Kaszubi mówią "co ja za to mogę?" - co ma znaczyć, że ubolewają. Ja, jako naturalizowany Kaszeba też ubolewam, ze na mojej witrynce pojawia się tyle skarg i narzekań. No ale komu najwygodniej się poskarzyć, jak nie staremu Kulińskiemu ? No więc mamy kolejna skargę, do której i ja się przyłączam. Zanim przejdziemy do skargi "Burego Kocura", czyli Włodka Ringa - kilka słów mojego przygotowania.
W zeszłym tygodniu odwiedziłem Puck (jeszcze kilka spraw do sprawdzenia). Z czwartku na piątek korzystałem z uprzejmosci Komendanta HOM - nocując w camperku na parkingu ośrodka. Nocować to nocowałem, ale do świtu oka nie zmrużyłem. Miedzy HOM-em i portem jachtowym obozuje "ogródek piwny" z którego gigantofony emitują niesamowity hałas. Żadne tam szanty, zadną muzykę - po prostu hałas zwany "łubudu-łubudu". Mimo, ze jestem głuchawy - była to tortura.
Rano Komendant Sławek mnie zagadnął - "jak się spało? " No to mu powiedziałem, używajac słów dosadnych. Komendant pokiwał głową - "jestem bezradny, interweniowałem wszędzie - bezkutecznie". W namiotach na terenie osrodka mieszkają młodzi kursanci- z rana wyglądąją jak z krzyża zdjęci. Co to znaczy siła pieniądza !
No w ten sposób dotarliśmy do skargi Burego Kocura.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
__________________
Don Jorge,
Dzis Marina Gdynia do spółki z PLUS GSM zafundowała nam żeglarzom "cudowne" widowisko pod nazwą "potworny łomot w marinie". Na plazy miejskiej ustawione zostało gigantycznej mocy urządzenie do wytwarzania hałasu - podobno jest to "muzyką" - w pobliżu tego potwornego urządzenia postawiona jest scena, na której setki a może i tysiące młodych ludzi podryguje w rytm tego wrzasku. My stoimy prawie po drugiej strony portu (pod Lotosem czyli pod budynkiem Akademii Morskiej) a łomot jest taki, że po zamknięciu wszystkiego co sie dało wewnatrz jachtu trudno rozmawiać.
Powiedz Don Jorge czy w marinie Gdańsk, która świętuje Baltic Sails i dlatego jest taki łomot czy tez tam da sie pospać ?
Ponoć ten stan rzeczy trwać ma w Gdyni dziś do 04.00 rano...
W życiu bym nie przypłynął tutaj wiedząc, że taki spokój funduje się żeglarzom...
Pzdr
Kocur
Nie wiem czy mówimy o tym samym graniu w tym samym czasie, ale jak kończyliśmy regaty Heweliusza w sobotę pod wieczór i zatrzymała nas całkowita flauta u wejścia w Zatokę, mogliśmy słuchać tego łubu..., a była to odległość ok 15 Mm
Mamy środek którkiego sezonu. Kto pojawi się tam we wrześniu, że o październiku nie wspomnę? Później to być może nawet pies z kulawa nogą tam nie dotrze. Zatem trzeba kosić kasiorę ile wlezie i organizować imprezy łubu dubu gdzie się da, aby tylko tłum się pojawił i choćby po złotóweczce ... A że kilknastu żeglarzy z całej zatoki będzie miało pretensje? Nie ważne. Ważne, że sto tysięcy wczasowiczów jest dookoła. Przepraszam za sarkazm, ale takie są realia. Myślę, że gdyby relacje były odwrotne, to może ...
Trochę ponad tysiąc kilometrów na południe, w Chorwacji nkt nie ośmielł by się zakłócać spokoju żeglarzy stojących marinie. Wprawdzie nigdy nie byłem tam w lipcu czy w sierpniu, ale nie słyszałem o takim wypadku. Czy Chorawci są tacy kulturalni, aż tak różnią się od nas w szanowaniu innych? Nie sądzę. Tam po prostu solidna kasa płynie z żeglarzy i żeglarstwa, więc trzeba szanować dobrodziejów. A u nas słabiusio, oj słabiusio, nawet niektórzy abstynęci na piwo nie dadzą zarobić, a tych pozostałych dziesięciu czy dwudziestu jeszcze z PANEM bosmanem się kłócą i nie chcą opłaty portowej o trzeciej rano wnosić. I jak ich szanować? I komu oni potrzebni?
Oj dużo wody z Wisły do Zatoki jeszcze się wleje...
