Kolejne gazety przepisują idiotyzmy podsuwane im przez potencjalnych (in spe ?) beneficjentów przyszłego Rozporzadzenia Ministra Sportu, do podpisania którego ów nieszczęsnik jest przymuszany także obecną Ustawą o kulturze fizycznej. Co prawda zeglarstwo z pewnością to hobby przepełnione kulturą, a wsparcie Archimedesa to niewatpliwie domena fizyki ale nie dajmy się zaprowadzić do zagrody, w której już czekają wyrafinowani, wyspecjalizowani specjaliści od dojenia.
Prasa, radio telewizja narobiły rabanu, tyle że w stylu starego dowcipu o rozdawaniu samochodów na Placu Czerwonym. A może jeszcze gorzej. Nie wiem czy Andrzejowi "Hasipowi" Mazurkowi uda się przebić z odtrutką. Życzę mu tego z całego serca, ponieważ i ja jestem ... żeglarzem. "Hasip" Powiesił odtrutkę na http://prawica.net/node/3554 ale "nadmiarem masła smaku kaszy gryczanej się nie popsuje". A więc macie ów tekst ponizej. WARTY SZEROKIEGO ROZPROPAGOWANIA !.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
___________
Bo się potopią...
Polska w wielu dziedzinach jest ewenementem. Jedną z takich dziedzin jest żeglarstwo które w latach powojennych zostało zakute w kajdany uprawnień, pozwoleń i rejestracji żeby tylko żeglarze z Polski jachtami nie pouciekali. Komuna upadła, system został a działacze znaleźli sobie nowe uzasadnienie: rzekoma troska o bezpieczeństwo. O tym że chodzi głównie o kasę za wydawanie "kwitów" nikt głośno nie powie. O tym że w większości cywilizowanych krajów można sobie pływać jachtem bez konieczności uzyskania zgody lokalnego związku sportowego też. Szanowane na całym świecie organizacje żeglarskie jak choćby brytyjski RYA, w sporze z zakusami administracji stoją zawsze po stronie żeglarzy. W Polsce musi być inaczej: PZŻ wszelkimi możliwymi sposobami próbuje żeglarzy zakneblować. Czy kiedyś będzie normalnie?W ostatnich dniach w mediach zauważalna jest histeryczna kampania związana z brakiem rozporządzenia w sprawie uprawiania żeglarstwa (dla wyjaśnienia rozporządzenia brakuje już 6 miesięcy). Ze wszystkich stron słychać głosy o tym, że bezpatentowi i pijani (ciekawe zestawienie – rodem z filmów Barei) wyruszą na wodę i w związku z tym widmo śmierci krąży nad wodami. Płacz nad losem żeglarstwa połączony jest z apelem do ministra Lipca o jak najszybsze wydanie rozporządzenie, bo „oni się potopią, pozabijają innych, itp.” Co ciekawe ani jeden z piszących lub wypowiadających słowa w tym tonie nie apelował o rozporządzenie gdyż on sam może utopić siebie lub innych. Dlaczego?
Może dlatego, że uważa siebie za osobę rozsądną z odpowiednimi instynktami chroniącymi własne bezpieczeństwo a jednocześnie wyklucza takie zachowanie u innych. Czyżby dziennikarze byli nadludźmi?Przy okazji tych wołań pełnych troski o... (no właśnie o kogo?) nikt nie postawił pytania (a co dopiero oczekiwać rzetelnej odpowiedzi) – skąd taki „pijak bezpatenotwy” weźmie jacht wartości kilkunastu tysięcy zł i więcej (ceny nowych jachtów o długości pow. 5m zaczynają się w tym przedziale) celem dokonania tych niecnych czynów? Od dłuższego czasu toczą się dyskusje o regulacjach prawnych żeglarstwa. Niestety niewielu chce dyskutować rzetelnie i poznać zagadnienie od podstaw. Zanim zaczniemy rozmawiać o patentach, ich formie, granicy bezpatencia, rejestracji jachtów, poddawaniu ich przeglądom technicznym musimy zadać sobie pytania (i szukać odpowiedzi):
Czy są takie czyny które popełnione przez zbiorowość są moralnie dopuszczalne, a popełnione przez jednostkę są moralnie niedopuszczalne? – czy też - W jakich okolicznościach czyn popełniony przez zbiorowość jest dopuszczalny, a popełniony przez jednostkę jest niemoralny?
