Nie wiem dlaczego Zbigniew Klimczak posądza mnie o maksymalizm. Zawsze hołdowałem zasadzie - daj mi paluszek, a spróbuję wyrwać ci pozostałe. Tyle razy optowałem za polityką kolejnych, choćby małych kroków, byle w dobrym kierunku. Funkcjonujący do ubiegłego roku system patentów był owocem kompromisów, często zgniłych kompromisów, ale nie da się ukryć, ze był tak dziurawy, ze prawie cała swoboda żeglugi morskiej zaczęła się przez niego chyłkiem, bo chyłkiem ale przeczołgiwać. Stanowisko GFŻ nie jest haslem NICEA LUB ŚMIERĆ, ale bez taktycznych gier i podchodów wskazuje docelowy, strategiczny kierunek. Wydaje mi się, że taki manifest zabezpiecza tyły negocjatorom naszej strony. Aby doszło do kompromisu - trzeba z czegoś popuszczać. A potem... to się zobaczy :-)))
Poczytajcie rozważania Zbyszka ! Zachęcam !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
______________
Manifest zamiast opinii
czyli jak oddać kolejne pole walki przeciwnikowi.
Trochę niżej jest news mojego Przyjaciela o tym co się ostatnio działo w GFŻ. W jednym z dokumentów, ważnych dokumentów w sprawie jaką żyje środowisko żeglarzy, zwolenników liberalizacji a więc i ja, czytam :
"Z tego też powodu do czasu zaprezentowania projektu zmian Ustawy o kulturze fizycznej można oczekiwać zamiast konstruktywnych propozycji wyłącznie mało konstruktywnej krytyki do prowadzenia której, Gdańska Federacja Żeglarska nie chciałaby być zmuszana."
To jest fragment końcowy Listu do Ministra Sportu, który zwrócił się do tejże Federacji z prośbą o zaopiniowanie projektu Rozporządzenia wykonawczego do Ustawy Sejmowej.
Zgadzam się z tym, że właściwym rozwiązaniem problemu jest ostateczne rozdzielenie sportu od rekreacji, zgadzam się z tym, że to jak uprawiam moje hobby jest moją osobistą sprawą , jak długo nie naruszam jakichś przepisów ale na Neptuna, czy tak prosta prawda, że ruch i rozwój to proces ciągły od punktu A do punktu B, nigdy do nas nie dotrze? Czy zawsze walce o słuszny cel ma przyświecać hasło "wszystko albo nic" , co zawsze kończy się "nic"?
- Czy Ustawa o kulturze fizycznej, uchwalona w ub.r mogła być lepsza? Moim zdaniem TAK.
- Czy mogło dojść do korzystnej w sumie koalicji zwycięskich Partii ? Moim zdaniem TAK.
- Czy Rozporządzenie do tej Ustawy mogło być lepsze? Moim zdaniem TAK po trzykroć TAK
Mogło ale się zmogło. Bez skutku próbowałem ekipie oddelegowanej do sejmu tłumaczyć, że percepcja posłów ma swoje granice, nośność argumentów o zagrożeniu bezpieczeństwa dla ludzi nie znających się na żeglarstwie jest duża, że kompromis jest sztuką osiągania celów długofalowych. Niestety, metodą "wszystko albo nic" nawet ze mną nie dyskutowano, po prostu stałem się trędowaty. Jeden z poważnych przedstawicieli przeciwnika, na pytanie dlaczego tak konserwatywne prezentują stanowisko, odpowiedział, że jeśli do stołu siada ktoś, kto wyznaje przytoczoną zasadę tym samym determinuje zachowanie przy stole adwersarza. Wet za wet ale do posłów bardziej przemówiła "troska o życie żeglarzy" od haseł wolności osobistej. Pomyje jakie w tym czasie w internecie wylewano na głowy przeciwników tylko to stanowisko usztywniły a u posłów wywołało poczucie wielkiej krzywdy wyrządzanej obrońcom ładu i bezpieczeństwa. Część z tych zapalonych kibiców w momencie przegranej w Sejmie nie zawahała się bluznąć na naszych przedstawicieli..
