Od kilku dni w sieci żeglarze piszą o "piśmie Drapelli". Czytałem opinie, a nie znając treści. No to mam wreszcie ten "manifest" in extenso. To smutno, że jego autorem jest tegoroczny laureat "Conradów". Ja się nawet nie dziwię za bardzo - zawodowy marynarz na żaglowcach nigdy nie zrozumie istoty normalnego jachtingu. Kilka słusznych uwag, ale też i stwierdzenia wyjątkowo niesłuszne, ba szkodliwe.
No i wiek. W tym wieku tudno naprawdę zrozumieć nowe czasy. Coś niecoś wiem na ten temat. Pisze te słowa rówieśnik kapitana Andrzeja Drapelli.
No to wyrabiajcie sobie zdanie i ustalajcie plan działania. Tego zostawić na wierzchu nie wolno. To subiektywna ocena staruszka.
Nie zapominajcie o rankingu, bo dwie pierwsze strony ida sztag w sztag
Kamizelki i zyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________________________________________
Jest pływanie i pływanie
Sa akweny i akweny
Są jachty i jachty
Sa osoby bez patentu które wiedza co umieją i osoby z dowolnym kwitkiem które nie umieją nic
Jesli ktos pływa własnym nawet najgorszym gruchotem i nie wozi nikogo kto nie jest swiadomy na co sie pisze, to niech pływa nawet dmuchanym pontonem w sztormie do szwecji
Jesli jednak ktos bierze osoby które nie wiedza o co biega i mówi im ze jest swietnym kapitanem na swietnym jachcie to to jest prokuratura
I tu jest różnica myslenia tych z was którzy pływają na własnym od lat ze znajomymi rozumiem a z drugiej strony rozumiemm innych którzy widząjak pływaja znłomy jak ludzie bez wyobraźni rozbijają jachty a czasem powodują smierc ludzi
Tak VBr jest patentem na ciepłe chorwackie wody wewnętrzne od wyspy do wyspy przy nie najgorszej pogodzie dopłyniesz wpław zdejmie cie jeden z dziesiątków jachtów pływasz w dzień bo w nocy praktycznie się nie da. I wszytko jasne
Ale bez przezycia cieżkich warunków i nocnej wachty nie wział bym nikgo we wrzesniu na rejs oplem nawet z Gdyni do Świnkowa bo jak sie cos stanie to nie ma co liczyc na pomoć
NIe ma co liczyć na sprawny silnik i przyjazne miejsca schronienia.
Gdy na pokład Zjawy weszli jachtsmeni duńscy mieszkający na grenladii powiedzieli w tym przypłynęliście z Islandii na otwartym pokładzie nie pokarzcie gdzie jest sterówka w srodku i to tez jest to ...
To determinuje inne postrzeganie.
A karta bezpieczeństwa paten itd w naszym karju nic nie dadza bo za kasę w łapę wszytko sie załtwi w chorwacji zresztą też to ta sama kultura.
Głosem nie najbardziej opływanego psychologa
B
I tu jest różnica myslenia tych z was którzy pływają na własnym od lat ze znajomymi rozumiem a z drugiej strony rozumiemm innych którzy widząjak pływaja znłomy jak ludzie bez wyobraźni rozbijają jachty a czasem powodują smierc ludzi
Masz jakieś dane o tych rozbijanych jachtach i o śmierci ludzi, którzy nimi płynęli, czy tak z wyobraźni piszesz?
Tak VBr jest patentem na ciepłe chorwackie wody wewnętrzne od wyspy do wyspy przy nie najgorszej pogodzie dopłyniesz wpław zdejmie cie jeden z dziesiątków jachtów pływasz w dzień bo w nocy praktycznie się nie da.
Wpław kilkanaście mil? Ja nie dałbym rady. A dlaczego w nocy nie da się pływać w Chorwacji? Masz jakieś inne dane niż ja? Pływałeś tam kiedyś, czy jak kpt. Drapella słyszał, że VBr wydają w kazdej marinie, Ty słyszałeś, że się nie da?
Gdy na pokład Zjawy weszli jachtsmeni duńscy mieszkający na grenladii powiedzieli w tym przypłynęliście z Islandii na otwartym pokładzie nie pokarzcie gdzie jest sterówka w srodku i to tez jest to ...
Wiekszym szpanem byłoby popłynąć kajakiem. Tylko po co? Oczywiście ja nie mam nic przeciwko temu, jak ktoś chce pływać hardcorowo, cieknącym jachtem, nieremontownym od 20 lat, z silnikiem odpalajacym raz na 10 razy, niech sobie płynie. Ale czemu mamy normy postępowania i normy prawne ustawiać pod taki harcore? Mnie bardziej odpowiada żeglowanie sprawnym, bezpiecznym, dobrze wyposażonym jachtem, zatem czemu mam wypełniać normy przewidywane dla pływania kajakiem z Islandii na Grenladię? Albo jachtem bez silnika? Zostawiam to tym co tak lubią.
Głosem nie najbardziej opływanego psychologa
Nawet nie najbardziej opływanego psychologa obowiazują zasady gramatyki, ortografi i interpunkcji. Wtedy łatwiej zrozumieć o co chodzi.
Ejże!
Czepianie się ortografii i interpunkcji nie jest na miejscu (może "nie najbardziej opływany psycholog" jest dysgrafikiem i dyslektykiem.... ?) - zostańmy przy meritum. Trudno było zrozumieć o co mu chodzi, czy jest za liberalizacją, bo i tak każdy może sobie kupić patent, czy przeciw, bo się VBr masowo topią wraz załogami rozwalając okoliczne jachty (nie podając danych na potwierdzenie tych rewelacji)?
Czy Zjawa na Grenlandii, to jakiś ewenement, jak życie w kosmosie?
Robert
Nie jestem za, ani przeciw. Szczerze mówiąc nie ma to dla mnie znaczenia pływał bede z tym których obejrze w działaniu albo sam. A może powiem dokładniej - jestem za dobrej jakości certyfikatem kompetencji. I nie obchodzi mnie on jesli ktoś pływa sam ze sobą moze nawet pancernikiem jesli taki sobie kupi. Mam tylko obawę żeby we mnie nie wjechał po nocy nawet w porcie ale tak jak piszecei tego psokoju papier u tego kogoś nie załatwi - jest ryzyko jest zabawa.