Odpowiedź na tak postawione pytania wskaże nam okoliczności w jakich dobro państwa mogło być przeciwstawione dobru jednostki. Osobiście, wykluczając sytuacje nadzwyczajne (np. wojna), ja nie znam takich sytuacji. Tym samym wykluczam także możliwość aby regulacje prawne w żeglarstwie przedkładały interes państwa nad interes obywatela (żeglarza).
Pozostają jeszcze dwa warianty do rozpatrzenia. Zagrożenie dla innych jednostek i zagrożenie dla samego siebie. W pierwszym przypadku oczywistym jest, że granica wolności jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna wolność innego człowieka. W przypadku konfliktu tych interesów możemy oczekiwać od państwa pomocy w formie instrumentów prawnych i zakazów oraz nakazów administracyjnych odpowiedniego zachowania.Biorąc pod uwagę, że państwo ma prawo ingerować dopiero wtedy, gdy nie jest możliwe rozwiązania tego przez samych obywateli należy zbadać stopień zagrożenia i dobra które są narażone na uszczerbek. Zastanówmy się zatem w jakim stopniu żeglarz jest niebezpieczny dla innych? Jakie niesie zagrożenie?Często w komentarzach pojawia się przyrównanie jachtów do samochodów. Myślę, że odpowiednim będzie porównanie energii. Zacznijmy zatem od najmniejszych mechanicznych pojazdów lądowych – od motorowerów. Motorower (pojazdem tym może osoba dorosła kierować bez prawa jazdy) z dwoma osobami (łącznie ok. 200 kg) poruszający się z prędkością 40km/h posiada energię taką samą jak jacht o masie 6t poruszający się z prędkością 4w (7,2 km/h - przeciętna prędkość jachtu żaglowego na wodzie). W przypadku manewrów portowych z niewielką prędkością (1w – ok. 2km/h) – potrzeba jachtu o masie 80t aby energia byłą porównywalna. Dodatkowo, przy prędkości z jaką porusza się motorower oraz prędkości innych pojazdów i odległościach w jakich się mijają, jest mało czasu na reakcję i niewielki margines błędu. W przypadku jachtów mamy znacznie więcej czasu i znacznie więcej miejsca. Co zaś tyczy przepisów żeglugowych – są znacznie prostsze jak przepisy ruchu drogowego a same znaki to piktogramy które łatwo zrozumieć intuicyjnie.
Pozostaje jeszcze ostatni przypadek – ochrona przed samym sobą. Osobiście znam znacznie więcej tańszych i skuteczniejszych sposobów popełnienia samobójstwa niż uprawianie żeglarstwa, poza tym skuteczność takiego podejścia jest żadna. W końcu jak będę się chciał sam utopić, to najmniej będę zwracał uwagę na to czy tym czynem naruszę prawo administracyjne. Oczywiście są osoby, które społeczeństwo uznało arbitralnie za takie które wymagają czasem ochrony przed samym sobą – np. osoby niepełnoletnie. W tym wypadku możemy uznać pewne ograniczenia za zasadne.
Pozostałą jeszcze ostatnia, bardzo ważna, kwestia na którą nikt nie zwraca uwagi – są prawa, które nawet najdoskonalszy system społeczny (demokracja) nie może zmienić. Nie można, nawet przez aklamację, przyjąć ustawy zgodnie z którą słońce zacznie wschodzić na południu a zachodzić na wschodzie. Zakaz ten dotyczy także pewnych praw człowieka jako jednostki. Dla jednych są to prawa naturalne, dla innych dekalog, jeszcze dla innych są to nakazy moralności. Aby uniknąć nawet prób stanowienia ustaw naruszających te podstawowe prawa i przywileje społeczeństwa włączają je (te prawa) do katalogu leżącego u podstaw całego systemu prawnego a także przyjmuje tryb w jakim można je ograniczyć (nie znieść). Dodatkowo nie mogą ograniczenia te naruszać istoty praw i wolności i muszą być możliwe do wyegzekwowania. Taką podstawę w Polsce znajdujemy w konstytucji. Wracając do żeglarstwa, a konkretnie do patentów, są one właśnie jedną z form ograniczenia wolności obywatelskich. Tym samym należy dochować szczególne staranności legislacyjnej przy ich wprowadzeniu. Konstytucja wprowadza zamknięty katalog źródeł prawa powszechnie obowiązującego. W katalogu tym nie znajdują się zarządzenia i ustalenia ciał statutowych stowarzyszeń sportowych, nie ma też wytycznych nawet jeśli są uzgadniane z ministrem.