Jeszcze drobny przykład z ubiegłego sezonu. Staliśmy we Władkowie. Ze dwieście metrów od "mariny" w porcie (mam na myśli te 10 stanowisk przy Y-bomach) stał przy plaży namiot, gdzie do 4 rano grzała dyskoteka. Nie było siły, żeby usnąć. Wreszcie o 4 ucichło. A o 6 rano jakiś rybol na kutrze stojacym trzydzieści metrów dalej zaczął coś ciąć diaksem. I co kogo obchodziło to 10 łódek przy Y-bomach i te dwie stojące przy oponach, dla których miejsc w "marinie" zabrakło?
W poprzednich sezonach "to samo" odbywało się też w Pucku - Browar Carlsberg urządził na miejskiej plaży, pomiędzy mariną a HOM-em, wioskę piwną, która działała od 22 do 4 rano. Do tej atrakcji zwożono młodzież (pełnoletnią?) autokarami. Jaki był łomot? Słyszalny na Półwyspie w campingach nad Zatoką... W HOM-ie i marinie nie dawało się wytrzymać. Gryzący w oczy smród moczu rozchodził się po okolicznych krzakach całymi dniami i nocami, bo parę tojek nie mogło przyjąć takiej ilości... I tak było przez kilka tygodni wakacji. Były też interwencje na policji i w Urzędzie Miasta (m.in. interweniował komendant HOM-u) - bez skutku...
Wtedy to zapowiedzieliśmy, że pewnie do Pucka już nie będziemy w sezonie przyjeżdżać, ale dokąd to można dzisiaj jechać??????
Takie imprezy, to zakała wszelkich "kurortów" w Polsce - nie wiadomo gdzie znowu mogą się pojawić. Stanowią agresywną "atrakcję" miejscowości nadmorskich, mazurskich, czy górskich. Są wyjątkowo chamskim wtrętem naruszającym prawo do ciszy i spokoju tych, którzy nie uczestniczą w owych "zabawach".
Niestety, zgadzam się, że chamstwo rozszerza się i staje się coraz bardziej dominujące - na plaży, nad jeziorem ...i na jachtach itd. pojawiają się odtwarzacze "muzyki" o dużej mocy - "każdy" ze swojego samochodu, domku campingowego, czy jachtu próbuje "przekrzyczeć" innych swoją "muzyką" i powstaje absolutna kakofonia. Do tego, po każdej bytności ludzi pozostają straszliwe sterty śmieci. To brak wychowania - w domu (rodzinie) i w szkole - skutkuje narastającą agresją i chamstwem, na które normalni ludzie często boją się reagować (bo można dostać w dziób), a policja i straż miejska często chyba też... i tak toczy się to dalej.... w jakim kierunku???
Robert
"Miło" słyszeć, że to odbywa się również i w tym sezonie $%%$#^^#@W!!!!
Zaczynam się ciszyć z tego , że musiałem przestawić swoje urlopowe plany!!!
Robert
Od 25 lat pływam na Mazurach i widzę jak co roku jest gorzej. Dyskoteki są nie tylko w portach ale i na łódkach. Dochodzę jednak do wniosku, że jest to nasza ogólna polska choroba. Chamstwo panuje wszędzie, również na drogach, na osiedlach. U nas wywalenie śmieci do rowu przy drodze lub w lesie jest normą. Żeglarze, których często spotykam na trasie są tacy sami jak obrzynki, które rozrabiają u mnie na osiedlu. Można powiedzieć, że żeglarstwo zeszło pod strzechy. Ze smutkiem stwierdzam, że zagranicą czuję się lepiej niż w Polsce. Chyba bierze się to z całkowitego zaniku wychowawczych funkcji szkoły i rodziny.
Żeglarze, których często spotykam na trasie są tacy sami jak obrzynki, które rozrabiają u mnie na osiedlu.