NIe mam danych o wypadkach jakt nikt w tym gronie nie ma bo nie robi się takich analiz a o dziesiątkach sytuacji trudnych nikt nic nie wie. Może z potopieniem przesadziłem nie ma tego wiele i odpukać na szczęscie.
Mam za to własne obserwacje i doświadczenia. Pomijam przypadki dostawania patentów na piękne oczy choć znam i takie, pomijam noszenie pirotechniki z jednego jachtu na drugi też znam. Patologie sa wszędzie. Ale jesli ktoś to robi to łamie prawo wytyczne zasady cokolwiek. ma szanse wiedziec że robi źle bo są te zasady. Jeśli nie ma reguł to w polskiej mentalności ułańska fantazja pogoni niektórych tym wspomnianym kajakiem na grenlandię bo nawet nie beda wiedzieli ze powini wziąć epirba.
Jestem też za podkreślaniem w każdym możliwym punkcie, że pływa sie na własne ryzyko a minimalizowac je można oceniając kwalifikację załogi w tym skipera którą się na ten rejs wybiera oraz stan techniczny jachtu. Jeśli tych kwalifikacji/stanu jachtu nie masz jak ocenić to w tym własnie powinny pomóc ci patenty i karty bezpieczeństwa (czy cokolwiek). Jesli plyniesz na pierwszy rejs i widzisz mieszakjąc np w rzeszowie piekne zdjęcia jachtu to nie wiesz w jaki jest stanie. Płyniesz i okazuje się, że woda ciurkiem leje ci sie do koi świateł się nie zapala bo akumulator nie trzyma pojemności a silnik można odpalic na 10 minut bo potem się zapowietrza układ paliwowy. Tak znam to wszystko z autopsji polskich jachtów które można wziąć w czarter. Tylko ja wiedziałem jak sobie z tym radzić miałem takich co mnie ostrzegli i nauczyli.
Co do Chorwacji to owszem pływałem ale dawno i generlanie wtedy choc teraz może jest inaczej nie dało się pływac w nowc bo nie było żadnych prawie swiateł nawigacyjnych a na smay gps-ie ja raczej bym nie pływał choć oczywiscie da się.
A co do dysgrafii itd .. to owszem mam jak dam komuś do przeczytania albo przeczytam 6 razy w tym od końca to nie zrobie aż tylu literówek i możę nawet ortografię wyłapie interpunkcji już nie. Wszystkim których to razi przepraszam nie muszą czytać.
Bartek Sz
Jesteś za rzetelną oceną stanu technicznego czarterowanych i klubowych jednostek (oraz tych, które wożą ludzi za pieniądze)? My też!
To co napisałeś powyżej, ma generalnie odniesienie do rejsów na jachtach klubowych i czarterowanych, natomiast, wrzucanie do tego samego kotła tych, którzy sami dbają o siebie i swoje bezpieczeństwo oraz o bezpieczeństwo tych, co na drodze (a jak dbają - można zobaczyć w newsie z "Neptuna") z "jachtami komercyjnymi", czarterami, kapitanami żaglowców itp. nie ma najmniejszego sensu. Opowiadanie o mentalności Polaków też nie ma sensu, bo wcale nie jesteśmy aż tak inni od reszty świata, żeby u nas musiał być zamordyzm, gdy np. za miedzą (mokrą, bo w Szwecji) panuje absolutna dowolność w żeglowaniu na własnych jednostkach żaglowych i motorowych (z ograniczeniami wielkości i mocy silnika/prędkości duuuużo swobodniej ustalonymi niż w Polsce po ostatnich ułatwieniach, a podobnie jest w innych krajach UE, jak Holandia, czy Wlk.Brytania). Dziesiątki lat zakazów i nakazów oduczyło nas (jako społeczeństwo) samodzielnego myślenia i brania odpowiedzialności za swoje postępowanie? Być może, ale można to zmienić, nie budując nowe ograniczenia, a dając możliwość bycia odpowiedzialnym za siebie.
Dla mnie też nie ma znaczenia - będę pływał z tymi, których znam w działaniu, albo sam (na małej łódce i w takich warunkach i takich akwenach, żebym mógł nad nią panować). Jeżeli Ministerstwo i Parlament dadzą wiarę gadaninie kpt. Drapelli i przywrócą zamordyzm, to przeniosę się pod "normalną" banderę.
Robert
Ponieważ dowiedziałem się, że moje wypowiedzi (komentarze do różnych tematów), według niektórych czytelników, mogą zostać odebrane jako sprzeczne ze sobą podam do ogólnej wiadomości swoje podstawowe "prawdy wiary":
1) Uważam, że "regulatorom" żeglarstwa wara od tego co robię na swoim jachcie, łódce, kajaku... nie zagrażając nikomu i jaki mam na to wszystko papier (tak, jak nie muszę mieć atestu na sznurek, na którym będę chciał się powiesić), a od załatwiania spraw wypadkowych są ubezpieczenia OC (dobrowolne w wypadku małych łódek i jachtów prywatnych) i AC oraz sądy cywilne, a chuligaństwem i przestępczością powinna zajmować się policja, prokuratura i sądy karne.
2) Uważam, że oferując jacht do czarteru trzeba spełnić odpowiednie warunki, drugą sprawą jest jakie i jak regulowane.
3) Uważam, że opiekun jachtu klubowego, dając go ludziom do użytkowania w czarter(!) - również musi je spełnić!
4) Uważam, ze jeśli ktoś, kogoś wozi na jakimś statku (jachcie?) za pieniądze i ludzie powierzają mu swoje bezpieczeństwo, również powinien mieć odpowiednie umiejętności potwierdzone stosownym dokumentem, a jego statek takoż.
...i najważniejsze:
5) Odróżniam _statutowe_ wykorzystanie jachtu, będącego własnością klubu, _przez jego członków_, na zasadach _non-profit_, od "puszczania" tego samego jachtu w czarter ludziom z zewnątrz, za pieniądze, które stanowią dochód klubu!!! Odróżniam działalność komercyjną od działalności społecznej. Klubów żeglarskich również.
