"Bryfok" mnie lubi bardziej niz SAJ, któremu do niedawna (krótko, bo krótko na szczeście) prezesowałem i przysłał mi treść swego memoriału do Prezydenta RP. Pismo utrzymane jest w tonie dyplomatycznym i nie wspomina o "meritum", czyli o pieniądzach. Prezes Mazurek też uważa, ze gentlemani o pieniadzach nie rozmawiają. Prezes Mazurek nie przypomniał też Prezydentowi imienia i nazwiska Prezesa. W imię politycznej poprawności ?
Ja już swoje pismo do prezydenckiej Kancelarii wysłałem i Was do tego namawiam. Czekam na kopie wystąpień SAJ, SAMOSTERU, Gdańskiej Federacji Żeglarskiej. Wrzucę je do komentarzy.
Piszcie i żyjcie wiecznie !
Don Jorge
Zadajcie sobie trochę dodatkowego trudu - klikając RANKING na stronie tytułowej
______________________________
Szanowny Panie Prezydencie.
Zwracamy się z gorąca prośba o podpisanie ustawy o zmianie ustawy o kulturze fizycznej i innych ustaw. Niektóre zmiany, które może wprowadzić ta ustawa dotyczą żeglarstwa.
Zmiany te sprzyjają liberalizacji w uprawianiu tej formy rekreacji i mogą przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa na wodzie.
Obecny system szkoleń jest absurdalny. W oficjalnym podręczniku do szkolenia zatwierdzonym przez odpowiedni polski związek sportowy, o zachowaniu się w trudnych warunkach znajdują się DWA ZDANIA, za to jest kilkadziesiąt stron o budowie jachtu drewnianego, kroju żagla, itp. Podręcznik liczy 470 stron. Szkolenie praktyczne opiera się natomiast na nauce manewrów, które i tak w praktyce wykonywane są w wyjątkowych sytuacjach (podchodzenie na żaglach do pomostu, boi, człowieka, itp.) zamiast nauki praktycznej strony żeglarstwa (portowe manewry na silniku, żegluga w trudnych warunkach, itp.). Szkoleń przy silnym wietrze się nie przeprowadza. Adept kursu otrzymując patent
żeglarski jest przekonany o swojej wiedzy. Jestem przekonany, że zła wiedza jest gorsza od jej braku. Wprowadzenie uznaniowości zagranicznych certyfikatów żeglarskich oraz szkoleń wg programu innego niż opracowany przez polski związek sportowy wprowadzi element konkurencji do systemu szkoleń podnosząc ich jakość. Otwarcie rynku szkoleń przyniesie efekty pozytywne, a utrzymanie obecnego monopolistycznego wypaczonego systemu nie jest lekarstwem na anomalie pogodowe.
Zdajemy sobie sprawę, że ostatni kataklizm na Mazurach może rodzić wiele pytań, lecz pamiętajmy że zanotowane ofiary śmiertelne i wywrotki generalnie miały miejsce na jachtach do prowadzenia których już dziś wymagany był patent żeglarski. Tzw. "drobnoustroje bezpatentowe" przetrwały. Huragan, który przyniósł tak duże śmiertelne żniwo nie jest w niczym powiązany ze sprawą liberalizacji. Obecne przepisy (rodem z Unii Europejskiej - tzw. dyrektywa RCD) nie przewidują budowy jachtów na wody śródlądowe mogących
wytrzymać tak silny wiatr. Jachty takie mają wytrzymać wiatr o sile do 6 Beauforta (wiał wiatr 12 B - siła generowana przez wiatr 4-krotnie większa!!!), a niezatapialność mają zachować jachty o długości do 6m długości, pozostałe mają cechować się odpowiednią statecznością (nie przewidująca tak silnego wiatru). Trudno także powiązać wypadki z brakiem rejestracji i przeglądów, który de facto nie istnieje już 11 sezon (przepisy o obowiązku rejestracji i przeglądów nie zdążyły wejść w życie).
Moim zdaniem, nie zaostrzenie przepisów, ale działalność edukacyjna jest niezbędna. Wyrobienie nawyku pływania w kamizelkach oraz przeczekiwania burzy w porcie ocali więcej istnień niż zaostrzone przepisy. Huragan nie poddaje się administracyjnym decyzjom. Skuteczniejszym będzie wprowadzenie odpowiedniego systemu ostrzegania o bardzo silnym wietrze (np. wzorowanym na systemie nad jeziorem Balaton) a także zwiększenie środków na ratownictwo wodne niż reglamentowanie i pozorne działania (przeglądy przeprowadzane przez "działaczy" sportowych nie mają nic wspólnego z bezpieczeństwem) dla uspokojenia histerii beneficjantów obecnego systemu szkoleń i certyfikacji..