Nie powiedziałem wtedy z satysfakcją " a nie mówiłem" lecz napisaliśmy z Rochem Wróblewskim do "Żagli" , że sam fakt pojawienia się w Sejmie przedstawicieli środowiska jest olbrzymim sukcesem. Ale na wcześniej postawione pytanie, czy Ustawa mogła być lepsza (nie idealna - po prostu idąca bardziej do przodu), odpowiadam z całą stanowczością - tak, mogła być lepsza a o ile, to zależało od umiejętności graczy i stosowanej taktyki. Zawiodło jedno i drugie a przedstawiciele PZŻ otrzymali wspaniały prezent przy stole negocjacyjnym. Nie musieli już prawie nic robić tylko podpuszczać posłów.
Czy Rozporządzenie do tej kiepskiej Ustawy mogło być lepsze? Ależ oczywiście! Ale nie w warunkach rozpętanej przez wielu nagonki na autorów tych projektów. Głosy polemizujące i pokazujące lepsze rozwiązania w meritum sprawy znowu utonęły w kalumniach.
Wiem, że wielu z nas, przyjmując sprawy jakimi są, chciało ten dokument na tyle na ile to możliwe, poprawiać. Wskazywało ministerstwu jak to można uczynić. Jeśli ostatni projekt Rozporządzenia wnosi pewne zmiany na lepsze, to jest to właśnie ich zasługa. Wielu zrozumiało, że mleko się wylało i teraz trzeba pozbierać co się da. Przecież wszyscy wiedzą i większość akceptowała projekt nowej Ustawy, na którą dopiero przyjdzie właściwy moment. Większość wie, że Minister może pokazać inicjatywę ustawodawczą, ale dużo lepiej jest aby ta inicjatywa wyszła od posłów. To ludzkie, oni to będą uchwalać, więc nie namawiajmy ministra aby pisał projekt Ustawy kiedy on nas prosi o opinię. Opinię do Rozporządzenia które czy mu się podoba czy nie, musi wydać.
Szanowny mój Przyjacielu, zawsze zgadzałem się z Tobą co do celu jaki nam obu przyświeca ale nie zawsze co do sposobu docierania do celu. Z najwyższą troską i przykrością stwierdzam, że votum separatum GFŻ, w tej sytuacji, jest olbrzymim błędem. To co głosi ten List w konkluzji, jest dobre, ale powinno być poprzedzone rzetelną opinią o projekcie i wskazaniu dróg jego poprawy. Czy nam się podoba czy nie, nowa Ustawa jeśli zostanie kiedyś uchwalona, to wody w Wiśle upłynie sporo. A do tego czasu.....? Do tego czasu zmarnowaliśmy okazję aby było ciutek lepiej. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje podejście, podejście pragmatyka, sklerotyka, znającego życie, biurokrację i zasady pogrywania jest niepopularne a nawet daje asumpt niektórym fanatycznym wyznawcom metody "wszystko albo nic", do stawiania mi zarzutu obrony interesów Związku. Powiem nieskromnie, bo jak i Ty, skromny nie jestem, że pójście proponowaną przez mnie drogą na pewno by do celu nas dzisiaj nie doprowadziło ... ale byłby on już znacznie bliżej. Myślę, że o to właśnie w tym "biznesie" chodzi, konsekwentnie dążyć do celu zamiast każdorazowo z hukiem, bohatersko ginąć.
Wiem jaką burzę ten list wywoła, ale te myśli gnębiły mnie od dawna i musiały wreszcie się wylać. Przyszło mi to tym łatwiej, ponieważ spakowany, znikam na długo i zamiast odbierania batów będę słuchał wraz z lepszą połową załogi, śpiewu ptaków i pluskotu fal o burty s/y "Batiara"!
Żyj wiecznie Don Jorge
Nie pozbawiaj mnie broń Boże swojej przyjaźni
Szczerze oddany
Batiarek /ki/
A może by napisać ustawę o żeglarstwie rekreacyjnym wyłączająca to żeglarstwo z pojęcia sport (tak jak jazda na "góralu" po parku nie jest kolarstwem w Giro d'italia) oraz wyłączającą je z działania Kodeksu Morskiego?
czy to satysfakcjonuje?