Pozdrawiam,
Robert
No i bardzo dobrze... niech się utopi, będzie jednego idiotę mniej. Lub kilku. Dobrze to zrobi wszystkim.
Tylko tak da się te rewelacje skomentować.
Pozdrawiam z kraju, w którym topić każdemu się wolno.
Moniia
...nie wział bym nikgo we wrzesniu na rejs oplem nawet z Gdyni do Świnkowa .
Ale fordem byś wziął?!
A poważnie: ten cytat dowodzi rzetelności Autora i jego argumentacji. Najgorsze jest, że tego typu teksty natychmiast budzą do działania "harcowników" po "naszej" stronie i cała uwaga koncentruje się na braku zależności między wolnościa i bezpieczeństwem.
A tymczasem nie w tym problem. Mam przekonanie, że przyczyną wypadków i zagrożeń w żeglarstwie nie jest mniejszy lub większy stopień liberalizacji. Przyczyny są inne... i chyba nikt w Polsce nie próbuje rzetelnie ich zdiagnozować i wyciągnąć wniosków.
Sa osoby bez patentu które wiedza co umieją i osoby z dowolnym kwitkiem które nie umieją nic
Otóz to! Czyż nie wynika stąd wniosek, że administracyjne ogranicznenia nie są remedium na życie?
Zmienił bym: "Są osoby bez patentu, które wiedzą co umieją i osoby z dowolnym kwitkiem, które nie umieją nic, ale nie zdają sobie z tego sprawy".
Tak, przyczyny wypadków na morzu diagnozuje, na swój sposób, Izba Morska - tylko z orzeczeń IM (i sądów) możemy wysnuwać jakieś wnioski, bo reszta to głownie nasze domysły. W opisywanym wcześniej wypadku sprawa jest dosyć jasna - zawinili: skipper i oficer wachtowy. Dlaczego zachowali się tak, a nie inaczej pozostanie ich słodką tajemnicą, a my możemy znowu snuć domysły o kiepskim szkoleniu w systemie PZŻ, albo o tym, ze niektórych niczego nauczyć i tak się nie da. Faktem jest, że wypadki na morzu (i w żeglarstwie) były, są i będą, ale tylko marginesem całej dziedziny zwanej żeglarstwo. Niech każdy spojrzy krytycznie sam na siebie, swoje możliwości i braki. Jak patrzę w lustro, to wiem - nie poprowadzę rejsu nawet czarterowym jachtem o długości 7,5 m, bo brakuje mi praktyki - to czego się nauczyłem kiedyś, dziś już wyparowało - mogę sam wsiąść na na prawdę małą łódkę i bawić się na niej na własne ryzyko. Nie jestem psychologiem, ale potrafię ocenić swoje możliwości, bo mam rozum (przynajmniej taki, jak Kubuś Puchatek) i znam sam siebie. Liberalizacja nic tu nie zmienia - nie bedę jutro jako kapitan dużego jachtu, bo wiem, że dam ciała już przy pierwszej próbie odejścia od kei. Co na to psycholog? Może jestem osobnikiem poza normą???
Robert
Ja pytam co to za rada konsultacyjna i kto z kim i o czym konsultował? Jako armator jachtów morskich nic nie wiem o konsultacjach, a pewnie chodzi o moją kieszeń.
NIezależnie od tego co p. Drapella consultował nie jest w stanie mi nic zaszkodzić. Wrócę pod obcą banderę. Pytanie tylko - czy o to chodzi partii i rządowi, który wzywa Polaków do powrotu z Anglii i słowo "liberalny" ma w każdym akapicie programu?
A może w tym szaleństwie jest metoda? Wygnać armatorów z polskich portów i pod obce bandery. Nie będa "chwasty" przeszkadzać pić kawkę w biurach......
Hasip
Czy Sail Training Assotation Poland zajmuje się szkoleniami? Bo jesli tak to wszystko jasne. Prezes takiego stowarzyszenia ma zrozumiały cel ba nawet obowiązek aby lobbowac za wprowadzaniem obowiązkowych szkoleń. Po prostu chce zarabiać. Nie dziwcie się, że kapitanowie ze szkół morskich, wykładowcy z firm szkoleniowych oraz być może urzędnicy nadzorujący szkolenia będą pomstować i lobbować za koniecznością wprowadzania obowiązku szkoleniowego gdyż wg nich nawet egzamin nie wystarczy;) Ten głos nalezy traktowac jako wypowiedź zainteresowanego zarabianiem pieniędzy i mieć jedynie nadzieje, że urzędnicy będą działać zgodnie z prawem i w granicach prawa.
pozdrawiam
Krzysztof Klocek
ps. jestem tylko ciekaw na tego typu wypowiedzi reagują dyrektorzy urzędów morskich?
Oto argumenty potwierdzające, że stanowisko kpt. Drapelli przedstawione na posiedzeniu Rady Konsultacyjnej związane jest z biznesem gdyż rolą rady jest zabieranie głosu w sprawach gospodarczych:
ze strony Urzędu Morskiego w Gdyni:
„wspólny głos Regionu w sprawie uprawiania morza dla celów gospodarczych”.
Więc od rekreacji WARA !! Od jachtów rekreacyjnych WARA!!! Mogą sobie ustalać i "wiązać" się dla swoich godpodarczych jednostek. Jak s/y XXX- POL-smażalnia ryb.
Hasip
Pomijając zagadnienie celowości pisma kpt. Drapelli smutne jest, że kolejny wielki kapitan pisze nieprawdę.
Ostatnio, na rynku żeglarskim znalazło się wiele rozmaitych patentów. Chorwacki Voditiel praktycznie kupowany jest w chorwackich marinach, a w kraju, różni ludzie organizują wszelkie możliwe kursy i wydają rozmaite świadectwa.
