swobodny przepływ... wszystkiego: towarów, usług, ludzi, idei. Dyrektywy mają służyc zapewnieniu tego swobodnego przepływu, czyli wyrównywaniu szans.
Ale:
2. Regulowanie wolności przepisami i procedurami!
To powoduje biurokrację, biurokrację, BIUROKRACJĘ - a jak to się zderzy z takim krajem jak nasz, to biurokracje do sześcianu i do tego niekompetentną (o ile biurokracka może być kompetentna gdziekolwiek).
Czy jest na to sposób? Tu jestem pesymistą... chyba, że Unie czeka REWOLUCJA... ale rewolucjji mam już dosyć w swoim życiu. Wniosek: trzeba z tym umieć żyć, zawszeć to lepsze niż biurokracja komunistyczna, z którą mieliśmy do czynienia. Dla nas Unia to postęp, dla niektórych liberałów z Zachodu to moze być odbierane jako regres.
Jeśli buduje dla siebie to może nawet wykorzystać celafon na konstrukcję kadłuba. A jesli chce sprzedawać i nie chce przestrzegać biurokratycznych zaleceń to niech założy firmę np. na Białorusi, Droga wolna, już sama lokalizacja centrali w Mińsku uwiarygodni projektanta i zapewni dziesiątki klientów. Nikt nie zabrania w tej przebrzydłej Unii posiadania niecertyfikowanych jachtów na własny użytek.
pozdrawiam
krzysztof
Holmesie, jesteś genialny!
Prędziutko przetłumacz swój znakomity pomysł na angielski i wyślij na stronie
http://www.wharram.com/contact.html
9000 użytkowników jachtów pana Wharrama i dalsze tysiące zainteresowanych jego konstrukcjami odetchnie z ulgą, że w tak prosty sposób jego konstrukcje mogą być legalnie użytkowane.
Tylko nie zapomnij dodać przy podpisie, że jesteś zwolennikiem liberalizacji żeglarstwa, bo ktoś może nie zauważyć...
pozdrawiam
krzys