http://www.pfz.org.pl/index.php?doc=25
jacek
Szanowny Jacku,
przecież o tym piszę, że projekt ten istnieje i bardzo go poparłem. Mam nadzieję, że dojdzie w sejmie do dyskusji i uchwalenia, to kwestia czasu. Podniosłem problem na dziś a dziś mamy do czynienia z przymusem wydanie przez ministra Rozporządzenia wykonawczego do aktualnej ustawy. Czy to nierozsądne starać się aby już dziś coś bylo lepiej? Będę wdzięczny za choć raz zrozumienie moich intencji. Kompleksowe uregulowanie tej sprawy w nowej ustawie wsparłem już dawno i nie ma sensu do tego wracać. Tą drogą należy kroczyć ale zbytnim optymizmem jest oczekiwanie, że ostateczny kształt ustawy będzie dokładnie odpowiadał projektowi. Tak w życiu nie bywa a tendencje biurokratów nie tylko naszych ale i UE mogą nam sprawić przykrą niespodziankę. Już teraz radzę się przygotować na kolejny kompromis, zamiast "Nicea albo śmierć". to moje osobiste zdanie a i muszę przypomnieć, że mój Przyjaciel J.J. Sydow o takich zakusach biurokratów pisał już w 1996 r.
Obaj zapewne chcielibyśmy się w tej kwestii mylić.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Wielce Szanowny Zbyszku!
Tak to jest jak się prawie razem pisze :-) Odpowiedziałem Andrzejowi Remiszewskiemu o 21:19:55 a Ty zamieściłeś podobny tekst o 21:24:00.
Ale wróćmy do rzeczy. Oczywiście trzeba się cieszyć z małych zwycięstw pamiętać jednak należy, że tak jak przy poważnym schorzeniu, jakie toczy polskie żeglarstwo, lepszy będzie radykalny zabieg czy długotrwała terapia? Odpowiedź niby prosta lecz obaw pacjenta nie można lekceważyć. Publikując projekt naszej ustawy daliśmy wybór. A przed wyborem nie stoi tylko administracja ale stoimy i my żeglarze i społeczeństwo. Czasem zachowujemy się, jak głosi anegdota, pewna Rosjanka która stojąc na Dworcu Centralnym w Warszawie nie mogła zrozumieć jak można bez bumagi pojechać do innego województwa. Rzecz niepojęta w ZSSR. Teraz musimy przekonywać do naszych racji i naszej terapii. Musimy również wykazywać kiedy proponowane przez konserwatywnych uzdrowicieli sposoby leczenia będą równie skuteczne jak leczenie syfilisu pudrem. Czy mamy się godzić na taką terapię? Oczywiście każda poprawa zdrowia pacjenta musi cieszyć i w obowiązku lekarza jest nieustannie dążyć do wyleczenia lecz niektórzy w swoim sumieniu postanowili zaakcentować swoja dezaprobatę dla proponowanych metod leczenia. Ja tak odbieram postawę GFŻ, może postawienie w ten sposób sprawy spowoduje chwilę zastanowienia i refleksji dlaczego to nawet gadać z nami nie chcą?
Jacek
Andrzeju, ja też spostrzegłem prawie równoczesną reakcję nas obu. pewno bym nie napisał mojego.
Co do reszty, to masz za dobre wyobrażenie o władzy. Moim zdaniem GFŻ już niczego nie dostanie do opiniowania - to tylko moje zdanie.
pozdrawiam
Zbyszek
Zdajemy sobie jednak sprawę, że obecnie istniejący konflikt obowiązków (wydać wadliwy akt prawny czy też nie wydać w ogóle) ministra po uwzględnieniu interesu żeglarzy skłania ku temu aby taki akt prawny powstał. Zważywszy na to, że w niedługim czasie mają się rozpocząć prace nad nowelizacją m.in. art. 53a ustawy o kulturze fizycznej, można na bazie obecnego projektu opracować rozporządzenie na okres przejściowy, uwzględniając stan zastany a także postulowany."
To jest fragment z listów wysłanych do msport pod koniec kwietnia i na początku maja 2006 (opinie do ostatnich projektów).
Hasip
i to jest właściwe podejście, uwzględniające doraźne interesy żeglarzy i zaliczek na żeglarzy.
Osobiście znałem to pismo ale dobrze, że inni się dowiedzą i pzrekona to ich aby już nie kibicować zatzrymaniu Rozporządzenia. Zresztą to i tak niemożliwe, bo minister może odpowiedzieć za niewydanie jego, zrezstą i tak po czasie.
pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
A mi sie taka równoległa reakcja podoba!
Fakt, że nie doczytałem projektu PFŻ, odłożyłem go kiedyś "na jutro" i zrobił się nowy rok...