Kpt. Drapella nie wie o czym pisze. VBr wydają niektóre kapitanaty w dużych portach, tam , gdzie dostępni są egzaminatorzy. Kpt. Drapella popełnia ten sam błąd, który jest popełniany przez większość dyskutantów. Ci ludzie traktują VBr jako kwit stworzony i wydawany dla Polaków, czy innych turystów w Chorwacji. Tymczasem jest to dokument miejscowy, stworzony dla tysięcy ludzi żyjących z morza w kraju, który ma 4 tys km. linii brzegowej. Jest to kwit używany również do żeglugi profesjonalnej przez rybaków, ludzi prowadzących jednostki wożące ludzi, czy towary. Daj Boże, żeby u nas podobnie administracja traktowała tych, którzy z morza żyją. A to, że wydawany jest normalnie, bez „ścieżek zdrowia” nie oznacza, że jest kupowany w marinach. Elementarny brak wiedzy, albo celowe kłamstwo, mające na celu wprowadzenie w błąd ludzi pracujących nad ustawą.
Uważam, że załoga na jachcie polskiej bandery winna mieć polskie uprawnienia. Jest mi trudno sobie wyobrazić, aby na zasadzie wzajemności, mogli Polacy organizować na Wyspach Brytyjskich kursy żeglarskie i wydawać polskie patenty, uznawane przez Brytyjczyków.
Czyżby brak wyobraźni? Nic nie stoi na przeszkodzie, aby organizować kursy w Wlk. Brytanii i wydawać tam polskie patenty. Oczywiście będą uznawane, jak każdy inny certyfikat kompetencji w żegludze amatorskiej. Tylko kto to kupi? Ale to już sprawy rynku.
Kpt. Drapella ponownie wykazuje się elementarnym brakiem wiedzy, albo świadomie wprowadza w błąd tych, którzy pracują nad ustawą.
Maciej Kotas
Problem w tym, że ci, którzy będą głosować za ustawą też nie mają o tym zielonego pojęcia i mogą uwierzyć kapitanowi z ogromniastym stażem, bo on przecież powinien wiedzieć.
Myślałem przez chwilę, że on tak z troski o nasze bezpieczeństwo i na poważnie, ale dochodzę do wniosku, że celowo wciska ministrom i posłom ciemnotę.
Tylko, po co? Jak nie wiadomo, po co, to pewnie ma w tym jakiś swój partykularny interes - czy może się mylę???
Robert
Problem w tym, że ci, którzy będą głosować za ustawą też nie mają o tym zielonego pojęcia i mogą uwierzyć kapitanowi z ogromniastym stażem, bo on przecież powinien wiedzieć.
Dlatego wskazałem gdzie kpt. Drapella mówi/pisze nieprawdę. Moim zdaniem trzeba natychmiast reagować na bzdury głoszone nawet przez najbardziej zasłużonych. Kazdy ma prawo do własnego zdania. Oczywiscie kpt. Drapella jak najbardziej. Nikt mu nie broni pisać, że jego zdaniem kazdy jacht powinien mieć KB, a wychodzić w morze mozna tylko z kapitanem jachtowym. Ale jezeli pan kpt Drapella pisze nieprawdę, to tego mu nie wolno. Chociażby dlatego, że jest dla wielu z nas autorytetem. I dlatego należy reagować. Rónież po to, aby ci którzy się nie znają, mieli informacje o tym co jest prawdą, a co nie jest, bez wzgledu na to, jaki autorytet się wypowiada.
Szkoda, że osoba taka jak kpt Drapella pisze bzdury. Albo nie wie, zatem nie powinien się wypowiadać, albo świadomie wprowadza innych w błąd. Mam nadzieje ze to pierwsze.
Warto chyba przetłumaczyć i przekazać STA do wiadomości.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
po pierwsze, jesteś Pan niegrzeczny, co nie podlega dyskusji;
po drugie, jesteś Pan zielony, co twierdzę z dużą pewnością siebie.
Gdybyś Pan miał doświadczenie kapitana Drapelli i gdybyś Pan wiedział, na czym polega różnica w znajomości spraw związanych z morzem i żeglarstwem między
Polską a innymi krajami, w których ten sport jest uprawiany na większą skalę , to nie zabierałbyś Pan głosu.
Na przyszłość radzę się dwa razy zastanowić, Panie "kapitanie" Kotas, zanim zabierzesz Pan głos w jakiejkolwiek sprawie na tym portalu.
Gdybyś Pan miał doświadczenie kapitana Drapelli i gdybyś Pan wiedział, na czym polega różnica w znajomości spraw związanych z morzem i żeglarstwem między
Polską a innymi krajami, w których ten sport jest uprawiany na większą skalę
Nikt nie neguje wiedzy i doświadczenia morskiego Kpt. Drapelli. Ale rzecz w tym, że kpt. Drapella nie zna specyfiki żeglarstwa przyjemnościowego i w swoim piśmie również pokazał, że nie zna realiów w jakich żeglarstwo przyjemnościowe tkwi w innych krajach. I niestety pisze bzdury. Na tematy związane z żeglarstwem. Niech kpt. Drapella pływa sobie zaglowcami, cieszy się należna mu estymą, ale lepiej niech nie zabiera głosu na temat mojego, przyjemnościowego żeglowania. Nie za pieniądze i nie dla pieniędzy.
Z całym szacunkiem - po ilu milach (albo według jakiego kryteriu pomiarowego) mogę zabierać głos w sprawie własnego żeglowania? A kiedy mogę zabierać głos w jakiejkolwiek sprawie na tym portalu? Serio pytam.
Jeszcze jedno - nie przypominam sobie abyśmy kiedykolwiek dyskutowali o kompetencjach i żeglowaniu na żaglowcach, albo o kwalifikacjach sportowych, za to znam wiele przypadków gdy specjaliści od żaglowców i od sportu próbują decydować o moim żeglowaniu. Czy dostrzega Pan dystrproporcję w podejściu?
Byłbym wdzięczny za odpowiedź na obydwa zagadnienia.
Andrzej Hasip Mazurek
Akurat żeglowanie na drobnoustrojach B.Salcewicz rozumie, ale nie jest w stanie zrozumieć naszej irytacji, gdy kilka razy w roku musimy zajmować się atakami "dobrych wujków" traktujących nas jak niedouczinych smarków. Trudno mu to z drugiej strony Bałtyku zrozumieć, tak jak mnie po obiedzie kłopoty z urodzajem w Afryce.