Żeglarstwo, jak każda dziedzina aktywności człowieka, zawiera w sobie pewien element ryzyka, a wyeliminowanie wypadków jest niemożliwe. Wsiadając na jacht zamieniamy jedne ryzyko (np. jazdy samochodem) na inne ryzyko.
Najlepszym przykładem dla poparcia wprowadzanych zmian niech będą kraje o dużo bardziej rozwiniętym żeglarstwie. Tam nie występują takie ograniczenia administracyjne jak w Polsce, o pomimo tego poziom wypadkowości nie jest wyższy.
Mając powyższe na uwadze jeszcze raz zwracam się z prośbą o podpisanie ustawy.
Andrzej Mazurek
Prezes TŻ Bryfok
Szkoda, że w liście nie zwrócono uwagę na fakt, że wbrew ,,ostrzeżeniom" pewnych panów liberalizacja przepisów odnośnie żeglarstwa morskiego w najmniejszym stopniu nie wpłynęła na zwiększenie się ilości wypadków, a sezon żeglarski już się prawie kończy.
Pozdrawiam wszystkich Żeglarzy
Cieszę się Panie Waldemarze ,że tą pozytywną opinię o dotychczasowej liberalizacji przepisów w odniesieniu do żeglarstwa morskiego, wyraził publicznie właśnie Pan jako jeden z dyrektorów administracji morskiej naszego kraju...;))
Przypuszczam ,że nie zmieni Pan zdania nawet w obliczu wystąpienia potencjalnej serii wypadków morskich na jachtach pod polską banderą...bo jak mawiali już starożytni żeglarze - "Mors certa, hora incerta"!
Szacunek za odwagę i konsekwencję...
Pozdrawiam
Johann Froese
Nie zmienię zdania, gdyż nie można dorosłych ludzi traktować jak dzieci. Raczej należy pomyśleć o stworzeniu wzorem brytyjskim sieci stacji autentycznego wodnego ochotniczego pogotowia ratunkowego, coś w rodzaju ochotniczych straży pożarnych. Gdzie państwo zapewnia sprzęt i srodki, a uczestnictwo jest dobrowolnym zaszczytem, zwykle przechodzącym z ojca na syna.
Z autopsji jako marynarz wiem aż za dobrze, że mnożące się różne zakazy i nakazy tworzą świat fikcji w niczym nie zwiększający bezpieczeństwa pracy na morzu..
Gdy nie tak dawno byłem u amerykańskiego armatora każdego dnia musiałem w komputer przez dwie godziny dziennie wpisywać różne raporty i dokumenty, które w 90 - procentach były moją czystą fantazją.
Przez wiele lat polskie statki miały szalupę ze słynnym silnikiem typu PUCK, którego przy temperaturze powietrza poniżej 10 stopni nie było szans uruchomić. Gdy miała się zjawić inspekcja szalupę przykrywano brezentem i puszczano gorącą parę. Gdy zbliżali się inspektorzy PRS czy UM wachtowy dawał cynk, parowy wąż się zwijało i silnik oczywiście bez trudu startował. O tej lipie wiedzieli wszyscy, ale każdy udawał, że wszystko jest OK.
Pozdrawiam
Witam,
a "zrobione" stemple na tratwach i różnych przeglądach? A zapisy w dzienniku olejowym? I znalazłoby się wiele innych:)
pozdrawiam
krzysztof klocek
Bodaj jedynym przypadkiem przyjęcia państwowej "darowizny" było wypożyczenie łodzi bojowych oznaczonych symbolem 90 (aktualnie Rescue 90). Owe łodzie nie były używane. Dzieki wypożyczeniu państwo oszczędza na kosztach utrzymania bowiem łodzie wymagają stałej konserwacji którą przeprowadza SSRS. Wypożyczenie ma wyraźnie stały charakter dlatego nazywane jest "darowizną".
Około 80 procent akcji ratowniczych na wodach szwedzkich jest przeprowadzana siłami ideowców z SSRS. Większość prac związanych z utrzymaniem łodzi wykonywana jest siłami społecznymi albo za pieniądze pochodzące ze składek. Roczna składka członkowska wynosi 600 koron. Członkowie mogą nieodpłatnie korzystać z pomocy SSRS.
Gdyby była tego potrzeba ewentualnie mógłbym ułożyć "wypracowanie" na temat SSRS?