Generalnie: należy mieć maksymalne cele ale można osiągać je po kawałku. A antagonizowanie przeciwników tylko ich usztywnia i mnoży liczebnie.
Oczywiście, że tak ! Projekt ustawy redakcji zespołu z PFŻ, publikowany i wiszący na ich stronie tak to widzi. Ale to przyszłość, oby niezbyt odległa. Do tego czasu takie zapisy, że dwa ostatnie stopnie uzyskuje się tylko na podstawie praktyki a nie "rozbójnika" w skrocie mówiąc, są krokiem do przodu i Pan Minister tą poprawką utarł PZŻ-towi nosa, są warte pozytywnego zdyskontowania. Powrót do stopnia dla młodzieży tez uważam za dobry pomysł, choś to raczej zwycięstwo Związku, bo to najbardziej nosna finansowo grupa. brak jeszcze zniesienia przymusu szkolenia i monopolu Związku w postaci nie uznania certyfikatów zagranicznych. Szkoda.
Zbigniew Klimczak
Wszyscy dowódcy świata wiedzą, że gdy przeciwnik jest silniejszy, to frontalny atak nie ma sensu. Wojna podjazdowa, "skubanie" przeciwnika, osłabianie jego pozycji i wpływów to droga wprawdzie dłuższa, ale w efekcie skuteczniejsza. Dlatego zgadzam się z Tobą Zbyszku, że należy mozolnie działać osiągając kolejne, nawet drobne korzyści. A do frontalnego ataku to mozna przystąpić dopiero wtedy, gdy wpływy przeciwnika osłabną, albo uda się pozyskać znacząca liczbę sprzymierzeńców.
A ze sprzymierzeńcami to na razie jest nie za tęgo. Hasła zapewnienia bezpieczeństwa są bardzo nośne, zwłaszcza wśród ludzi nie znających zagadnienia. A większość decydentów, to własnie ludzie nie znający zagadnienia. I nie ma co liczyć, że będa chcieli dogłębnie je poznać. Nie oszukujmy się. Dla nich temat zeglarstwa jest tematem na tyle marginalnym, że zmuszeni do zajmowania się nim (ustawa, rozporzadzenia), będa starali się stracić jak najmniej czasu. A to z kolei oznacza, że jeżeli będa mieli jakiekolwiek wątpliwości, to prędzej ulegną hasłom p.t. "bezpieczeństwo na wodzie" i nie podejmą ryzyka (w ich pojęciu) liberalizacji. Smutne ale chyba prawdziwe.
Pozdrawiam
Mariusz Główka
PS. Życzę Ci wspaniałego rejsu.
Nic dodać nic ująć! To dla mnie duża pociecha, że są ludzie podzielający te skąd inąd proste poglądy. Dziękuję Ci za wsparcie jak i życzenia. jest jeszcze jeden delikatny problem z istnienia którego wielu kolegów nie zdaje sobie sprawy. Uważam, że jeśli dojdzie do poważnej debaty o rozdziale sportu i rekreacji, wypłynie z całą ostrością problem komercji z wszystkimi tego konsekwencjami. To się wielu nie spodoba. Córka przyjaciela ma na j. Ontario jacht i zapewniał mnie, że sobie popływam. Niestety- uświadomiła mi, że nie może dać mi jachtu do dyspozycji tylko może mnie powozić. W przeciwnym wypadku podnieśli by jej poważnie składkę ubezpieczeniową i dowalili podatek. Kanada to ten z krajów, gdzie nie trzeba żadnych patentów ani świadectw radiotelefonistów ! Będzie jeszcze bardzo ciekawie a droga daleka dlatego ważne jest to "wyrywanie psu kości z pyska", jak sam piszesz.