Hasip
PS. Don Jorge, chciałem, szczerze chciałem. Ale nie potrafie siedziec cicho, gdy inni, nawet tak uznane żeglarsko osoby jak pan Drapella czy pan Salcewicz wiedzą lepiej co jest dla mnie dobre.
Niestyty, ja zbyt mało się modlę i znowu wdałem się w dyskusję na odwieczny temat: zawodowcy i amatorzy na morzu. Panowie, nie powinno być między nami żadnej różnicy! Żeglarze powinni rozumieć specyfikę żeglugi "towarowej". Statki są coraz szybsze, jest ich coraz więcej, oficerowie na mostkach są przemęczeni, keja w porcie zarezerwowana na godziny , a więc wieczny pośpiech i stres. Trudno w takiej sytuacji przestrzegać prawa drogi i ustępować małym jachtom według przepisów MPDM. Prosimy żeglarzy o zrozumienie. A to, że zawodowcy oddalili się od żegarzy, jest prawdą, ale nie jest ich winą, lecz obecnego systemu nauczania, czy rekrutacji do wyższych szkół morskich. Nie ma kandydatek, nie ma żeglowania, wiosłowania i zajęć praktycznych na jachtach. Jest wyższa matematyka, technika, masa niepotrzebnej na morzu teorii. Sprawia to, że obecni oficerowie pokładowi są bardziej kierowcami niż marynarzami, bo najłatwiejszą sprawą jest dziś określenie swojej pozycji na morzu. Nikt z tych ludzi nie chce żeglarzom zabraniać pływania po morzu jachtem, nikt nie chce nadmiaru inspekcji, przegladów technicznych jachtów, ale rozsądek musi być zachowany i tego z pewnością chciał kapitan Drapella. Podkreślanie faktu, że miał do czynienia jedynie z dużymi jednostkami jest błędem. Kapitan Drapella na pewno uczęszczał na kursy PCWM, kapitan Drapella zna morze, bo spędził na nim wiele lat w przeciwieństwie do tych, którzy spędzają na nim uropy. Kapitana Drapelli na pewno nie można winić za paszportowe ograniczenia, uciążliwe formalności i rewizje jachtów, robione przez WOP w czasach PRL. A to, że emerytowany kapitan marynarki handlowej pływa na żaglowcu, świadczyć może o jego charakterze i umiłowaniu morza, więc z tego powodu dobrze by było okazać mu szacunek, czego niestety, nie potrafił , jakże mu tam... To najmniej ważne.
Nikomu niczego nie chcę radzić, ale chciałbym bardzo, żeby zawodowcy i żegarze-amatorzy rozumieli się nawzajem, inaczej morze może okazać się być okrutnym. A jak jest w Szwecji, bo ktoś o tym wspomniał, to bardzo chciałbym, żebyśmy przyjęli od wikingów organizację szkoleń, system patentów, rejestracji jachtów, a nie wymyślali nonsensów, jak na przykład wprowadzenie pojęcia jacht komercyjny...
No ale dosyć tej pisaniny, bo anonimowa modlitwa kapitana czeka, żeby ją sobie przypomnieć i zastosować się.
Pozdrawiam wszystkich, bez wyjątku,
Bruno Salcewiacz, juz tylko Szczecin, for ever.
Panie Kapitanie,
Pięknie Pan to wszystko ujął i pewnie ze wszystkim możemy się zgodzić - za wyjątkiem tego, zacytowanego powyżej zdania z pańskiej wypowiedzi. Co Pan Kapitan Drapella chciał przekazać jest czarno na białym czytelne powyżej naszych komentarzy i wszystko to jesteśmy w stanie zrozumieć i właściwie zinterpretować, a zrozumieliśmy... już Pan wie, co i jak. Mamy na temat tego, oficjalnego pisma Prezydenta STA Poland, z uwagami do projektu ustawy, odmienne zdanie niż pańskie... i pewnie przy tym zostaniemy, bo trudno teraz wykręcać, co chciał Pan Kapitan Drapella napisać, ...skoro wszyscy widzą, co napisał.
Pozdrawiam,
Robert
PS: Proszę nam wierzyć, że pomimo iż na morzu, jeziorach i rzekach, spędzamy tylko urlopy, to nie jesteśmy mniej rozumni od doświadczonych ludzi morza - chętnie przyjmujemy ich rady i uwagi, poza tymi, które sugerują nam brak rozwagi, głupotę, brak odpowiedzialności za siebie i swoje otoczenie itd. itp. Inną sprawą jest to, że wśród żeglarzy "przyjemniaczków " zdarzają się, jak w każdej społeczności i tacy, ale to nie jest większość.
Powiem krótko, dziękujmy Najwyższemu, że kierowcy TIR nie mają takiej mentalności...
Słów dużo, treści zdecydowanie mniej, o odpowiedzi na pytania Andrzeja nie ma. A jak jest w Szwecji, to wielu z nas doskonale wie i zapewne większości z nas odpowiadałby model szwedzki, jeśli chodzi o zeglarstwo przyjemnościowe. Również odpowiadałby nam model brytyjski, którego wprowadzenie deklarowano na spotkaniu administracji morskiej z przedstawicielami organizacji żeglarskich i nie tylko w Słupsku w marcu 2007. To własnie z modelu brytyjskiego pochodzi okreslenie "jacht komercyjny" i jest ono dość precyzyjne.
Nas, przyjemniaczków jakby mniej to interesuje. Nas interesuje sposób traktowania przez prawo żeglarzy amatorów, sposób traktowania przez prawo naszych jachtów, a w ślad za tym obciązenia jakimi obarcza się nas i nasze kieszenie. I w modelu szwedzkim i w brytyjskim nie są one zbyt duże. Nie widzimy powodów, dla których ktoś kto nawet ma olbrzymie osiągnięcia na morzu, ale nie zna specyfiki naszego żeglowania, miałby swoimi wypowiedziami wpływać na tworzenie prawa. Prawa które jest odkległe od uregulowań szwedzkich czy brytyjskich.