Reasumując, potrzebna jest rzeczowa dyskusja, która poruszy następujące zagadnienia:
stopień zagrożenia dla osób trzecich z uwzględnieniem wielkości i prędkości jachtu (podział na jachty żaglowe, motorowe i motorowe szybkie) warunkujący przyjęcie odpowiedniej granicy wielkości jachtów poniżej której obowiązek wykazania umiejętności potwierdzonej egzaminem jest zbędny (granica bezpatencia);
status osoby niepełnoletniej jako prowadzącego i członka załogi (szkolenia młodzieży, obozy na wodzie, itp. a także wymagania stawiane dorosłym – opiekunom);
zakres uprawnień wynikających z patentów z uwzględnieniem możliwości wyegzekwowania ich naruszenia (przykład z projektu - kto jest w stanie sprawdzić i wyegzekwować zakaz przekraczania pasa 20Mm skoro obszar ten leży poza wodami terytorialnymi jakiegokolwiek państwa) a także wymogi stawiane osobom, które żeglują zawodowo;
odpowiednia staranność legislacyjna (odpowiednie zapisy w samej ustawie, a nie w rozporządzeniu czy też ustaleniach i wytycznych poszczególnych stowarzyszeń, tryb postępowania, tryb odwoławczy, kalkulacja opłat).
Bez tego cała dyskusja o patentach i zmiany rozporządzenia jednego na inne przypomina dreptanie przed lustrem i dobieranie spinek do krawata. Temu właśnie się sprzeciwiam.
Andrzej "Hasip" Mazurek
http://forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=902&w=41783259
Pod tym linkiem zamieściłem krótki komentarz propagujacy tekst Andrzeja Mazurka. Jeśli ktoś z kolegów zechciałby "podnieść w górę" wątek, to proszę korzystać z linku. Moze w jakiś sposób spowodujemy zainteresowanie tym jakże waznym tematem.
Dobre porównanie efektów "energetycznych" motoroweru i jachtu. Pozostałe myśli tj. zagrożenie dla osób trzecich, żeglowanie osób niepełnoletnich są również sensowne, ale ciągle brakuje mi tego, że zaproszenie do "rzeczowej" dyskusji powtarza się od dawna i jest podobne do efektów "gadających głów" w TV lub wycinka z filmu Rejs. Czekam na jakiś konkretny projekt gnębionej ludności walczącej zaciekle ze "skostniałym i chytrym PZŻ"
Zdecydowałem się na zamieszczenie komentarza bo irytuje mnie dołączana zawsze do tego typu wypowiedzi "preambuła" o czasach komuny. W większości wypowiedzi PZŻ jawi się jak twór, który ograniczał jak tylko mógł życie biednych żeglarzy. Młodzież, nie znająca tamtych czasów oczywiście w to uwierzy i będzie nas traktować jak kombatantów. Np. Teraz szukanie sponsora na dłuższy rejs jest rzeczą normalną i nie budzi moralnych wahań. Dawniej sponsorem było PRL, a właściwie PZPR i działało się podobnie jak teraz czyli szukało się "dojścia". Myślę, że pomostem izolującym przeciętnego żeglarza od ówczesnych władz był PZŻ. Aby mieć większą możliwość manewru prezesem wybierano jakiegoś ministra czy działacza partyjnego wyższego stopnia, który pełnił rolę "parasola".
Pływam od 1964 roku (czsów stalinowskich nie pamiętam). W tym czasie udało się uciec z PRLu na jachtach ok. 20 moich bliskich znajomych. Nikt z nas, członków Klubu, z tego powodu nie miał kłopotów (oprócz czasami rozmów typu wiecie, rozumiecie - proszę porównać z dramatami ludzi w serialu dokumentalnym "Wielkie ucieczki" TVN czwartek).