pozdrawiam
Zbyszek
Przewrotnie zadam pytanie. Czy to nie jest już osiągnięciem, że nie mamy żadnego przepisu? Obecnie jest taki stan o jaki przynajmniej mi chodzi. Decyzja o szkoleniu, akwenie i jachcie należy do osóbki chcącej popróbować żagli. Szkoły żeglarskie istnieć nie przestały i nie przestaną, jeśli istnieje zapotrzebowanie (wg mnie z mentalności radzieckiej się wywodzące) na dokie ustrzegument z pieczątką - niech szkoły wystawiają ozdobne dyplomy - szkoła znana dyplom szanowany i na to warto zapracować. Właściciele łodzi sami podejmą decyzję czy łódź oddać w czarter delikwentowi czy nie. W końcu to ich łódź. Przed ewentualnymi wypadkami na morzu patenty nie ustrzegą (patrz statystyka kapitanów w roku 2005). A efekt braku przepisów rozporządzenia będzie taki:
po sezonie 2006 okaże się, że wszystko jest normalnie tzn. wypadków jak zwykle, szkolących jak zwykle, korzystających jeszcze jak zwykle a wtedy argumenty o bezpieczeństwie trochę zwitczeją i osłabnie strach wśród notabli przed podjęciem decyzji, że pływać wolno tylko dbać o siebie na własny rachunek. I dlatego wg mnie niech lepiej nie będzie żadnego rozporządzenia niż jakiś "potworek" zrobiony na szybko. Zbyszku chcę cię tylko przekonać do jednej zasady: "Przepis nie jest lekarstwem na wszystko".
pozdrawiam
krzysztof klocek
Ja już na p.r.z. napisałem, że bardzo bym się cieszył jakby rozporządzenie do Ustawy o KF nie weszło do końca sezonu. Wtedy okazałoby się, że tak naprawdę nic się nie dzieje i byłby to niesamowity argument dla zwolenników liberalizacji żeglarstwa w naszym kraju. A taki argument to właśnie jedna z form osłabiania wpływów przeciwnika, o której pisałem w poprzednim poście.
Krzysztofie,
z mojego punktu widzenia, jak i twojego, święta racja. Mając świstki, jachty, to wszystko co się dzieje w Polsce może nas ew. cieszyć a raczej zwisać. Ale zbyt łatwo prześlizgujesz się nad tymi problemami, które mają ludzie bez patentów oraz firmami czarterowymi. Dadzą lub nie! Policja pozwoli ,lub nie! To nie fair wobec nich, bo nie dadzą nikomu jachtów a wśród policjantów tez nie ma jednolitego poglądu. Jednym słowem wielki stres. Więc zastosowanie metody im gorzej tym lepiej też nie leży w ogólnie pojetym interesie żeglarzy. To kiepskie rozumowanie - tak sądzę!
Zbigniew Klimczak
Moje stanowisko odebrałeś w sposób zbyt przerysowany. Nigdy nie byłem i nie jestem zwolennikiem zasady "im gorzej tym lepiej" bo nawet językowo jest ona nie logiczna. Problem polega na tym, że brak jest świadomości o stanie prawnym wśród uczestników rynku (czarterowiczach, czarterujących, policji itp) ale naprawa tego leży w rękach szkół żeglarskich, portalach internetowych, czasopismach dla zainteresowanych i ... ofertach czarterujących. Co do policji to ona nie ma nic do pozwalania a jedynie do przestrzegania prawa. Jeśli jest jakich bardzo nieprzychylny funkcjonariusz to sprawę tę należy wyjaśnić lokalnie (czarterujący, gmina, komendant itp). Co do oddania łodzi w najem (uważam to za lepsze określenie w przypadku żaglówek niż czarter) to właściciele tych łodzi mogą poprosić o zaświadczenie o ukończeniu kursu (dyplom) lub np. stary patent PZŻ, ISSA, RYA itp. Wg mnie tgo typu potwierdzenia byłyby wystarczające (są to "dokumenty potwierdzające posiadane kwalifikacje"), bo posiadanie patentu nie daje pewności właścicielowi sprzętu, że korzystający jego nie zniszczy. Mało tego, jeśli korzystający nie ma dyplomów itp to czasami wystarczy sprawdzenie przez obsługę jego przygotowań i manewrów w porcie aby podjąć decyzję o wypożyczeniu. Nie wierzę w to, że właściciel sprzętu widząc jak delikwent "rozbija" się po porcie zamyka spokojnie oczy gdyż delikwent okazał patent. Tak więc uważam, że należy informować ldzi o tym, że można żeglować ale namawiać i przedstawiać im korzyści z odbycia szkolenia i jak najwięcej pisać o sprawach dla doświadczonych oczywistych ale koniecznych dla tych na dorobku (jak ja). I tu widzę rolę dla PZŻ, urzędów morskich i tych od śródlądowych szlaków, BHMW itp instytucji. W innym komentarzu napisałem o polsko - niemieckich mapach, że posiadają ksiązeczki łatwe, czytelne i treściwe jak bezpiecznie żeglować. Niestety tylko w języku niemieckim choć inne materiały są dwu języczne. Co lepsze patent czy wiadomości?