Jesteśmy wolnymi obywatelami wolnego kraju, jesteśmy odpowedzialni w tym co robimy, posiadamy odpowiednią wiedzę i kwalifikacje potwierdzone różnym i certyfikatami, choć nie zawsze tak jakby chciał kpt. Drapella, wystawianymi przez PZŻ. I nie trzeba nas prowadzić za rączke i mówić kiedy, czym i z kim możemy płynąć. Sami wiemy.
To ja już nie wiem czy my mówimy takim samym językiem czy tylko tym samym językiem :)))
Wszak my własnie chcemy normalności, szwedzkiej, brytyjskiej, niemieckiej, francuzkiej, belgijskiej. Nie chcemy radzieckiej. Jednakże bardzo często słyszymy - "społeczeństwo polskie nie dorosło..." Na takie słowa żółć się we mnie przelewa. 18-latek jest wystarczająco dorosły i odpowiedzialny aby się szkolić w zabijaniu i potem zabijać (wszak armia każda to robi) a nie jest wystarczająco dorosły i odpowiedzialny aby poddać się woli żywiołu.
Chcemy organizować system szkoleń i certyfikatów (alternatywny) - ale nie da się, bo monopol zapewniono "układowi" - monopol zapewniony zapisem ustawowym. Dlatego robimy co możemy. Organizujemy spotkania, "dokształty", "manewrówki", itp. Ale wobec monopolu to tylko erzatz'e. Mógłbym tak wiele wymieniać. Stąd pewnie działania wyglądają jak szamotanina w barze - bo nie da się niz zrobić normalnie. Wszystko jest "wyszarpywane" jak psu kość z pyska.
Czy Pan myśli, że nie mamy zajęcia i zbyt duzo czasu skoro tak zawzięcie dyskutujemy w necie? Czy uważa Pan, że wolimy żeglugę w internecie od żeglugi morskiej? Nie, nie, nie!!! Każdy ma swoje zycie, swoją pracę i swój czas wolny, który można zgoła inaczej zagospodarować. Nie zabieramy pierwsi głosu. Zawsze nasz głos jest wtórny, jest odpowiedzią na zawłaszczanie części naszego życia.
Po ostatnich zmianach przepisów nie inicjowaliśmy dalszych działań. Sam zaproponowałem - zostawmy rok-dwa bez zmian. Niech wszystko okrzepnie. I co? I nie da się. Znów powstają projekty patentowe podsuwane pod stołem, znów grono "speców" proponuje przywrócenie starego i cierpi gdyż mój jacht nie ma KB.
Czy uważą Pan, że mnie to bawi gdy osoby (akurat nie dotyczy Pana, być może A. Drapelli także) które nigdy nie zbudowały jachtu, nigdy nie miały własnego jachtu, zawsze na cudzym i za cudze, wiedzą lepiej o moim jachcie i moim żeglowaniu?
My rozumiemy zawodowych marynarzy, bo wśród nas są żeglarze-marynarze i chcemy też aby ci pozostali marynarze zrozumieli nas.
Pozdrawiam.
Andrzej Hasip Mazurek
A zna Pan choć trochę powyższe sprawy?
Bo wychodzi, że nie... Rejestrację i przeglądy na śródlądziu mamy już prawie jak w Szwecji, do limitu patentowego brakuje 4,5 m długości. .Jak dojdziemy od 7,5 do 12 m z bezpatenciem, to zostanie tylko organizacja szkolenia - w Szwecji o ile wiem nie ma obowiązku :-). A egzaminatorami są emerytowani kapitanowie zawodowej żw, a nie Komisja Egzaminacyjna jedynie słusznego związku sportowego... Mnie by taki układ się podobał...
Andrzej Drapella jest żeglarzem. Żeglowal kiedy ogromne większości tu czytających i piszących na świecie jeszcze nie było. I zawsze mial opinię bardzo dobrego żeglarza.
To co napisal, napisal z troski! NIe sądzę, żeby mial cokolwiek innego na mysli, niż dobro współne, jestem pewien, że nie chodzilo Mu o niczyje "interesiki". NIezaslużenie więc spotykają Go obelgi. To nie powinien być nasz styl.
NIe zmienia to faktu, że Kapitan Drapella się myli. NIe widzę związku między WOLNOŚCIĄ i ilościa wypadków oraz zagrożeń. Widzę związek miedzy kiepskim szkoleniem i jego skutkami. Widzę związek między pozornymi procedurami biurokratycznymi i ich nieskutecznością dla stanu bezpieczeństwa jachtów.
WIdzę też problem nieodpowiedzialności wielu różnych ludzi w różnych ogniwach "systemu" - także tych czynnie żeglujących. Ale to temat na osobną dyskusję.
Maciej"S"Kotas
Być może epitet "idiota" użyty przez Maćka był... nieprecyzyjny.
Ale trudno mi znaleźć łagodniejszy epitet pod adresem kogoś, kto usiłuje zapuścić rękę do cudzej kieszeni, względnie wyraża poparcie dla zinstytucjonalizowanej formy takowego procederu. Nie ma i nie będzie mojej zgody na to aby żeglowanie na własnym jachcie było uwarunkowane uprzednim wypłaceniu się jakiemś inspektorzynie, bez względu na to czy chodzi o obowiązek uzyskania Karty Bezpieczeństwa dla "Nefryta" na Bałtyku, czy o tzw. przegląd techniczny Oriona mającego pływać po Zegrzu. Najwyraźniej paru leśnych dziadków wciąż nie potrafi pogodzić się z myślą, że ktoś tam będzie pływać własnym jachtem za darmo.
I Pan niniejszym wykazał pogardę dla własnego narodu, uderzając w identyczne tony jak bezczeszczący stanowisko Prezesa PZŻ towarzysz Wiesław K. Jeśli w Polsce jest mniejszy odsetek żeglarzy w porównaniu z krajami w których żeglarstwo cieszy się pełną wolnością, to jest to wyłącznie skutek restrykcyjnych przepisów jakie dławiły nasze żeglarstwo w czasach PRL i tzw. III RP, a nie dowód na rzekomą ułomność naszych obywateli. A co do "sportu" w innych krajach - proponuję zapytać dziadka z babcią pływającego drewnianą łódką wśród szwedzkich szkierów, czy w ogóle zdają sobie sprawę z tego, że zdaniem Pana uprawiają oni... sport.