System stopni i przepisów PZŻ miał, tak myślę, zastosowanie do:
1. ochrony sprzętu "klubowego", a więc państwowego czyli niczyjego przed przedwczesnym zniszczeniem,(Teraz taki mechanizm stwarza to że jacht posiada dużą wartość i ma właściciela który decyduje komu go wypożyczyć)
2. uniknięcia odpowiedzialności przez osoby chwilowo decydujące komu sprzęt powierzyć (Zarząd Klubu).
A czy stopni było za dużo czy za mało to już sprawa dyskusyjna - w każdym razie do opanowania przez przeciętnego człowieka. Nie można zapominać, że nasi nauczyciele (nie jestem taki zdolny jak Pan J. Kuliński, który w jednej z wypowiedzi sprzed lat stwierdził, że żeglarstwa nauczył się sam i nikomu nic nie zawdzięcza), pobierali nauki od przedwojennych kapitanów, a tamci tworzyli żeglarstwo na wzorach branych z Marynarki Wojennej, bo skąd mieli brać!. Stąd chyba wziął się "Regulamin służby jachtowej", który w pływaniu przez te lata nam nie przeszkadzał (może tylko na egzaminie), a w rozdziale o szacunku dla bandery - teraz zarzuconym, wręcz wstydliwym - był bardzo elegancki.
Zapomina się też, że pływanie morskie było bardziej niebezpieczne niż obecnie: mało komunikatów meteo, zakaz wpływania do zagranicznych portów, brak GPS, bawełniane, słabe żagle, brak możliwości radiowego wzywania pomocy, itd. Tzw. pływanie swobodne, jako przeciwieństwo RSJ może mieć i miało zawsze zastosowanie przy rejsach w gronie znajomych. Natomiast przy obcej sobie załodze, co nadal jest najczęstsze, stworzenie systemu podziału obowiązków jest dla wszystkich wygodne i dodatkowo pomaga w jakś sposób uporać się z chorobą morską. A czy to się będzie nazywać RSJ czy umowa towarzyska to już tylko kwestia nazewnictwa.
I jeszcze jedno: powtarza się zawsze zdanie o braku potrzeby "kwitów" w innych krajach a nasze agencje żeglarskie w internecie oferują za ok. 300 zł wymianę patentu, lub kursy na "kwit" ISSA. To potrzeba mieć "kwit" czy nie? - i jak to jest z ubezpieczeniem bez jakiegokolwiek papierka?.Jeśli trzeba to wolę już zapłacić PZŻ - owi. Przecież PZŻ to my - przecież chyba wybieramy Zarząd demokratycznie?.
Przepraszam Pana A. Mazurka, że zbyt daleko odszedłem od treści Jego wypowiedzi, ale gdy zacząłem pisać to jakoś poszło.
Z poważaniem
Władysław Kiełbasiński - Łódź
Do pewnych nieścisłości muszę się odnieść.
Kwity na Zachodzie (RYA, ISSA) owszem są, ale z reguły nie wymagane, lecz pomocne. Zwykle nie są też obowiazkowe ubezpiecznenia, przynajmniej jeśli chodzi o jednostki wolnobieżne, a więc i żaglowe.
PZŻ-towska "demokracja" jest karykaturą jakiej i sam Wielki Łukaszenko by się nie powstydził. Demokracja kończy się na szczeblu klubów (o ile w ogóle kluby wybierają delegatóww wyborach równych, bezpośrednich i tajnych zamiast wyznaczać ich na polecenie "z góry") nie mówiąc już o tym że niezrzeszeni żeglarze nie mają nawet i takiego szczątkowego wpływu na to co dzieje się w Związku w któremu tak czy inaczej podlegają). Na wyższych szczeblach nie ma już demokracji lecz zwykła hucpa. Delegaci klubów żeglarskich (wraz z delegatami podmiotów podszywających się jedynie pod kluby żeglarskie a będących zwykłymi komercyjnymi firmami) a także osobami które czynne prawo wyborcze uzyskują "z urzędu", wybierają prezesów i zarządy OZŻ-tow a także delegatów na związkowy sejmik również w wyborach TAJNYCH. A taka praktyka w przypadku wyborów POŚREDNICH (inaczej niż na szczeblu klubowym) jest czymś niegodziwym, bowiem wyborcy nie mają możliwości rozliczenia swoich delegatów z podjętych decyzji. Nawet jeśli ktoś prześlizgnie się przez takie sito, na szczeblu ogólnozwiązkowym onownie uruchomiony aalogiczny mechanizm wyeliminuje go bardzo szybko. I dlatego mamy takiego prezesa jakiego mamy... "Demokrację" możnaby przywieźć do PZŻ na czołgach, tj poprzez przez wprowadzenia zrządu komisarycznego.