Prosty żeglarz, członek SSRS
Jurek, myślę, że znak zapytania powyżej jest zbędny :-) Chyba rok temu Bartek Tajchman napisał rodzaj eseju o brytyjskim RLNI, który wisi pod: http://www.siz.org.pl/opowiesc/bart27-2/rnli.html
Jestem pewien, że wszyscy z zainteresowaniem przeczytają również Twoje wypracowanie.
Andrzej
Panie Waldemarze!
Chciałbym zwrócić Panską uwagę iż uwolnił Pan od przeglądów i uprawnień na morzu jedynie jachty przyjemnościowe, Nie uwolnił Pan "Nurka", nie uwolnił Pan "Arka" i td.
Podobny podzial jachtów "uwolnionych" proponowałem w 1991 roku w "Mańkowskich Żaglach. Żałuję że w tamtym okresie było Pan na morzu i nie poparł Pan moich propozycji. Może to zapobiegło by niedawnej tragedii.
Natomiast na wodach śródlądowych postulował Pan o uwolnieniu wszyskitgo co się rusza, niezależnie od przeznaczenia statku, byle by miał mniej jak 15 KW silnika. W tym jachty służace celoma zarobkowym, podobnie jak "Nurek" czy Ark"". MOja propozycja poprawek, które wnieśli posłowie "Samoobrony" spowodowała by na śródlądziu rozsądny układ taki, jaki wprowadził Pan na morzu.
Wtedy pisał ,bym o dobrym a nie o złym prawie.
Pozdrawiam
Krzysztof
http://www.kwasniewska.pl/krzysztof.htm
Cała operacja liberalizacji przepisów dotyczących polskiego żeglarstwa nie jest zakończona i potrzeba jeszcze sporo pracy. Dlatego m.in. odmówiłem mojemu armatorowi wypłynięcia we wrześniu na kontrakt. Poza tym, było kadrowe trzęsienie ziemi w ministerstwie i urzędach morskich i potrzebujemy trochę czasu, aby wrócić do normalnego rytmu pracy.
Ale ja o niczym nie zapomniałem i za kilkanaście dni znowu wrócą do pracy zespoły robocze i dalej całą sprawę będziemy ciągnąć, tylko już bez kpt Wojtasika, bo został naczelnym w Szczecinie i nie będzie miał na to czasu.
Pozdrawiam jak najserdeczniej
Ale ja o niczym nie zapomniałem i za kilkanaście dni znowu wrócą do pracy zespoły robocze i dalej całą sprawę będziemy ciągnąć, tylko już bez kpt Wojtasika, bo został naczelnym w Szczecinie i nie będzie miał na to czasu
Czekamy i trzymając kciuki za sprawę, trzymamy Panów za słowo.
j.w
Panie Waldemarze.
Całe szczęście, że to "trzęsienie ziemi" nie zakłóciło normalizacji spraw morskich. Gratulacje dla kpt. Wojtasika. Cieszy mnie, że Pan również może kontynuować swoje działania dostosowujące nasz system do norm obowiązujących w sąsiednich krajach.
Z niepokojem obserwowaliśmy przebieg tego sezonu żeglarskiego na morzu. Były obawy, że jakiś fatalny przypadek może dostarczyć argumentów przeciwnikom liberalizacji. Było jednak normalnie. Wiele małych jachcików, które dotychczas uciekały się do różnych sztuczek aby wypłynąć na morze, teraz pływały oficjalnie, legalnie, bez stresu. Skończyła się era "gwałtowników".
Edward Zając
Że nie działal Pan 10 lat temu, może nie doprowadziło by to do tego co się stało, że renomowane na świecie uprawnienia stały się "kwitami na węgiel. Amerykańskie egzaminy organoizowane w Polsce dla skiperów ichnich "megajachtów""odbieram niemalże jak utratę niepodległości. Pamiętam lata gdzie przepustką do takiej pracy byl polsdki PZŻowski stopień kapitański. Ale zastanawia mnie właśnie to że Pan poparł swoim autorytetem złe prawo pakowania wszystkichj przejawów żeglarstwa do jednego wora.
Pozdr.
Krzysztof
P.S. Moj podziw jest o tyle du.zy że Pan potrafil to zrealizwać (przynajmniej na morzu) ja bylem zmuszony poprzestać na jednej publikacji w "Mańkowskjich Żaglach"
K
Ilość wypadków się nie zwiększyła ale niestety 26.08.07 r. przy wychodzeniu z Helu wypadł za burtę Mojej Mari nasz kolega... Do dziś nie został odnaleziony...
Szanowny Panie.