Myślę, że niepotrzbnie uogólniasz. Moim zdaniem to jest tak, że czasami (nie często) spotyka się takich zeglarzy. Tyle tylko, że ci ludzie bardzo rzucają się w oczy i zapadają w pamięć. Właśnie wróciłem z Mazur po dwutygodniowym urlopie. Żeglowałem od Karwicy do końca Rosia, po drodze Okartowo, a później na północ, aż do Węgorzewa. Jedyny przypadek chamstwa jaki widziałem to burak z panienką w motorówce idący w ślizgu przez Bramkę Kalską, gdzie jest ograniczenie do 12 km/godz, dodatkowo z tak rozkręconą muzyką, że słychać go było na kilometr.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/5e9ae4be35983a6d.html
Poza tym spotykałem naprawdę fajnych, miłych ludzi i po tym rejsie mam kilku nowych znajomych. Tak więc nie ogólniajmy, bo przypominamy stare babcie, od pokoleń narzekające na młodzież "za moich czasów ...." :-)
Szkoda że Twoje zdjęcie nie pozwala zidentyfikować buraka. Ten którego miałem wątpliwą przyjemność spotkać w pełnym ślizgu na jednym z niezliczonych zakrętów Pisy (obowiązuje tam ograniczenie do 12km/h) miał dużo mniej szczęścia, bo zdjęcie jego motorówy z białymi odkosami spod dziobu na tle trzcin, z widoczną nazwą, numerem i plugawą, łysiejącą i zarośniętą fizjonomią w ciemnych okularach przekazałem dopiero co p. Dyrektorowi Zdanowiczowi. Mam nadzieję że nie był to jeden z tych za podszeptem którego wysoki działacz SAJ argumentował nie tak dawno że: "Ani statystyka wypadków z ostatnich lat ani przepisy europejskie nie dają podstaw do uznania obowiązku posiadania dokumentów (motorowodnych-przyp. mój) za niezbędne"? :-> W tym wypadku do wypadku ;-) nie doszło tylko dlatego że w porę zobaczyłem zza ściany trzcin coś co przypominało samochód terenowy przemykający przez pole - i na wszelki wypadek ;-) podpłynąłem do mielizny po wewnetrznej stronie zakrętu. W tym momencie wypadła zza tegoż zakrętu motorówa na pełnym gazie! Zdążyłem zrobić burakowi (który nawet gazu nie ujął) zdjęcie, ale steru podnieść już nie zdążyłem - i fala spod motorówy rzuciła jachtem o mieliznę a płetwa uległa lekkiemu wygięciu.
Rozumiem że obowiązek posiadania patentów morowodnych nie wyeliminuje w pełni podobnych buraków - ale przynajmniej zmniejszy ogólny stopień zamotorówczenia polskich akwenów, więc i prawdopodobieństwo napotkania buraka będzie odpowiednio mniejsze. A sprawę nieszkodliwych i niegroźnych housebowatów możnaby załatwić w drodze stosownego zapisu.
Szkoda że Twoje zdjęcie nie pozwala zidentyfikować buraka.
No niestety, zanim sięgnąłem po aparat, to już widziałem tylko jego rufę. Tyle udało się wyciągnąć z mojego zdjęcia.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/0dffae5b6389a361.html
W sobote rano ucieklem z Gdyni przed opisywana przez Wlodka machina do wytwarzania halasu. Po drodze do Wladka zdechlo i chcac nie chcac przenocowalem na Helu. A tam byl DZIAD! Wstretny brodaty DZIAD, ktory sam siebie nazywal "Italiano". DZIAD rozlozyl swoje zabawki w postaci duzego wzmacniacza, glosnikow estradowych oraz "kiborda" w barze przed jajem, tuz obok Y-kow z zacumowanymi jachtami. "Kibord" byl preprogrammed i miescil w sobie kilka godzin szlagierow Disco-Polo oraz innych utworow muzyki szeroko rozumianej jako ....popularna. Dziad ku uciesze podpitej gawiedzi (sformuowanie delikatne) falszujac niemilosiernie darl sie do mikrofonu w rytm muzyczki z "kiborda". Czesc repertuaru o zgrozo byla w jezyku angielskim. Kochani, takiego koszmaru dawno nie przezylem. Caly ten cyrk trwal do polnocy, zas po polnocy zaczela sie dyskoteka w jaju z przebojami takimi jak "Mydelko FA" itp. Gdynska machina do wytwarzania halasu byla niczym w porownaniu to tej wyrafinowanej tortury. Uwaga! W marinie powiedziano mi, ze DZIAD (lub tez inny jego odpowiednik) gra co weekend do polnocy. Jak dla mnie nocowanie w Helskim porcie stracilo jakikolwiek sens. BTW, stawki tez sie zmienily. Za jacht 8-10m cena skoczyla z 20 PLN do 35 PLN .... pewnie doliczaja za DZIADA. Czy wladze tego uroczego miasteczka nie zdaja sobie sprawy, ze w taki sposob odstraszaja zeglarzy? Nie wspomne juz o zagranicznych jachtach, w ktorych zdezorientowane nasza kultura muzyczna zalogi mialy naprawde nietegie miny.
BR, maciek