Tomek Janiszewski
"Czekam na jakiś konkretny projekt gnębionej ludności walczącej zaciekle ze "skostniałym i chytrym PZŻ"
Szanowny Panie. Taki projekt już jest. Proszę zajrzeć na www.pfz.org.pl.
To nie my zasługujemy na miano oszołomów, ale obecne władze związku. My zadaliśmy sobie trud aby krytykę połączyć z propozycją. Od samego początku chcieliśmy rozmawiać. Dwukrotnie byliśmy w Warszawie aby porozmawiać i spróbować znaleźć kompromisowe rozwiązanie. Raz rozmawialiśmy z członkami zarządu drugi raz s prezesem związku. Mimo zapewnień, nic dalej się nie działo. Jeszcze kilka miesięcy temu próbowałem w sposób nieformalny zainicjować rozmowy - cisza. Nasze działania są konsekwentne od samego początku, a propozycje, choć ewoluują, to mają na względzie przede wszystkim dobro żeglarzy. Związek potrafił spłodzić dwa niespójne projekty, które sam poddał później ostrej krytyce. To jest rozszczepienie jaźni?
Co do zadań systemu patentów i systemu sprawowanej władzy zarówno w związku jak i w całym kraju - jestem odmiennego zdania. PRL - zrobił jedną pozyteczną rzecz - już odszedł (choć w mentalności wielu jeszcze się pląta jego duch).
Pozdrawiam.
Hasip
Szanowny Panie,
Dziękuję za informację o propozycjach zmian. Może nie wczytałem się zbytnio, ale nie widzę tam niczego specjalnie rewolucyjnego, a dodatkowo, jak rozumiem, jest to prowizorka na okres przejściowy. Interesuje mnie wizja docelowa organizacji żeglarstwa proponowana przez Panów.
Myślę, że przeciętnego człowieka interesuje głównie:
Żeglarzy "zaawansowanych":
Sądzę, że potrzebna jest jakaś organizacja łącząca funkcie organizacyjne z informacyjnymi. Myślę, że 90% ludzi jest "legalistami", którzy dopasują się do przepisów i chciałoby, aby "KTOŚ" to zorganizował i jakiekolwiek ograniczenia nie są natychmiast odbierane przez większość jako OGRANICZENIE WOLNOŚCI OSOBISTEJ i PRAW CZŁOWIEKA i czego tam jeszcze.
A czy ten KTOŚ nazywa się PZŻ czy PCV czy jeszcze inaczej to większości nie obchodzi. Walczmy o to aby wybierać przedstawicieli demokratycznie, a jeżeli jest tam "beton" to raczej nasza wina.
Słowa "Oszołom" nie użyłem i dziękuję Panu, że nie nazwał mnie Pan "Komuchem" jak to jest w większości dyskusji w TV, jak również nie wychwalałem władz PRLu, a nadal sądzę że ówczesne władze PZŻ miały swój udział w tym, że warunki dla żeglarstwa były zdecydowanie lepsze niż np. w NRD. Wrzucanie wszystkiego co było w PRL, łącznie ze szczepieniami przeciw gruźlicy i walką z kułakami do jednego worka jest uproszczeniem.
Z należnym szacunkiem
Władysław Kiełbasiński
Szanowny Panie Władysławie.