Zapewne napomknę o morzu poniweaż list wyślę w poniedziałek. Wstępną wersję wysłałem do konsultacji, ale jak widzę grono konsultantów stało się otwarte. Może to i dobrze.
Uważam, że dyskusję należy podejmować "na zimno" a nie pod wpływem emocji. Emocje budzą skrajne uczucia, a kompromis nie leży na obrzeżach a w środku właśnie.
Nawet jeśli Prezydent nie podpisze ustawy, do tematu należy powrócić. Zmiana prawa "sportowego" jest konieczna z różnych przyczyn, z powodów żeglarstwa także.
Pozdrawiam
Andrzej Mazurek
Niestety w piśmie "Bryfoka" znalazła się istotna nieścisłość. Przepisy o rejestracji zdążyły wejść w życie: Rozporządzenie Ministra Sportu obowiązywało od połowy sierpnia ubiegłego roku, a fakt że pierwsze jachty zaczęto rejestrować dopiero z początkiem maja roku bieżącego, należy złożyć na karb indolencji PZŻ który w tym czasie gorączkowo kombinował, jak tu stworzyć pozory legalności rejestracji w tzw. "Okręgach" zamiast w "Centrali" na Chocimskiej. Rejestracyjny "lider" wśród owych "Okręgów" tj. Warszawsko - Mazowiecki OZŻ był natomiast pochłonięty podchodami zmierzającymi do wprzęgnięcia w ów niecny proceder... Polskiego Związku Kajakowego i Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich. Osoba szczególnie zasłużona w działaniu na szkodę armatorów jachtów, czyli towarzysz inspektor Bogdan Helm (wyróżniony podczas minionego Sejmiku WOZŻ przez samego Przezesa WOZŻ, tow. płk. Durejkę za wytrwałe dążenie w kierunku uruchomienia procederu rejestracyjnego) doskonale zdawał sobie sprawę że napisana na kolanie nowelizacja Ustawy o Żegludze Śródlądowej spowoduje objęcie obowiązkiem rejestracyjno - przeglądowym także większości kajaków oraz wszystkich łodzi wiosłowych, jakie na codzień możemy oglądać choćby na warszawskim odcinku Wisły. Dał temu wyraz w sprawozdniu gremium tytułującego się "Komisją Techniczną WOZŻ" gdzie w poczuciu bezsilności wobec postawy obydwu pozostałych wodniackich związków (które stanowczo odmówiły zdrady swoich szeregowych członków) wysmażył swoisty donos na PZKaj oraz PZTW, iż: "odmówiły wdrożenia procedury rejestracji podległych im jednostek pływających mimo że Ustawa je do tego zobowiązuje".
Z drugiej jednak strony, odmowna postawa PZKaj i PZTW uwolniła PZŻ od komplikacji wynikających z możliwości pojawienia się na wodzie żaglówki, kajaka oraz łodzi wiosłowej zarejestrowanych w różnych związkach ale pod tym samym numerem (obawy takie wyrażał m.in. towarzysz gensek Stosio). Gdy więc stało się jasny że oba wioślarskie związki stanęły murem po stronie swoich członków - do "Okręgów" popłynął sygnał że w obliczu rozpoczynającego się sezonu czas rozpocząć rejestrację jachtów żaglowych. Na "Ciołka" zrobił się istny sajgon: czego oczekiwać po instytucji pretendującej do roli "administracji żeglarskiej" jaka parę lat temu marzyła się płk. Durejce skoro jej biuro rejestracyjne pracuje "całe" dwie godziny... w tygodniu? Niektórzy interesanci odchodzili z kwitkiem (przysłowiowym!) kilkakrotnie!
Tymczasem Policja na ogól patrzyła "przez palce" na pływające bez rejestracji jachty (ja na wszelki wypadek "zabezpieczyłem się" rejestrując Oriona do połowu ryb już w minionym sezonie). Niemniej jednak na wodzie pojawiało się coraz więcej jachtów z nowymi już numerami PZŻ. Na Zegrzu było ich raczej niewiele, na Mazurach jednak rejestracje "NZGXXX (taka związkowa innowacja: zamiast pierwszej cyfry wprowadzono literę "G" oznaczającą Giżycko jako siedzibę organu rejestracyjnego Warmińsko-Mazurskiego OZŻ mimo iż ustawa stanowi wyraźnie, że litery mogą być używane dopiero po wyczerpaniu się wszystkich kombinacji cyfrowych) były w mijającym sezonie już dosyć liczne. Zapewne wiele z nich było jachtami czarterowmi - ciekawe czy wśród nich były również jachty które zatoneły podczas tragicznej w skutkach burzy. Gdyby tak było, prokuratura miałaby zajęcie: te jachty powinny zgodnie z obowiązującą do 24 lipca ustawą przejść tzw. przegląd techniczny, przewidujący m.in badanie niezatapialności (obojętnie jaką metodą).