Szanuje Kapitanów. Pływają na wielkich statkach i żaglowcach. Zazwyczaj mają olbrzymią wiedzę i doświadczenie nie tylko to morskie, ale i życiowe. Szanuję ich za to bo są, bo tak się na wodzie i książkach wychowałem.
Ale im więcej pływam z tymi Kapitanami, tym coraz częściej spotykam "starych, siwych, brodatych" z wyższością patrzących na nas, młodych żeglarzy (wiecie, że nie wszyscy tacy są). My młodzi nic o życiu, a tym bardziej o żeglarstwie nie wiemy. Ryzykujemy, brak w nas pokory, nie szanujemy tradycji. Wojna o pateny i papiery i tak sprowadza się do wojny pokoleń.
Burzymy wśród decydentów światopogąd zbudowany za czasów Żelaznej Kurtyny. Czasów wiecznej kontroli, dozoru i najmądrzejszych! Pływań klubowych, reglamentowanych. W czasach gdy własność prywatna nie istniała. I może da tego dalej jesteśmy, żeglarskim zaściankiem europy pod względem ilości jachtów i żeglujących bo ktoś te czasy kultywuje.
Dzięki Bogu jest coraz więcej młodych i odważnych, żeglarzy którzy potrafią pływać pod wiatr problemów, przepisów i polityki. Zdobywać stopnie i realizować swoje żeglarskie projekty, wizje. I jeśli nie stare "quazi autorytety" dbające o swój monopol na mądrość, to nikt inny tylko my młodzi pokażemy Polakom, że żeglarstwo jest sportem dla każdego.
I tak szanuję i będę szanował kapitanów. Bo są. I pana Drapelle także, bo wiele o nim słyszałem i czytałem. Ale to nie zmienia faktu, że nie jednokrotnie Ci sami szanowani panowie kapitanowie powinni zająć się pisaniem kronik lub podręczników by uczyć i wychowywać a nie mędrkować.
Pozdrawiam
Szymek
Plastikowy JSM
PS. Co będzie jeśli na świecie zostaną już tylko plastikowi Sternicy i Kapitanowie?? Armagedon??
Od lat toczy się dyskusja o polskich patentach, ułatwieniu zeglugi i rozwoju żeglarstwa rekreacyjnego w Polsce. Czytam opinie, poglady ludzi często bardzo zwiazanych i oddanych żeglarstu, ale nie popartych żadnymi konkretnymi danymi. Chciałby wiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się od zmian w uzyskiwaniu stopni ,a więc od 2006 roku. Ile było wypadków polskich jachtów czy jachtów z polskim skiperem? Jaki procent tych wypadków spowodowali posiadacze plastikowych patentów, VBr czy ISSA? Czy jest to rzeczywisty problem czy wydumany przez przeciwników liberalizacji? Poglądy poparte rzeczywistymi danymi wymagają zastanowienia, natomiast wygłaszane na zasadzie "nie bo nie" czesto wynikają z lobbowania lub niewiedzy. Często zaglądam na różne strony i fora żeglarskie, w zakresie tematyki wypaków morskich najczęściej odnoszą się do czasów bardzo odległych lata 70, 80 itp.
Obserwując wydarzenia z lat 2006 do dziś, nie widzę, aby miały miejsce jakieś szczególne nasilenie wydarzeń pozwalające krytykować żeglarzy, którzy zaczynają i realizują swoje pasje żeglarskie wg. obecnie obowiązujących przepisów. Na wielu szkoleniach widzę ludzi, którzy intensywnie się dokształcają. Powoli, powoli, również dzięki takim poralom jak ten, idziemy w kierunku potwierdzania kompetencji a nie uzyskiawania prawa do ....... Każdy kto poznał kurs i egzamin na SRC wydaniu RAY i UKE może wyciagnąć sam wnioski.
Życzę wszyskim dążącym do zbudowania silnej pozycji polskiego żeglarstwa morskiego, aby nie zabrakło woli kierowania go ku normalności, liczę też moj mail uzbroi ich w dane liczbowe, które mam nadzieję potwierdzą przyjęty kierunek.
Pozdrawiam
Witold Sobkowicz
O to właśnie chodzi! Gdyby rzeczywiście statystyka potwierdzała gwałtowny wzrost wypadkowości wśród polskich żeglarzy można by się doszukiwać jakichś korelacji z liberalizacją. Skoro statystyki nie przytacza się oznacza, ze nie nastąpiły statystycznie istotne zmiany w ilości wypadków w polskim żeglarstwie. Od 1995 roku staram się obserwować informacje prasowe o wypadkach w żeglarstwie plażowym na małych łódkach. Od tego czasu wolno swobodnie żeglować małymi łódkami (LOA < 5m, S < 10m kwadr.) w pasie 2 Mm od brzegu. Według mojej wiedzy było ZERO wypadków w takiej żegludze od 1995 do 2007 roku! Moje dane nie są, w żadnym razie, danymi naukowymi, ale to, że prasa nie donosi o takich wypadkach, już o czymś świadczy...
Jeżeli ktoś twierdzi, że liberalizacja wpływa na wzrost wypadkowości w polskim żeglarstwie, to nie znajdzie na to wiarygodnych dowodów statystycznych. Jeżeli mimo braku takich dowodów dalej tak uważa, a do tego próbuje przekonywać decydentów podpierając się swoim wieloletnim stażem i doświadczeniem żeglarskim i morskim, to...