Zapewne przeczytał pane jedynie nasze ostatnie uwagi do projektu rozporządzenia. Nasze spojrzenie na "kwitologię" zawarliśmy w projekcie ustawy o żeglarstwie. Pod adresem : http://www.pfz.org.pl/index.php?doc=25 może pan poczytać rzeczony projekt. Wiele z punktów, które pan porusza, znakomicie wypełniają czasopisma zeglarskie dostepne na polskim rynku (np. miesięcznik "Żagle"). Wiele artykułów porusza wspomniane kwestie. Nowo powstające stowarzyszenia (np. Gdańska Federacja Żeglarska - choć skupia "stare" stowarzyszenia, to jednak formuła jest nowością w Polsce, a także stowarzyszenia skupione wokół Polskiej Federacji Żeglarskiej) nakierowują się przede wszystkim na obronę żeglarzy przed zakusami administracji w przeciwieństwie do PZŻ, który nakierowany jeste przedewszystkim na administrowanie i korzyści z tego płynące. Przykłądem tego niech będa ostatnie wypowiedzi osób z kręgu działaczy PZŻ, dla których jedną z największych bolączek braku rozporządzenia jest utrudnienie w karaniu żeglarzy, że o piśmie skierowanym do policji sugerującym jakoby konieczna była wymiana kamizelek na te posiadające atest CE nie wspomnę.
Hasip
Szanowny Panie,
przepraszam, że jestem taki natrętny, i daleko odszedłem od pierwotnego wątku, który już, myślę, skończyliśmy> Pana spojrzenie jest dużo szersze, ale nie mogę się powstrzymać od jeszcze jednego listu.
Z żeglarstwem dla zwykłego człowieka jest jak z zakupem nowej pralki czy chęcią pojechania na wycieczkę zagraniczną. Oczywiście jest dużo pism które podają parametry fabryczne lub oferty firm, ale w żadnym nie dowie się jaką zakupić (zakaz reklamy). Biura podróży stworzyły jakąś organizację, w której można sprawdzić wiarygodność biura. Myślę, że większość ludzi chętnie zapłaci parę złotych byle tylko wiedzieć gdzie szybko uzyskać rzetelną informację aby mieć pewność, że swój urlop spedzi w sposób zaplanowany, kupi jacht, z którym będzie wiedział co zrobić.
Znajomi ciągle mnie pytają ("pływasz od tylu lat to musisz wiedzieć...") gdzie wysłać dzieci, aby nauczyły się żeglarstwa. Dorosły na kiepsko zorganizowanym obozie najwyżej popije więcej niż normalnie, zapłaci za patent i jakoś da sobie radę - większość ludzi, wbrew ustawodawcom, z czym się z Panem zgadzam, ma bardzo rozwinięty odruch samozachowawczy. Co innego młodzież. - warto żeby pokochała żeglarstwo, te trochę romantyzmu, obowiązkowości itd (znowu używam niemodnych słów), a nie tylko śpiewała szanty w knajpie np. w Mikołajkach. Proszę powyższe wziąć pod uwagę przy działaniach na rzecz poprawy organizacji żeglarstwa.
Dziękuję za link o wizji żeglarstwa - w spokoju przeczytam. W międzyczasie zrobiłem przegląd Pana działalności i podziwiam spokój z jakim odpowiada Pan na "uderzenia nie fair" - chodzi mi o odpowiedzi na zarzuty, że jest Pan z zawodu doradcą podatkowym, to natychmiast MUSI Pan mieć interes, żeby przepisy zagmatwać! - ani słowa o istocie sprawy!!!!!!
Dziękuję więc za uwagę i życzę powodzenia na tym ugorze.
Z poważaniem
W. Kiełbasiński
Szanowny Panie.
Cóż mogę powiedzieć na temat który Pan porusza?.... Organizacje żeglarskie (żeglarzy), które mają za cel bronienie interesu swoich członków dopiero właściwie powstają i są na etapie raczkowania. Podobnie jest z innymi instytucjami o charakterze konsumenckim w tej branzy. Co do pracy u podstaw.... w ten łykend malowane były kolejne 3 jachciki klasy nawo spider 430 duet, które pod naszym patronatem budowane są w jednej ze szkół.
Drugi aspekt - kopanie po kostkach - wielu po prostu nie mając argumentów na zbicie tez rozmówcy stara się atakować osobę. Prymitywny chwyt erystyczny i na mnie już nie działa, a natychmiast pokazuje poziom dyskutanta. :)))))
Pozdrawiam
Hasip.