Ciekawe tylko czy firmy czarterowe których jachty poddane kosztownej procedurze rejestracyjnej PZŻ zatoneły - odważą się wystąpić przeciw tym od których do niedawna zależała ich egzystencja...
Tomek Janiszewski
Tomku, zdaję sobie sprawę na jakim etapie dany "przepis" jest. Jednak dopiero przyszły rok miał być rokiem żniw. Większość jednostek "łapała się" na okres przejściowy.
Hasip
Masz na myśli te jachty, które będź nie miały rejestracji wcale, bądź miały rejestrację "okręgową", tyle że nieaktualną bo nie przedłużoną ani przed rokiem 2005, gdy żadne przepisy jej nie wymagały, ani w latach 2005 i 2006, gdy już po uchwaleniu Ustawy ale przed wejściem w życie rozporządznia krązyli po klubach i przystaniach inspektorzy OZŻ-tu oferując przedłużenie dotychczasowej rejestracji do końca 2008 roku na "preferencyjnych" warunkach bo bez przeglądu (ale i tak za cenę aż 100zł)? Co do tej ostatniej grupy - istotnie "okres przejściowy" jest niepodważalny. Co do grupy pierwszej i drugiej (jachty bez rejestracji lub z nieprzedłużoną rejestracją) należałoby przyjąć interpretację Batiara, że skoro przepisy przed rokiem 2005 nie wymagały rejestracji - to jej brak jest również swego rodzaju "rejestracją", ważną do końca 2008 roku na równi z rejestracją przedłużoną przez OZŻ-ty "rzutem na taśmę". Tego tak do końca pewien nie jestem - obawiałbym się procesów przed sądami w razie odmowy przyjęcia mandatu. A o tym że wielu właścicieli obawiało się że ich jachty się na okres przejściowy "nie załapią" - świadczyły dzikie tłumy na schodach przed biurem na "Ciołka", gdy tylko ogloszono że rejestracja ruszyła (a także rybne numery na burcie "Leśnego Dziadka ;-) ). W miniony wtorek - znajdowała się tam tylko smętna Pani Beatka ;-(
A że urodzaj istotnie nie wypadł szczególnie w tym roku - pisalem wcześniej.
Pozdrawiam
Tomek Janiszewski
viTAM!
Pan Waldemar Rekść zwrócił uwagę, iż ilość wypadków (w żegludze jachtami żaglowymi po morzu) "przyjemniaczków" i nie tylko, nie uległa zwiększeniu. Przypuszczam, że ten fakt zostanie przywołany dopiero na samym końcu dyskusji, jako argument ostatecznie przygważdżający przeciwników normalności w życiu codziennym. Do czego prowadzi nadmierna troska "waaadzy" o tzw. "właściwe zachowanie się" zwykłych zjadaczy chleba, zwłaszcza gdy ci zwykli ludzie chcą sobie odpocząć, przypominał film "Untouchtables". Scenarzysta i reżyser bardzo ciekawie udowodnili tezę o arogancji i i zadufaniu "waaadzy" wszelakiej maści, która "wie lepiej". Otóż: końcowa scena, po skazaniu gangstera Capone przez sąd, dzielny agent FBI - Elliot Ness, który bohatersko narażał swoje życie, aby sądy wreszcie zaczęły sądzić chicagowskich gangsterów, idzie sobie chicagowską ulicą. Zatrzymuje go reporter poczytnej gazety i zadaje pytanie: " Co pan będzie robił, gdy prohibicja zostanie zniesiona?". Na to dzielny Elliot Ness odpowiada: "Golnę sobie". Koniec filmu.
Zwykli ludzie mają w sobie niezwykle dużo odpowiedzialności, uczciwości, honoru, poczucia sprawiedliwości. Na codzień stosują się do tych zasad, zwykle lepiej , niż gorzej. Mają także zwyczajnego stracha przed śmiercią, a następnie karą za popełnione grzechy i grzeszki. Ale gdy im "zapachnie" i władza, i gruba forsa, ze zwykłych ludzi przeistaczają się w bardzo niedobrą dla społeczeństwa i dosłownie zbrodniczą "klasę rządzącą". Obowiązujące prawo (na dzisiaj) metamorfozę tę zazwyczaj ułatwia, a powinno wszak chronić przed patologiami.
PzdR!