Robert
No więc kilka danych statystycznych obrazujących skalę zagrożenia:
- W 2006 zwieźliśmy ze stoków 1529 kontuzjowanych narciarzy, a na dzień 30 marca już zanotowaliśmy 1648 wypadków narciarskich – mówi zastępca naczelnika TOPR. Adam Marasek dodaje, że nie ma się czym chwalić. (za Onet.pl)
Na podstawie odpowiedzi udzielonej przez SAR:
Rodzaj akcji
Ilość akcji SAR w roku:
Uwagi
2005
2006
2007
Ściąganie z mielizny
9
10
2
Dot. gł. jachtów żaglowych, balastowych
Przewrócone jachty
5
7
5
Dot. gł. jachtów mieczowych
Awarie napędów i inne uszkodzenia
12
17
20
Dot. gł. jachtów motorowych
Człowiek za burtą
1
0
2
Ranny załogant
0
1
0
Chory załogant
0
0
2
Zatonięcie jachtu
0
0
1
Pożar jachtu
0
0
1
Gł. zagrożenie dla jachtów motorowych
Opóźnienie przybycia, zaginięcie
3
0
2
Łącznie akcji
30
35
35
Jest to statystyka związana z wypadkami jachtów (!) w polskiej strefie odpowiedzialności. Nie brane są pod uwagę wypadki pontonów, serferów, kateciarzy i innych ale już katamarany są jachtami.Też ta statystyka ta nie obejmuje wypadków polskich załóg poza polską strefą odpowiedzialności (ja znam 3 szt) ale obejmuje za to wypadki zagranicznych załóg w polskiej strefie (np. Niemców na Zalewie Szczecińskim).
Pozostawiam was więc sam na sam ze statystyką abyście mogli porównać "tragizm" jachtingu w stosunku np do narciarzy. A jeszcze tylko podpowiem, że statystyka ta nie odnosi się do odczuwalnego wzrostu floty jachtowej jaki następuje w ostatnich latach.
krzysztof klocek
ps. oczywiście pewnie znajdzie się ktoś kto powie, że zatonięcia i pożary wzrosły o 100% a więc dzieje się źle. Mało, na podstawie wzrostu o 200% chorych załogantów można by dowodzić konieczności przeprowadzania obowiązkowych badań dla żeglarzy najlepiej w przychodni portowej;)
Jeśli się ktoś taki znajdzie, to znaczy, że nie ma pojęcia czym jest statystyka, lub jest bałamutem :-)
Ciekawe by było zbadanie korelacji wypadków z liczbą jachtów i z liczbą rejsów.
Jedno jest pewne, wypadkowość w żeglarstwie nie jest problemem i robienie z niej straszaka dla posłów i senatorów oraz kagańca dla wolności żeglarzy jest bez sensu.
Pozdrawiam,
Robert
na podstawie wzrostu o 200% chorych załogantów można by dowodzić konieczności przeprowadzania obowiązkowych badań dla żeglarzy najlepiej w przychodni portowej;)
Zapomniałeś dodać, że obowiazek badań dotyczy każdego wyjscia w morze :)
Dziękuję, właśnie o to mi chodziło.
Szkoda, tylko że nie mamy statystyki z Chorawcji i ogólnie akwenu Morza Śródziemnego, ponieważ pływa tam wielu polskich skiperów. Przyjmując dane SAR, nie ma ju z sensu analizować głębiej czy skiperzy mieli plastikowe patenty, VBr, czy ISSA ponieważ tak naprawdę, skala wydarzeń w stosunku do liczby rejsów jest znikoma.
Mam nadzieję, że będzie to dodatkowy argument przeciw "leśnym dziadkom, marzącym o komisjach, utrudnieniach w dostępie do jachtów i monopolu na racje" .
Dziekuję. Pozdrawiam
Witold Sobkowicz
Państwo powinno regulować stosunki między obywatelami a nie między obywatelem a jego życiem.
Tu, chyba, nie masz racji - aby wybudować dom, trzeba najpierw uzyskać warunki zabudowy (a dopiero potem zezwolenie na budowę) od odpowiedniego urzędu, to urząd decyduje co i gdzie wolno zbudować i urząd bierze za to odpowiedzialność. Jeżeli w warunkach zabudowy nie poda Ci, ze masz zbudować dom na palach, bo to jest teren zalewowy, to niby na jakiej podstawie masz to sam wiedzieć? Wyobraź sobie, ze całe miasto Łomianki, wraz z przyległymi wioskami jest zbudowane na terenie zagrożonym tzw. "wodą stuletnią", ale o tym wiadomo nie wszystkim i dopiero od niedawna, bo wcześniej mapy potencjalnego zasięgu powodzi nie były upubliczniane! Co z tego, ze pobudujesz dom kilka (kilkanaście!) kilometrów od Wisły, jeżeli powódź i tak może do niego dotrzeć?. Urzędy od lat wydają zezwolenia na budowę, nawet poniżej skarpy! Wciąż są "odrolniane" i przeznaczane pod budowę kolejne tereny - bo przecież są wały przeciwpowodziowe zbudowane po doświadczeniu powodzi w latach 20. ubiegłego wieku. Co powiesz o Pułtusku, którego historyczne centrum zostało zalane w 1979, a o Wrocławiu i ostatniej wielkiej powodzi na Odrze, a Gdańsk i Kanał Oruni? To, od wielu wieków, państwo (Urzędy Państwowe) decyduje kto i co i gdzie może zbudować!
Robert
Dla ścisłości:
Dziś decyzje wydają Urzędy Powiatowe (wcześniej Gminne), czyli instytucje samorządowe (wcześniej terenowe urzędy państwowej administracji), ale na podstawie ścisłych przepisów państwowych i Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego, które sporządzają na zlecenie tychże Urzędów uprawnieni (z pieczątką z numerem o nadaniu uprawnień!) urbaniści i one określają gdzie może być jaka zabudowa. Te przepisy mają być coraz bardziej uściślane, abyś miał (i Urząd też!) coraz mniej możliwości dowolnej ich interpretacji. Gdzie jest tu miejsce na Twoją odpowiedzialność?
Robert
Moim zdaniem cały problem polega na tym, że nasze państwo chce być nianią dla obywateli.
Nie "państwo", tylko urzędnicy, politycy i różnej maści "działacze społeczni". Zadziwiające, że choć od kikunastu lat mamy możliwości dość swobodnego wyjeżdżania do innych państw, że miliony Polaków dłużej lub krócej było już "na Zachodzie" i widziało jak kształtują się stosunki władza-obywatel w państwach demokratycznych, to u nas w kraju nadal dominują poglądy z czasów minionych. Dominują w przepisach i myśleniu. I, co najgorsze, wielu młodych ludzi podejmujących prace w strukturach państwowych szybko przyjmuje i stosuje taki sposób myślenia zamiast kruszyć beton.