Nie będę się sprzeczał z tym przerysowaniem. To tylko słowa ale dalej nie widzę nic dobrego w sytuacji jaka zaistniała. Tylko, Krzysztofie, dyskusja zbacza z drogi. Już dawno unikam dyskusji na temat przyszłości "liberalizacji", niech robią to inni. celem tego newsa bylo tylko wylkazanie, że GFŻ mimo wszystko popełniła błąd taktyczny. Walczyliśmy o prawo do konsultacji a tymczasem....?
Ten ich tekst byłby doskonały na zakończenie a wcześniej kilka słów otuchy dla ministra, że zniesienie egzaminów na dwa ostatnie stopnie, czyli w praktyce ustanowienie "tylko" dwóch patentów, jeden na śródlądzie a drugi na morze, jest dobrym krokiem i należy jeszcze to i to...itd.
Że widzimy u Pana Ministra rosnące zrozumienie dla tych problemów więc może w następne ustawie uda się je ostatecznie uregulować. Dlatego uważamy,, że ........I teraz dopiero ten tekst GFŻ. Każdy człowiek potrzebuje trochę pochwał, to motywuje. Takie podejście szłoby w kierunku, jak to napisał Mariusz, szukania sprzymieżeńców i wbijania klina. Prawników to my ci mamy doskonałych ale z taktyką jest gorzej. Co rzekłszy, pozdrawiam
Zbigniew Klimczak
Poruszyłeś bardzo ważny temat. Ja już kiedyś pisałem, że na iluś tam ludzi, moich znajomych żeglarzy (ok 10), większości nie uświadamiała sobie istniejacych patologii. Po prostu "tak było zawsze" - "władza żeglarska", patenty, rygory it.d. i tyle. Zresztą, do połowy zeszłego roku ja tez tego sobie nie uświadamiałem. Po moich wywodach niektórzy z nich zaczeli coś dostrzegać. Myślę, że jezeli uda się uświadomić naszym kolegom te "nienormalności", to już połowa sukcesu (albo więcej). Dalej to już tylko lawina.
Mariusz
Powiem jeszcze inaczej - obecny stan rzeczty ma szanse na psychiczne wyzwolenie sie żeglarzy spod iluzorycznej kurateli związku, która do tej pory dawała fałszywe uspokojenie posiadanym "patentem".
Może wreszcie ludzie zrozumieją, iz uczyć żeglować należy sie dla siebie a nie dla patentu i pod egzamin a odpowiedzialność z tytułu błędów spoczywa na nich a nie kryje sie pod płaszczykiem papierka (mam wiec umiem).
Tutaj upatrywałbym plusy obecnego stanu rzeczy.
Pzdr
Kocur
Witaj Zbyszku
Wybacz ale zgadzam sie całkowicie a Szamanem.
Problem firm czarterowych w świetle uzmysłowienia "narodowi" banialuków w stylu "potopią się" i podobnych jest mi obojetny.
Dla mnie wazniejsze jest aby skutkiem obecnego stanu prawnego lub też właściwie jego braku było odparcie wszelkich w/w "argumentów" naszych przeciwników.
Wtedy mamy szansę na inne spojrzenie na nasze propozycje przez głosujących ustawodawców.
A problem czarterowni i szkólek ? - cóż, kazda rewolucja wymaga ofiar tym bardziej, ze ...... ta ofiara nie moja.
A policja i inspektoraty tez wiedzą, że wszelkie próby kontroli sa póki co skazane na niepowodzenie.
Na WJM nikt nikogo nie kontroluje. I nie sadzę aby skonczyło sie to gorzej niż zwykle.
Także teza jw.
Pzdr serd.
Kocur
Popłynąłem na morze, ( co prawda na krótko ) wróciłem, a tu to samo bicie piany ( przepraszam sz. korespondentów ) :-((
Stopy wody pod kilem!
Biały Wieloryb
(Marek Popiel)
http://whale.kompas.net.pl
Tylko z dobrze ubitej piany powstają pyszne bezy:)))
pozdrawiam
kk